Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XII

Spojrzałam na niego przerażonym wzrokiem, a on się śmiał. Po dłuższej chwili odważyłam się w końcu coś powiedzieć.

— Nie. Rozmawiam z Amber, ślepy jesteś?

— Nie wyglądało na to. — skomentował i sobie poszedł. Całe szczęście. Amber klepnęła się w czoło i dała mi znak, abyśmy stąd poszły. Zostawiłyśmy chłopaków kompletnie zdezorientowanych.

— Unikamy ich teraz jak ognia. Zwłaszcza Chrisa. — powiedziała, kiedy biegłyśmy na drugie piętro. — Tak strasznie cię przepraszam... Zapomniałam się, wybacz mi. — posłała mi błagalne spojrzenie.

— Okay. Na początku myślałam, że mu powiedziałaś. — przyznałam.

— Co? Czemu miałabym to robić? — wyglądała na mocno zdziwioną.

— No... Wczoraj, coś tego? No wiesz... — unosiła powoli brwi. — Nie?

— Nie! Znam go cztery dni! Głupia jesteś? — zaczęła się śmiać.

— No nie wiem no! Ty lubisz dziwaków. — powiedziałam zanim pomyślałam.

— W jakim sensie? — założyła ręce na krzyż.

— Co sobie pomyślałaś, jak go pierwszy raz zobaczyłaś? Ja, że jest dziwny. Przez ten strój. — wzruszyłam ramionami.

— To jak się ubiera, jest czadowe. Jego styl jest interesujący, pomyślałam, że ciekawy z niego chłopak. — Tego się po niej nie spodziewałam. — A ty? — zapytała flirciarskim głosem.

— Ja też znam Chrisa cztery dni. — rzuciłam jej ironiczne spojrzenie.

— Jakie cztery dni?! Chyba czterdzieści! Nawet dużo więcej. DUŻO.

— Nie. Ten Christopher, to nie jest ten z mojej głowy. Tamten był inny, bardziej mi się podobał.

— Ale co? Inaczej wyglądał czy co?

— Nie, miał inny charakter trochę. Kiedy mnie odwoził to sobie uświadomiłam, bo przypomniał mi o tym jednym tekstem, ale to nic w porównaniu do tego z mojej głowy. To nie zmienia faktu, że jestem nim zauroczona, ale znam jego ciut inną wersję, jeśli wiesz co mam na myśli. — wyjaśniłam. Naprawdę tak było i smucił mnie ten fakt. Choć kłóciłam się z Chrisem w głowie prawie cały czas, lubiłam go. Kochałam go.

Jeśli można pokochać chorobę psychiczną.

— Rozumiem.

Kilka godzin później

— Rosemarry! Ktoś do ciebie! — zawołała mama. Akurat w tym momencie musiał ktoś przyjść? Kiedy cała upaprana jestem farbą nawet na włosach? O losie, jaki ty jesteś złośliwy. Zeszłam z niechęcią na dół i dostałam palpitacji serca, kiedy zobaczyłam w progu Christophera.

— Co ty tu robisz?

— O-o, liczyłem na milsze powitanie. — uśmiechnął się półgębkiem.

— Hej, co ty tu robisz? — stałam na schodach i ani mi się śniło z nich schodzić.

— Rosie! — skarciła mnie mama.

— Hej, co ty tu robisz, wejdź. — uśmiechnęłam się do niej sarkastycznie. Postukała się palcem w czoło. — Będziesz tak stał? — Nie mogłam uwierzyć, że użyłam w tym pytaniu tyle jadu. Zaczęłam iść na górę, a on za mną, do mojego pokoju. Kiedy się tam znaleźliśmy, odłożyłam pędzel do kubka, a drugi wsunęłam za ucho. Miałam w zwyczaju tak robić.

— Musimy pogadać. — powiedział. — Ale to chyba nie jest dobry moment. — No nie wytrzymam. Przerywa mi malowanie obrazu, który chciałam skończyć, a teraz mówi, że to chyba nie jest dobry moment. Żaden nie jest dobry po tym, co usłyszał.

— Nie, teraz. Jestem tylko lekko zdenerwowana, bo coś mi przerwałeś. — spojrzał w lewo gdzie stała sztaluga z płótnem , na którym zdążyłam namalować już wierzbę płaczącą oraz rzekę.

— Woow. — zagwizdał.

— O czym chciałeś rozmawiać? — położyłam ręce na biodrach.

— O tym, co się wydarzyło na stołówce. — rozłożył ręce w geście.

— Mianowicie? — próbowałam przeciągać to tak, żeby nie chciał już kontynuować.

— Na czym polegała twoja choroba?

— Psychiczna. Nic takiego. — Taa, jasne. Nic takiego. Gdybyś tylko wiedział...

— Matt mówił o wymyślonym przyjacielu. Queen, że zachorowałaś po tym, jak go narysowałaś. — Skąd ona to wie?! No to wpadłam. Jezu, co ja mam teraz zrobić. — Trochę to dziwne nie sądzisz? Leżę w szpitalu tyle co ty, ale nie pamiętam nic z przed śpiączki...

— Co ty próbujesz mi powiedzieć? — przerwałam mu.

— Pomyślałem, że może wymyśliłaś sobie mnie i pomyślałaś, że to serio ja, po tej akcji z leżeniem w szpitalu. — szczęka mi opadła, a pędzel wypadł zza ucha. Potoczył się prosto pod jego nogi, ale nie zwrócił na to uwagi.

Jak tu wybrnąć z tej sytuacji?

— Tak. Masz rację, pomyślałam tak sobie kiedy cię zobaczyłam. Znaczy najpierw myślałam, że choroba wróciła, ale nie i się cieszę. — skłamałam.

— To wszystko?

— A co byś chciał jeszcze usłyszeć?

— Nie wiem. — wzdrygnął się, jakbym go czymś obrzydziła. Racja, nie wyglądałam za dobrze... — Do twarzy ci w tych kolorach. — miało mnie to rozbawić, ale tylko się uśmiechnęłam. Podniósł ten pędzel, który mi uciekł i wykonał kilka kroków w moją stronę, aby mi go oddać. — Proszę.

— Dzięki. — powiedziałam cicho. Przez chwilę, kiedy mi go dawał, nie puszczał go, potem patrzył się w moje oczy tak intensywnie, że myślałam, że zaraz zniknę.

Nie wiem, ile tak stał, ale z dwie minuty na pewno, zanim zostawił mnie samą i wrócił do domu.

Kiedy otrzeźwiałam, poszukałam komórki i zadzwoniłam do Amber.

— Halo?

— Stara, on u mnie był. — mój głos był dziwny.

— Christopher? — przełknęłam głośno ślinę. — Po co?

— Wywiedział się o tym, co mnie spotkała i powiedział: „Pomyślałem, że może wymyśliłaś sobie mnie i pomyślałaś, że to serio ja po tej akcji z leżeniem w szpitalu."

— Cholera... Co mu odpowiedziałaś? — ona też była przerażona.

— Że tak i, że myślałam jak go zobaczyłam, ze to dalej ta choroba. Potem skończyliśmy rozmowę.

— Mnie Thomas o nic nie pytał, całe szczęście. — westchnęła.

— Co ty robiłaś z Thomasem?

— Mam z nim kilka lekcji. — sprostowała. — No nic, na razie sprawa chyba nie jest taka poważna, ale musimy być ostrożne. W innym przypadku będziesz musiała powiedzieć mu prawdę, a wtedy to już na pewno uzna, że jesteś szalona. Jeżeli już tak nie myśli... A jeżeli prawda wyjdzie na jaw, za wszelką cenę będę próbowała mu udowodnić, że to ty jesteś jego pieprzonym stwórcą i, że gdyby nie twoja próba samobójcza, nadal siedziałby w twojej głowie i był chłopakiem z rysunku, który nie istnieje.

— Dziękuję Amber.

— Cała przyjemność po mojej stronie.

Połączenie zakończono.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro