Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Operetka republiki kaktusa


Nagroda Nobla to odpowiednie odznaczenie dla człowieka, który wymyślił łóżko.
Piekło powstało dla osoby, która wymyśliła budzik.
Jego irytujący i drążący dźwięk poderwał ją na nogi.

Bez szkieł kontaktowych Elizabeth upadła jak kłoda na wyjątkowy, ręcznie wyrabiany dywan prosto z Chin dla ludzi o stanie finansowym podobnym do jej własnego.
Mętne światło prawdopodobnego poranka wpadało przez oblepione mgłą, smogiem i kurzem okno, które musiało znjadować się gdzieś pomiędzy półką z butami a stertą franucskich płyt winylowych. Nie była pewna, bo pozostawiane dla orientacji pudełko po mordoklejkach  na szczycie piramidy zniknęło w tajemniczych okolicznościach po wizycie Sephory - podobnie i antydepresanty z pod zlewu.
Nora Liz mieściła się na przedmieściach Londynu, w obskurnej dzielnicy, którą z premedytacją pomijano w przewodnikach podróżniczych. Zresztą bardzo mądrze, ponieważ szare ceglane budynki nie miały w sobie nic z uroku pocztówkowych ujęć stolicy Anglii.

Za ten stan rzeczy nie było winne państwo ale jej marny stan konta bankowego - praca w operze była pasją ale szczerze nie sposobem zaraobku na życie. A jednak porwała się z motyką na słońce i zrobiła to. Zdała szkołę muzyczną, z przekonaniem, że jako hańba rodziny wyląduje na ulicy. 
 Szczęście sprawiło, że trafiła pod skrzydła zarządcy opery, który wprowadził ją w wielki świat wymagający siedmiogodzinnych prób od poniedziałku do piątku z kontrabasem drącym struny do ucha.  Ceną nie elastycznych godzin pracy była naturalnie samotność, od której jedyną odskocznią była Sephora.

- Nie możesz wiecznie umierać na deskach teatru całując księcia, który nie dość, że jest gejem to skacze po scenie w legginsach. - Sephora wzdrygnęła się przed szarą codziennością swojej przyjaciółki i zanurzyła usta w  kawie - To nie dorzeczne.

Szły przez opustoszały Hyde Park, w którym towarzyswa dotrzymywały  im wyłącznie wiewiórki oczekujące na ciastka z czekoladą. Małe cholery wiedzą co dobre ale Elizabeth nie zamierzała dzielić się swoim nie eetycznym  pączkowym śniadaniem. Na skrzyżowaniu Oxford z Libre sprzedawali najlepsze donaty na świecie i żadna djeta nie mogła jej postrzymać przed podwójną polewą karmelową.

- Nie dorzeczne jest to, że nie wspieram finansów rodziny nie rodząc bliźniaków by dostać zasiłek pieniężny.Jestem bez użyteczna przecież wiesz.  Po za tym niektórzy z nas pracują, a nie korzystają z majątku wdowy - Elizabeth ucięła temat owijając gardło szalem. Wolała nie zaziębić się już w pierwszych dniach jeseni, która do Londynu zawsze przybywa nie spodziewanie pokrywając drzewa pastelową paletą opadających liści.

Zaciągnęła się chłodnym powietrzem poranka i aż zmroziło jej mózg jak po wypiciu lodowego shake. Kochała to uczucie szalonej niezależności, w obcym kraju z dala od reszty jej popierzonego drzewa genalogicznego. Tu spełniały się marzenia i mogła pracować na nie sama bez batu nie przychylnych spojrzeń nad głową. 

- Wiesz, że nie o to mi chodzi.Model starej panny jest w modzie i masz siedemdziescięcio procentową szansę przeżycia swoich krewnych. W odwecie nie ufundujesz im pogrzebu, a ryby w Bałtyku zajmą się ich pozostałosciami, że siętak wyrażę.

- Sadystka i świruska jeszcze większa ode mnie. Jaki termin wybraliście?

-  Powinnaś wyjść do ludzi, a nie tworzyć fałszywe konta na portalach randkowych, których nigdy nie wykorzystasz - przyjaciółka spojrzała na nią z wyzrutem wspominając mimochodem swoje trzecie zakończone zgonem małżonka małżeństwo i rzucając spojrzenie na prezent od narzeczonego numer cztery.

Wzruszyła ramionami jakby nie wiedziałą o co chodzi.
 Niestety była winna zwodzeniu facetów na manowce, który wierzyli w magazynowe zdjęcie na profilowym.
Dla dobrego tyłka, zrobią wszystko( nawet zapewnią ci całodobową ochronę  - jeśli akurat się trafi na polityka)
Nie miła skropułów odsłaniania go zwłaszcza, że nie był to jej własny.  
Z drugiej strony sami się o to prosili, a ktoś o pseudonimie NOBMASTER69 nie zasługiwał na jej zainteresowanie.
No dobrze była trochę kokieteryjna i zwodnicza ale która z nas nie jest?
Uśmiechnęła się złośliwie, przypominając sobie jak wyprowadziła Narcyzka2000 w pole, nie zjawiając się na kolacji w Tel Awiwie.


- Nie wiem o czym myślisz ale to na pewno nic dobrego. Przerażasz mnie jak się tak uśmiechasz.

- Mówisz jak moja matka i przypominam ci, że to nie ja trzymam spluwe w nocnym stoliku.

- Ale przynajmniej nie zmuszam cię do pracy w korporacji eksportu bakłażanów. Z resztą to tylko zabawka... - Sephora  ujęła ją pod rękę i trzymając się za ręce przeszły powolnym spacerem resztę parku. 

Niebo pokrywały szare obłoki nie chybnie zwiastujące deszcz. 
Październik zaczął się na dobre, rozwiewając ostatnie wspomnienia wakacji, których jedynym świadkiem były magnesy przypięte do lodówki.
 Elizabeth zostało trochę czasu do ogarnięcia swojej nory do porządku przed Halloween, a jednak pajęczyna w górnym rogu kuchni wyglądałą za bardzo realistycznie by dłużej ją ignorować.
Już chwyciła miotłę, która również pokryła się klimatycznym kurzem gdy zadzwonił jej telefon.
"The wizard and I" cicho ulatywał z pod stosu ciuchów porozrzucanych niedbale po całej podłodze.
Ewidentnie musi zrobić tu porządek. Nigdy nie była brudasem ale nie miała serca usunąć jego ubrań ... nie po tym wszystkim.
 Może panele nie są najlepszym miejscem na rodzinne pamiątki ale zawsze były blisko, wciąż mogła się zgiąc, zaciągnąć jego perfumami i poczuć sięjakby stał tuż obok . Tylko, że w innym wymiarze.

- Gdzie jest to dzwoniące ustrojstwo?! - rzuciła tom sztuki Szekspira na stary toster, który miała oddać do naprawy i ukuła się w bitą w dywan igłę do szycia. Była pewna, że ją zgubiła...

- Zaraz! - wrzasnęła jakby ktoś po drugiej stronie słuchawki mógł ją usłyszeć i z nowym zapałem rozgranęła parę przydużych bluz z logo Pumy i Adidasa.

Po pięciu minutach smartfon zabłysnął w jej dłoni.
 Bez zastanowienia  nacisnęła słuchawkę  optymistycznie zaczynając rozmowę.Ambiwertyzm to pierwszy krok do wyjścia z dołka (a z kokainową pastylką pod językiem to bardzo łatwe)- powtórzyła sobie słuchając co druga strona ma do powiedzenia.


Uśmiech jak dramatyczna maska spadł jej z twarzy, a paznokcie zacisnęły się na obudowie.
A miała mniej złośliwy humor niż zwykle... to mógł być tak nie cyniczny dzień...

Druga ręką pomacała myszkę komputera otwierając szkynkę pocztową. Pięćdziesiąt stron gówna o trójkolorowym kaktusie - szeryfie  ratującym porcję mrożonek na środku Sachary.

Miała zagarć źródło słodkiej wody, w któym ludzie na równi ze zwierzętami przeżywają euforię życia...


-Jesteś tak nie przekonujący, że nie kupiłabym od  ciebie teflonowego garnka gdyby był na wyprzedaży. Do widzenia - zakończyła rozmowę odrzucjąc telefon z powrotem na stos nie przebranych rzeczy.


Operetka w dwa tygodnie - niedorzeczne.


Gdzie była ta igła?








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro