Królowa Ginewra i sir Tristan
Ginewra pchnęła drzwi i znalazła się w mauzoleum. Oddychała powoli i ciężko. Nerwowo przełknęła ślinę. Przed nią stały grobowce dwojga kochanków. Z tego należącego do Tristana wyrastał niebotyczny gąszcz gałęzi, które oplatały drugi, w którym snem wiecznym spała Izolda.
Królowa Camelotu obserwowała sarkofagi z melancholią i żalem. Czyż ona tak samo, jak Izolda nie kochała dwóch mężczyzn - króla i jego rycerza - jednocześnie? Czyż nie odebrała Lancelota tej ślicznej Elaine (mimo, że nie mógł być naprawdę jej - Ginewry), tak jak żona króla Marka pozbawiła małżeńskiego szczęścia tę nieszczęsną dziewczynę o Białych Dłoniach?
Ginewra wyciągnęła z fałd sukni maleńką porcelanową buteleczkę, którą dawno temu ofiarowała jej szwagierka - czarodziejka Morgana.
"Będziesz wiedziała, kiedy go użyć", powiedziała złowrogo siostra Artura. Przez 20 lat eliksir pozostał nietknięty. Teraz go potrzebowała.
Odkorkowała buteleczkę i energicznie skropiła nią kwiaty głogu. Błękitno-zielona mgła zasnuła mauzoleum, a kiedy opadła, przed żoną króla Artura stał widmowy młodzieniec, najwyżej 20-letni. Duch zaklęty w roślinie.
Pochylił głowę.
- Pani.
- Tristanie - odpowiedziała.
Przez chwilę oboje milczeli.
- Zostawiłam Artura - oznajmiła po chwili.
Chłopka przekrzywił głowę.
- To znaczy... przyszłaś się m n i e spytać, czy powinnaś zostać z Lancelotem.
Przytaknęła.
- Bardzo go przypominasz, możesz domyślać się, co czuje będąc moim ukochanym, a zarazem... najbliższym druhem mego męża.
Tristan spojrzał na nią z bólem.
- Ty naprawdę uważasz, że jestem do n i e g o podobny? - Potrząsnął głową. - Marek był moim wujem i panem. Artur i Lancelot traktują się, jak równi sobie przyjaciele.
- Nie są już przyjaciółmi! - jęknęła Ginewra. - Poróżniłam ich!
Duch wzruszył ramionami.
- Mój wuj nigdy naprawdę nie miał pewności, co do mnie i Izoldy. A Artur zyskał ją, odkąd zobaczył was dwoje w twoim łożu.
- Dlatego wyjechaliśmy - szepnęła królowa. - Chcemy być razem...
- Nie, nie chcecie. Ginewro, ty już podjęłaś decyzję. Nie chcesz wojny między twoim kochankiem, a mężem. Zamierzasz zrezygnować na zawsze z Lancelota, prawda?
Zapadła głucha cisza.
- Nie wiem, jak mam mu to powiedzieć - wyznała niepewnie władczyni. - Tak wiele dla mnie poświęcił. Zbrukał swój honor i kodeks, w który wierzył...
- Po prostu mu powiedz. On poczuje ulgę. Ja nie umiałem nigdy zapomnieć Izoldy, a moja żona nigdy nie zaznała mojej miłości. Natomiast Lancelot próbował znaleźć własne szczęście. Czyż Elaine nie dała mu syna? Porzucił ją i wrócił do ciebie, bo sama tego żądałaś.
Ginewra zachłysnęła się tym stwierdzeniem. Czyżby duch zmarłego miał rację? Naprawdę byłą tak egoistyczna i samolubna?
- Więc.... powinnam wrócić do Artura? Myślisz, że mnie przyjmie? Jak Marek Izoldę?
Tristan uśmiechnął się smutno.
- Chyba wiesz, że Artur miał przed tobą inną kobietę! Teraz ona jest znowu przy nim.
"Morgana", pomyślała Ginewra z bólem.
- Dziękuję, że uświadomiłeś mi prawdę.
Widmo młodzieńca rozwiało się. Ginewra spojrzała gdzieś przed siebie. Zrozumiałą, że z własnej winy straciła wszystko. Zniszczyła osoby, które najbardziej kochała. Znalazła się sama w ponurym, wrogim świecie. "Idę do klasztoru".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro