Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Nelly

Dwa lata później


Trzymam w rękach zdjęcie, które jest moim ulubionym. Dziś są moje urodziny. Szesnaste. Ale nie te, które mam wpisane w dokumentach. Tych nie obchodzę. Za to zawsze z utęsknieniem wyczekuję tych nowych, które dwa lata temu zapoczątkował Alex. I które właśnie dziś celebrujemy. To właśnie zdjęcie z tamtej mojej pierwszej prawdziwej urodzinowej imprezy trzymam w dłoniach. Patrzę na swoją uśmiechniętą twarz. Wujek idealnie uchwycił moment, gdy Kosma z Alexem całują mnie w policzki. Ciepło zalewa mi serce za każdym razem, gdy na nie patrzę.

— Oj, znam to spojrzenie - słyszę rozbawiony głos mojej przyjaciółki.

Odstawiam fotografię na komodę i spoglądam na nią przez ramię. Kończy właśnie malować paznokcie u stóp.

— Niby jakie?

Nie za bardzo rozumiem, o co jej chodzi. Przez uchylone okno czuję już obłędny zapach grillowanych kiełbasek i mięsa. Aż skręca mnie w żołądku. Uwielbiam jedzenie.

— Oj, nie udawaj - unosi głowę i odkłada lakier na szafkę nocną. - Nie wierzę, że nie przelizałas się już z Alexem. No co tak patrzysz?

— To mój brat - wyduszam.

— Brat-srat. Nawet nie macie tego samego nazwiska, nie wspominając o jakimkolwiek pokrewieństwie - wstaje i, przesadnie kręcąc biodrami, podchodzi do mnie, kwitując: - Czyli nie?

— Możemy o tym...

— Nie, nie możemy. Jesteśmy przyjaciółkami, a przyjaciółki mówią sobie o takich rzeczach.

— Ach tak? - zmrużyłam przebiegle oczy. - A ty?

— Co ja? Czy się z nim całowałam? No jasne. Ale to nie jest materiał na chłopaka. Na szybki numerek, owszem. Alex to chłopak od zaliczania. A wierz mi robi to cholernie dobrze. Powinnaś spróbować - porusza wymownie brwiami, a ja czuję, że robi mi się gorąco. Co innego Kosma... Ech... - wzdycha, a ja od razu dostrzegam to rozmarzone spojrzenie i ogarnia mnie niezrozumiała zazdrość. Zwłaszcza po wyznaniu, które chwilę później pada z ust Lilly: - Kosma jest taki ułożony i grzeczny. I jeszcze z żadną nie chodził. I na imprezach jest taki wycofany. Ale na boisku... No powiedz sama, że wstępuje w niego istny diabeł. No powiedz, że jest mega gorący. Zresztą... podglądałaś ich na pewno, jak się przebierali...

— Lilly! - uderzam ją w ramię, bo przez nią policzki mi płoną, a za chwilę będę musiała zejść na dół do gości.

— No, kurde. Serio? Mieć takie towary w domu i nie skorzystać? Jakbym ja miała takich braci, to...

— To co? - do pokoju wpada Alex.

— Gówno - rzuca Lilly. - Pukać cię nie nauczono?

— Biorę przykład z Kosmy. On nigdy nie puka... nawet do drzwi.

Alex i Lilly zaczynają się rechotać, a ja dopiero po chwili łapię dwuznaczność tego żartu.

— Nie wie, co traci - dodaje po chwili Alex, ale nie patrzy na Lilly, tylko na mnie.

Coś dziwnego dzieje się z moimi nogami. Miękną.

— A co, jeśli byśmy się przebierały? - Moja przyjaciółka nie daje za wygraną.

— To chętnie bym popatrzył - Szczerzy zęby w uśmiechu i mruga do mnie. - Co nie, Nells?

Czy oni się dziś, u diabła, zmówili?

Moja twarz płonie z zażenowania.

— Widzisz? - przyjaciółka trąca mnie łokciem w bok.

— Dobra, żarty żartami, ale wszyscy już są. Więc jeśli nadal interesuje cię dmuchanie... - robi teatralną pauzę obserwując moją reakcję. Tym razem jednak mrużę gniewnie oczy i wystawiam w jego stronę środkowy palec. - ...świeczek na torcie, rzecz jasna. Czyżbyś miała niegrzeczne myśli, Nells?

Łapię pierwszą lepszą książkę z półki i ciskam nią w niego. Uchyla się i zamyka drzwi, śmiejąc się w głos. Lilly pokłada się ze śmiechu.

— Dobrze się bawisz moim kosztem? - udaję obrażoną.

— Boże, jesteście tacy zabawni. On ewidentnie by cię... - znów porusza brwiami. - Więc korzystaj dziewczyno.

Ociera łzy z kącików oczu, po czym dodaje z powagą:

— Ja zaklepuję Kosmę. Nie masz nic przeciwko?

— Boże, Lilly. To mój brat - powtarzam, wywracając oczami, ale w piersi czuję nieprzyjemny ucisk na samą myśl, że Kosma miałby całować Lilly.

— Super! W tym roku będziemy parą. Zobaczysz!

Powodzenia - Wyjątkowo złośliwie wybrzmiało mi w myślach.

I niestety, nie sądziłam, że tak szybko się o tym przekonam. I że tak bardzo mnie to zaboli.

Schodzę na parter z łomoczącym z podekscytowania sercem. Za plecami słyszę huk i zasypuje mnie konfetti. Dostrzegam małe cyferki jeden i sześć opadające na schody. Nawet nie wiem, skąd Lilly to wytrzasnęła, skoro cały czas siedziała ze mną w pokoju. U podnóża schodów czeka ciocia z tortem, otoczona moimi gośćmi. Tymi samymi, którzy byli tu dwa lata temu. Z zakłopotania obciągam rękawy bluzy i staję na najniższym stopniu.

— Pomyśl życzenie, Nells - odzywa się Alex.

Chcę...

Nie kończę życzenia, bo w tym momencie tata uchyla drzwi od tarasu i płomienie tańczące na szesnastu świeczkach gasną.

— Uuu - mruczy złowróżbnie Brandon - a to peszek...

— Zamknij łeb, malaka - ruga go Kosma. - Zlej to, Nells. To tylko głupie świeczki.

Ale ja nie mogę pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia, że w istocie czeka mnie pechowy rok. Czarne chmury szybko przegania Alex, który omal nie przewraca Kosmy, wpychając się w kolejkę, by złożyć mi życzenia.

— Nie mogę na głos wypowiedzieć tego, co chciałbym ci życzyć, bo jeszcze przez dwa tygodnie podlegam pod jurysdykcję rodziców, ale chyba dobrze wiesz, co mi chodzi po głowie, Nells - puszcza do mnie oczko i wręcza mi prezent, dodając po cichu - Tylko nie rozpakowuj przy wszystkich.

Cholera, zaczynam się obawiać, co tam zastanę.

A potem całuje mnie w policzek i ustępuje miejsca kolejnym gościom. Kosma czeka do samego końca. Podchodzi i, nie patrząc mi w oczy, podaje mi kopertę.

— Zawsze chciałaś ich zobaczyć na żywo, Nells. Wszystkiego najlepszego.

Pospiesznie rozrywam kopertę i piszczę z wrażenia widząc trzy bilety na koncert BTS w Londynie w przyszłym roku. Rzucam się Kosmie na szyję i wyciskam na jego policzku całusa. Wybiegam na ogród do gości, pochwalić się biletami.

— Rozumiem, że zabierasz ze sobą swoją bestie? - pyta Lilly z nadzieją, a ja milknę, bo w sumie, chciałam jechać z Alexem i Kosmą. Czy to oznacza, że okropna ze mnie przyjaciółka, bo wolę spędzić czas z chłopakami, niż z nią?

— W sumie... - zerkam w kierunku chłopaków.

— No chyba nie powiesz mi, że nie planowałaś mnie zabrać?! - oburza się Lilly i chyba nie jest to udawana złość.

— Nie myślałam jeszcze o tym, dopiero je dostałam i...

— I?! Jestem twoją przyjaciółką, do cholery!

— Lilly, ja...

— Och, daruj sobie... Zawiodłam się na tobie. Ja zabrałabym cię wszędzie, ale jaki widać, przyjacielski kodeks działa tylko w jedną stronę. Wszystkiego najlepszego - dodaje cynicznie i idzie do reszty, zostawiając mnie w emocjonalnej rozsypce.

Naprawdę jestem tak fatalną przyjaciółką?

Robi mi się przykro. To moje urodziny, powinnam być szczęśliwa, tymczasem mam ochotę zamknąć się w pokoju i nie wychodzić. Naprawdę nie chciałam sprawić jej przykrości. Czy to źle, że wolę jechać z chłopakami? Lubię ich towarzystwo. Alex jakby wyczuł, że potrzebuję jego wsparcia, bo zerka w moją stronę. Nawet z tej odległości widzę, jak marszczy czoło, przerzuca spojrzenie z Lilly na mnie i dodaje dwa do dwóch. A potem po prostu podchodzi i otacza mnie ramieniem. Lubię to uczucie, kiedy mnie do siebie przytula.

— Co tam, Nells? Nie wiesz, że nie wolno się smucić w swoje urodziny?

W odpowiedzi wzruszam ramionami.

— Pytam serio...

— Takie tam... babskie sprawy...

— Nie takie tam, bo jesteś smutna. - Dotyka mojego podbródka i unosi go tak, bym patrzyła mu prosto w oczy. - A ja nie lubię, kiedy jesteś smutna.

Moje serce przyspiesza, kiedy patrzy na mnie tak intensywnie, a po chwili wzrokiem omiata moje usta. Swoje wykrzywia w tym charakterystycznym dla siebie obłędnym uśmiechu. Widzę dołeczek pojawiający się na prawym policzku. A potem dodaje ciszej:

— Lubię, kiedy się uśmiechasz.

Te słowa sprawiają, że mimowolnie rozciągam usta w lekko zakłopotanym uśmiechu. Jego spojrzenie robi się jeszcze bardziej intensywne i teraz to ja spoglądam na jego wargi.

„Nie wierzę, że nie przelizalas się już z Alexem."

— Nells... gapisz się na moje usta...

— Wcale nie! - kłamię, odsuwając się od niego, ale nie mogę przestać myśleć o tym, jakby to było, gdyby mnie pocałował.

— Dobra, dzieciaki! Wyżerka! - woła wujek, przerywając nam ten moment, w którym najwyraźniej oboje z Alexem poczuliśmy to coś.

Podchodzimy do stołu. Biorę talerz i nakładam sobie soczysty kawałek wołowiny oraz plastry boczku.

— Zamierzasz to jeść? - odzywa się Lilly, stając obok mnie z talerzem pełnym warzyw. Widzę jak się krzywi. Znów czuję to dziwne uczucie zakłopotania.

— No, a co?

— Wiesz ile to ma tłuszczu? Już i tak przytyłaś od zeszłego lata, za chwilę w nic się nie zmieścisz.

Patrzę zdumiona jej słowami i nie rozumiem, dlaczego jest wobec mnie wredna. W dodatku powiedziała to tak głośno, że wzrok wszystkich skupia się na mnie oraz na tym, co mam na talerzu. Robi mi się cholernie głupio i tak jakoś odechciewa mi się jeść.

— Lilly - warczy Kosma. - Sklej czasem pysk, okej? Niech je, na co ma ochotę. Co ci do tego?

— Gówno! Ta impreza jest do bani. Zmywam się.

— Lilly... - wyrywa mi się. - Zostań, proszę.

Wiem, że jest zła o ten cholerny koncert. Nie chcę, żeby sobie poszła. Za późno. Znika w domu, a mnie z żalu aż ściska w piersi. Dostrzegam zatroskany wzrok cioci. Chyba domyśla się, że się pokłóciłyśmy. I w sumie, to nasza pierwsza kłótnia. Cała nasza paczka tkwi w milczeniu. Zrobiło się jakoś drętwo i w sumie, sama mam dość tej imprezy.

— Nelly - Tym razem Kosma otacza mnie ramieniem i odciąga na bok. - Nikt nie ma prawa mówić ci, co masz jeść, a czego nie. I nie słuchaj Lilly. Zazdrości ci.

— Mi? Czego?

Nic nie mówi, ale znów jego uszy robią się lekko czerwone. Nie wracamy więcej do tej dziwnej rozmowy, ale cały czas czuję na sobie wzrok młodszego Kurtisa. Lilly w istocie śmiertelnie się na mnie obraziła. Przekazała przez Laurę, że nie jedzie jutro na mecz lacrosse'a i mam „sobie jechać sama". Tony zadrwił tylko, że chyba jej się okres zbliża, co wywołało u zebranych salwę śmiechu, ale mi wcale nie było wesoło, bo to oznacza, że będę musiała zostać w domu. Miałam jechać z Lilly i jej rodzicami.

— Zessuj! - Brandon szturcha mnie w bok, drugą ręką przytulając do siebie Laurę. - Mam wolne miejsce w samochodzie. Żaden problem. Zresztą Kosma też jedzie ze mną, bo wasi starzy mają jakiś ważny wyjazd, prawda?

Nie jakiś ważny wyjazd, tylko wizytę kontrolną Alexa.

— Nie wiem. Pomyślę.

Kłótnia z Lilly całkowicie pozbawiła mnie chęci do świętowania. Z tego właśnie powodu, nie jestem do końca pewna, czy w istocie chcę bez niej jechać. Zresztą, myślami będę przy Alexie.

— Jak coś, miejsce jest.

— Jasne, dam znać - Uśmiecham się sztucznie, ale nie potrafię wyrzucić z głowy tego, co powiedziała mi przyjaciółka. Nie rozumiem, dlaczego była w stosunku do mnie złośliwa.

Wykręcam się wyjściem do toalety, a w rzeczywistości idę do pokoju, by wysłać jej wiadomość na whatsappie. Czekam przez kwadrans, czy odpisze, ale ignoruje mnie. Wzdycham i odkładam telefon. Na tapecie mam nasze wspólne zdjęcie zrobione w szkolnej toalecie w ostatni dzień roku szkolnego: obie robimy zeza i wywalamy języki w stronę obiektywu. Sprawdzam po raz ostatni komunikator i widząc brak odpowiedzi, decyduję się wrócić do gości, zwłaszcza że impreza ma się ku końcowi. Kiedy otwieram drzwi ze zdumieniem zastaję Alexa, z ręką w powietrzu.

— Och, tym razem postanowiłeś zapukać? - drwię.

Uderza się otwartą dłonią w czoło.

— Mój błąd.

Opiera się przedramieniem o futrynę, blokując mi przejście i przypatruje mi się z troską.

— Olej ją.

— Co?

— Przecież widzę, że się przejmujesz dramą z Lilly. Przejdzie jej.

— Nie chciałam sprawić jej przykrości. Czy to coś złego, że wolałabym jechać z wami?

— Masz prawo jechać na koncert z kim chcesz, Nells. I nie smuć się. To twoja impreza urodzinowa. A przeze mnie wyjątkowo kończy się wcześniej niż zwykle, więc wypadałoby odprowadzić gości do drzwi.

— Nawet tak nie gadaj. Zresztą, przeszła mi ochota na imprezowanie.

— I na oglądanie meczu Kosmy? On ci tego nie powie, ale zależy mu na tym, żebyś była. Żeby ktokolwiek z nas był. A że, no - rozkłada bezradnie ręce - jemu też spieprzyłem plany...

— Alex! - Próbuję uszczypnąć go pod żebrami, żeby przestał pieprzyć głupoty.

Łapie moją rękę, więc próbuję zrobić to drugą, ale również mnie blokuje, sprawnie obracając wokół osi tak, że teraz stoję do niego plecami, ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.

— Puszczaj! - Wybucham śmiechem, a on wówczas jedną ręką chwyta moje nadgarstki, a drugą zaczyna mnie łaskotać. Śmieję się głośno, próbując jednocześnie wyswobodzić.

— Puszczę, jeśli pojedziesz jutro z Kosmą. I przestaniesz się zamartwiać głupotami!

— Twoje... zdrowie... to nie... głupoty... - wyduszam między urywanymi salwami śmiechu i wówczas jego ręka zamiera.

Oddycham szybko. Ze śmiechu prawie się popłakałam. Alex przyciska mnie mocno do siebie. Mimo wątłej budowy, jest silniejszy ode mnie.

— Aż tak bardzo martwisz się o mnie? - pyta cicho, wyraźnie zaskoczony. Czuję jego oddech tuż przy uchu.

— Dziwi cię to?

Nie odpowiada, za to robi coś, czego się absolutnie nie spodziewałam. Chowa twarz w zagłębienie mojej szyi i wzdycha głęboko. Czuję przyjemne mrowienie na całym ciele, kiedy unosząc głowę, jego krótki zarost drażni moją skórę. Oddech znów mi przyspiesza i wówczas czuję, jak Alex zamiera, a potem mnie puszcza. Powoli obracam się twarzą do niego. Patrzy na mnie z jakąś niespotykaną intensywnością w oczach, ale nic nie mówi. Przepuszcza mnie w drzwiach, a gdy tylko go mijam, otacza mnie ramieniem.

Okazuje się, że rzeczywiście, wszyscy zbierają już się do wyjścia. Żegnam gości, raz jeszcze dziękując za prezenty. Potem we trójkę pomagamy w sprzątaniu.

— Lilly pyta, czy jedziesz juro? - Dobiega mnie zza pleców głos Kosmy.

Odwracam się zdumiona, bo przecież mogła napisać bezpośrednio do mnie. To oznacza, że nadal jest na mnie zła, ale pewnie nie odpuści meczu, bo przecież zaplanowała sobie, że będzie startować do Kosmy. Znów czuję to dziwne ukłucie zazdrości.

— A ty co, sekretarka czy adwokat diabła? - Alex drwi z brata.

— Zapytała, to przekazuję - Chłopak wzrusza ramionami.

— Bo sama nie ma odwagi, po tym jak zjebała Nelly humor!

— To co mam odpisać? - pyta Kosma zniecierpliwiony.

— Pojadę, jeśli ty tego chcesz - mówię zgodnie z prawdą.

— No jasne, że chcę! - Chłopak wyraźnie się rozpromienia, po czym szybko odwraca wzrok pod pretekstem odpisania na wiadomość.

Robi mi się ciepło na sercu, bo naprawdę mu na tym zależało. Po tym, co powiedział mi Alex, jestem gotowa znosić jej humory, jeśli ma to pomóc Kosmie. Bo w istocie, zawsze byliśmy na jego meczach i treningach. A nie chcę go zawieść. Moje relacje z Lilly nie powinny mieć wpływu na nas.

— To co? - pyta po chwili, chowając telefon do kieszeni. - Bumblebee czy Ostatni Rycerz?

— Oczywiście, że Bumblebee - odpowiada, spoglądając przy tym na mnie.

— To ja zrobię popcorn - oświadczam.

To taka nasza tradycja. Przed każdym wylotem Alexa do Niemiec, oglądamy wspólnie Transformersy. Nigdy w sumie nie pytałam, dlaczego akurat Bumblebee jest ulubieńcem Alexa, ale to już trzeci raz, kiedy oglądamy właśnie ten konkretny film. Kiedy wrzucam dwa opakowania popcornu do kuchenki mikrofalowej zastanawiam się, dlaczego właściwie wybrali tak odległą klinikę. Nie wierzę, że na Wyspach nie ma dobrych kardiologów. Przesypuję gotowy popcorn do ogromnej miski i idę do salonu. W progu mijam się z ciocią:

— My idziemy spać, a wy nie siedźcie za długo.

— Dobrze, mamo - Alex jęczy przeciągle, ale nigdzie nie widzę Kosmy.

— Nelly, pozwól na moment - słyszę za plecami jej głos.

Zerkam na Alexa, który patrzy na mnie ze współczuciem. Nie podoba mi się to spojrzenie, ale posłusznie wracam na korytarz, gdzie czeka za mną ciocia. Ona tymczasem gestem zaprasza mnie do kuchni. Czuję lekkie ukucie niepokoju, bo zdarza się to po raz pierwszy, kiedy prosi mnie na rozmowę przed ich wyjazdem. Z drugiej strony, to pierwszy tak długi wyjazd. Zwykle wracali najpóźniej następnego dnia. Mrok panujący w kuchni rozjaśniają jedynie elektroniczne zegary na piekarniku i mikrofali, a także zewnętrzna lampa stojąca przy drodze i światło w korytarzu.

— Wrócimy najpóźniej za pięć dni - oświadcza, nadal nie zapalając światła. - Nie prosiłam pani Cromwell o nadzór, ale mam nadzieję, że... - milknie na moment, wpatrując się we mnie z powagą.

Nie... chyba nie chce ze mną gadać na temat seksu!

—... że będziecie z Kosmą rozsądni - Kończy, a ja czuję, że policzki mi płoną. Dobrze, że nie zapaliła światła.

— Jasne, ciociu... - wyduszam starając się, by mój głos brzmiał naturalnie, a w duchu modlę się, by nie zaczęła mi wykładów na temat antykoncepcji, bo chyba tu spłonę.

— Nelly... Nie urodziłam się wczoraj. Nie jesteście rodzeństwem, więc nie zdziwiłabym się, gdyby...

Ja pieprzę, co za cringe!

— ...gdybyście podczas naszej nieobecności postanowili się do siebie zbliżyć...

— Mamo! - słyszę krzyk Alexa. - Skończ ją męczyć!

Ciocia wzdycha głęboko, a ja mam wrażenie, że celowo nie zapaliła tego światła, bo dla niej też musi to być krępujące.

— Po prostu...

— Może ciocia być spokojna - wchodzę jej w słowo, bo naprawdę nie chcę z nią gadać na te tematy. - Traktuję chłopaków jak braci. Serio... Nic się nie wydarzy.

— Dziecko, wiem, że jesteś rozsądna. Ale sama byłam młoda i...

— Mamo! - znów słyszę niecierpliwy krzyk Alexa.

Ciocia znowu wzdycha. Zastanawiam się, dla której z nas jest to bardziej żenujące.

— Mam nadzieję, że rozumiesz zasadność antykoncepcji... - wyrzuca na wydechu, a ja dosłownie błagam, by ziemia się rozstąpiła i mnie pochłonęła. - Nelly?

— Tak. Wiem. Do niczego nie dojdzie... - odpowiadam półsłówkami. - My naprawdę nie... Może ciocia... być... spokojna...

Podchodzi do mnie i przytula mnie do siebie, całując w czoło.

— Spokojna będę, jak wrócę.

Wychodzi, a ja mam wrażenie, że dosłyszałam jak mruczy pod nosem: „a właściwie dziewięć miesięcy po powrocie."

Wchodzę do salonu z wypiekami na twarzy i siadam pomiędzy chłopakami.

— Zrobiła to? - pyta Alex.

— Boże, to było takie żenujące - chowam twarz w dłoniach.

Kosma milczy.

— Witaj w rodzinie - Alex drwi po czym zanurza dłoń w misce z popcornem i ładuje całą garść do ust. - Za mało soli - oświadcza z pełnymi ustami.

— Przyniosę - oświadcza Kosma.

Jest dziwnie spięty. Kiedy wychodzi, Alex ciągnie mnie za język:

— Też zrobiła ci wykład na temat pszczółek i ptaszków?

— Nawet mi nie przypominaj - Nadal chowam twarz w dłoniach.

— Czyżby coś było na rzeczy o czym nie wiem - podśmiechuje się. - Macie z Kosmą jakieś zbereźne tajemnice?

— Skończyłeś?! - słyszę wkurzony głos młodszego Kurtisa. - To zejdź ze mnie!

Czuję jak Kosma zwala się obok mnie i dopiero wówczas odsuwam dłonie od twarzy. Nie patrzy na mnie, tylko obficie posypuje solą prażoną kukurydzę. Bierze ode mnie miskę i miesza popcorn dłońmi, po czym ponownie kładzie mi miskę na kolanach. Alex włącza film i opiera głowę o moje ramię. To jedna z moich ulubionych chwil. Chłopacy robią tak od samego początku, od pierwszego wspólnie obejrzanego filmu. Zawsze zostawiają mi miejsce w środku, po czym przytulają się do mnie. Od pierwszego dnia w tym domu czuję się częścią rodziny Kurtisów, mimo że nigdy mnie nie adoptowano. Mimo że cały czas noszę nazwisko Lorenzo, to pełna rodzinnego ciepła i miłości atmosfera jaką tworzą ciocia z wujkiem oraz chłopacy nigdy nie pozwoliła mi poczuć się inaczej niż jak w domu. Prawdziwym domu. A te chwile podczas wspólnych seansów dopełniają całości. Sprawiają, że czuję się ważna i potrzebna. Że w istocie jestem mała Kurtis. Tyle, że dziś jest inaczej. Kosma nadal siedzi wyprostowany, naburmuszony i zachowuje niewielki dystans. Ramiona skrzyżował na klatce piersiowej. W świetle padającym z ekranu telewizora widzę, jak wytrenowane mięśnie odznaczają się pod materiałem koszulki.

— Kosma? Coś zrobiłam nie tak? - pytam ostrożnie, bo nigdy się tak nie zachowywał.

— Czuję się nad wyraz niezręcznie po tej rozmowie...

— „Czuję się nad wyraz niezręcznie" - Alex przedrzeźnia brata, siląc się na wyjątkowo pompatyczny ton. - Co ty, wykład prowadzisz? Może mównicę ci przyszykować?!

— Te ich sugestie były po prostu nie na miejscu...

— To miej na to wywalone! Oni po prostu dmuchają na zimne, bo nie są gotowi na małe Kosmatki...

Nie mogę powstrzymać parsknięcia, chociaż widzę, że Kosmie nie jest do śmiechu. Sroży się jeszcze mocniej, a koniuszki uszu robią się czerwone.

— Sklej ryj, okej?!

— Kosma, daj spokój. To tylko przytulanie. Bez podtekstów - Próbuję złapać go za dłoń, ale nie pozwala mi na to. Robi mi się przykro.

— Nells ma rację. Niewinne przytulaski, a jak jaką mają moc? Ja od razu mam lepszy humor. Powinieneś też spróbować, zwłaszcza że młoda nie ma nic przeciwko. Może pozbędziesz się tego kija z dupy, który...

— Mam dość. Oglądajcie sami. Dobranoc!

Kosma wstaje i wychodzi. Chcę go zawołać, ale Alex mnie stopuje.

— Daj spokój. Przejdzie mu.

Ponownie skupiamy się na filmie, ale ja nadal czuję smutek i dyskomfort, bo brakuje mi Kosmy. Jego ciepłego oddechu na mojej szyi i dłoni, którą zwykle ściskał moje palce. Kiedy popcorn znika, Alex odstawia miskę i oplata mnie ramieniem w pasie.

— Wiesz, Nells... - odzywa się niespodziewanie, kiedy na ekranie główna bohaterka tuli do siebie wielkiego żółtego transformersa. - Jesteś taką moją Charlie... - Przestaję oddychać, bo dostrzegam analogię. Charlie straciła ojca. Znalazła Bumblebee. Naprawiła go. - Też mnie naprawiasz... - jego głos staje się coraz cichszy, aż w końcu przysuwa usta do mojego ucha i szepcze tak, żebym tylko ja usłyszała. - Sprawiasz, że znowu chce mi się żyć. Dla ciebie...

Wstrzymuję oddech i staram się nie myśleć, jak dwuznacznie brzmią słowa Alexa, zwłaszcza w kontekście rozmowy z ciocią. Zasycha mi w gardle, ale boję się ruszyć. Alex na powrót opiera głowę na moim ramieniu i do końca filmu nic już nie mówi, a ja mam w głowie totalny chaos. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro