Zabawna historia... O MYCIU ŁYŻKI?!
W naszym życiu pojawia się wiele zabawnych sytuacjii. Niektóre z nich same zapadają w pamięć, a to będzie właśnie taka historyjka.
Przejdźmy do opowieści!
Zaczęło się od pozornie banalnej misji, lecz jak się później okazało - miała być to przygoda, którą długo potem miałam opowiadać wszystkim, którzy chcieli mnie słuchać. Z pozoru prosta droga - przez drzwi, po schodach w dół i do zlewu, tak samo w drugą stronę. Gdybym wtedy wiedziała...
- Ida! Umyj mi łyżkę, skoro ją upaprałaś - odezwała się moja mama z wygodnego miejsca na łóżku. Oczywiście, że się zdenerwowałam.
Właśnie z Martą wróciłyśmy z nart i jako, że wyśmienicie się bawiłyśmy nie miałam ochoty na podjęcie się misjii.
Zignorowałam komunikat. Wróciłam do radosnego machania rękoma i krzyczenia pib-bip, co jeszcze przed chwilą praktykowałyśmy na stoku. Musiałyśmy obgadać również sprawę domniemanego rumu w herbacie od wujka Marty. Udawałyśmy ptaki, tak samo jak wtedy, na wyciągu i wykrzykiwałyśmy słowa kompletnie nie mające sensu, a także nowo wymyślone ,,Farma czupa czapla'' z brytyjskim akcentem, bądź rymowankę o Krowie Mlacznej.
- Ida, idź umyj tą łyżkę! - Acha, zniecierpliwiła. Wstałam więc i zabrawszy łyżkę mamy, a także dwie inne ze stołu, zakomunikowałam Marcie, że ma iść ze mną. To był błąd.
Chwiejąc się - to sprawka tej herbaty-, zeszłyśmy ze schodów. Mimo, że byli tam inni goście (Rodzice Marty mają Agroturystykę) bez przerwy się śmiałyśmy.
Okey. Odkręciłam zlew i powoli zaczęłam szorować sztućce. Nie zabrakło też wybuchów śmiechu. (I tu zaczyna się komizm całej sytuacji!) Marta oparła się o mnie, a ja gestykulując żywo z umytymi łyżkami w dłoni nagle je wypuściłam, gorzej! Rzuciłam nimi!
W ten sposób, czyli z wyciągniętą w przód dłonią, stałam i obserwowałam jak ukubiona łyżka mojej mamy wpada pomiędzy szafkę kuchenną, a lodówkę.
Co więcej powinnam być przerażona, a ja w śmiech!
Biedna podłoga, która w tamtym momencie musiała poczuć na sobie dwie tarzające się z rozbawienia nastolatki.
Uspokoiwszy się zdałyśmy sobię sprawę z powagi tej sytuacjii, no i trzeba było działać. Ja - myk do boku lodówki, by ją odsunąć, a Marta - w stronę szuflady by znaleźć, prawdopowobnie konieczne, zastępstwo.
Zdenerwowałam się i wytłumaczyłam jej, że nie znajdzie tu takiej łyżki, bo wpadła tam ta od mojej mamy i wróciłam do lodówki.
Zawsze jakoś sobię radziłam, toteż teraz też mi się udało.
Łyżka znów brudna, z kłębkiem kurzu na sobie, ale miałam ją!
Umyta została jeszcze dokładniej niż poprzednio, a my wraz z nią i resztą, dumnie ruszyłyśmy na górę. To jest zgnięte w pół i absolutnie nie skupione na tym gdzie stawiamy stopy. Nie było mowy byśmy pokonały piętnaście stopni i nie zrobiły czegoś głupiego!
No i stało się!
Marta potknęła się o schodek i w akcie desperacji złapała mnie za nogę. Oczywiście się wywróciłam, ale oprócz mnie jeszcze coś poleciało gdzieś.
Spojrzałam na dłoń i oczywiście czegoś brakowało. Łyżki mojej mamy.
To na tyle jeśli chodzi o historię łyżki. W skrócie co wydażyło się potem? Podniosłam ją z podłogi i dostarczyłam mamie. Nie przeszła pomyślnie kontroli czystości, więc zostałam wysłana jeszcze raz by ją umyć. Tym razem poszłam poprostu do łazienki.
Mam nadzieję, że choć trochę was to rozbawiło. Ważne jest to, iż ja opisując tą sytuację cały czas miałam uśmiech na twarzy!
Pozdrawiam was cieplutko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro