Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

Stojącprzy jednym ze stolików, w milczeniu obracałam kieliszek szampana w dłoni.Musiałam przyznać, że takie bankiety, pełne udawania i sztucznych uśmiechów, wyczerpywały mnie bardziej, niż mogłam sobie wyobrazić. Jay, jak to miał w zwyczaju, gdzieś zniknął. Nie zdziwiłabym się, gdyby zaraz wrócił z kolejną dziewczyną, która byłaby zafascynowana jego urokiem.

Wzięłam mały łyk szampana, czując bąbelki musujące na języku, kiedy nagle zauważyłam, że ktoś zbliża się w moją stronę. Był to młody mężczyzna, na oko w podobnym wieku do mnie, ubrany w elegancki garnitur, z przesadnie pewnym siebie uśmiechem na ustach.

— Samotnie na takiej uroczystości? — zagaił, zatrzymując się tuż obok mnie. Jego głos był gładki, ale sposób, w jaki na mnie patrzył, od razu mnie zniechęcił.

— Niezupełnie— odpowiedziałam krótko, nie mając ochoty na rozmowy.

— Naprawdę? — zapytał z zainteresowaniem, choć wyraźnie nie uwierzył w moje słowa. — Nie wygląda, jakby ktoś miał ci towarzyszyć. A szkoda.

Uniosłam brew, nie kryjąc irytacji.

— Może po prostu wolę chwilę ciszy — odparłam chłodno, licząc, że zrozumie aluzję.

Nie zrozumiał. Oczywiście, że nie zrozumiał.

— Chwila ciszy w takim miejscu to strata czasu — stwierdził, ignorując moją obojętność. — A co, jeśli zaproponuję ci, żebyśmy porozmawiali? Wyglądasz, jakbyś była ponad tym całym blichtrem, a ja lubię dziewczyny, które mają własne zdanie.

W mojej głowie natychmiast pojawiła się myśl, że Jay w tej chwili na pewno wybuchnąłby śmiechem, gdyby usłyszał coś takiego. Mimo to zachowałam neutralny wyraz twarzy, nie chcąc pokazać, jak bardzo mnie to bawi.

— A co, jeśli powiem, że nie szukam rozmów? — rzuciłam, upijając kolejny łyk szampana.

— Wtedy będę próbował dalej — odparł z uśmiechem. — Bo chyba nie chcesz mnie tak łatwo zbyć?

Westchnęłam cicho, próbując wymyślić sposób, jak się go pozbyć, ale wtedy nagle poczułam, jak ktoś obejmuje mnie w talii. Obróciłam głowę i zobaczyłam Jay'a, który z tym swoim typowym, nonszalanckim uśmiechem patrzył na intruza.

— Przepraszam, że się spóźniłem — powiedział do mnie, ignorując chłopaka. — Mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo, kochanie.

Słowo „kochanie" zabrzmiało z jego ust tak naturalnie, że na moment zapomniałam, co się właściwie dzieje.

— Jay — powiedział rozdrażniony nieznajomy, jego ton zdradzał irytację, a spojrzenie wyraźnie nie było przyjazne.

Spojrzałam na chłopaka, który teraz stał tuż obok mnie, z ręką wciąż spoczywającą na mojej talii. Jego mina nie pozostawiała żadnych wątpliwości – coś było między nimi. Jakby ta znajomość była pełna napięcia i niechęci. A może była to tylko moja wyobraźnia? Niezależnie od tego, obaj nie wyglądali na osoby, które miałyby się teraz wymieniać serdecznościami.

Jay spojrzał na nieznajomego przez chwilę, jakby oceniał, czy w ogóle warto odpowiedzieć. Jego usta wykrzywiły się w lekko pogardliwym uśmiechu.

— Widzę, że wciąż masz problemy z osobami, które nie są twoimi przyjaciółmi — powiedział Jay chłodno, patrząc na niego z wyraźnym dystansem.

Nieznajomy fuknął, najwyraźniej gotów zareagować, ale w tym momencie Jay delikatnie pociągnął mnie ku sobie, jakby próbował odgrodzić mnie od tego nieprzyjemnego starcia. W jego gestach nie było czułości, tylko pragmatyzm, jakby zależało mu na tym, by szybko zakończyć tę sytuację.

— Chyba lepiej będzie, jeśli się pożegnamy — dodał Jay, nie czekając na odpowiedź. — Miło było cię poznać.

Chłopak, który poczuł się ewidentnie zignorowany, spojrzał na nas z pogardą, ale nic nie powiedział. Zamiast tego zniknął w tłumie, nie zwracając na mnie już większej uwagi.

Czułam, jak Jay prowadzi mnie do innej części sali, jego dłoń na moim ramieniu była bardziej zdecydowana, niż kiedykolwiek. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Co się właśnie wydarzyło? Co było powodem tej niechęci między nimi?

— Dziękuję, że mnie uratowałeś — rzuciłam z lekkim uśmiechem, choć moje słowa były pełne ironii.

Jay jednak nie odpowiedział od razu. Zatrzymał się na moment, obracając mnie w stronę sali.

— Tylko nie zapominaj, kto tu rządzi — powiedział, jego ton był poważny, a w oczach pojawiła się ta sama zuchwałość, którą znałam. — A jeśli jeszcze raz będziesz się bawić w jakieś niezręczne rozmowy, nie będę cię ratować.

Spojrzałam na niego przez chwilę, czując, jak jego obecność zaczyna wypełniać przestrzeń wokół mnie. Był nieznośny, arogancki, ale... mimo wszystko trochę opiekuńczy. Coś w tym wszystkim nie pasowało, ale na razie nie chciałam o tym myśleć.

— Jasne, Jay — mruknęłam — cokolwiek.

— A teraz zapoznam cię z moimi najbliższymi przyjaciółmi.

— Ale... — zaczęłam protestować, czując niepokój na myśl o spotkaniu z jego przyjaciółmi, zwłaszcza że nie miałam pojęcia, czego się spodziewać po takich ludziach.

— Nie ma żadnych "ale" — powtórzył zdecydowanym tonem, a jego uśmiech był pewny siebie, jak zawsze. — Zapoznasz się z nimi, a potem wrócimy do reszty zabawy.

Zanim zdążyłam powiedzieć coś więcej, Jay pociągnął mnie za sobą w kierunku grupki chłopaków, którzy stali przy jednym z okrągłych stolików. Ich obecność była niemal przytłaczająca – trzej chłopcy, z których każdy wyglądał, jakby nie pasował do żadnej normy, a jednocześnie wszyscy byli perfekcyjnie ubrani w drogie garnitury. Jeden z nich miał długie, ciemne włosy, inny był krótkowłosy i na pierwszy rzut oka wydawał się najbardziej spokojny, a trzeci... był po prostu rozbrykaną postacią, której uśmiech zdawał się mówić, że nie ma zamiaru nikogo poważnie traktować.

— Heeseung, Jake, Sunghoon — Jay zaczął od razu, wskazując na każdego z chłopaków po kolei, nie zważając na moje napięcie. — Poznajcie Sooyeon.

Heeseung, który wyglądał na najstarszego z nich, wyszczerzył się szeroko, wyciągając rękę w moją stronę.

— Cześć, Sooyeon, miło cię poznać — powiedział z przyjaznym uśmiechem, choć miał w sobie coś, co sprawiało, że wydawał się bardziej tajemniczy niż faktycznie otwarty.

Jake natomiast, z krótkimi włosami i lekko figlarnym spojrzeniem, rzucił mi szybkie spojrzenie, które było bardziej badawcze niż przyjazne. Nie podał ręki, tylko kiwnął głową, jakby już znał odpowiedzi na wszystkie pytania, które mogłam zadać.

— Sooyeon, huh? — mruknął z lekkim uśmiechem. — Ciekawe.

Sunghoon z kolei był najbardziej milczący z całej trójki, patrzył na mnie przez chwilę, a potem skinął głową. Jego twarz była spokojna, niemal bez wyrazu, ale w jego oczach czaiła się pewna ostrożność.

— Cześć — powiedział krótko, ale mimo swojej oszczędności w słowach wydawał się osobą, którą trudno odczytać.

Spojrzałam na Jay'a, który patrzył na mnie z tą swoją zuchwałą pewnością siebie, jakby kontrolował całą sytuację.

— To moi najbliżsi przyjaciele — dodał Jay, stojąc blisko mnie, jakby chciał podkreślić, że teraz to ja jestem częścią jego świata. — Heeseung to ten spokojniejszy, Jake to trochę szaleniec, a Sunghoon... no cóż, Sunghoon ma zawsze rację.

Zatrzymałam się na chwilę, czując się nieco przytłoczona ich obecnością. Każdy z tych chłopaków miał coś, co od razu przyciągało uwagę, ale w zupełnie inny sposób.

— Miło mi — powiedziałam ostrożnie, starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie, choć czułam, że wciąż jestem nieco poza tym światem.

— Dobrze się czujesz? — zapytał nagle Heeseung, rzucając spojrzenie na Jay'a.

Jay uniósł brew, a jego uśmiech stał się nieco bardziej złośliwy.

— A co, Heeseung, zaczynasz się martwić o moją dziewczynę? — odpowiedział, nie kryjąc lekkiego rozbawienia.

Heeseung nie odpowiedział od razu, tylko spojrzał na mnie, a potem na Jay'a, jakby szukając czegoś w jego oczach. W końcu z lekkim uśmiechem rzucił:

— Wiesz, Jay, kiedyś to ty się martwiłeś o rzeczy, które wcale nie były warte uwagi. Chyba trochę się zmieniłeś.

— Zmieniłem się tylko w jednym — odparł Jay znowu z tym swoim pewnym siebie uśmiechem. – Wiesz, muszę być teraz odpowiedzialny za... rzeczy, które się dzieją wokół mnie.

Ja czułam się coraz bardziej jak obserwator, stojąc z boku, gdy ci trzej chłopacy wymieniali uwagi. Było to dziwne uczucie, jakbym była częścią rozmowy, ale jednocześnie na marginesie, bo nie do końca rozumiałam, o czym mówili, ani co takiego się zmieniło, by Jay nagle poczuł potrzebę "bycia odpowiedzialnym".

Jake, który dotąd nie odezwał się zbyt wiele, w końcu przełamał ciszę, jego ton bardziej żartobliwy, jak zwykle:

— Heeseung, daj spokój, nie rób z niego jakiegoś świętego. Jay nigdy nie przestanie być Jayem. — Zatrzymał wzrok na mnie, patrząc na mnie z tym samym lekkim zainteresowaniem, które miał wcześniej. — A ty, Sooyeon, nie daj się zwieść tym wszystkim. Tu się nie liczy, co mówimy, tylko jak wyglądasz.

Czułam się, jakbym zaczynała tonąć w ich rozmowie. Mimo że nie byli źli ani wrogo nastawieni, ich sposób bycia sprawiał, że czułam się jak intruz. Chciałam coś powiedzieć, może zapytać, o czym mówią, ale po prostu patrzyłam na nich, nie wiedząc, w jaki sposób mogłabym do nich pasować.

Jay zauważył moją ciszę, więc ponownie znalazł się blisko mnie, jakby chciał mnie uspokoić swoją obecnością.

— Przepraszam za to – powiedział, dając mi lekki uśmiech. — Czasami zapominają, że nie wszyscy rozumieją ich żarty.

Nie byłam pewna, czy naprawdę mnie przepraszał, czy tylko próbował rozładować atmosferę, ale poczułam, jakby coś w tej sytuacji nie było do końca w porządku. Jednak mimo to postanowiłam nie reagować, nie zagłębiać się w to, co nie było moim tematem, i po prostu stać tam, czekając na to, co się stanie dalej.

notka od autorki

Robienie zakupów w niedziele handlową, ale udało mi się w końcu z nich wrócić i wstawić dla was rozdział.

Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:

komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro