Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8 - Melbourne

- ...przysięgam, że nie wiem, skąd wziął piłę maszynową i te wielkie obcęgi, ale kiedy wychodziłem, słyszałem, jak krzyczał do niej, żeby "zatrzymała ten cholerny traktor".

Okazało się, że podczas gdy Luke ułożył sobie spokojne życie, Ashton zwiedził pół Australii i przez następne pół godziny opowiadał im najróżniejsze historie, na przykład o tym, jak wraz z zespołem grali koncert w pędzącym audi A4, albo jak udało mu się ujarzmić rozwścieczonego głuptaka australijskiego.

Może i podróżował dużo, widział i przeżył rzeczy, które wielu ludzi z pewnością chciałoby przeżyć. Ale jednego Luke był pewien - to on doznał prawdziwej miłości. Wiedział, co znaczy kochać i wiedział, co znaczy umierać z tęsknoty. Przeżył więcej, niż Ashton przez ten cały czas. Z pewnością przeżył to zbyt szybko, bo nie zdążył się nawet zestarzeć.

Jak na swoje dwadzieścia dwa lata był już bardzo dojrzały. Życie mocno dało mu w kość.

- A ty, Luke? - zagadnął go Ashton. - Co robiłeś przez ten czas?

Właściwie to nie miał mu nic do powiedzenia. Nie poszedł na studia. Od początku nie chciał. Nigdy nie miał planu na życie, na szczęście pewnego dnia dostał telefon od Anne. "Pamiętasz mnie jeszcze?" - mówiła. "Lukey, to ja, Annie". I co miał odpowiedzieć? Że przyjechał do niej, spędzili razem cudowne lato, potem ona poszła na studia, a on wynajął mieszkanie w Sydney, żeby być blisko niej. Zrezygnował ze swojej pracy w Melbourne, zostawił tam nawet swoją rodzinę - żeby być blisko niej. Rodzice Anne zostawili jej po śmierci niezłą sumę pieniędzy, więc kupili dom - taki, o którym marzyli oboje. Potem Luke oświadczył się jej pod starą gruszą, ona powiedziała "tak", a potem...

Stanowczo nie miał nic do powiedzenia.

Wzruszył ramionami.

- Przez pierwszy rok po ukończeniu szkoły mieszkałem z rodzicami w Melbourne - powiedział to, co uznał za stosowne. - Potem wróciłem do Sydney. Rok temu kupiłem tu dom. - Opisał te cztery lata w trzech zdaniach, a Ashton zdawał się wiedzieć, o co chodzi, bo jego twarz jakby stwardniała i oklapła.

Pokiwał głową, wyraźnie nie wiedząc, co powiedzieć. Zrozumiał, z jakiego powodu Luke wrócił do rodzinnego miasta, a z wcześniejszej rozmowy wywnioskował, że nie skończyło się to najlepiej. Nie miał tylko pojęcia, jak bardzo źle było.

- Studiujesz coś? - spytał Michael.

- Nie - odpowiedział krótko Luke.

Calum i Ashton chyba czekali na coś więcej z jego strony, ale Michael zrozumiał, że nie chciał mówić więcej. Odchrząknął i przesunął swój pusty kubek po kawie na środek stolika, gdzie zebrało się już kilka takich naczyń.

- Chyba będziemy się zbierać, co? - zwrócił się do Caluma.

Ten kiwnął głową, posyłając Ashtonowi pytające spojrzenie.

- Tak, ja też.

Wstał, a Luke za nim.

- Dziękuję - powiedział. Mimo wszystko czuł, że musi im podziękować. - ...że mogę być z wami w zespole.

- To my dziękujemy. - Calum poklepał go po ramieniu. - Dzięki, że się zgodziłeś, to dla nas prawdziwa przyjemność, serio.

- Było ciężko, ale się udało. - Michael zaśmiał się nerwowo, puszczając oczko do Luke'a.

***

- Przeprowadzam się do Melbourne - wyznał Luke pewnego deszczowego popołudnia. - To jeszcze nic pewnego, ale tata mówi, że bardzo się stara o tę posadę.

- Jak twój tata czegoś chce, to zawsze to osiąga - stwierdziła Anne, wzdychając cicho. - Masz to po nim, jesteś strasznie uparty, na szczęście zazwyczaj wychodzi ci to na dobre.

Anne była bardzo spostrzegawcza. Często mówiła Luke'owi rzeczy, których sam o sobie nie wiedział.

- Jeśli wszystko się uda, pod koniec wakacji już nas tu nie będzie - powiedział zawiedziony chłopak. Nie uśmiechało mu się, że było to ich ostatnie wspólne lato. Miał dopiero niecałe piętnaście lat, a jego przyjaciółka czternaście, czyli chwilowo była w tym samym wieku, co on. Czternaście lat to za mało na pożegnanie. Przecież mieli być przyjaciółmi na zawsze.

- Dlatego spędzimy razem najlepsze wakacje, prawda? - Annie posłała mu uroczy uśmiech.

Leżeli na jej dwuosobowym łóżku z nogami opartymi o ścianę i patrzyli na cytaty z książek wypisane na pochyłym suficie. A "cytaty z książek" oznaczały oczywiście cytaty z Małego Księcia i paru innych powieści.

Luke'owi podobało się, że nie powiedziała "nie zostawiaj mnie, mieliśmy być przyjaciółmi", tylko bez wahania postanowiła wykorzystać czas, który im pozostał.

- Co będziemy robić w wakacje? - zapytał, gotowy na przygody, jakich jeszcze nie przeżyli.

Anne wzruszyła ramionami.

- To, co zawsze.

Luke prychnął.

- Chodzić na spacery, jeść pączki i czytać Małego Księcia? - Spojrzał na przyjaciółkę z uniesionymi brwiami.

- Przeczytałeś Małego Księcia tylko raz. - Przewróciła oczami.

- Bo to głupia książka.

Anne westchnęła, jakby znowu chciała powiedzieć "jeszcze do niej dorośniesz".

- W każdym razie, będziemy robić to, co lubimy najbardziej.

- Kolejne nudne lato?

Annie spojrzała na niego oburzona. Nie podobało jej się, że ich ulubione zajęcia nazywał nudnymi. Ale wiedziała, iż Luke robił to tylko po to, by ją zdenerwować, a on zdawał sobie sprawę z tego, że ona już dawno go rozgryzła. Była to po prostu ta słynna wymiana zdań, w której każdy chciał postawić na swoim, nawet jeśli nie miał racji.

- A żebyś wiedział - powiedziała Anne, marszcząc nosek w ten uroczy sposób. - Będziemy chodzić na spacery, jeść pączki, tylko że tym razem spróbujemy tych z dziurami, ja będę czytać Małego Księcia, a ty marudzić, że mamy lepsze rzeczy do roboty.

- Standardowo.

- To ty zawsze chciałeś spróbować pączków z dziurami!

Luke spojrzał na Anne, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Dziewczyna również posłała mu spojrzenie, które dobrze znał. Po chwili oboje zaczęli głośno się śmiać.

***

Luke wsiadł do samochodu, nie mogąc odpędzić od siebie czarnych myśli. Może to był zły pomysł? Na cokolwiek nie spojrzał, o czymkolwiek z nim nie rozmawiano, wszystko przypominało mu o Anne. Ashton, zapach samochodu, nawet te cholerne lukrowane babeczki. Może za bardzo się spieszył.

Irwin pomachał do niego zza szyby, wsiadając na rower. Luke patrzył, jak odjeżdża. Wymienili się numerami, ale nie chciał z powrotem dawnego życia. A może pragnął go aż za bardzo? Jednak nie mógł mieć tego wszystkiego, co miał.

Potrząsnął głową.

Wyjechał spod kawiarni. W domu czekała na niego Anne.

Nie mógł znieść ciszy, jaka panowała w samochodzie, podobnie jak piosenki, która leciała akurat w radiu. Stojąc na czerwonym świetle, przełączył tryb na odtwarzanie DVD. Nie pamiętał, jakiej płyty słuchał ostatnio. Strasznie dawno nie jeździł samochodem.

Oczywiście, spodziewał się tego - Green Day.

Anne kochała Green Day.

Nieobecnym wzrokiem wpatrywał się przed siebie, gdzieś w spowite wieczornym granatem miasto, w oświetloną latarniami ulicę. Z transu wybudził go dźwięk klaksonu. Światło zmieniło się na zielone. Wzdrygnął się, wyprostował, jednym ruchem wyłączył samochodowe radio i ruszył przed siebie.

Cisza już mu nie przeszkadzała. Właściwie to nie myślał zbyt wiele. Jechał dobrze znaną trasą - skręcił w lewo na skrzyżowaniu, zostawiając za sobą wysokie zabudowania, jechał między gęsto ustawionymi domami rodzinnymi, aż w końcu i te zaczęły się przerzedzać. Na piaszczystej drodze było już zdecydowanie mniej latarni. Nie było jednak jeszcze aż tak ciemno, a Luke przecież znał tę drogę na pamięć.

Zatrzymał się przed bramą garażu i nacisnął odpowiedni przycisk na pilocie przy kluczykach. Coś kliknęło i drzwi poszły w górę, a Luke wjechał do środka. Gdy wchodził z powrotem do domu kuchennymi drzwiami, westchnął cicho do siebie. Było zupełnie ciemno, nic nie oświetlało wnętrza, nikt nie śpiewał, nie tańczył, nie czekał na niego z kolacją. Aby zapalić światło, również musiał poruszać się drogą znaną na pamięć. Mimo to, wciąż po cichu liczył, że za chwilę coś się wydarzy, jakby czekał, aż Anne powie "tu jestem, głuptasie".

Czekał i czekał, aż w końcu dotarł do włącznika przy schodach, wcisnął go i jedyne, co zobaczył, to niepozmywane naczynia w zlewie i stół, na którym brakowało kraciastego obrusa.

Pewnie poszła spać - pomyślał, zawiedziony, że na niego nie zaczekała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro