16. Alex
— Kurwa... ale ona ma zajebiste nogi - rzuca Brandon, kiedy popijamy colę na imprezie urodzinowej Nelly.
Tak, zgadzam się.
Ma zajebiste nogi.
I cycki.
Cała jest zajebista.
I niekoniecznie podoba mi się to, że Brandon również to zauważył.
— Twojej Laurze nie przeszkadza, że obczajasz inną laskę - wtrąca Kosma.
Też wygląda na wkurzonego, choć poza boiskiem do lacrosse'a to raczej pieprzony kwiat lotosu na zajebiście spokojnej tafli jeziora.
Punkt dla ciebie, braciszku.
— Jebie mnie to - Brandon wzrusza ramionami. - Nie ona, to inna.
— A tak serio - wtrąca Tony patrząc znacząco to na mnie, to na Kosmę. - Wy nic...z nią... ten teges?
— Nie, nie bzykamy się ani nic z tych rzeczy - stawiam sprawę jasno.
— Jak zwykle bezpośredni do bólu - naśmiewa się Tim.
— I wam też radzę trzymać łapy, fiuty i inne części ciała od niej z daleka.
— Czyli jednak „ten teges" - komentuje Brandon.
— Nie, ale zawodnicy lacrosse'a to nie materiały na chłopaków dla Nelly.
— A co jest z nami nie tak? - dopytuje Tony, udając oburzenie.
— Nie umiecie utrzymać fiutów w spodniach!
— Odezwał się ten, co zalicza wszystko, co ma cycki - wtrąca Kosma.
— Dzieci i prawiczki głosu nie mają - odcinam się, na co wszyscy, poza moim bratem, wybuchają śmiechem.
— To było naprawdę bardzo dojrzałe z twojej strony - Kosma posyła mi pełne dezaprobaty spojrzenie.
Może i trochę przesadziłem, ale - serio - mógłby znaleźć sobie jakąś dupę. I mógłby przestać być do bólu taki grzeczny i ułożony. Rzygać się chce...
— W sumie - wtrąca Tim, kiedy już opanowuje śmiech - dlaczego ty właściwie nie masz laski? Nie kręcą cię?
— Kręcą... - przyznaje, a uszy momentalnie mu czerwienieją. Zawsze tak się dzieje, kiedy jest zmieszany.
— To w czym problem? Nikt nie każe ci się od razu żenić - odzywa się po raz pierwszy Milan.
— Laski rozpraszają. A ja nie mam czasu na głupoty.
— Umoczysz, zmienisz zdanie. No, chyba że preferujesz jazdę na ręcznym - drwi Brandon.
— Po prostu chcę się skupić na osiągnięciu tego, co zaplanowałem. Chcę dostać stypendium sportowe w Cambridge. I chcę zostać kardiochirurgiem. Zresztą, po chuj wam się tłumaczę - odstawia z hukiem puszkę na stolik. Robi to z takim impetem, że część napoju wylewa się z naczynia.
Uuu... kwiat lotosu nastroszył płatki.
— Ja pierdolę, Kosma... na żartach się nie znasz? - rzuca za nim Tony, ale on już odchodzi w stronę domu.
— Co on taki sztywny? - pyta mnie drugi bliźniak.
— Przecież to Kosma. Zawsze bywa sztywny. - Wzruszam ramionami, ale w duchu jest mi głupio, bo to ja doprowadziłem do tych głupich żartów.
Domyślam się, że Kosma stresuje się moimi badaniami. I - o ile ja nauczyłem się idealnie to maskować - o tyle mój brat z każdą kolejną moją wizytą w klinice robi się bardziej nerwowy. Mogłem mu nie dogryzać, ale tylko w ten sposób uciekam myślami od tego, co czeka mnie za kilkanaście godzin. Dawno nie miałem tak kompleksowych badań, łącznie z rezonansem magnetycznym i diagnostycznym cewnikowaniem. I w sumie, chyba potrzebuję obejrzeć po raz kolejny Bumblebee. Mogliby sobie już wszyscy pójść w cholerę.
— Gdzie Kosma? - Lilly wyrasta nagle jak spod ziemi.
— Poszedł sobie do domu popłakać - drwi Brandon. - A co, chcesz go pocieszyć?
— Bran - miażdżę go spojrzeniem. - Zamknij już łeb, co?
— A ciebie co ugryzło? - dopytuje zaskoczony.
— Gówno!
Lilly zaczyna coś paplać, ale ja skupiam się na Nelly, która została sama. I jest smutna. Musiały się z Lilly posprzeczać. Nie przepadam za nią. To pieprzona atencjuszka. Toleruję jej obecność tylko dlatego, że jest przyjaciółką Nells, ale nie będzie jej sprawiać przykrości. A już na pewno nie w jej urodziny.
— Co jej zrobiłaś? - łapię Lilly mocno za ramię.
— Auć, Alex. - Piszczy. - To boli!
— Co jej zrobiłaś?
— Ja? Jej?! - Oburza się i wyrywa rękę. - Powiedz mu coś, Bran!
— Ja się nie wpierdalam w rodzinne dramy - Brandon unosi ręce do góry.
— Jesteś chłopakiem mojej siostry! Powinieneś...
— Właśnie, Lilly. Twojej siostry. Nie twoim. Znajdź sobie własnego rycerzyka - rechocze podle.
Zaczynają się kłócić, ale ja skupiam się już tylko i wyłącznie na Nelly. Wciskam dłonie w kieszenie szortów i powoli kroczę w jej stronę. Jej krótkie dżinsowe spodenki nie pozostawiają za dużo pola do popisu wyobraźni, ukazując naprawdę długie i zgrabne nogi. Nells chodzi na zajęcia z tańca, przez co jej figura przez ostatnie dwa lata nabrała naprawdę... ech, wiem że teoretycznie mieszkamy jak rodzeństwo, ale nic nie poradzę, że jest cholernie gorącą laską. Rozpuściła dziś włosy, chociaż ja zdecydowanie wolę ją w warkoczach. Mam wówczas za co ciągnąć. Uwielbiam się z nią droczyć i przekomarzać. Wtem niespodziewanie zawadza o mnie spojrzeniem i już nie odwraca wzroku. A to nowość, bo ona raczej rzadko patrzy mi w oczy. Otaczam ją ramieniem. Taki braterski gest. Nikt przecież nie musi wiedzieć, że dzięki temu mogę czuć jej ciało przy sobie. Zagaduję ją, pozwalając sobie na niewinny flirt, którego ona pewnie i tak nie wyłapie. Pod tym względem mogłaby sobie przybić piątkę z Kosmą. W pewnym momencie łapię ją za podbródek i zmuszam, by spojrzała mi prosto w oczy. Uśmiecha się, a pół mojego serca niespodziewanie przyspiesza. Czuję mrowienie na karku i w miejscach, gdzie dziewczyna się do mnie przytula. A gdy się orientuję, że patrzy na moje usta, walę jej jakieś bezmyślne komplementy, a jedyne o czym myślę, to jak długie czeka mnie kazanie od mamy, jeśli teraz bym ją pocałował. Bo po raz pierwszy mam na to ochotę. Nie na przyjacielskiego całusa w policzek, ale... Ona też ewidentnie myśli o tym samym, bo najpierw obczaja moje usta, a potem uroczo się czerwieni. A ja po raz pierwszy się waham, bo to nie jakaś randomowa laska tylko ONA. Nelly.
— Nells... gapisz się na moje usta... - informuję ją z rozbawieniem.
— Wcale nie!
Znów uroczo się peszy. Wyrywa z moich objęć i pospiesznie obciąga rękawy długiej bluzy. Zawsze tak robi, kiedy jest skrępowana. Chciałbym, żeby przestała się przejmować tymi głupimi bliznami, żeby odważyła się założyć koszulkę na ramiączkach albo chociaż zwyczajny T-shirt. Chciałbym odnaleźć w sobie odwagę, by jej powiedzieć, jaka jest piękna. Przerywa nam tata, stawiając na stole paterę z grillowanym mięsem. Obejmuję dziewczynę ramieniem i popycham w stronę suto zastawionego stołu. Obserwuję, jak z lekkim uśmiechem rozgląda się po stole, nie mogąc się zdecydować. Kiedy w końcu ma pełen talerz i zamierza jeść, Lilly ją atakuje. Zwykle nie mieszam się między baby, ale komentarze Lilly są tak wredne, że nie wytrzymuję i już mam się odezwać, kiedy ubiega mnie Kosma. Zdrowo opierdala młodą Smithównę, która strzela z dupy i się zmywa. Doznaję niemałego szoku , bo Kosma zawsze jest ułożony i grzeczny. Może w końcu znalazł jaja? Fajnie się obserwuje jego buńczuczną wersję. Zacięty grymas na jego twarzy łagodnieje w momencie, kiedy przenosi spojrzenie na zatroskaną Nelly. Serio, mam ochotę pobiec za Lilly i dołożyć swoje trzy grosze do komentarza Kosmy. Suka. Mój brat otacza Nelly ramieniem i przyciaga do siebie. Dla postronnego obserwatora to zwykły, bratersko-siostrzany gest. Jednak to, jak on na nią patrzy. Jak reaguje jego ciało... Widzę zaczerwienione koniuszki uszu, które oznaczają jedno, Kosma jest skrępowany. Doznaję pieprzonego olśnienia. Mojego brata zawsze krępowała bliskość Nelly. A jeśli... przeraża mnie to, co podsuwa mi umysł. Bo jeśli Kosma w istocie się w niej durzy, to ja będę musiał spasować. Obiecaliśmy sobie z Kosmą już dawno temu, że żadna laska nie zniszczy naszej więzi. A to ja startuję z przegranej pozycji, więc nawet nie myślę o podium. Nigdy nie stanę pomiędzy nimi, choćby z tego powodu, że nigdy nie skrzywdziłbym Kosmy. To on jest wrażliwcem w tej rodzinie. Zawsze o wszystkich myśli, wszystkim się przejmuje. Jest najlepszym bratem na świecie. Nie zasługuje na złamane serce. No a po drugie, moje serce jest zbyt małe i słabe by kochać tak, jak Nelly na to zasługuje. Nawet jeśli bardzo, ale to bardzo mnie jara, to ja nigdy się nie zakocham. Bo przecież to niemożliwe z połową serca... Prawda?
Dołącza do nas reszta chłopaków. Nelly wymiguje się wyjściem do toalety. Wiem, że ściemnia. Znam ją na tyle dobrze by wiedzieć, że pójdzie sobie popłakać w samotności. Głupia Lilly. Zjebała jej najważniejszy dzień. Zerkam na Kosmę i aż zapiera mi dech. Widzę spojrzenie, jakim wodzi za Nelly. Nigdy nie spoglądał w ten sposób na żadną laskę. Tęsknie, czule... Brandon wali go otwartą dłonią w plecy, a on zdaje się tego nie zauważać. Bo widzi w tym momencie tylko swoje centrum wszechświata. Swoje słońce. Swoją Nelly.
Kiedy ostatni goście zmywają się do domu, pomagamy w sprzątaniu. Umawiamy się na seans filmowy. Zawsze przed moim wyjazdem na badania, doładowuję baterie oglądając Bumblebee. Nelly zaproponowała, że ogarnie popcorn. Póki jej nie ma, planuję zagaić Kosmę o to, co widziałem. Brat zwala się obok mnie na kanapie i już mam się odezwać, gdy w drzwiach zjawia się tata.
— Kosma, pozwól na moment.
Ma na sobie pidżamę, więc wiem, że szykują się z mamą do spania. Brat wstaje z kanapy i podąża za nim. Nie ma go dłuższą chwilę. Zaczynam ziewać. Jestem fest zmęczony. Gdy Kosma wraca, ma nie tylko czerwone uszy, ale i policzki. Posyłam mu pytające spojrzenie:
— Nawet nie pytaj - jęczy. - Jaki cringe!
— Mam dziwne wrażenie, że mama męczy Nelly w tym samym temacie.
— Co im odwaliło. Nie jestem dzieckiem. Nie pierwszy raz zostaję sam w domu.
— Ale pierwszy raz zostajesz sam z nią...
— Ty też?! - fuka, ale widzę, że jego uszy znów pokrywają się szkarłatem.
— Nie powiesz mi chyba, że cię nie kręci!
— Nie kręci mnie - odpowiada pospiesznie.
Wiem, że kłamie, bo nie patrzy mi w oczy.
— Szczerość za szczerość?
— To poniżej pasa, Alex!
— No dalej, bo pomyślę, że jednak...
Nie jestem jednak w stanie skorzystać z tego braterskiego przywileju, bo w salonie zjawia się całkowicie zażenowana Nelly. Zajmuje zwyczajowe miejsce pomiędzy nami i zasłania dłońmi twarz. I jak zwykle dosypała do popcornu za mało soli. Pewne rzeczy się nigdy nie zmieniają.
— Też zrobiła ci wykład na temat pszczółek i ptaszków? - zagajam, kiedy brat znika w kuchni w poszukiwaniu soli.
— Nawet mi nie przypominaj - nadal chowa twarz w dłoniach.
— Czyżby coś było na rzeczy o czym nie wiem - podśmiechujek się. - Macie jakieś zbereźne tajemnice, o których nie wiem.
— Skończyłeś?! - słyszę wkurzony głos młodego. - To zejdź ze mnie!
Siada obok Nelly i doprawia popcorn. Dopiero kiedy miska ląduje na kolanach dziewczyny, włączam film, a potem robię to, co zwykle. Przytulam się do niej. I wszystko byłoby dobrze, gdyby Kosma nie odwalił dramy roku. Wkurwia mnie niemiłosiernie, aż w końcu po krótkiej kłótni, strzela z dupy i wychodzi.
Brawo ty!
Wystawiam w jego stronę środkowy palec. Na szczęście Nells tego nie widzi. Za to wyraźnie widzę, że jest smutna. Mam ochotę wstać i obić mu za to ryj, bo to jego wina. „Czuję się nad wyraz niezręcznie". Debil!
Przytulam dziewczynę mocniej, żeby czuła, że jest mi potrzebna. Kosma niech się pieprzy i tyle. Jest spięta, ale po dłuższej chwili nareszcie się rozluźnia. Jednak ja dziś nie mogę skupić się na filmie, bo dekoncentrują mnie jej cycki. Unoszę się trochę wyżej, tak by głowę oprzeć o jej szyję. Tyle, że wówczas czuję jej zapach. I ciepło. Zerkam na jej szyję. Z tak bliska widzę pulsującą pod skórą tętnicę. Mam ochotę ją tam pocałować. Zaskakuje mnie to. Podczas dzisiejszej rozmowy z Branem uświadomiłem sobie, że przegapiłem moment, w którym z dzieciaka zmieniła się w... Zerkam w dół. Jej piersi unoszą się w górę i w dół przy każdym oddechu. Chciałbym ich dotknąć. Chciałbym je widzieć. Chciałbym widzieć ją całą. Nagą. Nie mam pojęcia, skąd takie myśli nagle pojawiły się w mojej głowie. Zasycha mi w gardle. Mam ochotę dotknąć jej skóry. Nagiego uda.
Kurde!
By zająć czymś ręce, cały czas sięgam po popcorn, który niestety zbyt szybko się kończy. Zabieram wówczas tę cholerną miskę i decyduję się objąć Nelly. Lekko się spina, ale po chwili jej ciało się rozluźnia. Tulę ją mocniej, a wówczas ona wplata dłoń w moje włosy.
Jezu, jak przyjemnie.
Na powrót skupiam się na filmie, który znam na pamięć. Charlie tuli się do Bumblebee, a mnie ogarnia spokój. Po raz pierwszy przed wizytą w Berlinie nie obawiam się. Bo wiem, że wszystko będzie dobrze. Odkąd Nelly się pojawiła, wszystko układa się dobrze. Jakby przepędziła śmierć, bo nie czuję jej lodowatego oddechu na karku ani obecności, kiedy dopadają mnie gorsze dni. Nelly kupiła mi czas. Nam wszystkim. Moim rodzicom, mnie i Kosmie. Ściska mnie w piersi, ale nie jest to zwyczajowy ból, związany z moją chorobą. Dusi mnie ze szczęścia, że jest w moim życiu.
— Wiesz, Nells... Jesteś taką moją Charlie... Też mnie naprawiasz... - nigdy nie bałem się szczerości, dlatego teraz również postanawiam powiedzieć jej to, co czuję. Unoszę się lekko i zbliżam usta do jej ucha. - Sprawiasz, że znowu chce mi się żyć. Dla ciebie...
Słyszę jak wstrzymuje powietrze, a potem jej oddech jest drżący.
Bardzo chciałbym ją pocałować. Odsunąć włosy i poczuć na wargach smak jej skóry, tam gdzie pulsuje tętnica. Film się kończy, a my siedzimy jeszcze dłuższą chwilę w całkowitym bezruchu.
— Nie powinniśmy się ruszyć? - Nelly pyta szeptem.
— Nie wiem jak tobie, ale mi tu dobrze - odpowiadam cicho. - Dlaczego szepczemy?
Z gardła Nelly dobywa się cichy chichot. Zwraca twarz w moją stronę dokładnie w tym momencie, w którym ja unoszę odrobinę moją. Nasze oczy są teraz na tej samej wysokości. Jej, duże, intensywnie niebieskie. Moje, zielone. Cholera. Jej usta są tak blisko. Przechylam lekko głowę i... Niefortunnie zahaczam stopą o miskę, która wydaje z siebie brzdęk, wyjątkowo głośny w panującej nocnej ciszy. Odskakujemy od siebie.
Szlag, było blisko.
Salon oświetla tylko poświata z telewizora i światło z korytarza, ale dam sobie rękę uciąć, że policzki Nelly są rozgrzane do czerwoności.
— Chyba powinniśmy iść spać - odzywa się nieśmiało, patrząc na mnie tym niewinnym spojrzeniem spod rzęs. Chyba, kurwa, nie wie, jak ono działa. Jestem jeszcze bardziej podniecony, niż chwilę temu.
— Tak... zdecydowanie - wyduszam. Głos mam dziwnie schrypnięty.
Puszczam ją na schodach przodem i bezceremonialnie obczajam jej tyłek. To, że ją prawie pocałowałem... Czy była tego świadoma? Czy także tego chciała? Nie pierwszy raz rzucałem w jej towarzystwie dwuznaczne żarty, które ją peszyły. Ale nigdy wcześniej nie zauważyłem, by obczajała moje usta. Może Lilly czegoś jej nagadała? Przelizałem się z nią parę razy dla zabawy i tyle. Może się pochwaliła? Zamyślony za późno orientuję się, że Nells gwałtownie się zatrzymała i wpadam na nią.
— Sorry... - przytrzymuję ją za ramiona, by nie upadła.
— To... - miętoli rękawy bluzki - napiszesz? Czy wszystko okej?
— Czyżbyś się martwiła? - pochylam się odrobinę, by patrzeć w jej oczy i uśmiecham się kpiąco.
— Zawsze się martwię - mówi szczerze, nie uciekając spojrzeniem.
— A ja zawsze piszę.
— Będziesz miał jakąś operację, prawda?
— Cewnikowanie.
— Brzmi okropnie.
— Nic strasznego. Nie martw się. Będzie dobrze. Przynosisz mi szczęście - zanim zdołam się powstrzymać, ręką dotykam jej policzka. Kciukiem gładzę skórę, a potem pochylam się i całuję ją w tym miejscu. - To na szczęście.
— To chyba ja powinnam cię pocałować, żeby zadziałało - mówi cicho, lekko zakłopotana.
— Znowu szepczesz - uświadamiam ją tak samo cicho.
Chichocze.
— To co? Gdzie ta moja porcja szczęścia? - dopominam się zaczepnie.
Uśmiecha się lekko, a potem unosi na palcach i jej usta muskają mój policzek. Ja pierdolę! Wszystkie włoski na ciele stają mi dęba.
— Dobranoc, Alex. Nie zapomnij Bumblebee.
— Nie zapomnę. Dobranoc, Nells. W kontakcie - układam palce w kształt telefonu komórkowego i przykładam do ucha.
— W kontakcie - naśladuje ten gest i wślizguje się do swojego pokoju.
Co. To. Do. Ciężkiej. Cholery. Było?!
Zaliczam laga mózgu, bo chyba przestał pracować w momencie, kiedy rozproszyły mnie jej cycki. Tam, na dole. Stoję jeszcze kilka chwil jak taki debil pod jej drzwiami, po czym wchodzę do swojego pokoju. Mam niezłą zagwozdkę. Jeśli wzrok mnie nie mylił, Kosma ją crushuje. A jeśli tak, to ja pasuję. Nigdy nie stanę na drodze do szczęścia brata. Nigdy nie poróżni nas laska, choćby nawet tak zajebista jak Nelly. Wiem, że wybiegam sporo w przyszłość, ale i tak nie mam szans na założenie rodziny. Albo inaczej, szanse mam, tylko że kosztem cierpienia bliskich mi osób. Może i dożyłbym trzydziestki. A potem co? Odejdę, ostatnie miesiące spędzając przykuty do łóżka i naćpany lekami, przywiązując moją drugą połówkę do siebie. Będzie musiała patrzeć na moje cierpienie ze świadomością, że nie ma żadnych szans by mi ulżyć czy pomóc. No fucking way! Dość się naoglądałem w sieci nagrań z hospicjów czy ostatnich chwil bliskich. Nagrań ich ostatnich oddechów. Swoją drogą, co trzeba mieć w głowie, by coś takiego rejestrować i umieszczać w sieci?
Co trzeba mieć w głowie, żeby takich nagrań szukać?
Postanowiłem już dawno temu. Umrę na własnych warunkach. Nie w szpitalu. Nie w hospicjum. Nie ogłupiony morfiną. Odejdę świadomie.
W końcu wchodzę do pokoju. Młody śpi. Kołdrę owinął między udami. Na łopatce dostrzegam świeżego siniaka. Przysiadam na brzegu łóżka i obserwuję brata pogrążonego w głębokim śnie. Jego włosy aż proszą się o podcięcie. Te na karku sięgają już pleców i zwijają się na końcówkach. Są czarne jak noc. Na twarzy dostrzegam nikły ślad zarostu. Ja już golę się regularnie od dwóch lat, natomiast Kosma dopiero niedawno wyhodował młodzieńczy wąsik, którego momentalnie się pozbył.
Idę pod prysznic, a potem rzucam się na łóżko. Spoglądam w sufit. Sytuacja z Nelly mnie rozbudziła na tyle, że nie wiem, czy dzisiejszej nocy uda mi się zasnąć .
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro