22
Od kilku dni nie musieliśmy już niczego udawać z Jay'em. Wszystko, co robiliśmy, było autentyczne, a ja wciąż przyzwyczajałam się do tej nowej rzeczywistości. Było w tym coś surrealistycznego – świadomość, że teraz mogę nazywać go swoim. Żadne umowy, żadne układy. Tylko my.
Siedziałam w kuchni przy stole, przeglądając notatki do pracy na studia. Jay krzątał się przy blacie, przygotowując coś, co nazwał „najlepszym śniadaniem na świecie". Światło poranka wpadało przez okno, oświetlając jego profil. Wyglądał tak naturalnie, jakby to miejsce zawsze było jego domem.
– Znowu się zamyśliłaś – powiedział, zerkając na mnie przez ramię. Jego uśmiech był ciepły, jak zawsze, gdy próbował wyciągnąć mnie z moich myśli.
– Może – odparłam z lekkim uśmiechem. – Po prostu próbuję przyswoić to wszystko.
Jay odłożył drewnianą łyżkę na blat i podszedł do mnie, opierając się biodrami o stół. Pochylił się nieco, by spojrzeć mi w oczy.
– Co dokładnie próbujesz przyswoić? – zapytał, a w jego głosie słychać było nutkę rozbawienia.
– Nas – przyznałam cicho. – To, że już nie musimy udawać. To, jak naturalne to wszystko się stało.
Jay uśmiechnął się szerzej i odgarnął kosmyk włosów z mojego czoła.
– Cieszę się, że nie muszę już udawać. Ale wiesz co? – Nachylił się bliżej, aż poczułam jego oddech na swojej skórze. – Myślę, że oboje wiemy, że to udawanie nigdy nie było do końca grą.
Poczułam, jak moje policzki robią się gorące, ale nie mogłam zaprzeczyć jego słowom. Nawet wtedy, gdy wszystko miało być tylko układem, było coś, co sprawiało, że nie mogłam oderwać się od niego myślami.
– Może masz rację – powiedziałam, patrząc mu w oczy. – Ale co teraz?
Jay uśmiechnął się w sposób, który sprawiał, że moje serce biło szybciej.
– Teraz? Teraz po prostu żyjemy tym, co mamy. Bez presji, bez planów. Po prostu my.
Nie odpowiedziałam, bo nie musiałam. Jego słowa były dokładnie tym, czego potrzebowałam. Jay wrócił do blatu, kontynuując przygotowania, a ja patrzyłam na niego z uśmiechem. Moje życie może nie było idealne, ale w tej chwili czułam, że jest dokładnie takie, jakie być powinno.
– Pamiętasz, że dzisiaj mamy kolację z naszymi rodzicami, Jay? – zapytałam, opierając się łokciami o stół. Moje spojrzenie było pełne wyczekiwania, ale i odrobiny niepewności. W końcu to miała być pierwsza taka okazja, kiedy mieliśmy pojawić się razem jako para – prawdziwa para.
Jay odwrócił się od blatu, trzymając w ręku talerz z omletami, które wyglądały bardziej jak dzieło sztuki niż śniadanie. Uśmiechnął się szeroko, jakby zupełnie zapomniał o całym wydarzeniu, ale jednocześnie wiedział, że nie może tego przyznać.
– Oczywiście, że pamiętam – odpowiedział, stawiając talerz przede mną i zajmując miejsce naprzeciwko. – Ale przyznaj, martwisz się, prawda?
– Trochę – przyznałam, biorąc widelec do ręki. – Wiesz, jak moi rodzice potrafią być... szczegółowi. A twoi? Są tacy spokojni, że aż boję się, jak zareagują na mój chaotyczny styl bycia.
Jay zaśmiał się cicho, a dźwięk ten wypełnił kuchnię ciepłem.
– Moi rodzice cię uwielbiają, Soo. Serio, nie masz się czym martwić. Poza tym... – Nachylił się lekko nad stołem, jakby zdradzał mi największy sekret. – Jestem przekonany, że jesteś dokładnie tym, czego potrzebuje moja rodzina. Trochę chaosu nigdy nikomu nie zaszkodziło.
Przewróciłam oczami, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
– Może masz rację – odparłam, nakładając na widelec kawałek omletu. – Ale i tak... to ważne. Dla nas.
Jay przyglądał mi się przez chwilę, jego spojrzenie stało się miękkie, niemal pełne podziwu.
– Dla mnie też – powiedział cicho, a jego głos miał w sobie coś, co sprawiło, że moje serce przyspieszyło.
Zjedliśmy śniadanie w spokoju, rozmawiając o planach na resztę dnia. Jay wydawał się zupełnie spokojny, co tylko zwiększało moją determinację, by dobrze wypaść podczas kolacji. Kiedy wstałam, by sprzątnąć naczynia, Jay złapał mnie za rękę.
– Hej – powiedział, przyciągając mnie bliżej. – Będzie dobrze. Obiecuję.
Nie odpowiedziałam, tylko skinęłam głową, a on uśmiechnął się w ten sposób, który zawsze sprawiał, że zapominałam o wszystkim innym. W tamtej chwili wiedziałam, że razem przetrwamy wszystko – nawet najbardziej wymagającą kolację z naszymi rodzicami.
Dzień minął szybciej, niż się spodziewałam. Pomiędzy przygotowaniami do kolacji a próbami opanowania nerwów, czas zdawał się uciekać. Jay, jak zwykle, zachowywał spokój. Zajął się kilkoma rzeczami w domu, od czasu do czasu rzucając mi uspokajające spojrzenia, które tylko częściowo działały.
W końcu, gdy zbliżała się godzina spotkania, włożyłam starannie wybraną sukienkę – granatową, prostą, ale elegancką, z delikatnym dekoltem. Chciałam wyglądać odpowiednio, ale nie przesadnie formalnie. Stałam przed lustrem, poprawiając ostatnie detale, kiedy Jay wszedł do pokoju.
– Wyglądasz pięknie – powiedział, zatrzymując się na chwilę w progu. Miał na sobie granatową marynarkę i jasną koszulę. Wyglądał niesamowicie, ale tym, co najbardziej przykuło moją uwagę, było to, jak patrzył na mnie – z mieszanką dumy i podziwu.
– Dzięki – odparłam z lekkim uśmiechem, poprawiając włosy. – Ty też nie wyglądasz najgorzej.
– Najgorzej? – zapytał z udawanym oburzeniem, podchodząc bliżej. – Powinienem się obrazić.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, objął mnie w talii i delikatnie przyciągnął do siebie.
– Naprawdę, Soo – powiedział, spoglądając mi w oczy. – Niezależnie od tego, jak to dziś wyjdzie, pamiętaj, że jesteśmy w tym razem.
Jego słowa, tak proste, a jednak tak pełne wsparcia, sprawiły, że napięcie w moich ramionach odrobinę zelżało.
– Dzięki, Jay. Chyba tego potrzebowałam – powiedziałam, starając się ukryć drżenie w głosie.
Chłopak pochylił się i złożył krótki pocałunek na moim czole, po czym odsunął się, jakby nie chciał, bym się dłużej martwiła.
– Gotowa? – zapytał, wyciągając w moją stronę dłoń.
– Gotowa – odpowiedziałam, łapiąc go za rękę.
Zeszliśmy na dół, gdzie czekali już nasi rodzice. Kolacja miała się rozpocząć, a ja wiedziałam, że teraz nie ma już odwrotu. W głębi duszy czułam jednak, że Jay ma rację – razem mogliśmy stawić czoła wszystkiemu.
Ku mojemu zdziwieniu, kolacja przebiegała spokojnie. Atmosfera była wręcz przyjemna – rozmowy toczyły się w neutralnych tematach, a ja, choć początkowo spięta, zaczynałam się odprężać. Jay, jak zawsze, doskonale radził sobie z rozmowami, z łatwością manewrując między żartami a poważniejszymi tematami. Patrzyłam na niego z podziwem, jakby urodził się do tego, by odnaleźć się w każdej sytuacji.
W pewnym momencie ojciec Jay'a odchrząknął, przyciągając uwagę wszystkich przy stole. Jego ton był stanowczy, ale nie surowy, co wywołało u mnie lekkie napięcie.
– Chciałem wam coś ogłosić – zaczął, spoglądając na syna z wyraźną dumą. – Jay, po długim zastanowieniu uznałem, że nadszedł czas, abyś przejął większą odpowiedzialność w firmie.
Wszyscy przy stole zamarli na moment, a potem zaczęły się gratulacje. Matka Jay'a uśmiechnęła się szeroko, moja matka posłała mi znaczące spojrzenie, jakby chciała powiedzieć: „Wiedziałam, że wszystko dobrze się ułoży." Ja jednak patrzyłam tylko na niego.
Jay wyprostował się na krześle, jego twarz wyrażała powagę i coś jeszcze – satysfakcję. To było to, na co czekał. To była część naszego układu, cel, do którego dążył. Jego wzrok na moment spoczął na mnie, a w jego oczach zauważyłam coś, co sprawiło, że moje serce zadrżało. Duma? Wdzięczność? A może coś więcej?
– Dziękuję, tato, – powiedział, jego głos był opanowany, ale nie mogłam nie zauważyć iskierki ekscytacji. – Obiecuję, że nie zawiodę twojego zaufania.
Kolacja potoczyła się dalej, ale ja wciąż analizowałam to, co właśnie się wydarzyło. Jay osiągnął swój cel, a mimo to wcale nie czułam, że wszystko się kończy. Wręcz przeciwnie – miałam wrażenie, że to dopiero początek.
notka od autorki
Kolejny rozdział, ale trochę krótszy niż poprzednie. Za dużo się tu nie dzieje, ale nie martwcie się, w następnym rozdziale się to zmieni. I to bardzo!
Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:
komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro