25. Łzy smutku, a łzy szczęścia
Piosenki z mediów słuchajcie w trakcie czytania
Mijały dni, a nawet tygodnie. Całe dnie spędzałam leżąc w łóżku i patrząc się w sufit, co jakiś czas przynosząc Nozomi coś do jedzenia. Nie miałam siły na nic. Nie wiedziałam co robić dalej. Nie wiedziałam w którą stronę mam iść. Nie jadłam prawie nic przez co, no niestety kości wystawały mi z każdej części ciała.
Przychodzili do mnie Aphrodi z Axelem, Midorikawa z Hiroto ale nic na mnie nie działało. Podobno nawet wybili mi jedno okno by móc do mnie wejść. Miałam wszystko gdzieś. Świat przede mną stracił kolory. Gdyby po śmierci istniał świat, gdzie mogłabym spotkać Jannet, jedyne co bym chciała to umrzeć. Ale tak nie było. Była ona teraz daleko... Nie miałam żadnych szans na odnalezienie jej. Wszystko stało się mi obojętne, czy będę żyć, czy też nie, czy ktoś mnie będzie torturował, czy nie.
- Nadal się opierdalasz? - usłyszałam znajomy mi głos w pokoju - Umyłabyś się chociaż. Zaczadzone w ty pokoju to masz ostro - Zrzucił ze mnie kołdrę którą byłam przykryta, przez co mogłam znów zobaczyć jego śliczne, długie, blond włosy
- Jak nie pasuje to idź - Nawet na niego nie spojrzałam
- Zaraz serio cie wrzucę do wanny. Najwyżej się utopisz - Złapał mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć po ziemi do łazienki
- Może jeszcze mnie rozbierzesz i umyjesz, co? - Rzuciłam
- Jak będę musiał to tak zrobię - Puścił moją rękę, a następnie zaczął wpuszczać wodę do wanny - To jak? Zbierzesz w sobie siłę na tyle by się umyć, czy ja mam to zrobić? - Oparł się o ścianę
- Rób co chcesz - Wzruszyłam ramionami
***
- Tak szczerze to myślałem, że nie jesteś aż tak płaska - Zaśmiał się wychodząc z łazienki
- Odkryłeś prawdę, jestem z ciebie dumna - Odparłam rzucając się na łóżko i zakrywając kołdrą - To możesz już iść - Powiedziałam z nadzieją, że sobie pójdzie
- Więc żegnam - Wziął torbę i wyszedł z pokoju. Mimo wszystko byłam pewna, że nie pójdzie, on tak łatwo nie odpuszcza
***
- Żartowałem! - Krzyknął radośnie wchodząc do mnie z powrotem
- Ta, śmieszne...
- No depresji się nabawiła, jak nic - Postawił coś na szafce nocnej po czym znów tego dnia zabrał moją kołdrę i rzucił ją na ziemię - Zawrzyjmy pewien układ - Zaczął
- Nie, spierdalaj - Przerwałam mu
- Ty napijesz się jeden łyk tej kawy a ja sobie pójdę. Co ty na to?
- Nienawidzę kawy. Pójdziesz sam z siebie, a jak nie to wyrzucę cię przez okno albo przebiję kataną na wylot
- Ta jasne. Bo taki szkielet jak ty da radę mi coś zrobić - Zaśmiał się swoim firmowym śmiechem - Jesteś przecież nawet bardziej koścista ode mnie
- Ta, wyjdź - Nie dawałam za wygraną
- Eh... To ty sobie to przemyśl a ja pójdę coś zrobić - Wyszedł zamykając za sobą drzwi
- I nie wracaj - Krzyknęłam by usłyszał mimo zamkniętych drzwi
Minęło kilka minut, Aphrodi nadal nie wracał, a kawa stojąca na szafce zaczęła mnie ciekawić. Odwróciłam się na drugi bok i doszedł do mnie ten zapach. To jest niemożliwe... Szybkim ruchem podniosłam się do pozycji siedzącej i wzięłam filiżankę do ręki, czując ten charakterystyczny zapach jeszcze mocniej. Łzy zaczynały zbierać mi się do oczu, emocje gotowały się we mnie jak w kotle. Praktycznie odruchowo przybliżyłam filiżankę do ust i na jednym łyku wypiłam całą zawartość. Łzy w oczach opuściły swoje miejsce i spłynęły po moich policzkach, filiżanka z hukiem tłuczonego szkła upadła na ziemie, ręce zacisnęły się na pościeli... Jak? Jak do cholery on odtworzył ten przepis?
- No no, weszliśmy w idealnym momencie - Usłyszałam głos blondyna - Smakowało? - Uśmiechnął się szczerze
- Mizuki! - Kolejny głos jaki usłyszałam należał do Nozomi. Rzuciła mi się na szyję z płaczem. Objęłam ją lekko moją kościstą ręką wciąż tępo patrząc w ścianę
- Jak... Ty... To..? - Wydusiłam z siebie
- Cóż, Jenny zostawiła po sobie pewną pamiątkę wiszącą na lodówce - Pokazał mi kartkę na której górze było starannym pismem Jannet napisane "Przepis na obudzenie Mizuki! ^^" - Miała dziewczyna łeb - Spojrzał na kartkę ostatni raz następnie kładąc ją na parapecie
- Dzię...Ku...Ję - W końcu ruszyłam głową i spojrzałam w dół, na potłuczone kawałki szkła
- Nie ma sprawy - Przytulił mnie
- Jakie to było pojebane - Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam głośno śmiać czym zaraziłam Terumiego wraz z Nozomi - Tyle godzin zmarnowanych naprawiła jedna filiżanka! - Rzuciłam pomiędzy serią śmiechu
- Widzisz jak niektóre rzeczy mogą być proste - Otarł łzę jaka zebrała się w jego policzku od nadmiaru śmiechu
- Mnie to najbardziej ciekawi jak ty na to wpadłeś geniuszu! - Poczochrałam go po głowie
- A to już innym razem - Poprawił swoje włosy - Kurwa zepsułaś mi fryzurę!
- Trudno! - Znów wybuchłam śmiechem - Niektóre rzeczy są tego warte!
- Może faktycznie - I tak śmialiśmy się przez dobrych kilka... Kilkanaście... Kilkadziesiąt minut
Licznik słów: 795
Data napisania: 24.10.2018r
I wszystko się dobrze "skończyło"! ^^ Bo to oczywiście jeszcze nie koniec tej książki. Ahh, motyw zajebałam z anime Charlotte i ogólnie bardzo polecam to anime, bo jest prześwietne. To tyle. Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro