32
Gdy już myślałam, że to koniec i mogę odetchnąć, drzwi pomieszczenia otworzyły się z hukiem. Do środka wszedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna – ten sam, który wcześniej mnie porwał. W jego oczach była czysta determinacja, a jego twarz wykrzywiał grymas złości.
– Minji, myślałem, że masz to pod kontrolą – rzucił surowo, zbliżając się do niej.
Minji, która klęczała na ziemi, uniosła głowę i spojrzała na niego zdezorientowana.
– To już nie ma znaczenia, Donghoon – powiedziała cicho, ocierając łzy. – Wszystko się skończyło.
– Nie, jeszcze nie – warknął mężczyzna. Jego spojrzenie spoczęło na Jay'u, który nadal trzymał mnie w swoich ramionach.
Donghoon bez ostrzeżenia rzucił się na Jay'a, zadając mu pierwszy cios. Jay odepchnął mnie na bok, bym była poza zasięgiem, i od razu stanął w pozycji obronnej.
– Zostaw ich, Donghoon! – krzyknęła Minji, ale jej głos nie zrobił na nim wrażenia.
Jay unikał kolejnych ciosów, starając się nie dopuścić do tego, by Donghoon zrobił mu większą krzywdę. Ich walka była chaotyczna, a dźwięki uderzeń i ciężkich oddechów wypełniały pomieszczenie.
– Jay! – krzyknęłam, próbując się podnieść, ale byłam zbyt słaba.
Donghoon przewrócił Jay'a na ziemię i zamachnął się, by zadać kolejny cios. Wtedy Jay wykorzystał moment nieuwagi i przewrócił napastnika, unieruchamiając go na chwilę.
– Minji, jeśli masz odrobinę rozsądku, powiedz mu, żeby przestał! – krzyknął Jay, patrząc na nią.
Minji stała z boku, jakby sparaliżowana. Jej twarz wyrażała mieszankę przerażenia i poczucia winy. W końcu zaczęła krzyczeć:
– Donghoon, przestań! To już nie ma sensu!
Donghoon zamarł na chwilę, słysząc jej słowa. Jay wykorzystał tę chwilę, by go całkowicie obezwładnić. Przytrzymywał go mocno, oddychając ciężko.
– To koniec – powiedział Jay, patrząc w oczy mężczyzny. – Przegrałeś.
Minji podeszła do nich, jej ciało drżało.
– Donghoon, przepraszam – wyszeptała. – To nie miało tak wyglądać.
Donghoon spojrzał na nią z rozczarowaniem, a potem przeniósł wzrok na mnie.
– Wszystko przez nią – powiedział zimno. – Zniszczyła wszystko.
Jay puścił go w końcu, odpychając na bok. Donghoon powoli podniósł się na nogi i rzucił Jay'owi ostatnie złowrogie spojrzenie, zanim odszedł.
Minji stała w miejscu, jakby nie wiedziała, co zrobić. Jay podszedł do mnie i pomógł mi wstać, trzymając mnie mocno, bym nie upadła.
– To już naprawdę koniec – powiedział cicho, patrząc mi w oczy.
Nie wiedziałam, czy mu wierzyć, ale chciałam w to wierzyć. Moje ciało było zmęczone, a emocje, które przetoczyły się przez mnie tego dnia, pozostawiły mnie na skraju wyczerpania.
– Chodźmy stąd – powiedział Jay, obejmując mnie ramieniem i prowadząc w stronę drzwi.
Gdy Jay pomagał mi dojść do drzwi, w pomieszczeniu zapanowała złowieszcza cisza. Myślałam, że to już koniec, że możemy uciec, ale nagle za naszymi plecami rozległ się dziki krzyk.
Odwróciłam się i zobaczyłam Minji, która w szale rzuciła się w naszą stronę z nożem w ręku. Jej twarz wykrzywiał grymas czystej nienawiści, a oczy były pełne łez i gniewu.
– NIE MOŻECIE TAK PO PROSTU ODEJŚĆ! – krzyczała, wymachując nożem. – ZRUJNOWAŁAŚ WSZYSTKO!
Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Jay błyskawicznie zareagował. Pchnął mnie na bok i osłonił swoim ciałem. Minji zamachnęła się, a ostrze przecięło powietrze, trafiając w jego ramię.
– Jay! – wrzasnęłam, widząc, jak nóż wbija się w jego ciało.
Jay syknął z bólu, ale nie puścił mnie. Chwycił Minji za nadgarstek, starając się wyrwać jej nóż. Kobieta jednak walczyła z całą swoją desperacją, rzucając się na niego jak opętana.
– Myślałaś, że możesz po prostu zabrać mi wszystko?! – wrzeszczała, próbując wyrwać się z uścisku.
Jay, choć ranny, zdołał odtrącić jej rękę, a nóż wypadł na podłogę z metalicznym brzękiem. Minji próbowała jeszcze raz się rzucić, ale Jay odepchnął ją na ścianę.
– Minji, dość! – warknął przez zaciśnięte zęby. Jego głos był pełen gniewu, ale też bólu. – Zrujnowałaś wszystko sama. Nikt ci tego nie zrobił.
Minji osunęła się na podłogę, łapiąc się za głowę. Jej ciało zaczęło się trząść, a z ust wydobył się zdławiony szloch.
Jay cofnął się, a ja podbiegłam do niego, trzymając go za ramiona.
– Jay, krwawisz – powiedziałam z drżącym głosem, przyglądając się ranie na jego ramieniu.
– To nic – odpowiedział, choć było jasne, że ból był dotkliwy. Jego dłoń spoczęła na moim policzku. – Wszystko w porządku?
Nie mogłam powstrzymać łez. Przytaknęłam, ale czułam, jak cała się trzęsę.
W tym momencie drzwi do pomieszczenia otworzyły się z hukiem, a do środka wbiegła grupa policjantów. Musieliśmy ich wezwać wcześniej, ale nie pamiętałam już dokładnie, kiedy i jak. Wszyscy byliśmy w szoku.
Policjanci szybko obezwładnili Minji, która nie stawiała oporu. Patrzyła na nas pustym wzrokiem, jakby zrozumiała, że wszystko naprawdę się skończyło.
Jay osunął się na podłogę, a ja czułam, jak panika zaczyna mnie ogarniać. Nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc. Policjanci zabrali Minji, a my zostaliśmy w tym dusznym, ciasnym pomieszczeniu całkiem sami.
– Jay... Jay! – krzyknęłam, klękając przy nim. Jego twarz była blada, a oddech spowolniony. Rana na ramieniu krwawiła mocno, a ja nie miałam pojęcia, jak zatamować krwawienie.
Drżącymi rękami zdjęłam swoją bluzę, składając ją jak najciaśniej, i przycisnęłam do jego rany.
– Proszę, trzymaj się... – mówiłam przez łzy, choć wiedziałam, że Jay nie słyszy. Jego powieki drżały, jakby walczył o pozostanie przytomnym, ale nie dawał rady.
Rozejrzałam się gorączkowo po pomieszczeniu, szukając czegokolwiek, co mogłoby pomóc. Telefon! Przypomniałam sobie, że miałam telefon w kieszeni. Wyciągnęłam go z trudem, dzwoniąc na numer alarmowy.
– Proszę... potrzebuję pomocy! – wykrztusiłam do telefonu, starając się mówić wyraźnie mimo łez. – On krwawi... jest nieprzytomny...
Osoba po drugiej stronie zaczęła zadawać pytania, ale ledwo mogłam się skupić. Moje myśli biegły w kółko, wypełnione tylko jedną obawą: czy zdążą na czas?
– Proszę, pośpieszcie się... – wyszeptałam, zanim telefon wypadł mi z ręki.
Jay drgnął lekko, jego głowa opadła na bok.
– Nie możesz mnie teraz zostawić, Jay – mówiłam, chwytając jego dłoń. Łzy kapały mi na policzki, a moje serce waliło jak szalone. – Obiecałeś, że wszystko wyjaśnisz. Obiecałeś, że będziesz przy mnie.
Czas wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Siedziałam na podłodze, trzymając jego rękę i przyciskając bluzę do rany. Czułam, jak moja nadzieja stopniowo gaśnie.
W końcu, po tym, co wydawało się wiecznością, usłyszałam odgłos syren w oddali. Ratownicy musieli być blisko.
– Już prawie, Jay – wyszeptałam, starając się powstrzymać drżenie głosu. – Będzie dobrze.
Gdy drzwi nagle otworzyły się z hukiem, zobaczyłam ratowników medycznych wbiegających do środka. Ich obecność była dla mnie jak ulga, choć strach wciąż ściskał moje serce.
– Proszę, pomóżcie mu! – krzyknęłam, odchodząc na bok, by pozwolić im działać.
Obserwowałam, jak sprawnie zajmują się Jay'em, podłączając go do tlenu i opatrując ranę. Jeden z nich spojrzał na mnie i powiedział coś uspokajającego, ale nie mogłam go zrozumieć. Czułam się, jakbym była w innym świecie, w którym jedyną rzeczą, na której mi zależało, było to, by Jay przeżył.
Nie miałam pojęcia, co przyniesie przyszłość, ale wiedziałam jedno: teraz najważniejsze było, by Jay był bezpieczny.
notka od autorki
Trzy rozdziały nam zostały, to może skończymy w ten weekend tą historię?
Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:
komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro