Rozdział XVII
*Perspektywa Rose*
Szłam i szłam, aż w końcu doszłam gdzieś, gdzie nigdy nie byłam. Lekko się przeraziłam, nie wiedząc gdzie jestem, ale to nie było największym problemem. Usiadłam na jakiejś skale, z której widać było Przezroczyste Jezioro. Mieszkam w Montanie od urodzenia, a nigdy tu nie byłam?
Sprawy nie poszły po mojej myśli. W sumie, na co ja liczyłam? Nie sądziłam, że mi uwierzy, ale nie sądziłam też, że mnie znienawidzi. Uzna za chorą.
Miałam ochotę skoczyć do tej wody.
Tak bardzo żałowałam, że mu powiedziałam. Mogłam zaczekać aż Stephanie powie mi to, co chce mi powiedzieć. Może to było kluczowe? Niestety kolejną nierozwiązaną sprawą stał się Thomas. Nie wyglądał na kogoś, kto będzie w to wszystko wplątany. Czy możliwe jest to, że tak naprawdę nigdy się nie obudziłam, a to jest życie po śmierci? Chciałabym, aby tak było. Zrzuciłam kamyk do wody. Zanim usłyszałam charakterystyczny plusk, minęło kilka chwil.
Wysoko, pomyślałam. Uniosłam głowę w górę i tak po prostu z moich oczu popłynęły łzy.
Minęły może jakieś dwie godziny, kiedy postanowiłam wrócić do domu. Dobrze, że miałam ze sobą telefon, a w nim GPS. Bez problemu dotarłam na miejsce. Wchodząc do domu obejrzałam się na okna Christophera.
On też patrzył.
Z bólem jednak weszłam do środka.
- Rosemarry do cholery! Gdzieś ty u diabła była?! - krzyczała mama.
- Gdzieś. - odparłam od niechcenia.
- To nie jest odpowiedź młoda damo. Wiesz jak się martwiliśmy? - tym razem odezwał się tata.
- Ja nie. - wtrącił Theo co mnie nawet rozbawiło, ale tego nie pokazywałam. Widząc moją obojętność powiedział: Albo jednak tak.
- Idę do siebie.
- Wytłumacz się natychmiast!
- I tak mi nie uwierzysz. - rzuciłam i truchtem znalazłam się w moim pokoju. Klapnęłam na łóżko i zaczęłam przeglądać social media. Patrick znowu skompromitował jakaś dziewczynę, Andrew z trzeciej klasy urządza imprezę. Cała paczka Matthew'a bierze udział. Osiem nieprzeczytanych wiadomości od Amber, które w większości nie miały sensu, ani potrzeby odpowiedzi więc to olałam i poszłam się wykąpać, a potem spać mimo wczesnej pory.
***
Ranek zleciał miło i przyjemnie. Mama nie poszła do pracy, nie wiem dlaczego. Siedziałam na kanapie z bratem i patrzyłam w ekran telewizora, ale bezcelowo. Nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, ani z nikim rozmawiać. Na szczęście Amber musiała pojechać do dziadków, więc ją miałam z głowy. Nie zapowiadało się, aby Tom chciał się ze mną widzieć, więc tym też się nie przejmowałam.
- Powiesz mi co się wczoraj stało? - usłyszałam głos mamy.
- Nie ma o czym mówić. Naprawdę. - powiedziałam niewyraźnie.
- Okay, więc wyrzuć śmieci. - wręczyła mi dwa czarne worki, które wcale nie były takie lekkie.
Kiedy odpady znalazły się już w koszu, postanowiłam porozmawiać ze Stephanie. Bałam się, ale musiałam. Zapukałam niepewnie w drzwi i przez chwilę obawiałam się, że otworzy Chris.
- Dobrze, że przyszłaś. - wypuściłam powietrze z płuc. To jego niby mama. Zamknęła za sobą drzwi i wyszła na ganek. - On jest w domu, więc przepraszam, ale cię nie wpuszczę.
- Nie ma sprawy.
- To, że mu powiedziałaś trochę skomplikowało sprawę, ale tak czy siak, jestem w stanie ci wszystko wyjaśnić.
- Jestem już zmęczona tymi tajemnicami... Zrób to proszę.
- Co ty tutaj robisz? - Nie byłam pewna czy pyta Stephanie czy moja mama. Dopiero kiedy się odwróciłam miałam pewność, że to moja rodzicielka.
- Cecily. - Stephanie podeszła do niej. Były niemal identyczne.
- Co ty tutaj robisz? - powtórzyła rozwścieczona.
- Wy się znacie? - przerwałam to, co się tam działo.
- Oczywiście, że tak. - prychnęła moja mama. Uniosłam brwi. W powietrzu wisiało napięcie.
- Możecie mi wyjaśnić skąd? - Jeszcze trochę tych niespodzianek, a wyląduję na cmentarzu.
- Cecy, nie powinnaś wmawiać córce, że to była choroba. Doskonale wiesz co to było, i co to jest. Nie uciekniesz od tego, nie odetniesz się teraz, tak jak zrobiłaś to przed laty. - mówiła spokojnym tonem Stepha.
- Sama decyduję, co robię ze swoim życiem. Nie będziesz mi rozkazywać! - tupnęła noga, co było komiczne. - Wracamy do domu Rosemarry. Już. Nie rozmawiaj więcej z tą obcą kobietą. Jest szurnięta.
- „Obcą kobietą" ? Jestem jej ciotką i mogłabyś zaakceptować wreszcie ten fakt na Boga. - Zamurowało mnie. Mama Christophera, która nie jest jego mamą jest siostrą mojej mamy? To by wyjaśniało te uderzające podobieństwo.
- Co? - zwróciłam się rozczarowana do mamy. - Czemu mi nie powiedziałaś, że masz siostrę?
- Skarbie, to przeszłość. To wszystko jest złe, to co masz jest złe...
- Co, co mam?
- No to coś z tym rysowaniem.
- Słucham?! Ty też wiesz?! I mnie leczyłaś?! Jak mogłaś?!
- Mamo? Co tu się dzieje? - w drzwiach pojawił się Chris.
- To nie jest miejsce na rozmowę. Wracaj do domu, w tej chwili. - złapała mnie za nadgarstek ale jej się wyrwałam.
- Nie! Przez ostatnie miesiące mnie okłamywałaś. Nie poczekaj, przez całe życie. Teraz chcesz żebym wróciła do tego domu? Nawet nie wiem czy on jest moim domem skoro nie potrafiłaś powiedzieć mi prawdy! Robi to, jak nazwałaś Stephanie? „Obca kobieta". Obca kobieta ma więcej odwagi niż ty, aby mi pomóc. Czy ja w ogóle jestem twoją córką? Czy może mnie narysowałaś? - nie odpowiedziała.
Zostałam spoliczkowana.
- Nienawidzę cię. - syknęłam. - Jesteś potworem. Która matka robi coś takiego swojemu dziecku?
- Rosie... Chciałam cię przed tym chronić. Sama widzisz, jakie to niebezpieczne. - wskazała na Christophera.
- Wiesz co? Żałuję, że mnie wtedy znaleźliście. Lepiej by było, gdybym nie istniała. Szybko byś o mnie zapomniała, tak jak o rysowaniu. Teraz rozumiem czemu przestałaś. Tylko po co mnie namawiałaś do rysowania, skoro tak bardzo nie chciałaś żeby ta chora prawda wyszła na jaw? - płakałam.
- To nie jest chora prawda. To dar. - powiedziała Stephanie.
- Przekleństwo nie dar. - według mojej mamy.
- Rosie? O co tu chodzi? - Christopher skierował się do mnie.
- Nie mam pojęcia. Liczyłam, że ty mi pomożesz. Tylko, że dla ciebie jestem wariatką.
- Chris, ona nie zmyśla, naprawdę. - Stephanie stanęła w mojej obronie. - Cecily ochłoń. Rose odpocznij, zabieram cię na spacer. Wszystko ci powiem.
- To porwanie! - krzyczała moja mama.
- Nie, idę z nią dobrowolnie. - mówiłam trochę niezrozumiale. - Chcę wreszcie poznać prawdę. - Christopher stał zdezorientowany, a moja rodzicielka wściekła. Sama nie wiedziałam co myśleć, to wszystko się tak skomplikowało, że nie ma w tym sensu. Może Stephanie go nada?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro