Rozdział 7 - Bromance
Pomimo chwilowego oszołomienia, Luke'a rozbawił sposób, w jaki Michael z zaskoczeniem uniósł brwi, otwierając szeroko oczy. Tego się nie spodziewał.
- Znacie się? - zapytał, przenosząc wzrok z Luke'a na Ashtona i na odwrót.
Irwin roześmiał się, siadając obok blondyna. Wyglądał na zdziwionego, ale i mile zaskoczonego.
- Chodziliśmy razem do szkoły - wyjaśnił. - Dopóki ten cwel nie postanowił wyjechać. - Spojrzał na Luke'a. - Dlaczego nie powiedziałeś, że wróciłeś do Sydney?
Hemmings odetchnął głęboko.
- Kupiłem tu dom rok temu. - Odchrząknął.
Kupił ten dom dla Anne. Wrócił do Sydney, by być z nią razem już do końca życia w ich rodzinnym mieście. Teraz to wszystko wydawało się takie bezsensowne.
- Mogłeś zadzwonić! - mówił Ashton. - Napisać, wysłać list, cokolwiek - wyliczał.
- Planowałeś wyjechać na studia... Myślałem, że już się nie spotkamy.
Tak naprawdę nie pomyślał nawet o tym, by odezwać się do Ashtona. Był zbyt wpatrzony w Anne, a teraz... Teraz nie myślał już o niczym. Irwin westchnął. Uśmiechnął się i objął go ramieniem, targając jego loki drugą ręką.
- Dobrze, że zapuściłeś włosy. Nigdy nie znosiłem, że byłeś przystojniejszy ode mnie.
Calum zaśmiał się, kiedy Hemmings gromił starego przyjaciela morderczym spojrzeniem.
- Nie zamówiliśmy ci nic do picia - powiedział Michael do perkusisty. - Chcesz coś?
- Dzięki, zamówię coś, jak będę chciał - powiedział to tonem nastolatka, który koniecznie chce zrobić wszystko po swojemu. - Przejdźmy do naszego nowego wokalisty. - Spojrzał na Luke'a, mocniej obejmując go ramieniem. - Jednak wybrałeś muzykę, hm?
Luke'owi nie podobał się sposób, jaki na niego patrzył. Jednocześnie z zainteresowaniem i podnieceniem, ale dostrzegł w tym spojrzeniu cień tęsknoty. Ash na pewno ułożył sobie życie bez niego, ale przecież byli dla siebie tak cholernie ważni, a on nie widział świata poza Anne. Teraz poczuł się trochę podle, czemu towarzyszyło poczucie winy.
- Jeszcze nic nie postanowiłem - przypomniał. Nie odzywał się często, mówił tylko, kiedy musiał. Nie czuł się jeszcze zbyt swobodnie w towarzystwie nowych "znajomych".
- Naprawdę świetnie grasz - powiedział w końcu Michael. - Według mnie właśnie to powinieneś robić w życiu.
Luke spojrzał na niego krzywo.
- Skąd wiesz, że nie robię czegoś innego? - Nie robił nic. Od razu po ukończeniu szkoły przysiągł Anne, że będzie podążać za nią wszędzie. I tak właśnie robił. Dopóki ich wspólne plany nie legły w gruzach.
- Możesz robić coś innego - przyznał Clifford - ale muzyka jest właśnie tym, co powinieneś robić.
- Och, bo się rozkleję. - Calum przewrócił oczami. - Może po prostu pokażesz nam, co potrafisz?
Luke uniósł brwi, patrząc na niego pytająco. Szatyn skinął głową w stronę niewielkiego wzniesienia na końcu lokalu. Na samym jego środku stało wysokie krzesło z niskim oparciem i stojak na mikrofon. Spojrzał na Luke'a wymownie, ale ten tylko pokręcił przecząco głową.
- Nie gram dla publiczności. - Sam skarcił się w myślach za te słowa. Przecież miał okazję zostać wokalistą wybijającego się zespołu. To było głupie. Dlaczego właściwie to robił?
- To nie miało sensu - odezwał się Michael, jakby czytając mu w myślach. Miał rację. To nie miało najmniejszego sensu. - Słyszałem jak grasz. Choć raz nie bądź taki uparty.
Coś w środku kazało mu się przełamać i wyjść wreszcie z cienia swojej tęsknoty za Anne.
- Chodź. - Ashton przesunął się w bok i wstał, podając blondynowi rękę. Ten jednak zignorował ją i o własnych siłach wyczołgał się z boksu.
- Łatwo poszło - stwierdził Michael. Chciał się najwyraźniej zwrócić do Caluma, ten jednak był już w połowie drogi do sceny.
Luke, idąc jego śladem, przyglądał się, jak podłącza kabel mikrofonu do głośnika i instaluje go na stojaku, ustawiając pod odpowiednim kątem. Nie zauważył żadnych schodów, więc wskoczył z podłogi prosto na niewysokie podwyższenie. Nie wiedział, skąd Calum wziął gitarę akustyczną, którą właśnie mu wręczał, ale mógł przysiąc, że jeszcze przed chwilą jej tu nie było.
Wspiął się na krzesło, ułożył nogi na metalowym podnóżku, a gitarę oparł na prawym udzie. Omiótł spojrzeniem całą salę: trzech chłopaków pod sceną, zachęcający uśmiech Michaela i zaciekawione spojrzenia pozostałej dwójki. Kilku klientów odwróciło twarze w jego stronę, czekając na występ.
Wziął głęboki oddech. Jego serce zaczęło bić nieco szybciej. Strasznie dawno nie grał przed publicznością. Odchrząknął, zamknął oczy, przycisnął palce lewej ręki do strun na gryfie, prawą dłonią wydobywając pierwsze dźwięki. Uśmiechnął się pod nosem, słysząc tę muzykę. Po chwili zaczął grać, bez reszty się w niej zatracając.
***
Luke Hemmings miał piękny głos. Śpiewanie przychodziło mu naturalnie, podobnie jak granie na gitarze. Palce szybko odnajdywały odpowiednie akordy, znając na pamięć wszystkie możliwe kombinacje. Michael bujał się w rytm powolnej piosenki, co jakiś czas spoglądając z satysfakcją na oniemiałe z wrażenia twarze Caluma i Ashtona. To było coś, co Luke miał we krwi - zamiłowanie do muzyki, pasja, jaka rozbrzmiewała w jego głosie oraz zmysłowość i delikatność, podczas gdy muskał struny długimi palcami.
Gdy skończył, jeszcze przez chwilę nie otwierał oczu, ale kiedy to zrobił, po potrzebnej chwili ciszy, w całym lokalu rozbrzmiał dźwięk oklasków. Luke był najwyraźniej zaskoczony, widząc, że wszyscy klienci przysłuchiwali mu się z takim samym zainteresowaniem, jak chłopacy z zespołu.
Odchrząknął, zsunął się z krzesła i oparł o nie gitarę. Odgłos kroków na drewnianym wzniesieniu odbił się echem od pudroworóżowych ścian, a kiedy zeskoczył ze sceny, szum rozmów rozbrzmiał na nowo, jakby wszyscy klienci kawiarni nagle przypomnieli sobie, po co tu przyszli.
- Jeśli mnie wyleją, to będzie twoja wina - powiedział Calum do Luke'a, po czym poklepał go po ramieniu. - Chociaż bardziej prawdopodobnie jest to, że dostanę awans, bo to było naprawdę zajebiste.
Michael uśmiechnął się z satysfakcją. To brzmiało jeszcze lepiej, niż gdy słyszał go ostatnim razem.
- No, no, Hemmings... - Ashton zacmokał z podziwem. - Kiedy ostatnim razem cię słyszałem, nie radziłeś sobie z chwytami barowymi, a teraz śpiewasz lepiej ode mnie.
Luke wzruszył ramionami, wciąż niepewny, co powinien powiedzieć. Wepchnął ręce do kieszeni spodni i przygryzł lekko wargę. Wyglądał całkiem uroczo, kiedy nie wiedział, co ze sobą zrobić. Michael nie był pewien, ale wydawało mu się, że dostrzegł lekki rumieniec na jego policzkach.
- Chodźmy już, herbatka mi wystygnie. - Calum ruszył w stronę stolika.
Pozostała trójka poszła w jego ślady i po chwili wszyscy siedzieli na zajętych przez siebie wcześniej miejscach.
- No więc... - Michael, napiwszy się swojej kawy, zaczął opowiadać. - Kilka lat temu z Calumem założyliśmy kanał na YouTube. Nie mamy konkretnej nazwy, to po prostu Calum i Mike.
- Chciałem nazwać nas Bromance, ale mi nie pozwolił - wtrącił jego przyjaciel.
Michael kontynuował, jak gdyby nigdy nic. Wciąż uważał, że pomysł Caluma był do dupy.
- Nagrywamy tylko covery, ale Calum jest dobry w pisaniu piosenek. Ja też mam kilka kawałków na koncie, chociaż tylko część z nich nadaje się do czegokolwiek.
- Niektóre są naprawdę fatalne - wciął się znowu Hood, za co Michael miał ochotę napluć na ten jego cholerny bromance. - Słyszałem, jak śpiewał pod prysznicem.
- Nie przechwalaj się tak. - Clifford przewrócił oczami. - Tydzień temu śpiewałeś, posuwając jakąś laskę na mojej kanapie.
Calum zakrztusił się herbatą.
- Myślałem, że nie było cię w domu!
Zarówno jego wyraz twarzy, jak i pozostałej dwójki, był bezcenny. Ale różowowłosy wzdrygnął się na to traumatyczne wspomnienie.
- Położyłem się w twoim pokoju, żebyś mnie nie obudził, jak będziesz wracać - wytłumaczył. - ...co niestety okazało się błędem... Powiedz, jak często uprawiałeś seks na MOJEJ kanapie?
Calum zarumienił się, z czego Michael był niezwykle dumny. Rzadko udawało mu się doprowadzić przyjaciela do takiego stanu zakłopotania. Wciąż jednak nie otrzymał ostatecznej odpowiedzi na zadane pytanie, ale wiedział, że tej nocy nie da rady zasnąć, nie myśląc o tym, w jakich celach Calum używał jego "łóżka".
- Zmieńmy temat - odezwał się Ashton, marszcząc brwi. Spojrzał na Luke'a. - Co u twoich braci?
Hemmings wzruszył ramionami.
- Chyba dobrze, dawno się z nimi nie widziałem.
- A Anne? Może z nią utrzymałeś kontakt?
Na dźwięk tego imienia coś się stało w jego wnętrzu. Michael nie wiedział tylko co. Oczy Luke'a zaszły mgłą, a usta zacisnęły się w wąską linię. Nie musiał nic mówić, żeby reszta domyśliła się, co jest grane. On jednak odpowiedział, krótko i rzeczowo, głosem tak pustym i bezuczuciowym, jakby w ogóle go to nie obchodziło, w rzeczywistości jednak usiłował ukryć prawdziwe emocje.
- Tak.
Ashton spojrzał wymownie na pozostałą dwójkę. Widac było, że nie chciał ciągnąć tej konwersacji. Na pewno poczuł się też trochę urażony. Tęsknił przecież za swoim przyjacielem. Michael nie miał pojęcia, kim była owa dziewczyna, ale Ashton musiał poczuć się o nią zazdrosny.
- Tak?
Luke zacisnął palce na swoim kubku z herbatą.
- Nie od razu. - Przełknął głośno ślinę. - To Anne mnie znalazła.
Zapadła cisza, kiedy Ashton układał sobie w głowie wszystkie informacje, a jednak widać było, że brakowało mu kilku elementów.
- Wracając... - Calum zawsze wybierał najbardziej niestosowne momenty, ale tym razem Michael był mu za to cholernie wdzięczny. - Możesz przyjść na jedną z prób, zaklimatyzować się, pomyśleć, bliżej nas poznać...
Ale Luke był nieobecny. Wpatrywał się w stojącą w miejscu herbatę i myślał o Anne. Michael nie mógł go w pełni zrozumieć, bo nigdy nie stracił kogoś bliskiego. Blondyn podniósł wzrok znad kubka, spojrzał najpierw na niego, a potem na Caluma i pokiwał twierdząco głową. Michael uśmiechnął się szeroko. Jego miłość do muzyki była prawdziwym skarbem i grzechem byłoby go zmarnować. Miał też nadzieję, że cokolwiek wydarzyło się w życiu Luke'a, bycie w zespole pomoże mu przez to przejść.
A potem blondyn uśmiechnął się blado, jakby sam zdał sobie sprawę z tego, że właśnie znalazł w ciemnościach promyk nadziei.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro