17
Obolała i z niewyspaniem wypisanym na twarzy, siedziałam przy stole w hotelowej restauracji. Było wcześnie rano, a ja czułam się tak, jakbym w ogóle nie zmrużyła oka. Szczerze mówiąc, noc z Jay'em pod jednym dachem – i, co gorsza, w jednym pokoju – była bardziej męcząca, niż przewidywałam.
Nie dlatego, że zrobił coś złego. O nie. Problemem było to, że nie zrobił nic. Leżał na łóżku, rozciągnięty jak król, podczas gdy ja uparcie próbowałam zmieścić się na kanapie, która w żaden sposób nie była przeznaczona do spania. Była zbyt wąska, zbyt twarda i wyjątkowo niewygodna, a każda zmiana pozycji kończyła się głośnym skrzypieniem.
Jay, oczywiście, miał z tego niezły ubaw.
— Nie wyglądasz najlepiej. — Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia. Podniósł na mnie wzrok znad filiżanki kawy, a na jego twarzy pojawił się ten irytujący uśmieszek.
— Dzięki za przypomnienie. — Wzięłam łyk swojej herbaty, ignorując fakt, że Jay wyglądał jakby spał dziesięć godzin w idealnym łóżku, które powinno należeć do mnie.
— Naprawdę powinnaś była spać na łóżku. — Oparł się o krzesło, spoglądając na mnie z rozbawieniem. — Mówiłem ci, że możemy się podzielić.
Spojrzałam na niego spode łba, powstrzymując się od rzucenia w niego kawałkiem rogalika.
— Nie zamierzam dzielić z tobą łóżka, Jay. — Ucięłam krótko, ale on tylko wzruszył ramionami, jakby to było dla niego najmniej istotne.
— Twoja strata. Łóżko było świetne.
Wywróciłam oczami i skupiłam się na swoim śniadaniu, próbując ignorować jego obecność. Ale to nie było łatwe. Jay miał w sobie coś tak irytującego, że nawet kiedy był cicho – co zdarzało się rzadko – potrafił doprowadzić mnie do granic cierpliwości.
— Cóż, przynajmniej wyglądasz lepiej niż twoje nastroje. — Rzucił nagle, odchylając się na krześle. — Masz plany na dzisiaj, czy mam cię zabawiać?
— Może po prostu daj mi spokój, Jay. — Odpowiedziałam, zbyt zmęczona, by kontynuować tę rozmowę.
Jay tylko się zaśmiał, podnosząc filiżankę do ust.
Czułam, że ten wyjazd będzie prawdziwą próbą moich nerwów. A to dopiero pierwszy poranek.
Nagle do naszego stolika podszedł mój ojciec, jego obecność jak zwykle przywoływała wrażenie kontroli i nieomylności. Zatrzymał się obok mnie i Jay'a, wpatrując się w nas z wyrazem twarzy, który można było określić jako surową neutralność.
— Gotowi na dzisiejszy dzień? — zapytał, nie czekając na odpowiedź. — Po śniadaniu jedziemy na stok.
Przyłożyłam kubek herbaty do ust, próbując ukryć, jak bardzo ten pomysł mi się nie podobał. Jay, jak na niego przystało, wydawał się całkowicie niewzruszony.
— Stok? — zapytałam ostrożnie, spoglądając na ojca spod uniesionych brwi. — Nie wiedziałam, że mamy coś takiego w planach.
— Dlatego właśnie cię informuję. — Ojciec spojrzał na mnie z chłodnym spokojem, po czym przeniósł wzrok na Jay'a. — Zakładam, że nie masz nic przeciwko, Jay?
— Wręcz przeciwnie, proszę pana. To brzmi świetnie. — Odpowiedział Jay z tym swoim wiecznym uśmieszkiem, który wywoływał u mnie chęć rzucenia w niego czymś ciężkim.
— Świetnie. — Ojciec kiwnął głową, zadowolony z jego odpowiedzi. — Spotykamy się w holu za godzinę. I, Sooyeon... — Zwrócił na mnie swoje surowe spojrzenie. — Zachowujcie się.
Odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając mnie z Jay'em.
— To będzie zabawne. — Powiedział Jay, opierając się łokciami o stół i wpatrując się we mnie z błyskiem w oku.
— Nie wiem, co jest zabawnego w spędzaniu całego dnia w zimnie i na śniegu. — Burknęłam, zbyt zmęczona, by próbować ukrywać swoją niechęć.
— Może to, że będę mógł zobaczyć, jak próbujesz zjeżdżać na nartach?
— Nie licz na to, że zrobię to z własnej woli.
— No cóż, mamy cały dzień, żeby cię przekonać. — Wzruszył ramionami, jakby już wiedział, że ostatecznie i tak zrobię to, czego ode mnie oczekują.
Westchnęłam, dopijając resztę herbaty, czując, że to będzie długi i męczący dzień. Jakby cały ten wyjazd nie był już wystarczająco irytujący.
Niedługo po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę na stok. Wszyscy byli już przygotowani, ubrani w ciepłe kurtki, czapki i rękawiczki, a ja nadal zastanawiałam się, jak przekonać ojca, że narty to nie moja bajka. Nie było jednak sensu próbować – wiedziałam, że w takich sytuacjach jego zdanie było ostateczne.
Jay, jak zwykle, szedł obok mnie, a jego nonszalancka postawa działała mi na nerwy. Wyglądał, jakby nic na świecie nie mogło mu przeszkodzić w dobrym humorze.
— Jesteś pewna, że dasz radę? — zapytał, gdy mijaliśmy lobby, jego głos aż kipiał udawaną troską. — Może potrzebujesz instruktora? Wiesz, mógłbym się poświęcić.
— Nie martw się o mnie, Jay. — Spojrzałam na niego z przekąsem. — Poradzę sobie. A ty lepiej pilnuj, żeby nie skończyć na drzewie.
— Nie martw się, ślicznotko. Jestem mistrzem nart.
— Oczywiście, że tak. — Prychnęłam, przyspieszając kroku, by nie musieć patrzeć na jego rozbawioną twarz.
Po kilkunastu minutach dojechaliśmy na miejsce. Stok rozciągał się przed nami, pokryty grubą warstwą białego puchu, a wokół wznosiły się majestatyczne góry. Ludzie tłoczyli się przy wyciągach, a w oddali dzieci zjeżdżały na sankach, krzycząc radośnie.
Ojciec nie tracił czasu – od razu przystąpił do organizowania wszystkiego. Wynajął instruktora, który miał mi pomóc, mimo moich protestów, i rozdzielił reszcie role, jakby to była jakaś misja.
Jay, z nartami przewieszonymi przez ramię, wyglądał na rozbawionego moją niechęcią.
— To co, gotowa? — zapytał z uśmiechem, który ewidentnie sugerował, że zamierza się dobrze bawić moim kosztem.
— Jay, jeśli jeszcze raz zapytasz, czy jestem gotowa, to użyję tych nart jako broni.
— Dobrze, dobrze. — Podniósł ręce w geście kapitulacji. — Tylko nie płacz, jak przegramy wyścig.
— Wyścig? — Spojrzałam na niego, uniosłam brew. — Chyba śnisz.
Miałam złe przeczucia co do tego dnia, a Jay, jak zwykle, robił wszystko, by te przeczucia tylko pogłębić.
Jay ruszył na stok z pewnością siebie, jakby urodził się z nartami na nogach. Jego sylwetka zniknęła po chwili w tłumie innych narciarzy, a ja zostałam z instruktorem, który wyglądał, jakby wyrwano go prosto z reklamy zimowego kurortu. Wysoki, z jasnymi włosami, które wystawały spod kasku, uśmiechał się szeroko, gdy przedstawił się jako Minho.
— Pierwszy raz na nartach? — zapytał, a jego głos brzmiał lekko i przyjaźnie.
— Coś w tym stylu. — Przyznałam, niepewnie spoglądając na narty. — Nie jestem fanką sportów zimowych.
— To nic. — Mrugnął do mnie. — Z moją pomocą pokochasz narty. A może nawet i mnie.
Uniosłam brwi, próbując powstrzymać uśmiech. Był bezczelny, ale w jakiś sposób uroczy.
— Śmiały jesteś, co?
— Niektóre rzeczy wymagają odwagi. — Odpowiedział z błyskiem w oku. — A teraz spróbujmy stanąć na nartach. Obiecuję, że cię nie puszczę.
Jego ręce były pewne, gdy pomagał mi utrzymać równowagę na śliskiej powierzchni. Miał w sobie coś uspokajającego, choć nie dało się ukryć, że próbował mnie poderwać na każdym kroku. Komplementował moją "naturalną grację" i "niesamowity urok", a ja z trudem powstrzymywałam się od przewracania oczami.
— Wiesz, Minho, — zaczęłam z przekąsem, gdy po raz kolejny mnie pochwalił — gdybyś był taki czarujący na stoku, jak w rozmowie, pewnie byłbyś legendą w tym ośrodku.
— To jak, kolacja po treningu? — zapytał nagle, ignorując moją uwagę.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, kątem oka zauważyłam znajomą sylwetkę, zatrzymującą się kilka metrów dalej. Jay stał z nartami w rękach i przyglądał się nam z wyraźnym zainteresowaniem.
Oczywiście, że musiał się pojawić. Jednak byłam bardzo zdziwiona, że tak szybko zniknął, a mój instruktor widząc, że zaczęłam się za nim oglądać nie powracał do tego tematu i wróciliśmy do dalszej lekcji.
Minho z entuzjazmem przekonywał mnie, że dam radę zjechać mały kawałek stoku. Mimo wewnętrznych wątpliwości postanowiłam spróbować. W końcu, co mogło pójść nie tak?
Na początku szło mi całkiem dobrze, jak na nowicjusza. Powoli zjeżdżałam w dół, z szeroko rozstawionymi nogami i ramionami w desperackiej próbie zachowania równowagi. Problem pojawił się, gdy zaczęłam nabierać prędkości.
— Minho, jak hamować?! — krzyknęłam w panice, ale odpowiedź zagłuszył wiatr świszczący w moich uszach.
Zaczęłam machać rękami, próbując się zatrzymać, jednak zamiast zwolnić, nabierałam jeszcze większej prędkości. Serce biło mi jak oszalałe, gdy przed sobą zobaczyłam sylwetkę Jay'a. Stał na środku trasy, jakby zupełnie nieświadomy nadciągającego zagrożenia.
— Jay! Uważaj! — krzyknęłam, ale było już za późno.
W sekundę uderzyłam w niego z pełnym impetem, a oboje upadliśmy na śnieg. Ziemia była lodowato zimna, ale jedyne, co czułam, to twarda klatka piersiowa Jay'a pod sobą. Jego ramiona automatycznie mnie objęły, jakby próbował osłonić mnie przed upadkiem.
— Serio, Sooyeon? — mruknął, gdy otworzyłam oczy i spojrzałam na jego twarz. Był rozbawiony, ale w jego spojrzeniu kryła się nuta troski. — Nie mogłaś wybrać innego miejsca na lądowanie?
— To nie było specjalnie! — powiedziałam szybko, próbując się podnieść, ale śliskie narty skutecznie mi to utrudniały. W efekcie wciąż leżałam na nim, a on przyglądał mi się z uniesioną brwią.
— Cóż, jeśli chciałaś znaleźć pretekst, żeby się do mnie przytulić, mogłaś po prostu zapytać.
— Przestań! — syknęłam, czując, jak rumieniec zaczyna wkradać się na moje policzki.
Jay wybuchnął śmiechem, który był na tyle zaraźliwy, że sama też nie mogłam się powstrzymać. Chociaż chciałam być na niego zła, w tamtym momencie byłam po prostu wdzięczna, że nic nam się nie stało.
Jay nagle zamilkł, a jego śmiech ucichł, jakby ktoś odciął dźwięk. Spojrzałam na niego z zaskoczeniem, widząc, jak jego wyraz twarzy zmienia się na poważny. Jego ciemne oczy uważnie wędrowały po mojej twarzy, zatrzymując się na chwilę na moich oczach, potem na nosie, a na końcu na moich ustach.
— Coś nie tak? — zapytałam cicho, czując, jak moje serce przyspiesza.
— Nie, wszystko jest w porządku, — odpowiedział, ale jego głos był niższy, bardziej miękki niż zwykle. — Po prostu... wyglądasz teraz inaczej. Jakbyś była... bardziej sobą.
Poczułam, jak moje policzki zaczynają płonąć, a w żołądku pojawiło się znajome uczucie motyli. Byliśmy tak blisko, że czułam ciepło jego oddechu na swojej skórze, a śnieg wokół nas wydawał się nagle mniej zimny.
Jay podniósł rękę, delikatnie odgarniając kosmyk włosów, który opadł mi na twarz podczas naszego upadku. Jego palce ledwo musnęły moją skórę, ale to wystarczyło, by po moim ciele przeszedł dreszcz.
— Sooyeon, wiesz, że czasem naprawdę mnie doprowadzasz do szału? — powiedział cicho, jego oczy wciąż skupione na moich.
— Cóż, przynajmniej mamy coś wspólnego, bo ty mnie też, — odpowiedziałam, próbując rozluźnić atmosferę, ale mój głos zadrżał.
Uśmiechnął się lekko, ale ten uśmiech szybko zniknął, ustępując miejsca czemuś innemu – uczuciu, które było niemal namacalne. Wstrzymałam oddech, gdy jego twarz zaczęła powoli zbliżać się do mojej.
— Jay... — zaczęłam, ale nie pozwolił mi dokończyć.
Jego usta dotknęły moich w delikatnym, niepewnym pocałunku. Był ciepły, miękki i pełen czegoś, czego nie potrafiłam nazwać, ale co sprawiło, że cały świat wokół nas przestał istnieć. Czas się zatrzymał, a ja poczułam, jak moje serce bije w zawrotnym tempie, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej.
Kiedy Jay w końcu się odsunął, patrzył na mnie z takim wyrazem twarzy, jakby sam nie do końca wierzył w to, co właśnie zrobił.
— Chciałem to zrobić już od dawna — przyznał cicho, jego głos niemal zagubiony w szumie wiatru.
Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Patrzyłam na niego, próbując zrozumieć to, co właśnie się wydarzyło, ale jedno było pewne – nic już nie miało być takie samo.
notka od autorki
Tak sobie myślę, że w poniedziałek jak i w wigilię uda mi się dodać wam tutaj po rozdziale.
Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:
komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro