2. Pierwsza krew
Wróciłam ze szkoły, rzuciłam plecak i ruszyłam na przechadzkę, lub jak kto woli na poszukiwanie ciekawych rzeczy. Idąc tak przez to miasteczko zbyt wielu ludzi nie mijałam, ze względu na to, że jeżeli wychodzisz z domu najlepiej trzymać się w grupie. No chyba, że jest się najbardziej znaną morderczynią w mieście. W oczy rzuciła mi się ogromna rezydencja która zawsze mnie ciekawiła. Zawsze wyglądała na opuszczoną a czasem można było ze środka usłyszeć straszne krzyki, jakby w środku kogoś torturowano. Wokół budynku krążyła historia jakoby dziesięć lat temu weszła tam dziewczyna w wieku szesnastu lat i już nigdy stamtąd nie wyszła. Pora w końcu obalić tę teorię!
Weszłam przez bramę a następnie powoli po schodach. W końcu stałam przed ogromnymi wrotami. Popchnęłam je ręką wchodząc do środka. Ukazała mi się ogromna komnata ze schodami po lewej i prawej stronie. Przed owymi schodami wisiały najróżniejsze obrazy. Jedne zupełnie normalne zaś inne mrożące krew w żyłach. Na suficie wisiał ogromny żyrandol wyglądający jakby zaraz miał spaść. Dla bezpieczeństwa własnego postanowiłam uzbroić się w nóż. Powolnym krokiem zmierzałam ku schodom a dźwięk moich kroków rozbrzmiewał niczym echo.
- Mamusiu! - Usłyszałam krzyk z górnej części domu. Pewniejszym krokiem weszłam na schody i pięłam się ku górze. - Nie możesz umrzeć! Mamusiu! - Słyszałam okropny krzyk małej dziewczynki. Ugh. Nie lubię dzieci.
Będąc już na górze ukazał mi się korytarz pędzący w prawo i lewo. Poszłam w stronę krzyku czyli w lewo. Nagle krzyk ustał. Jakby owa dziewczynka usłyszała moje kroki. Momentalnie zatrzymałam się, oczekując dalszych wydarzeń.
- Mamusiu! Ty żyjesz! Musisz żyć! Nie ma innej możliwości! - Krzyk powrócił, ale bez paskudnego płaczu.
Idąc dalej krzyk był coraz głośniejszy. W końcu moim oczom ukazała się kobieta bez rąk, ani nóg, leżąca na ziemi, a obok niej wtulona w nią mała dziewczynka mająca na oko sześć lat. Mała uśmiechała się mimo, że prawdopodobnie jej rodzicielka została właśnie zabita i wykrwawiła się na śmierć.
- No witam. Jak mija ten słoneczny dzień? - Przywitałam się kulturalnie, bo w końcu to jest najważniejsze
- K-kim ty jesteś? -Mała m momentalnie puściła martwy kadłubek i spojrzała w moją stronę z wystraszoną miną
- Twoim największym koszmarem
- To ty zabiłaś moją mamusię?!
- Skądże. Ja nigdy nie ubrudziłabym sobie rąk czymś takim
- To co tutaj robisz?! Chcesz zabić też mnie?! - Natychmiastowo to małe ścierwo wybuchło płaczem - Więc proszę! Zabijaj ile wlezie! Przynajmniej będę tam razem z mamą!
- Oh, zabijanie bez sprzeciwu nie daje mi żadnej satysfakcji mała - Uklęknęłam i pogłaskałam ją po główce - Popełnij samobójstwo czy coś - I odeszłam
Idąc dalej ciemnym korytarzem z tyłu znów usłyszałam krzyki. Ale nie takie z płaczu czy z cierpień. Był to krzyk przepełniony walecznością i siłą. Chyba to ta mała obudziła w sobie małego mordercę i zamierza przerobić mnie na kisiel. Odwróciłam się i faktycznie to małe ścierwo biegło w moją stronę z nożem w ręku. Wyciągnęłam nóż do przodu i oczywiście nie mogąc wyhamować nabiła się na nóż. Podniosłam ją niczym szatan podnoszący swoją ofiarę na trójzębie. Jej mina ukazywała szczęście?
- Arigatou (Dziękuję) - I padła
No spoko. Dziecko nabija mi się na nóż. Mnie pasuje.
Licznik słów: 517
Kyaaa! Kaneki! Ekhem. *Kaszl kaszl* Witam. Jak mija wam dzionek? ^^ Ja ostatnio nałogowo żrem kiwi XD To tyle. Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro