Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIII

Minęły dokładnie trzy tygodnie, odkąd rozmawiałam z Chrisem w normalny sposób. Na co dzień mówiliśmy sobie jedynie „cześć", do szkoły też nie chodziliśmy razem, ale wiedziałam, że tak będzie lepiej. Nie mogłam pozwolić na to, by prawda wyszła na jaw. Skończyłabym w zakładzie psychiatrycznym... Choć to prawda, a ja nie rozumiałam, co się działo? Nigdy nie wierzyłam w Boga, więc nie uwierzę, że to jego zasługa. Czy magia istnieje?

- ROSEMARRY!

- Co? - z rozmyśleń wyrwał mnie krzyk Amber. Siedziałyśmy razem z Thomasem na stołówce.

- Pytam cię od dziesięciu minut o coś, a ty nie reagujesz. Dobrze się czujesz? - zapytała pretensjonalnie.

- Sorry, zamyśliłam się. O co pytałaś?

- Widziałaś kiedykolwiek mamę lub ojca Christophera?

- Nie, czemu pytasz? - zdziwiłam się.

- Nikt nie widział. - wtrącił Tom.

- Właśnie. - powiedziała cicho Amber.

- Ale co z tego? - Nadal nie kojarzyłam faktów. Amber brutalnie złapała mnie za nadgarstek i wyprowadziła z sali, przepraszając Toma.

- Nie domyślasz się? Co jeżeli on wie? Wie skąd się wziął? Nie ma rodziców.

- Tego nie wiemy.

- Trzeba to sprawdzić. - założyła ręce na krzyż. Uniosłam brwi.

- Chcesz szpiegować jego dom? - parsknęłam.

- Pogięło cię? Musisz się do tego domu dostać. - klepnęła mnie w ramię.

- Mowy nie ma! Nie jestem włamywaczką. - Amber zażenowana uderzyła otwartą dłonią w czoło.

- Nie będziesz się włamywać. Musisz odzyskać kontakt z nim i sprawić, żeby zaprosił cię do domu, albo opowiedział o rodzicach. Od Queen się nic nie dowiedziałam, a Gabriel ci raczej nie powie.

- Jak mam to geniuszu zrobić? - zrobiła smutną minę.

- Właśnie nie wiem... - przyznała. Obie byłyśmy podłamane.

- No proszę, proszę. - znikąd zjawił się Matthew. - Kogo my tutaj mamy. - uśmiechnął się niczym rekin. - Ether! Christopher wreszcie pojął, jakie z ciebie zero? Całe szczęście!

- Nie mam siły na twoje obelgi Matt, daj mi spokój. - chciałam go wyminąć, ale zastawił mi drogę.

- Zostaw ją Matt. - rozkazała moja przyjaciółka. U jej boku pojawił się Thomas.

- Chciałbyś w zęby? Tak jak twój brat? - zapytał groźnie, co wydawało się śmieszne, zważywszy na jego strój. Połączenie kolorów, które dzisiaj zastosował, zamurowało nawet Amber. Spodnie czarne, szelki fioletowe tak jak buty, koszula żółta, muszka biała. Kapelusza nie miał. Widząc go Matthew się zaśmiał.

- Gdybym chciał, powaliłbym cię jednym paluszkiem.

- Tak jak stanąłeś w obronie Patricka? Prędzej byś się zesrał, mój drogi. - dodała Amber. Ja nadal byłam przyblokowana przez chłopaka. Olał tę uwagę.

- Dobrze, że masz przyjaciół Rose. Tylko czy naprawdę nimi są? Czy tylko z litości? - wypuścił mnie, a kiedy chciałam zejść ze schodów, podstawił mi nogę.

Sturlałam się niczym piłka z górki, cała się obijając. Usłyszałam jakieś chrupnięcie w prawej ręce, ale miałam to gdzieś, kiedy znalazłam się u podnóża schodów. Kiedy tak spadałam, Amber zaczęła krzyczeć, a Matthew uciekł. Cykor.

- Co tu się u licha dzieje?! - wrzasnął Pan Adams.

- To Hale ją zrzucił! Matthew Hale! - bulwersowała się Amber. - Do cholery nie ma tu kamer! Nie sprawdzicie tego!

- Uspokój się. - powiedział do niej Tom. - Są świadkowie, my. Tamci ludzie. - wskazał na grupę nerdów, którzy patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Wstałam, a prawa ręka bolała mnie niemiłosiernie. Syknęłam z bólu.

- Nic ci nie jest?

- Nie, proszę pana. - chciałam wyprostować rękę, ale nie mogłam.

- Nie wydaję mi się. Amber zabierz ją do pielęgniarki.

***

- Ona jest chyba złamana. Nie chyba, raczej na pewno. - oznajmiła ze stoickim spokojem.

- CO?! - krzyknęłyśmy równocześnie z Amber.

- Musisz iść do lekarza, żeby ci to w gips włożył. Zadzwonię po twoich rodziców.

- Co ja teraz zrobię? - prawie płacząc zapytałam.

- Nie przejmuj się, palce masz sprawne. - zapewniła mnie blondynka. - Będziesz mogła rysować.

- Nie. Trzy palce masz również złamane. Co ty zrobiłaś? - dobiła mnie pielęgniarka.

***

Wróciłam do domu z ręką w gipsie i łzami w oczach. Mama patrzyła na mnie z żalem, współczuciem i troską. Mój młodszy brat zaczął się śmiać, a tata nawet nie zwrócił uwagi.

- Kaleka! - rzucił na powitanie Theo.

- Wal się... - powiedziałam zrezygnowana.

- Rosie! - skarcił mnie ojciec.

- Zostaw ją, jest załamana. - odparła mama.

- Chyba połamana! - stwierdził Theodore.

- Theo! - tym razem on dostał ochrzan. - Skarbie idź do siebie. Przyniosę ci jedzenie.

Tak też zrobiłam. Jutrzejszy dzień będzie koszmarny. Pójdę tam, ci co widzieli co się stało, będą patrzeć z pogardą, choć nie raz na mnie, a na Matta, ci co nie widzieli, jak zwykle mnie zwyzywają czy coś, choć nie dzieję się to tak często, odkąd Thomas zaczął się ze mną kumplować, a mnie widywano z Chrisem.

W tym momencie zdałam sobie sprawę, jak bardzo mam przerąbane.

Nie mogłam rysować, nie mogłam robić czegoś, co było dla mnie życiem. Jedyną odskocznią od codziennych problemów i ratunkiem. Mimo, że rysowanie ludzi bywało niebezpieczne, nigdy nie rzucę tej rzeczy. Wkładałam w to całe serce i duszę, to moja pasja. Ale co ja zrobię przez dwa tygodnie bez rysowania? Czym mam się zająć? Nic innego nie robiłam...

Wzięłam pobliską książkę „Gorefikacje", ale po kilku stronach odłożyłam. Moja babcia czytała naprawdę dziwne i obrzydliwe rzeczy.

Tak bardzo mi jej brakowało, gdyby tu była, wiedziałaby co zrobić, jak postąpić, uwierzyłaby w historię z Christopherem. Bo wierzyła we mnie.

***

Na stołówkę wparowałam taka zdenerwowana, że aż ze mnie buchało. Z hukiem odłożyłam tackę na stolik.

- Rany, jeszcze cię takiej nie widziałem. - zdziwił się Tom.

- Dziwne, ale ja też. - dodała Amber.

- Bo jeszcze nigdy nikt mnie tak nie wkurzył. - wyjaśniłam. Oczami próbowałam wypatrzeć tego gnoja, ale nigdzie go nie było. Po chwili jednak przyszedł z tym swoim uśmieszkiem i usiadł tam gdzie zwykle. - Tu cię mam. - powiedziałam do siebie i wstałam. Teraz nie obchodził mnie nikt inny tylko Matthew. Tak się złożyło, że kiedy byliśmy mali, nasi rodzice się przyjaźnili, co za tym idzie, wiem co nieco o nich. Ta rodzina jest nienormalna, a wszyscy dookoła myślą, że wszystko z nimi okay. Wiem też dużo o nim, ale wcześniej nie chciałam używać tego przeciwko niemu, nie chciałam być taka jak on. Niestety teraz nie potrafiłam się opanować. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się złośliwie.

- Ether? - zaśmiał się.

- Co ci się stało? - zapytała Queen ale miałam to gdzieś.

- Ty pieprzony idioto - zaczęłam - wiesz co mi zrobiłeś? - pokazałam moją rękę. - Przez ciebie przez długi czas nie będę mogła robić czegoś bardzo ważnego. A jak coś dla mnie jest bardzo ważne, to jestem skłonna zrobić wszystko.

- Co niby robisz ręką? - zapytał głupio.

- Ona rysuje debilu. - odpowiedział za mnie Chris, za co byłam mu wdzięczna.

- A no tak. Ale to nie ja ci to zrobiłem. - zbliżył się.

- Wcale! - krzyknęłam.

- Wymyśliłaś coś sobie. Znowu. - Nie wytrzymam.

- Ty chory pojebie! Mam świadków - wskazałam na poszczególne osoby. - Penelopie to nawet nagrała przypadkiem. Przypadkiem to trafi do dyrekcji, przypadkiem ja osobiście mam pewne nagranie. - wyprostowałam się. - Wiesz co Matthew? Głupio wierzyłam, że gdzieś w środku jesteś dobry, ale przeszedłeś wczoraj siebie samego. Teraz poczuj się tak, jak ja. - nacisnęłam "wyślij", a nagranie wysłało się do całej szkoły. Było na nim udokumentowane, jak ów chłopak uprawia seks z własną matką, a potem idzie się spotkać ze swoim chłopakiem.

Cała sala się śmiała, a on palił się ze wstydu. Nie zdawał sobie sprawy, że ktoś to nagrał.

Postąpiłam jak chora psychicznie.

- Jak mogłaś? - zapytał cicho.

- Ojej, czyżbym cię zraniła Hale? Tak mi przykro. - on wybiegł z sali, tak jak ja czasami przez niego, a ja wróciłam do mojego stolika, podczas gdy ludzie bili mi brawo. Kątem oka zauważyłam Chrisa, który wyglądał, jakby był pod wrażeniem.

- Amber co ja zrobiłam? Jestem okropna...

- Dobrze zrobiłaś. - Tom pogłaskał mnie po plecach.

No nie wiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro