Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32


Gdy już myślałam, że to koniec i mogę odetchnąć, drzwi pomieszczenia otworzyły się z hukiem. Do środka wszedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna – ten sam, który wcześniej mnie porwał. W jego oczach była czysta determinacja, a jego twarz wykrzywiał grymas złości.

– Minji, myślałem, że masz to pod kontrolą – rzucił surowo, zbliżając się do niej.

Minji, która klęczała na ziemi, uniosła głowę i spojrzała na niego zdezorientowana.

– To już nie ma znaczenia, Donghoon – powiedziała cicho, ocierając łzy. – Wszystko się skończyło.

– Nie, jeszcze nie – warknął mężczyzna. Jego spojrzenie spoczęło na Jay'u, który nadal trzymał mnie w swoich ramionach.

Donghoon bez ostrzeżenia rzucił się na Jay'a, zadając mu pierwszy cios. Jay odepchnął mnie na bok, bym była poza zasięgiem, i od razu stanął w pozycji obronnej.

– Zostaw ich, Donghoon! – krzyknęła Minji, ale jej głos nie zrobił na nim wrażenia.

Jay unikał kolejnych ciosów, starając się nie dopuścić do tego, by Donghoon zrobił mu większą krzywdę. Ich walka była chaotyczna, a dźwięki uderzeń i ciężkich oddechów wypełniały pomieszczenie.

– Jay! – krzyknęłam, próbując się podnieść, ale byłam zbyt słaba.

Donghoon przewrócił Jay'a na ziemię i zamachnął się, by zadać kolejny cios. Wtedy Jay wykorzystał moment nieuwagi i przewrócił napastnika, unieruchamiając go na chwilę.

– Minji, jeśli masz odrobinę rozsądku, powiedz mu, żeby przestał! – krzyknął Jay, patrząc na nią.

Minji stała z boku, jakby sparaliżowana. Jej twarz wyrażała mieszankę przerażenia i poczucia winy. W końcu zaczęła krzyczeć:

– Donghoon, przestań! To już nie ma sensu!

Donghoon zamarł na chwilę, słysząc jej słowa. Jay wykorzystał tę chwilę, by go całkowicie obezwładnić. Przytrzymywał go mocno, oddychając ciężko.

– To koniec – powiedział Jay, patrząc w oczy mężczyzny. – Przegrałeś.

Minji podeszła do nich, jej ciało drżało.

– Donghoon, przepraszam – wyszeptała. – To nie miało tak wyglądać.

Donghoon spojrzał na nią z rozczarowaniem, a potem przeniósł wzrok na mnie.

– Wszystko przez nią – powiedział zimno. – Zniszczyła wszystko.

Jay puścił go w końcu, odpychając na bok. Donghoon powoli podniósł się na nogi i rzucił Jay'owi ostatnie złowrogie spojrzenie, zanim odszedł.

Minji stała w miejscu, jakby nie wiedziała, co zrobić. Jay podszedł do mnie i pomógł mi wstać, trzymając mnie mocno, bym nie upadła.

– To już naprawdę koniec – powiedział cicho, patrząc mi w oczy.

Nie wiedziałam, czy mu wierzyć, ale chciałam w to wierzyć. Moje ciało było zmęczone, a emocje, które przetoczyły się przez mnie tego dnia, pozostawiły mnie na skraju wyczerpania.

– Chodźmy stąd – powiedział Jay, obejmując mnie ramieniem i prowadząc w stronę drzwi.

Gdy Jay pomagał mi dojść do drzwi, w pomieszczeniu zapanowała złowieszcza cisza. Myślałam, że to już koniec, że możemy uciec, ale nagle za naszymi plecami rozległ się dziki krzyk.

Odwróciłam się i zobaczyłam Minji, która w szale rzuciła się w naszą stronę z nożem w ręku. Jej twarz wykrzywiał grymas czystej nienawiści, a oczy były pełne łez i gniewu.

– NIE MOŻECIE TAK PO PROSTU ODEJŚĆ! – krzyczała, wymachując nożem. – ZRUJNOWAŁAŚ WSZYSTKO!

Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Jay błyskawicznie zareagował. Pchnął mnie na bok i osłonił swoim ciałem. Minji zamachnęła się, a ostrze przecięło powietrze, trafiając w jego ramię.

– Jay! – wrzasnęłam, widząc, jak nóż wbija się w jego ciało.

Jay syknął z bólu, ale nie puścił mnie. Chwycił Minji za nadgarstek, starając się wyrwać jej nóż. Kobieta jednak walczyła z całą swoją desperacją, rzucając się na niego jak opętana.

– Myślałaś, że możesz po prostu zabrać mi wszystko?! – wrzeszczała, próbując wyrwać się z uścisku.

Jay, choć ranny, zdołał odtrącić jej rękę, a nóż wypadł na podłogę z metalicznym brzękiem. Minji próbowała jeszcze raz się rzucić, ale Jay odepchnął ją na ścianę.

– Minji, dość! – warknął przez zaciśnięte zęby. Jego głos był pełen gniewu, ale też bólu. – Zrujnowałaś wszystko sama. Nikt ci tego nie zrobił.

Minji osunęła się na podłogę, łapiąc się za głowę. Jej ciało zaczęło się trząść, a z ust wydobył się zdławiony szloch.

Jay cofnął się, a ja podbiegłam do niego, trzymając go za ramiona.

– Jay, krwawisz – powiedziałam z drżącym głosem, przyglądając się ranie na jego ramieniu.

– To nic – odpowiedział, choć było jasne, że ból był dotkliwy. Jego dłoń spoczęła na moim policzku. – Wszystko w porządku?

Nie mogłam powstrzymać łez. Przytaknęłam, ale czułam, jak cała się trzęsę.

W tym momencie drzwi do pomieszczenia otworzyły się z hukiem, a do środka wbiegła grupa policjantów. Musieliśmy ich wezwać wcześniej, ale nie pamiętałam już dokładnie, kiedy i jak. Wszyscy byliśmy w szoku.

Policjanci szybko obezwładnili Minji, która nie stawiała oporu. Patrzyła na nas pustym wzrokiem, jakby zrozumiała, że wszystko naprawdę się skończyło.

Jay osunął się na podłogę, a ja czułam, jak panika zaczyna mnie ogarniać. Nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc. Policjanci zabrali Minji, a my zostaliśmy w tym dusznym, ciasnym pomieszczeniu całkiem sami.

– Jay... Jay! – krzyknęłam, klękając przy nim. Jego twarz była blada, a oddech spowolniony. Rana na ramieniu krwawiła mocno, a ja nie miałam pojęcia, jak zatamować krwawienie.

Drżącymi rękami zdjęłam swoją bluzę, składając ją jak najciaśniej, i przycisnęłam do jego rany.

– Proszę, trzymaj się... – mówiłam przez łzy, choć wiedziałam, że Jay nie słyszy. Jego powieki drżały, jakby walczył o pozostanie przytomnym, ale nie dawał rady.

Rozejrzałam się gorączkowo po pomieszczeniu, szukając czegokolwiek, co mogłoby pomóc. Telefon! Przypomniałam sobie, że miałam telefon w kieszeni. Wyciągnęłam go z trudem, dzwoniąc na numer alarmowy.

– Proszę... potrzebuję pomocy! – wykrztusiłam do telefonu, starając się mówić wyraźnie mimo łez. – On krwawi... jest nieprzytomny...

Osoba po drugiej stronie zaczęła zadawać pytania, ale ledwo mogłam się skupić. Moje myśli biegły w kółko, wypełnione tylko jedną obawą: czy zdążą na czas?

– Proszę, pośpieszcie się... – wyszeptałam, zanim telefon wypadł mi z ręki.

Jay drgnął lekko, jego głowa opadła na bok.

– Nie możesz mnie teraz zostawić, Jay – mówiłam, chwytając jego dłoń. Łzy kapały mi na policzki, a moje serce waliło jak szalone. – Obiecałeś, że wszystko wyjaśnisz. Obiecałeś, że będziesz przy mnie.

Czas wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Siedziałam na podłodze, trzymając jego rękę i przyciskając bluzę do rany. Czułam, jak moja nadzieja stopniowo gaśnie.

W końcu, po tym, co wydawało się wiecznością, usłyszałam odgłos syren w oddali. Ratownicy musieli być blisko.

– Już prawie, Jay – wyszeptałam, starając się powstrzymać drżenie głosu. – Będzie dobrze.

Gdy drzwi nagle otworzyły się z hukiem, zobaczyłam ratowników medycznych wbiegających do środka. Ich obecność była dla mnie jak ulga, choć strach wciąż ściskał moje serce.

– Proszę, pomóżcie mu! – krzyknęłam, odchodząc na bok, by pozwolić im działać.

Obserwowałam, jak sprawnie zajmują się Jay'em, podłączając go do tlenu i opatrując ranę. Jeden z nich spojrzał na mnie i powiedział coś uspokajającego, ale nie mogłam go zrozumieć. Czułam się, jakbym była w innym świecie, w którym jedyną rzeczą, na której mi zależało, było to, by Jay przeżył.

Nie miałam pojęcia, co przyniesie przyszłość, ale wiedziałam jedno: teraz najważniejsze było, by Jay był bezpieczny.  

notka od autorki

Trzy rozdziały nam zostały, to może skończymy w ten weekend tą historię?

Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:

komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro