11. Wolność
- Jest piękna - Spytała na mnie pytającym wzrokiem - Gładka, podrapana, pocięta, posiniaczona. Taka piękna - Zachwycałam się jej przedramieniem a ta patrzyła na mnie jak na wariatkę - Nie możesz się ruszyć? - Przytaknęła smutno - Chodź, pomogę ci - Powiedziałam łapiąc ją pod pachą i podnosząc z krzesła
- D-dam sobie radę... - Jęknęła próbując wyrwać się z moich objęć, co po chwili jej się udało po czym upadła i zaczęła cicho szlochać - Czemu... Czemu już nie pamiętam jak to się robi? - Przykucnęłam przy niej
- Od miesiąca byłaś przykuta do krzesła, to naturalne, że możesz nie pamiętać jak się chodziło - Po raz drugi podniosłam ją do pionu - Słuchaj. Ja jestem bardzo niecierpliwa, więc jeżeli będziesz nie posłuszna mogę pozostawić cię na pastwę losu - Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem na co uśmiechnęłam się szczerze - Więc wiesz co masz robić
- T-tak... Pani...- Odparła
***
- Już umiem - Krzyknęła radośnie chodząc już o własnych siłach - D-dziękuję za pomoc... Pani... - Spuściła głowę - I... Przepraszam za moje nieposłuszeństwo
- Nie ma sprawy i nie szkodzi - Uśmiechnęłam się - To jak... Chcesz zobaczyć swój nowy pokój? - Pomachała radośnie głową na tak - Więc chodź - Zaprowadziłam ją do drzwi w rogu mojej piwnicy które po chwili otworzyłam.Ukazał nam się mały pokój z łóżkiem, stolikiem i niewielką szafą. - Więc tutaj będziesz spędzała od dzisiaj większość swojego czasu
- Woo - Zdziwiła się - Cz-czyli... Będę już na wolności? - Spojrzała na mnie
- Em... Nie będziesz już przykuta do krzesła, będziesz mogła normalnie chodzić, natomiast na powietrze będziesz wychodziła tylko pod moją opieką. - Na zdanie o wychodzeniu na dwór zdziwiła się jeszcze bardziej - Ale nie będzie to zbyt często, więc się nie napalaj - Próbowałam zgasić jej entuzjazm co niestety mi się nie udało
- Nie szkodzi. Dla mnie radością jest to, że mam już swój własny pokój i nie będę dwadzieścia cztery godziny na dobę przykuta do krzesła - Wbiegła wesoło do pokoju i zaczęła obczajać każdy kąt
- W szafie masz kilka rzeczy. Przebierz się a ja przyniosę ci coś do jedzenia - Powiedziałam wychodząc i zamykając za sobą drzwi
***
- Jak tam, dziewczyny? - Wparowała do nas Jannet w trakcie gdy pilnowałam by Nozomi zjadła swój posiłek - Jecie? Beze mnie? - Oburzyła się na co zaśmiałam się. Jest taka uroczy gdy się denerwuje
- Jak chcesz to chodź tu - Odparłam chłodnym tonem - Mam coś słodkiego na zagrychę - Na zdanie o słodkim jedzeniu w mgnieniu oka znalazła się przy stoliku
- Co dobrego, pani? - Zaciekawiła się Nozomi przerywając jedzenie
- Ty dostaniesz jak skończysz swoje - Odparłam na co młoda zaczęła szybciej jeść - Nie jedz tak szybko. I tak musisz zasłużyć na nagrodę - Zaśmiałam się dając Jannet jedno ciastko
- Zasłużyć? Czyli to, że przypomniałam sobie jak się chodzi to za mało? - Zaczęła marudzić - Co jeszcze muszę zrobić żeby dostać ciastko?
- Nie wiem. Zaskocz mnie
- Mizuki, daj jeszcze - Powiedziała McCurdy wskazując na pudełko ciastek
- Zjadłaś już pięć! Jeszcze ci mało?! - Krzyknęłam
- Słodkiego mi wiecznie jest mało! - Znów wkurzyła się robiąc się jeszcze bardziej urocza
- Uh... Masz - Dałam jej kolejne ciastko a ta ograbiła mnie z całego pudełka - Ej! A dla mnie?!
- Ty musisz schudnąć. Wyglądasz jak mamut - Powiedziała, po czym wstała i spierdoliła z całym pudełkiem ciastek do domu
- Ehh... Co ja się z nią mam? - Opadłam na podłogę a Nozomi zaczęła śmiać się z zaistniałej sytuacji
Licznik słów: 584
SIEMANDERO! Znaczy... Co? Każdeł razeł jutro na moim zadupiu jest festiwal lata. Taki festyn. Co roku przyjeżdżają tu jakieś fejmy. Kto przyjeżdża w tym roku? Zapytacie. Czadoman i doda. Walić, że nawet nie wiem kto to jest. I tak tam pójdę tylko na dobre kręcone ziemniaki. To tyle. Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro