Rozdział XX
*Perspektywa Rose*
Amber zadzwoniła do mnie wieczorem i opowiedziała co się wydarzyło. Szczerze mówiąc myślałam, że ona i Tom nie zaczną ze sobą być, po tak krótkim czasie, ale ciesze się jej szczęściem. Rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę! - krzyknęłam uradowana myśląc, że w progu zobaczę moją przyjaciółkę. - Cześć?
- No cześć. - powiedział dziwnym głosem Chris. Wyglądał na zdenerwowanego. - Chyba nie bardzo chcesz mnie widzieć, co? - nie odpowiedziałam. Westchnął, chcąc odpuścić, ale złapałam go za rękaw bluzy.
- Czekaj. - rozpromienił się. - Masz mi coś ważnego do powiedzenia? - zapytałam bardzo cicho. Nie wiem czemu. Odchrząknął.
- Przepraszam. - widziałam w jego oczach pokorę i żal. - Będę przepraszał tyle razy, aż mi wybaczysz. - nie patrzył na mnie, ale w ziemię.
- Co mam ci wybaczyć?
- To, że ci nie wierzyłem. To jak cię nazwałem. To, że pozwoliłem ci połknąć te tabletki. Wszystko, wybacz mi wszystko Rosie. - zmarszczyłam czoło, kiedy on wyglądał jak dziecko, które przeprasza za rozrabianie. Nie bardzo wiedząc co czynić, po prostu go objęłam. Wplotłam rękę w jego miękkie włosy i położyłam jego głowę na moim ramieniu. Wyglądało to jak matka z synem. W sumie skoro go stworzyłam, jestem jego rysowniczą mamą. Uśmiechnęłam się. - Powiedz to... - On płacze? - Powiedz to proszę. - Mój Boże, on płacze.
- Wybaczam ci. - przycisnął mnie do siebie. - Okay? Wybaczam. Christopher spójrz na mnie. - postąpił tak. - Wybaczam ci. - powtórzyłam najbardziej delikatnie, jak potrafiłam. Milczeliśmy ,kiedy on dochodził do siebie.
- Rose, ja pamiętam. Pamiętam wszystko. - teraz był już opanowany. - Pamiętam jak nazwałem cię rozmarynem. Pamiętam jak zazdrosny byłem, kiedy tańczyłaś z Gabrielem. Pamiętam, jak wybrałem ci tę cholerną sukienkę i jak niesamowicie w niej wyglądałaś. Ale... Najbardziej boli mnie to, że pamiętam jak przeze mnie płakałaś. Jestem na siebie cholernie zły za to wszystko, co powiedziałem tamtej nocy. - włożył ręce do kieszeni.
- To ja cię takiego stworzyłam. Wybacz ideale, ale nawet ty musisz mieć jakieś wady. - wywołałam uśmiech na jego twarzy. - Cieszę się, że między nami wszystko okay. I cieszę się, że wróciłeś. - nie musiałam tłumaczyć tego, co powiedziałam. - Ale tradycja chodzenie ze sobą do szkoły pozostaje.
- Może nie tylko do szkoły. - powiedział uśmiechając się łobuzersko.
- No może jeszcze do sklepu, po bułki. - puściłam mu oczko.
- Nie to miałem na myśli. - podszedł bliżej.
- Ta, do jutra. - zamknęłam mu drzwi przed nosem śmiejąc się.
* * *
- Tylko niczego nie zmajstruj. - powiedziała mama, kiedy wychodziłam. Tuż po tym parsknęłam śmiechem. Christopher już na mnie czekał.
- Hej.
- Cześć. - chciało mi się śmiać z tej niezręczności. Dopiero po dziesięciu minutach odezwał się ponownie. - Wracając do wczorajszej rozmowy...
- Co ci się śniło? - przerwałam mu zmieniając temat.
- Co? - pytał, ale nie był zdziwiony. - Ty. - dociął mi.
- Pytam poważnie. - spiorunowałam go wzrokiem.
- Odpowiadam poważnie. Czemu zmieniasz temat? - założył ręce na krzyż.
- O patrz! - wskazałam z entuzjazmem Thomasa, który na nas czekał i przyspieszyłam. - Cześć.
- Rose! - Chris rozłożył ręce. - Cześć Tom.
- Siema, o co tu chodzi. - spojrzał na mnie.
- O nic. - wzruszyłam ramionami. Zdenerwował się, że go zostawiłam. - kłamstwo roku.
- Nie? - uniósł brwi, a Tom po chwili zrobił to samo. To nie tak, że ja bałam się o tym rozmawiać, po prostu miałam mieszane uczucia i nie byłam pewna czego chcę. Do tego na taką rozmowę potrzeba więcej czasu, a nie piętnaście minut w drodze do szkoły.
- Heeej! - usłyszałam krzyk Amber. - Jak to źle się czułaś? Co ci było? zostawiłaś mnie! - uderzyła mnie w ramię.
- Hej! Nie zostawiłam cię, przypominam ci, że gdybym wczoraj była, sprawy poszłyby inaczej i nie miałabyś chłopaka. - otwarła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła dąsając się. Thomas się zaśmiał, obejmując ją ramieniem. Kiedy przekroczyliśmy próg szkoły, poczułam jak ktoś ciągnie mnie za rękę.
- Hej, dawno nie rozmawialiśmy. - to był Gabe. Zrobiłam minę typu „serio" i wyrwałam nadgarstek z jego uścisku. Razem z nim stał Matthew i Queen. Żuła gumę tak głośno, że aż mnie to obrzydzało.
- I?
- I... Może powinniśmy? - uśmiechnął się, ale na mnie to nie działało.
- Już nie boisz się kolegów? - zapytałam mrużąc oczy. Jego uśmiech zniknął.
- Nigdy się ich nie bałem, kochana.
- Jakoś nie wyglądało na to, nie mamy o czym mówić. Gabriel, ja cię nie lubię. Kiedyś do ciebie nic nie miałam, ale sorry, teraz jesteś dla mnie skreślony. - nie odezwał się. - Aha, Matt przepraszam. Wiem, że ciężko będzie mi wybaczyć, ale działałam pod wpływem emocji.
- Ja też przepraszam. - patrzył na swoje stopy. Ucichł odkąd ten filmik wyciekł. Wyglądało to jakby zamienił się miejscem z Gabrielem. - I muszę ci powiedzieć, że się przyznałem, że to ja zrzuciłem cię ze schodów.
- Ma ci za to pogratulować? - obok mnie pojawił się Christopher.
- N-nie...
- CHRIS! - krzyknęła Queen, a guma wypadła jej z buzi. Podeszła do blondyna i zarzuciła mu ręce na szyje. - przyciągasz mnie jak magnes.
- Myślałem, że magnes przyciąga metal, a nie plastik. - powiedział, a mi chciało się śmiać, ale byłoby to nie w porządku. Zakryłam twarz jedną dłonią, a Queen rozczarowana przestała go dotykać. Osoby, które przypadkiem słyszały tę wymianę zdań, dusiły się ze śmiechu. To prawda, Queen była jak plastiki z czwartej klasy, ale tylko dlatego, że je naśladowała. Gdyby była sobą byłaby bardzo ładną i fajną dziewczyna no, ale cóż, wybrała taka ścieżkę i nic z tym nie zrobię.
- Czemu nie siedzisz już z nami? - zapytał Gabe.
- Czemu bym miał? To chyba logiczne, że jak siedzę z kimś innym to nie odpowiada mi wasze towarzystwo.
- A no tak. Laski z chorobą łatwiej wykorzystać.
- Czy to nie ty przed chwilą chciałeś ją poderwać? - drwił. Czułam jak Chris powolnym ruchem masuje mi plecy, aby dodać mi otuchy. Gabriel prychnął. - Chodźmy stąd. szkoda czasu.
- Dzięki, myślałam, że mnie zjedzą.
- Nie ma sprawy. Pogadamy po szkole, okay?
- Tak, tak. - pokiwałam głową.
- To do obiadowej. - przytulił mnie i poszedł na swoją lekcję.
Przytulił mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro