Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

        Zaczęłam się śmiać. I to ona kazała mi wszystkich zabijać?  Żałosne. Ona, która zawsze mówiła mi, abym liczyła tylko na siebie wzywa brata do pomocy. Kopnęłam ją w twarz. Demonica upadła na podłogę, a włosy zasłoniły jej twarz. Powoli i ostrożnie podeszłam do niej po czym szarpnęłam jej ramię do góry. Spojrzałam w te czarne niczym smoła oczy i wymierzyłam jej prawego sierpowego. Widziałam jak ta pokraka wykrzywia twarz w grymasie bólu.
- Nigdy już nie powiesz mi, że jestem marionetką. Jestem cały czas sobą.
Demonica splunęla krwią po czym wychrypiała najstraszniejsze słowa jakie kiedykolwiek usłyszałam.
Mylisz się. Nadal jesteś moją marionetką. Po za tym jak myślisz co teraz robią twoi przyjaciele?  Wezwałam brata. Kiedy ty siedzisz, oni muszą walczyć.
Odepchnęłam ją i starałam się wydostać z mojej podświadomości. Musiałam pomóc innym w walce.
Nie wyjdziesz stąd póki mnie nie pokonasz.
Odwróciłam się i zadałam cios nogą w brzuch Ayli. Zgięła się w pół i upadła na kolana. Szarpnęłam ją za włosy i uderzyłam w twarz. Demonica zamiast stracić przytomność zacharczała i zaczęła się zmieniać. Szybko odskoczyłam od niej i stanęłam pod ścianą. Z jej pleców wyrósł szkielet trzymetrowych skrzydeł. Jej do tej pory czarna suknia zmieniła się w strój bardziej komfortowy do walki. Ręce demonicy wydłużyły się,  a głowa przybrała inny, bardziej upiorny kształt. Uderzyłam plecami o ścianę i w tej chwili zdałam sobie sprawę,  że ta walka nie będzie tylko pomiędzy mną a Aylą, ale też między dobrem a złem. Moment, ja też jestem ta zła. Złapałam za rękojeść katany, która była przewieszona przez pas na moim biodrze i wyciągnęłam ostrze przed siebie.
Nie masz żadnych szans ze mną. Zginiesz.
Mocniej ścisnęłam rękojeść i drżącą ręką przeczesałam włosy. Nie miałam pojęcia czy samym ostrzem uda mi się pokonać Ayle. To dzięki niej mogłam się teleportować i zaginać czas. Nerwowo przejechałam ręką po włosach. Zawsze kiedy byłam zdenerwowana bawiłam się nimi. Demonica zrobiła pierwszy krok w moją stronę, a ja docisnęłam plecy do ściany. Moment, jesteśmy w mojej podświadomości, a to oznacza, że ja rozdaje karty, a nie ona. Pewnie oderwałam się od ściany i pomyślałam o zapadce pod nogami demonicy. W tym momencie Ayla spadła w dół. Udało mi się?  Moje szczęście nie trwało długo. Poczułam jak czyjaś ręka oplata moją szyję. Uniosłam katane i zamachnęłam się nią tak, aby stojącą za mną osobę przebić ostrzem. Jednak za nim to wykonałam, leżałam na podłodze z demonicą siedzącą na moim brzuchu i duszącą mnie. Ręce miałam zablokowane, a mój oddech z każdą chwilą zwalniał. Jeśli czegoś nie zrobię, umrę. Moje myśli znów powędrowały do Floyda i Quinni. Robię i żyje dla nich i dla mojego marzenia. Żyję, aby móc szczęśliwie z uśmiechem na twarzy porozmawiać z rodzicami i bratem, aby nie patrzyli na mnie jak na przestępcę, aby znów potrafili mnie przytulić. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Nie do wiary, że nadal mam sumienie. Po zabiciu tylu ludzi mam opory przed zostawieniem dwójki moich przyjaciół. Deminica ma racje, jestem słaba. Nagle szarpnięcie przywróciło mnie do rzeczywistości. Zebrałam w sobie resztki siły i zdołałam uwolnić rękę, w której trzymałam katane. Przejechałam ostrzem po twarzy Ayli. Pokraka puściła mnie i złapała się za krwawiące miejsce. To była moja szansa. Wbiłam miecz po samą rękojeść w serce demonicy. Ayla zakrztusiła się krwią i upadła. Jej ciało zmieniało się co sekundę. Wyglądało to upiornie. Kiedy  rozleciało się jej ciało,  czarne do tej pory pomieszczenie zmieniło się. Zamiast ciemnego zielonego światła, było jasne i pełne bieli. Wyszłam z swojej podświadomości.
     Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam jak Floyd strzela do demona. Obok mnie stała Quinni i Katana. Obie broniły mnie przed jakimiś stworami. Przełknęłam ślinę i uchyliłam się przed ciosem ze strony wroga. Szybko znalazłam się za jego plecami i odcięłam mu głowę. Z prawie drugiego końca groty usłyszałam krzyk generałka.
- Fajnie,  że się obudziłaś Ghost, a teraz pomóż nam!
Zamiast odpowiedzieć włączyłam się do walki. Nagle wpadłam na czyjeś plecy. Szybko odwróciłam głowę i zobaczyłam Floyda.
- Lea, obudziłaś się! 
- Mam dobrą i złą wiadomość.
Zanim przekazałam informacje mężczyźnie, odcięłam jeszcze trzy głowy stworom.
- Jakie są te informacje? 
Włosy opadły mi na oczy, więc szybko je poprawiłam.
- Najpierw ta dobra czy zła? 
Asekurowałam tyły Floyda zabijając coraz to więcej sług demona. Przyglądając się im trochę zauważyłam, że mają cechy ludzkie. Czyżby to było zombie?
- Zła.
Odcięłam kolejną głowę, a krew znowu rozprysła się na moją koszulkę.
- Nie mogę korzystać z moich mocy, bo je straciłam.
Floyd odwrócił się do mnie twarzą i zaskoczony starał się coś powiedzieć. Ta chwila nie uwagi mogła kosztować go głowę gdyby nie Quinni. Uśmiechnęłam się do niej, dziękując jej i pośpieszyłam z wyjaśnieniami dla Deadshota.
- Ayla, głos, który słyszałam, to była demonica, siostra tego czegoś. Zabiłam ją,  ale straciłam moce, ponieważ to ona mi je podarowała.
Mężczyzna nie miał bladego pojęcia jak zareagować. W tym czasie jeden z stworów wymierzył mieczem w serce Floyda. Odepchnęłam go i zablokowałam atak. We władaniu bronią białą byłam mistrzynią. Taki słaby cios nie stanowił dla mnie żadnego wyzwania. Przebiłam serce stwora i wyjęłam zakrwawioną katane.
- Posłuchaj Floyd, teraz nie jestem ważna. Tylko misja się liczy.
Odwróciłam się do mężczyzny i chciałam coś powiedzieć jednak Deadshot zatkał mi usta swoimi. Było to tylko muśnięcie, ale czułam jak moje serce dostaje zawału.
- Masz mi obiecać,  że nie zginiesz i umówisz się ze mną po tej misji.
Skinęłam tylko głową,  niezdolna do wypowiedzenia czegokolwiek. Jednak nie straciłam trzeźwości oceny sytuacji. Zamachnęłam się kataną i przepołowiłam następnego stwora. Nagle w całej grocie rozbrzmiał głos demona.

,, Zabiłaś moją siostrę!  Jak śmiałaś! Zginiesz zanim zapadnie zmrok! "

Spojrzałam się na zegarek. Była osiemnasta. Już tak późno?  Za godzinę słońce zajdzie, a ja stracę życie. Czy to naprawdę mój koniec?  Poczułam jak ktoś łapie mnoe za rękę.
- Nie myśl sobie, że pozwole ci zabić moją dziewczynę.
Floyd stanął przede mną i zasłonił mnie przed wzrokiem demona. Wtuliłam się w jego plecy z zamiarem wymyślenia jakiegoś planu. Teraz na pewno nie pozwolę, aby cokolwiek odebrało mi Floyda. Nie zamierzam go stracić. Będę walczyła tak długo jak będzie trzeba. Dla niego warto.

***
Pchełki mamy pocałunek! Ale też i wspaniały opis walki xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro