Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25

Nie zdążyłam jeszcze dojechać do mojego poprzedniego mieszkania, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Wiedziałam, że Jay zadzwoni, gdy tylko zorientuje się, że mnie nie ma w domu, ale nie sądziłam, że stanie się to tak szybko. Czyżby wrócił od razu po moim wyjściu? Myślałam, że spędzi więcej czasu w firmie, ale to już nie miało znaczenia. Wiedziałam, co widziałam, i nic nie mogło tego zmienić. Nie miałam ochoty na rozmowę, nie chciałam słyszeć jego głosu ani jego prób wytłumaczenia.

Gdy przekroczyłam próg mojego starego mieszkania, uczucie ulgi mieszało się z bolesną świadomością, że wracam do miejsca, które już jakiś czas temu przestało być moim domem. Wyciągnęłam telefon i wyciszyłam wszystkie powiadomienia. Jay dzwonił raz za razem, jakby nie mógł pogodzić się z tym, że nie odbieram. Zignorowałam to.

Oparłam się o pobliską ścianę, a moje nogi same się poddały. Powoli osunęłam się na podłogę, przyciągając kolana do piersi. Łzy zaczęły płynąć, choć nie chciałam płakać. Moje ciało jednak samo decydowało – potrzebowało ujścia dla bólu, który czułam.

Mój umysł powracał do tamtej sceny. Jej zalotne spojrzenie, delikatny dotyk jej dłoni na jego twarzy. A on? Siedział tam, patrząc na nią bez słowa, nie odsuwając jej. Czy to znaczyło, że coś już między nimi było? Czy może to ja od początku byłam tylko częścią jakiejś gry?

– Dlaczego? – wyszeptałam do siebie, czując, jak kolejna fala łez napływa do moich oczu.

Każdy oddech był ciężki, a cisza mieszkania zdawała się jeszcze bardziej potęgować poczucie samotności. W tym miejscu miałam kiedyś tyle marzeń, tyle nadziei na nowy początek. Teraz stało się dla mnie tylko schronieniem, w którym próbowałam poskładać roztrzaskane kawałki samej siebie.

Po chwili podniosłam się z podłogi i przeszłam do sypialni. Zrzuciłam torbę na łóżko, nie mając nawet siły jej rozpakować. Padłam obok niej, wtulając twarz w poduszkę, która choć była obca, pachniała czymś znajomym – przeszłością, którą chciałam zostawić za sobą.

Mimo wszystko wiedziałam jedno: nie mogłam dać mu kolejnej szansy. Nie teraz. Może nigdy.

Obudziło mnie głośne walenie w drzwi. Dźwięk był stanowczy, niemal desperacki. Zanim zdążyłam w pełni się obudzić, usiadłam na łóżku, próbując zebrać myśli. Kto mógł tak wcześnie przyjść? A może... to on?

Wstałam powoli, czując ciężar na ramionach. Podeszłam do drzwi, ale nie otworzyłam ich od razu. Przez wizjer nie widziałam nic, co mogłoby pomóc mi się uspokoić – tylko znajoma sylwetka. Jay. Oparł się o framugę drzwi, a jego pięść znowu z impetem uderzyła w drewno.

– Otwórz – powiedział, jego głos był przytłumiony, ale i pełen napięcia. – Wiem, że tam jesteś.

Serce zaczęło mi walić, jakby chciało wyrwać się z piersi. Patrzyłam na drzwi, jakby miały same zdecydować za mnie. Stałam nieruchomo, próbując powstrzymać rosnącą falę emocji. Gniew, żal, zmęczenie – wszystko we mnie krzyczało, by nie ulegać.

– Proszę... musimy porozmawiać – kontynuował, a w jego głosie pojawiła się nuta desperacji. – Wiem, że widziałaś. To nie tak, jak myślisz.

Zacisnęłam dłonie w pięści, próbując stłumić w sobie ochotę, by odpowiedzieć. Co mogłabym powiedzieć? Że byłam gotowa słuchać kłamstw? Że nagle zapomnę o obrazie, który wyrył się w mojej głowie?

W końcu zebrałam się na odwagę i odpowiedziałam, nie otwierając drzwi:

– Nie mam nic do powiedzenia, Jay. Odejdź.

Przez chwilę była cisza. Myślałam, że może rzeczywiście posłucha i odejdzie, ale on znowu się odezwał:

– Nie odejdę, dopóki nie usłyszę, że naprawdę chcesz, żebym wyszedł.

Przysunęłam się bliżej drzwi, opierając o nie czoło. Miałam ochotę krzyczeć, wyrzucić z siebie wszystko, co czułam, ale wiedziałam, że to nic nie da. Nie mogłam dać mu kolejnej szansy.

– Jay... proszę – powiedziałam cicho, niemal błagalnie. – Po prostu odejdź.

Tym razem cisza trwała dłużej. W końcu usłyszałam kroki oddalające się od drzwi. Stałam tam jeszcze chwilę, słuchając, czy wróci, ale zamiast tego zapanowała głucha cisza. Wróciłam na łóżko, czując, jak łzy zaczynają spływać po moich policzkach. Wiedziałam, że ten dzień dopiero się zaczyna, a ja już byłam wyczerpana.  

Po wylaniu wszystkich łez, zmęczenie w końcu wygrało. Zasnęłam, nie mając już siły myśleć o tym, co się stało, ani o tym, co mogło mnie jeszcze czekać. Mój sen był płytki i niespokojny, ale dawał choć chwilową ucieczkę od rzeczywistości.

Gdy się obudziłam, pierwsze, co poczułam, to delikatne palce gładzące moje włosy. Przez chwilę myślałam, że to sen, ale ciepły dotyk i znajomy zapach upewniły mnie, że nie jestem sama. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam Jimina siedzącego na brzegu mojego łóżka.

– W końcu się obudziłaś – powiedział cicho, z łagodnym uśmiechem na twarzy.

Spojrzałam na niego zdezorientowana, próbując przypomnieć sobie, jak i kiedy się tu pojawił.

– Jimin...? Co ty tu robisz? – zapytałam, próbując usiąść, choć moje ciało było ciężkie od zmęczenia.

– Martwiłem się o ciebie. Nie odbierałaś telefonu, a Jay do mnie dzwonił jak szalony – westchnął, przerywając na chwilę, by spojrzeć mi prosto w oczy. – Wiedziałem, że coś się stało, więc przyjechałem.

Poczułam, jak moje gardło ściska się od emocji. Wiedziałam, że Jimin zawsze był przy mnie, bez względu na wszystko, ale teraz jego obecność była bardziej kojąca, niż mogłabym przypuszczać.

– Nie musiałeś... – zaczęłam, ale on szybko mi przerwał.

– Musiałem. Jesteś moją siostrą. Nie pozwolę, żebyś przechodziła przez to sama – powiedział stanowczo, ale jego głos wciąż był pełen troski.

Nie wytrzymałam i po prostu się rozpłakałam. Tym razem jednak nie czułam się tak samotna. Jimin przytulił mnie mocno, jakby chciał przekazać mi choć odrobinę swojej siły.

– Wszystko się ułoży, Soo. Obiecuję – szepnął, gładząc mnie po plecach.

W tamtej chwili nie wiedziałam, czy mogłam w to uwierzyć, ale jedno było pewne – nie byłam już sama.

- Byłam głupia, że mu uwierzyłam. On się cały czas mną bawił

 Jimin odsunął się nieco, by spojrzeć mi w twarz. Jego spojrzenie było pełne troski i zrozumienia, ale widziałam w nim też delikatny błysk gniewu. Nie na mnie – na sytuację, na Jay'a.

– Nie mów tak – powiedział cicho, ale stanowczo. – To nie twoja wina, Soo. To on jest idiotą, jeśli nie potrafił docenić kogoś takiego jak ty.

Zacisnęłam dłonie na krawędzi koca, jakby miało mi to pomóc utrzymać resztki kontroli nad sobą.

– Byłam głupia, że mu uwierzyłam – powtórzyłam, głos mi się łamał. – Cały czas mną manipulował, bawił się mną.

– Nie – przerwał mi Jimin, pochylając się bliżej. – Nie pozwolę, żebyś tak o sobie myślała. Wiesz, dlaczego mu zaufałaś? Bo jesteś dobra. Bo widzisz w ludziach to, co najlepsze. To nie ty popełniłaś błąd, tylko on.

Jego słowa uderzyły mnie mocno. Chciałam się sprzeciwić, powiedzieć, że to nieprawda, ale w jego oczach widziałam coś, co powstrzymało mnie przed zaprzeczeniem – prawdę i absolutne przekonanie, że mówi to, co naprawdę myśli.

– A teraz – kontynuował, łagodząc ton głosu – musisz się zastanowić, co chcesz zrobić dalej. Nie dla niego, nie dla kogokolwiek innego. Dla siebie.

Zamknęłam oczy, czując napływ nowych łez. Tym razem jednak nie były to łzy smutku, a raczej ulgi. Miałam kogoś, kto był po mojej stronie, kto mnie wspierał, bez względu na wszystko.

– Nie wiem, Jimin – wyszeptałam. – Nie wiem, co dalej.

– To w porządku – powiedział, kładąc dłoń na moim ramieniu. – Masz czas, Soo. I masz mnie. Razem damy sobie radę.

Po tych słowach poczułam, jak napięcie w moim ciele powoli ustępuje. Może rzeczywiście mogłam zacząć od nowa. Może tym razem mogłam zrobić coś tylko dla siebie.  

notka od autorki

W tym momencie jestem w kropce, jeśli chodzi o kolejne rozdziały. Pustka w głowie jest przerażająca.

Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:

komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro