Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVIII

- Ale kwas. - skomentowałam, kiedy byłyśmy na jakiejś polanie.

- Dokładnie. - zdziwiła mnie jej odpowiedź. Ludzie w jej wieku znają takie wyrażenia? - Ochłonęłaś już?

- Myślę, że tak. Jestem gotowa.

- Pewnie masz teraz mętlik w głowie. Same kłamstwa i niejasności. Gdyby twoja babcia, żyła pomogłaby ci. - spojrzałam na nią zaskoczona. - Wiem, wiem... Otóż nie zdziwił cię nigdy fakt, że wszystkie kobiety w naszej rodzinie rysowały bądź malowały?

- Nie pomyślałam o tym.

- No właśnie. - zaplotła ręce z tyłu pleców. - Nie wiem do końca dlaczego akurat nasza rodzina została wybrana, ale tak się stało i powinniśmy być dumni z tego, czym dysponujemy. Niestety twoja matka nie chciała mieć z tym nic wspólnego, wyparła się tego, a ja próbowałam ją przekonać, że to nic złego. Potem mnie wypędziła.

- Nadal nie rozumiem. - zaśmiała się.

- Możemy ożywiać nasze rysunki lub malunki. Gdybyś namalowała psa, również mógłby istnieć. Matki zawsze pomagały swoim córką kiedy następowało pierwsze ożywienie. Nie kontrolujemy tego za pierwszym razem, musimy dojść do wprawy jak we wszystkim. Nasz twór najpierw pojawia się w naszej głowie abyśmy mogły nadać mu cechy i odpowiedni charakter, a potem powstaje naprawdę. W tym przypadku nie mogłam powiedzieć Christopherowi kim jest.

- Tylko jakim cudem on powstał? I to u ciebie? - podrapałam się po głowie.

- Kiedy dowiedziałam się, że próbowałaś popełnić samobójstwo, nie mogłam zwlekać. On by nie zniknął gdyby nie ja. Odszukałam twój rysunek na Instagramie i przerysowałam go, a potem nacechowałam w głowie. Nie mam pojęcia jaki był w twojej, więc nie krytykuj mnie. - uśmiechnęła się. - Nie mogłam się z tobą spotkać, abyś sama to zrobiła, wtedy powiedziałabym ci jak. Na drodze stała twoja mama. Wiem, że to brzmi jak szaleństwo. Każdy rysunek żyje, ale nie każdy w naszym wymiarze. - uniosłam brwi. - Istnieje drugi świat, gdzie prace wszystkich artystów na całym świecie czekają, aż ktoś powoła je do życia. Podejrzewam, że takich osób, które mogą tego dokonać jest mało ponieważ w niepowołanych rękach mogłoby na Ziemi pojawić się coś, czego nikt by nie chciał spotkać. To chyba magia, ale pewności nie mam. Nie zwariowałaś Rosie, takie jest twoje powołanie. Rysowanie, by sprowadzać na świat ludzi, którzy go urozmaicą. - zatrzymałyśmy się przy strumyku, na który zabierał mnie w dzieciństwie tata.

- Powiedziałaś mi, że twór bez swojego twórcy nie przeżyje, czy jakoś tak. Co miałaś na myśli?

- Mimo, że to ja go powołałam do życia, to ty go stworzyłaś. On cię potrzebuje, aby istnieć.

- A Thomas? Czyim on jest rysunkiem? Na pewno nie moim. W życiu bym tak kogoś nie ubrała. - roześmiałyśmy się.

- Ja tez nie. - zamarłam. - Pojęcia nie mam kto go stworzył, naprawdę. Ale to nie powód aby go potępiać. Ktoś, kto go nacechował, miał genialny pomysł.

- A co z rodzinami rysunków? Rodzeństwo Chrisa też narysowałaś?

- O nie, nie. Z rodzinami jest tak, że po prostu twór pojawia się u randomowych osób, a im zmieniają się wspomnienia.

- Jak teraz mam przekonać Christophera, że wcale nie jestem chora?

- Tym się nie przejmuj. Załatwię to, jedyne co musisz zrobić to zmoczyć rysunek swoją łzą. Łzą wspomnień, najlepiej tych kiedy połknęłaś tabletki.

- Skąd o wszystkim wiedziałaś?

- Posiadam szpiegów. - puściła mi oczko.

- Nie mów mi, że to była Amber... - Bo się załamię.

- To był Theodore.

- CO?! Jak?! - doznałam szoku i palpitacji serca.

- Przez Messengera. On i twój ojciec utrzymują ze mą potajemnie kontakt.

- Jakim cudem Theo o tobie wie, a jest młodszy?! - To było nie fair. Zawsze wszystko było nie fair, jeśli chodzi o mojego brata. Zaraz się okaże, że posiada własną wyspę, którą dostał na urodziny.

- Oh, czy to ważne? Najważniejsze jest to, że wszystkiego się dowiedziałaś. No może poza tym, skąd wziął się Tom.

- Dziękuję... Nareszcie mogę odetchnąć z ulgą. Koniec tajemnic, koniec kłamstw. Wszystko się ułożyło.


* * *

Po powrocie do domu, mama nie była już taka wściekła, ale nadal miała naburmuszoną minę.

- Rozchmurzyłaś się, dlaczego? - zapytałam.

- Podziękuj tacie. - burknęła.

- Dziękuję? Czy oni...

- Tak, wiedzą. - wyprzedziła mnie. - Chyba będę musiała się przyzwyczaić do tego. - przewróciła oczami.

- Czy to oznacza, że mogę narysować jedzenie? - skinęła głowa. - O mój Boże tak! - wykonałam gest szczęścia. Mój brat się śmiał, a tata pokręcił głowa z niedowierzaniem.

Poszłam do swojego pokoju i przez parę godzin próbowałam zapłakać, ale nie mogłam z nadmiaru szczęścia. Wreszcie mi się udało. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Thomasa.

- Halo?

- Już wszystko wiem.

- To dobrze.

- Czyim jesteś rysunkiem?

- Nie domyślasz się? - w jego głosie słyszałam rozbawienie.

- Eee, nie?

- Spójrz na zdjęcia swojego taty z młodości. - wzięłam najbliższy album.

- No nie gadaj. - śmiał się. Na fotografii mój ociec był ubrany tak jak Tom, ale był dużo mniej atrakcyjny. - Moja matka cię stworzyła?!

- Tak złotko.

- Ale... Jak? Skoro to rzuciła.

- Ona o tym nie wie. Czasami się zdarza, że twórcy zapominają o jakimś rysunku, który ma duży potencjał, więc zaczyna istnieć samowolnie. Powiemy jej, ale nie teraz.

- Nie wierzę w to... Może Amber też ktoś narysował?

- Jestem absolutnie pewny, że jest prawdziwa. - powiedział.

- Tom?

- Tak?

- Myślę, że ona cię kocha.

- Wiem, - zaśmiał się - wiedziałem, że tak się stanie kiedy po raz pierwszy mnie zobaczyła. - oboje zaczęliśmy się śmiać, a potem się rozłączyliśmy. Opadłam zadowolona na łóżko, bo wreszcie nie musiałam się martwić o to, co się działo.

*Perspektywa Christophera*

- Mamo?! - stała jak gdyby nigdy nic i się uśmiechała. Strasznie bolała mnie głowa, ale to nie było ważne. - Gdzie ty byłaś? Przecież jesteś chora...

- Chris idioto. Nie jestem chora i nie jestem twoją matką. Nie masz matki. - powiedziała ze stoickim spokojem

- Że co? - nie mogłem się ruszyć. Dosłownie. Myślałem, że to z powodu tej szokującej wiadomości, ale ja naprawdę nie mogłem wykonać żadnego ruchu. Zacząłem mieć jakieś przebłyski w myślach. Słyszałem swój głos w rozmowie z Rose, ale ta konwersacja przecież nigdy się nie wydarzyła. Pamiętałem dokładnie jak wygląda jej kuchnia, chociaż nigdy tam nie byłem. To wszystko nie ma racjonalnego wytłumaczenia, tym bardziej ,że moja nie-mama stoi zadowolona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro