Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XI

Nudziło mi się niemiłosiernie, ale nie mogłam nic zrobić. Obiecałam, że ich odwiozę, więc musiałam siedzieć i czekać aż im się odechce zabaw, a na to się nie zanosiło. Oparłam się o wyspę kuchenną i obserwowałam. Impreza wyglądała niczym ta z filmów. Czerwone kubki, ktoś wymiotował, ktoś się lizał, ktoś nago wskakiwał do basenu i mogłabym tak wymieniać bez końca.

— Hej, wszystko dobrze? — zapytał Chris, nalewając sobie drinka.

— Tak, jest okay. — Wcale nie było.

— Okay. — powiedział z uśmiechem i sobie poszedł. Patrzyłam na to smutnym wzrokiem, liczyłam, że zostanie. Postanowiłam się przewietrzyć w ogrodzie.

Usiadłam na miękkiej trawie i patrzyłam w niebo. Rany, jakie gwiazdy są piękne.

Ciekawe co teraz robi Amber, ciekawe czy Thomas ćwiczy na siłowni...? Zapytam go o to przy najbliższej okazji.

Zachciało mi się pić, więc wstałam, otrzepałam się, ale drogę zagrodził mi Gabe. Trzymał w dłoniach dwa kubki.

— Spragniona? — przekrzywił głowę w bok. Uniosłam brwi, a moja mina mówiła „Serio?" .

— Tak, ale nie alkoholu. — chciałam go wyminąć, kiedy powiedział:

— Złotko, tu nie ma alkoholu. To sok pomarańczowy. — Mmm, mmm mój ulubiony. Zawahałam się, zanim odebrałam od niego kubeczek. Rzeczywiście nie było czuć alkoholu po zapachu, w smaku też go nie było.

— Przepraszam. powiedział w końcu. Naprawdę myślał, że po tym wszystkim wystarczy „przepraszam" ?

— Za co?

— Za wszystko. Przy Matthewie zachowuję się jak totalny palant. Nie chcę cię obrażać, ale i tak to robię...

— To najbardziej żałosne wytłumaczenie w dziejach historii. Gdybyś nie chciał, to byś tego nie robił Gabriel. — Dlaczego ja w ogóle z nim jeszcze gadałam?

— Nie wiesz, jak to jest, kiedy jest się w takiej grupie i wszyscy...

— Chris nie chce i tego nie robi. — przerwałam mu. Zdziwił się, po czym złapał mnie w tali.

— Mam konkurencję? — uśmiechnął się w dziwny sposób, trochę jakby mnie pożądał. Przysunął się bliżej, pochylił, a nasze twarze dzieliły jedynie milimetry.

Gabe mnie pocałował.

Odepchnęłam go, a on zaczął się śmiać.

— Tak dla wiadomości, w tym jest alkohol. — powiedział i odszedł, a ja wkurzona rzuciłam kubkiem w ziemię. Ukryłam twarz w dłoniach i przeczesałam włosy.

— Stało się coś? — usłyszałam za sobą ten znajomy, miły, ciepły głos, który koił mnie w każdym momencie, kiedy tego potrzebowałam.

Christopher.

— Chcesz wrócić do domu? — położył ręce na moich ramionach i przyglądał mi się bacznie.

— Nie ma jak... — odparłam bezbronna. — Wypiłam nieświadomie drinka. Nie pojadę. — pokręcił głową i się uśmiechnął.

— Ja cię odwiozę, głuptasie.

— Ale przecież ty...

— Nie zdążyłem nic wypić, to było dla Amber.

— No właśnie, co z Amber?

— Nie przejmuj się, wyślę SMS-a do Toma, on się nią zajmie. Nie wygląda na takiego, co by sobie nie poradził. Chodźmy. — objął mnie ciężkim ramieniem, a ja znów poczułam ten cudowny zapach jeżyn. Odetchnęłam z ulgą. Zaprowadził mnie do samochodu i nie minęła sekunda, kiedy znalazł się za kierownicą. — Mam nadzieję, że nie obrzygasz mi konsoli.

— Nie wypiłam dziesięć kubków, tylko jeden. — spojrzałam na niego z irytacją. Uśmiechnął się. Jego brązowe oczy lśniły w ciemności, a ja nie mogłam się na nie napatrzeć, zauważył to i powiedzia:

— Wiem, że jestem przystojny, ale zaraz przewiercisz mnie wzrokiem. — Jesteś, bo cię takiego narysowałam. Szkoda, że nie mogę ci tego powiedzieć. Zbesztana, nie miałam pojęcia, co powiedzieć.

— Co się tam stało? Nie wyglądałaś na zadowoloną.

— Nic takiego. Gabriel pocałował mnie z zaskoczenia, a ja jestem tym zdegustowana. — machnęłam ręką.

— On ci dał tego drinka?

— Tak. — przyznałam ze wstydem.

— Co za debil. — skomentował tylko, kiedy skręcaliśmy na tak zwaną „Ulicę Dziwek". Było ich tu pełno, dlatego tak się przyjęło. Jak na złość musieliśmy się zatrzymać przez czerwone siwiało. Wtedy jedna z dziewczyn podeszła do auta i zapukała w szybę. Oblizała usta i puściła Chrisowi oczko.

Chyba jednak zwymiotuję.

Opuścił szybę i zapytał:

— W czymś pomóc?

— To ja o to pytam. — powiedziała seksownym głosem. Kiedy mnie zauważyła, wzdrygnęła się.

— Nie dzięki. — odparł arogancko i ruszyliśmy dalej. Cieszyłam się w duchu, że nie flirtował z nią. Uświadomiłam sobie jedną rzecz.

Jestem zazdrosna.

Zazdrosna o niego, a nie powinnam. Jęknęłam cicho, ale i tak to usłyszał.

— Co się dzieje?

— Nie, nic. — zapewniłam najbardziej spokojnym tonem, na jaki było mnie stać. Dojechaliśmy na miejsce, a mi było niedobrze od jazdy. Wysiadłam z auta, nie czekając, aż otworzy mi drzwi i skierowałam się do domu. Przeklęłam pod nosem i się odwróciłam. — Dzięki, i cześć.

— Dobranoc Rosie. — powiedział, będąc tyłem i również poszedł do domu. Otwarliśmy drzwi w tym samym momencie, nasze spojrzenia się skrzyżowały. Odwróciłam wzrok i weszłam do przedsionka.

— Już jestem! — oznajmiłam wszystkim i poszłam spać.

***

Dzisiaj wyszłam wcześniej, żeby nie iść z Christopherem, ale mój niecny plan się nie powiódł, gdyż on też wyszedł wcześniej, ponieważ musiał wstąpić do sklepu.

— Boże... — powiedziałam sama do siebie. — Hej.

— Hej. — odpowiedział patrząc w dal. — Jak ci minęła noc?

— W porządku. A tobie?

— Też. — potem już nikt się nie odezwał. Rozmowa roku normalnie. Sztywna jak drut.

Chris skręcił w inną stronę, a Thomas podszedł do mnie w komicznych podskokach. Uśmiechał się szeroko i ukłonił ściągając kapelusz. Tym razem wszystko miał czarne a szelki i muszkę czerwoną.

— Wyglądasz, jakbyś śpiewał w jakimś chórze. — przyznałam ze śmiechem.

— Może śpiewam? — uniósł ciemną brew.

— Nie sądzę.

— Jak ci minęła noc? — parsknęłam śmiechem.

— No co? Zwykłe pytanie. — oburzył się.

— Christopher spytał mnie wcześniej o to samo. — wytłumaczyłam.

— Aha. Więc jak ci minęła?

— Normalnie. Wyspałam się, ty raczej nie. — zmierzyłam go wzrokiem. Prychnął.

Weszliśmy do szkoły, bo Amber przed nią nie było. Okazało się, że rozmawia z jakimś chłopakiem i przy tym zabawnie okręca sobie kosmyk włosów na palcu. Dzisiaj była już w dobrym humorze, co zauważyć się dało po jej stroju. Dziwne, że po takiej aferze, tak szybko sprawa ucichła. Thomas zrobił swoje. Powiedziałam Tomowi, że idę na trzecie piętro, a on udał się na swoją lekcję.

Miałam teraz artystyczne. Nie narysowałam nic do końca, odkąd powstał Christopher. Bałam się, że to też ożyje. Wzięłam ołówek w dłoń i dorysowałam dosłownie bransoletkę na nadgarstku mojej postaci przez pół lekcji.

— Rose? Nie masz weny? — zapytał pan Adams, patrząc na moje dzieło, które męczyłam od dwóch tygodni. — Nie martw się, każdego czasem łapie jej brak. Gdybyś chciała o tym porozmawiać, jestem wolny na przerwie obiadowej. — Co do cholery? Nie mam panu nic do powiedzenia. Może gdyby „brak weny" wynikał z normalnych przyczyn to tak, ale nie w tym wypadku. Odkąd miałam „wypadek" z tabletkami, nauczyciela się nade mną litują, co sprawia, że prymusi szkolni patrzą na mnie, jakbym pozabijała ich rodziców łyżeczką do herbaty.

Witaj szara rzeczywistość!!!

Minęły trzy lekcję i szybko udałam się na stołówkę. Amber i Thomas już tam byli, a co jeszcze dziwniejsze, przede mną dosiadł się tam Chris. Usiadłam obok mojej przyjaciółki i bez słowa piłam kakao w kartoniku.

— Gdzie ty wczoraj zwiałaś? — zapytała Amber z ciekawskim uśmieszkiem.

— Do domu. Tom cię odprowadził? — unikałam szczegółów, ale na marne.

— Tak, ale czemu uciekłaś?— oparła głowę o rękę a łokieć o stół.

— Zniesmaczyłam się Gabrielem, a poza tym, od początku byłam tam z przymusu. — wyjaśniłam. Uniosła brwi.

— Pocałował mnie no! — dodałam bo tego oczekiwała. Uderzyła otwartą dłonią w blat i się zaśmiała.

— Wiedziałam! — klasnęła rękoma. — Nie dziwię się, skoro przez te osiem dni leżenia nieprzytomną w szpitalu przynosił ci ciągle kwiaty. — zrobiłam wielkie oczy i spojrzałam na Amber. Zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała i zakryła usta dłonią.

— Osiem dni? — zaciekawił się Christopher. — Dziwne... Leżeliśmy tyle samo? Może dlatego istnieje ta więź? — zażartował.

— A może przez rysunek? — odezwał się Thomas.

C.O.

— Coś ty powiedział? — rzuciłam oskarżycielskim tonem, piorunując przy tym wzrokiem Amber, bo wydawało mi się, że powiedziała mu o mojej historii.

— Narysowałaś go, nie? Zanim się tu zjawił. Może dlatego czuje więź, bo to takie miłe, jeśli ktoś cię zapamiętał i narysował. — wsadził do ust miniaturowego precelka.

— To bez sensu. — powiedziałam. Amber wypuściła powietrze z ust. Czułam, że ta rozmowa nie skończy się dobrze.

— Tom? Chodzisz na siłownie?

— Co? Ale wyskoczyłaś z pytaniem, zmieniasz temat, ale tak, czasami chodzę. — pokręcił głową śmiejąc się. — Czemu pytasz?

— Byle kto nie powaliłby kogoś jednym ciosem.

— Może. Co do rysunku...

— NIE! — krzyknęła Amber. Oboje zmarszczyli czoła zdziwieni naszym zachowaniem. Odwróciłam się w tył razem z Amber,

— Masakra, zaraz się wyda. — szepnęłam patrząc w ziemię.

— Ether? — głos Matta rozbrzmiał w mojej głowie. — Znowu masz wymyślonego kumpla? — gorzej już chyba być nie mogło. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro