2
Przysięgam, że przestanę lubić moje zajęcia na uczelni tylko przez jedną osobę, która nie może mi dać spokoju. On naprawdę musi czerpać satysfakcję z tego, że podnosi mi ciśnienie. Mam wrażenie, że coś mu zrobiłam i teraz się na mnie odgrywa. Tylko co? Nie mogę sobie przypomnieć żadnej takiej sytuacji.
Każdego dnia na uczelni znajdował sposób, by się do mnie odezwać, zawsze z tym swoim lekceważącym uśmieszkiem, jakby znał jakąś tajemnicę, której nie zamierzał zdradzić. Czy to na korytarzu, czy w bibliotece, zawsze znajdował moment, by rzucić mi jakąś kąśliwą uwagę albo zaczepić mnie z czystej nudy. A ja – złość mnie tylko motywowała – coraz bardziej starałam się go unikać, licząc, że może w końcu zrezygnuje.
Ale on nie rezygnował. Wręcz przeciwnie – im bardziej się starałam trzymać z dala, tym bardziej mnie śledził swoim wzrokiem, kiedy przechodziłam obok. A dzisiaj, gdy weszłam na salę wykładową, od razu zauważyłam jego spojrzenie skierowane prosto na mnie. Jego ciemne oczy błądziły po mojej twarzy, jakby próbował znaleźć na niej jakąś odpowiedź, a ja poczułam, że muszę się odwrócić, zanim zacznę myśleć o tym zbyt poważnie.
Usiadłam na swoim stałym miejscu z przodu, blisko tablicy, mając nadzieję, że to wystarczy, by trzymał się na dystans. Ale ledwo zaczęłam wyciągać książki z torby, usłyszałam, jak ktoś przysuwa krzesło obok mnie.
— Widzę, że masz na dzisiaj dobre miejsce — jego głos zabrzmiał obok mojego ucha, a ja w duchu przewróciłam oczami, nie chcąc nawet na niego patrzeć.
— Jay, naprawdę nie masz nic lepszego do roboty? — rzuciłam, skupiając wzrok na swoich notatkach.
— Może i mam, ale czy to ważne? — odpowiedział z tym swoim nieodgadnionym uśmiechem. – Zastanawiam się, czemu cię tak drażnię. Próbuję to zrozumieć.
— Może po prostu dlatego, że nie potrafisz zająć się sobą? — odparłam, przerzucając kartki w książce i udając, że szukam czegoś istotnego.
— Może. — Oparł się o krzesło i skrzyżował ramiona, patrząc na mnie w milczeniu. — Ale z tobą jest inaczej. Nigdy wcześniej nie spotkałem kogoś, kto potrafiłby mnie ignorować tak skutecznie.
Próbowałam nie reagować na jego słowa, ale poczułam, jak moje policzki lekko się zaróżowiły. Wiedziałam, że on też to zauważył.
— Oh, jednak reagujesz na mnie — powiedział, uśmiechając się z satysfakcją.
Cudownie. Tego właśnie mu brakowało – potwierdzenia, że jakoś na mnie działa, nawet jeśli była to czysta irytacja. Przewróciłam oczami, próbując się skupić na notatkach, ale czułam jego wzrok, jakby chciał przejrzeć mnie na wylot.
— Nie pochlebiaj sobie — odpowiedziałam chłodno, udając, że nic we mnie nie drgnęło.
Jay tylko wzruszył ramionami, uśmiechając się jeszcze szerzej. Był całkowicie spokojny, jakby miał nieograniczony czas i nie zamierzał zrezygnować, dopóki nie uzyska odpowiedzi, która go usatysfakcjonuje. Czułam, że chce jeszcze coś powiedzieć, ale na szczęście wykładowca wszedł do sali, a Jay w końcu musiał zamilknąć.
Przez kolejną godzinę czułam jego obecność, mimo że nic nie mówił. Było w nim coś, co wykraczało poza tę arogancję – coś, co mnie jednocześnie drażniło i intrygowało.
— Wiesz co, przypominasz mi kogoś — mruknął Jay, nachylając się lekko w moją stronę, choć udawałam, że całkowicie ignoruję jego obecność.
Mimo to jego słowa przyciągnęły moją uwagę bardziej, niż chciałam. Nie podniosłam jednak wzroku, skupiając się na notatkach. Nie zamierzałam dawać mu tej satysfakcji.
— Nie sądzę, żeby mnie to interesowało — odpowiedziałam sucho, przewracając kolejną kartkę.
Jay uśmiechnął się, jakby oczekiwał takiej odpowiedzi.
— A jednak wydaje mi się, że trochę cię to interesuje — rzucił z cichym śmiechem. — Wiesz, spotykam tu różnych ludzi, ale jeszcze nigdy nie widziałem kogoś, kto tak bardzo próbuje być kimś innym.
Te słowa wywołały we mnie niepokój. Przez chwilę poczułam, jak coś we mnie się napina. Skąd on mógł to wiedzieć?
— Chyba coś ci się pomyliło — rzuciłam, unosząc wzrok i próbując utrzymać go na tyle chłodnym, żeby przekazać mu, że powinien sobie odpuścić.
Jay tylko wzruszył ramionami, zupełnie niezrażony moim spojrzeniem.
— Może. Ale czyż to nie ciekawe? — odparł spokojnie. — Ludzie zazwyczaj nie próbują aż tak bardzo uciekać od tego, kim są. To... intrygujące.
W jego oczach pojawił się błysk, którego nie mogłam zignorować, mimo że bardzo tego chciałam. Miałam ochotę odeprzeć jego zarzuty, wytłumaczyć, że nie ma pojęcia o moim życiu, ale wiedziałam, że właśnie tego oczekiwał. Zamiast tego, obojętnym tonem odparłam:
— Może dlatego, że ja nie jestem jedną z tych osób, które wkładają innych w sztywne ramy.
Jay przyglądał mi się przez chwilę, po czym skinął lekko głową, jakby przyznając mi rację.
— Może i tak — powiedział, zaskakująco poważnie.
— Coś jeszcze? — zapytałam, nie kryjąc lekkiego rozbawienia. Jego zmiana tonu była zaskakująca, jakby na chwilę zszedł z tej swojej wyuczonej arogancji.
Jay przez chwilę milczał, jakby rozważał moją odpowiedź, a potem jego uśmiech znów stał się pełen pewności siebie.
— Może po prostu... jestem ciekawy, co kryje się za tą całą fasadą — powiedział, opierając się wygodnie na swoim krześle. — Zawsze jest coś więcej, prawda?
Jego słowa, choć nadal lekko prowokujące, miały w sobie coś, co sprawiło, że poczułam dziwną niepewność. Jakby rzeczywiście wiedział coś, czego nie chciałam, by ktokolwiek odkrył.
— Zanim zaczniesz zgadywać, może lepiej skup się na sobie — odpowiedziałam ostro, starając się utrzymać kontrolę.
Jay zaśmiał się cicho, ale jego oczy wciąż nie spuszczały ze mnie wzroku.
— Chciałabyś? — zapytał z rozbawieniem w głosie, jakby wiedział, że jego słowa uderzą prosto w punkt.
Zaciągnęłam się głęboko powietrzem, czując, jak moja cierpliwość powoli się wyczerpuje. Miałam ochotę powiedzieć mu, żeby się odczepił, ale coś w jego postawie sprawiało, że było to bardziej skomplikowane niż tylko zwykła irytacja.
— Coś ci powiem, Jay — powiedziałam w końcu, nie podnosząc głosu, ale moja odpowiedź była mocniejsza, niż mogłoby się wydawać. — Masz rację, jest coś, czego nie chcesz widzieć, ale to nie jest coś, czym powinieneś się zajmować. Zajmij się swoimi sprawami.
Przez chwilę milczał, a ja mogłam poczuć, jak jego wzrok wciąż przenika moją postawę. Potrafił czytać między wierszami, a to było... niepokojące.
— Teraz zaciekawiłaś mnie jeszcze bardziej — powiedział Jay, jego uśmiech stawał się coraz bardziej wyzywający, jakby czekał na moją reakcję. — Wygląda na to, że masz naprawdę dużo do ukrycia.
Moje serce przyspieszyło, ale nie dałam po sobie poznać, jak bardzo te słowa mnie drażnią. Jego zdolność do wyczuwania słabości była irytująca, ale jednocześnie nie mogłam powstrzymać się przed zastanowieniem, co tak naprawdę chciał osiągnąć. Dlaczego tak bardzo go to interesowało?
— Nie możesz się odczepić ode mnie, Jay? — zapytałam, starając się utrzymać zimny ton, choć poczułam, jak napięcie rośnie.
Jay spojrzał na mnie z lekkim grymasem na twarzy, jakby zaintrygowany tym, że zaczynam się bronić. Przysunął się bliżej, ale nie powiedział nic więcej. Tylko patrzył, jakby czekając, aż sama dam mu jakąś odpowiedź.
Czułam, że nie wiem, jak długo jeszcze będę w stanie to znieść.
— Oh, nie skarbie. Teraz tym bardziej nie dam ci spokoju — powiedział Jay z chytrym uśmiechem, jakby cieszył się, że udało mu się wywołać w mojej postawie reakcję.
Moje serce zabiło szybciej, a mimo że próbowałam nie dawać mu satysfakcji, wiedziałam, że coś w jego zachowaniu zaczyna mnie wytrącać z równowagi. Nie potrafiłam jednak pozwolić, by zauważył, jak bardzo jego słowa miały na mnie wpływ.
— Myślisz, że tak łatwo mnie złamiesz? — odpowiedziałam z chłodnym spojrzeniem, ale w środku czułam, jak narasta we mnie niepokój.
Jay zbliżył się jeszcze bardziej, tym razem tak blisko, że prawie poczułam jego oddech na swojej skórze. Jego oczy były intensywne, jakby każdą moją reakcję traktował jak mały, ukryty sukces.
— Kto wie? — odpowiedział, jego ton pełen pewności siebie. – Wydaje się, że masz coś do ukrycia, a to zawsze sprawia, że jestem jeszcze bardziej zaintrygowany.
notka od autorki
Witam w kolejnym rozdziale.
Mam nadzieję, że taka wersja Jay'a się wam podoba.
Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:
komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro