Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Cosma*


Myślisz, że już skończyli? - pytam Alexa.

- Tak - słyszę jego głośny szept. - Tata był w łazience. Zawsze idzie tam po seksie.

- Fuj... musiałeś?

- Ale z ciebie dzieciuch. Przecież to normalne, że się bzykają. To chyba dobrze o nich świadczy, że po tylu latach małżeństwa...

- Skończ! Bo się porzygam - jęczę.

Nie mam ochoty rozmawiać w tym kontekście o naszych rodzicach. Zwłaszcza, kiedy przypomnę sobie to nagranie, które puścił nam Bran ze swoimi rodzicami w rolach głównych. Wzdragam się z obrzydzenia.

- Dobra, wybadam teren, a ty idź po młodą - Alex wyskakuje z łóżka.

Jego bose stopy z głośnym plaśnięciem lądują na podłodze.

- Rób jeszcze więcej hałasu, to na pewno uda nam się wymknąć - prycham.

No risk, no fun - kontruje mój brat, wydając z siebie głośny okrzyk zwycięstwa.

- Zamknij się, malaka!

Ten kretyn naprawdę sprowadzi na nas kłopoty, ale on zdaje się mieć na to wywalone. Wyciąga spod łóżka pękaty plecak i - na całe szczęście - cichcem wymyka się na korytarz. W progu łypie na mnie przez ramię i rzuca:

- Czysto. Słychać jak tata chrapie. Widzimy się w domku. Weź śpiwory!

Odkrywam kołdrę i najciszej jak umiem, wstaję z łóżka. Serce tłucze mi się w piersi. Niby nic poza szlabanem nam nie grozi, ale i tak ogarnia mnie nerwowość. Pierwszy raz wymykamy się na noc do domku na drzewie w towarzystwie. Na dodatek będzie to Nelly. Łamiemy zasady. Znaczy się, nie żebyśmy nie robili tego wcześniej, jednak mama wyraźnie zakazała nocowania z nią. A potem przypominam sobie słowa Alexa:

„Ona jest nasza. Jest Kurtisem. I będzie robić wszystko to, co my. Pieprzyć zakazy!"

- Pieprzyć zakazy - powtarzam ledwo słyszalnym szeptem i lęk przemienia się w coś zupełnie nowego. Ekscytację. Nie sądziłem, że łamanie przepisów może być takie przyjemne.

Łapię dwa śpiwory i wychodzę na korytarz. Kładę je przy drzwiach i ostrożnie, bez pukania, wchodzę do pokoju Nells. Widzę ją pogrążoną w głębokim śnie. Ten dzień był dla niej pełen wrażeń. Pozytywna decyzja sądu, przyjęcie-niespodzianka, nowe urodziny... Nie dziwi mnie ani trochę fakt, że o ósmej słaniała się na nogach. Podchodzę do łóżka. W kontakcie tkwi lampka nocna w kształcie słońca. To wywołuje na mojej twarzy uśmiech. Kucam i wyciągam rękę, by ją obudzić, ale zamieram w połowie ruchu. I patrzę. Dociera do mnie, jak ona pięknie wygląda, kiedy śpi. Tak spokojnie. Krótkie rzęsy rzucają delikatne cienie na jej policzki. Część rozpuszczonych włosów rozsypana jest na poduszce, ale niektóre kosmyki wygodnie ułożyły się na policzku. Mam ochotę je odgarnąć. W istocie robię to, zaskakując samego siebie. Ale jeszcze bardziej szokuje mnie przyjemność, jaką odczułem wykonując ten gest. W mojej piersi pojawia się niespotykane dotąd uczucie. Ostrożnie, by jej nie zbudzić, ponownie przemykam opuszkami po jej twarzy. Najpierw po jej policzku, potem kieruję się w kierunku ust. Są lekko rozchylone. Moje serce gubi rytm, kiedy kciukiem gładzę miękkie wargi. To pierwszy raz, kiedy myślę, że chciałbym kogoś pocałować. Zobaczyć, jak to jest. Wróć! Nie kogoś. Ją. Tylko ją. Wstrzymuję powietrze. Ale wówczas, ona lekko marszczy nos i przekręca się na plecy, przecierając kilkakrotnie dłonią usta. Nadal śpi. To co zrobiłem, musiało ją połaskotać.

- Nelly... - odzywam się półszeptem. Nic. - Nells!

Szturcham ją lekko. Drga i momentalnie unosi powieki, a potem lekko przestraszona siada na łóżku. Podciąga kołdrę pod szyję i wbija we mnie pełne zdziwienia spojrzenie.

- Co tu robisz, Cosma?

- Weź bluzę i chodź - nakazuję szeptem.

- Ale dokąd? Wolno nam? Przecież... - rozgląda się po pokoju, a potem skupia wzrok na budziku - jest środek nocy!

- Zobaczysz. Nie wolno. Na tym polega cała zabawa - odpowiadam kolejno na każde pytanie, ale ona tkwi nieruchomo. - No dalej, chodź! - Ponaglam ją. - Alex też będzie. Spodoba ci się. 

- Będziemy mieć kłopoty? - jej głos jest pełen niepokoju.

- Nells... zaufaj mi. Będzie fajnie!

Dochodzę do wniosku, że fajnie jest choć raz być tym, który nie jest najtchórzliwszym ogniwem.

- A jak nas przyłapią? - drąży, nadal nie ruszając się z miejsca.

Podchodzę do łóżka, siadam naprzeciwko niej, a potem kładę dłonie na jej ramionach i patrząc prosto w oczy. I kłamię bez mrugnięcia okiem:

- Nie przyłapią.

Cholera, nawet sam siebie przekonałem. Dziewczyna w końcu wstaje. Z szafy wyciąga bluzę polarową i podąża za mną. Łapię ją za rękę.

- W ten sposób się nie rozdzielimy - informuję.

Kolejne kłamstwo, bo przecież idziemy tylko do naszego domku na drzewie. Ale miło jest potrzymać jej dłoń. Czuję gorąc na uszach i policzkach. Dobrze, że jest ciemno i tego nie widać. Moje serce bije nierówno, ale dobrze mi z tym. Chwytam śpiwory w drugą rękę. Zerkam przez ramię i na moment krzyżujemy spojrzenia, a wówczas ona się uśmiecha. Zapominam o oddechu i o mały włos nie wypieprzam się na najwyższym stopniu schodów.

Na dworze biegniemy, tłumiąc podekscytowany chichot. Cieszę się, że Nells się rozluźniła. Każę jej wspiąć się jako pierwszej. I wcale nie gapię się na jej tyłek. Kiedy znika w otworze prowadzącym do wnętrza drewnianej konstrukcji, również się wspinam. Pojawiam się w momencie, kiedy Alex uśmiechając się tym swoim firmowym uśmiechem, pstryka dziewczynę w nos, a ona się uroczo zawstydza. W mojej piersi wybucha palące uczucie zazdrości, a potem... nagle uzmysławiam sobie, że przecież to mój brat. Chłopak ze złamanym sercem. Każdego dnia żyjący na pełnej, bo nigdy nie ma pewności, że zobaczy kolejny wschód słońca. I wówczas żrący kwas wypełniający mnie od środka znika zastąpiony smutkiem. Bo to pierwszy raz, kiedy dociera do mnie, że w tym przypadku za żadne skarby nie wolno mi się zaangażować.

- No co tak tkwisz jak posąg! Rozłóż śpiwory - Alex wyrywa mnie z zamyślenia.

- Jasne, już - silę się na entuzjazm.

Gramolę się na górę, wyjmuję jeden ze śpiworów i wtem pojmuję kolejną rzecz:

- Są tylko dwa...

Kiedyś nie stanowiło to problemu, bo byliśmy tylko my dwaj. Teraz... Zerkam w ich kierunku.

- Zmieścimy się. Połóż jeden na podłodze, drugim się przykryjemy. Będzie nam cieplej, jak się przytulimy. Co nie, Nells?

Przytakuje, ale nawet w świetle latarki widzę, jak się czerwieni. Rozkładam śpiwór i wysypujemy na niego całą zawartość plecaka Alexa.

- Jakby mama to widziała... - mój brat porusza wymownie brwiami i otwiera chipsy oraz butelkę coli. - Wznieśmy toast! Za nas. Za Kurtisów!

Upija łyk coli i podaje dziewczynie, która robi to samo co on. Na końcu piję ja. Butelka krąży tak długo, aż nie opróżniamy jej do końca. A potem kładziemy się na wznak. Głowy Alexa i moja spoczywają na brzuchu Nelly. Niespodziewanie czuję palce, którymi z początku nieśmiało, a potem coraz odważniej przeczesuje moje włosy. Alex mruczy z zadowoleniem. Domyślam się, że drugą ręką mierzwi jego włosy. Nie mam ochoty myśleć czy to jest właściwe czy nie. Ani co pomyśleliby rodzice. Ta chwila jest tylko nasza.

- Chcę zrobić coś, co będzie nam przypominało o tym dniu - wydusza nagle dziewczyna. - Coś, co sprawi, że jak tu wejdę i to zobaczę, od razu przypomnę sobie o tym dniu. To - głos jej drży - to najszczęśliwszy i najpiękniejszy dzień w moim...

Nie kończy, ale czuję, jak jej klatka piersiowa drży. Unoszę się dokładnie w tym samym momencie, co Alex. I jednocześnie przytulamy ją. Ja z prawej, on z lewej. A ona popłakuje cichutko.

- A będzie jeszcze piękniej - zapewnia ją Alex.

- Masz marker? - pyta nagle Nelly.

- Tu nie, ale mama na pewno ma jakiś w kuchni - odpowiada Alex i nim ktokolwiek reaguje, już biegnie przez trawnik w kierunku wejścia do domu.

Wraca zdyszany. Oddycha ciężko i chwilę mu zajmuje, nim jego oddech się normuje. Dopiero wówczas wyciąga dłoń z różowym markerem.

- Znalazłem tylko taki.

- Dobrze się czujesz? - docieka zaniepokojona dziewczyna, ostrożnie chwytając pisak między palce. - Mocno zsiniały ci usta.

- To nic takiego - macha lekceważąco ręką. - Taki mój urok.

- Nie musiałeś się popisywać i lecieć na złamanie karku! - warczę na niego.

- Pieprz się, Cosma!

Już chcę się odgryźć, kiedy oparta o mnie Nelly nagle się odsuwa i podchodzi na czworaka do okna. Bierze leżącą na ziemi latarkę i przyświecając sobie, tuż pod oknem rysuje wielkie różowe serce, wewnątrz którego wpisuje: 

A + N + C = BFF. 

Obserwuję ją z boku, jak przygryza lekko koniuszek języka. A potem objadamy się śmieciowym żarciem, aż bolą nas brzuchy i dopóki na dworze nie zaczyna się robić widno. Okrywamy się drugim śpiworem i leżymy we troje wtuleni w siebie. Nelly między mną a Alexem.

- Nie ruszę śniadania - wyznaje cicho, ziewając.

- Ani ja.

Alex milczy. Jego oddech jest miarowy, więc domyślam się, że zmorzył go sen.

- Chciałabym zatrzymać czas - mówi Nelly, a jej ciepły oddech ogrzewa mi policzek.

Wiem, że leży na boku. Czuję, że ramię Alexa oplata ją w talii, a ona wtuliła się we mnie. Jej smukłe palce oplatają mój biceps.

- Po co? - pytam rzeczowo. Powieki mi się kleją.

- Bo chciałabym, żeby już tak zostało. Ja, ty i Alex. Chciałabym już zawsze być taka szczęśliwa, jak dziś. - Znowu ziewa.

- Będziesz - zapewniam.

Ale ona już nie odpowiada. Obracam lekko głowę. Zasnęła. I wówczas pozwalam sobie pocałować ją we włosy.

Raz - obiecuję sobie. - Pierwszy i ostatni raz. 

____

* po konsultacjach redaktorskich zapis imienia głównego bohatera będzie pisany przez "c" na początku...


PS: pierwszy tom już po redakcji 😎 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro