Rozdział XI
Nudziło mi się niemiłosiernie, ale nie mogłam nic zrobić. Obiecałam, że ich odwiozę, więc musiałam siedzieć i czekać aż im się odechce zabaw, a na to się nie zanosiło. Oparłam się o wyspę kuchenną i obserwowałam. Impreza wyglądała niczym ta z filmów. Czerwone kubki, ktoś wymiotował, ktoś się lizał, ktoś nago wskakiwał do basenu i mogłabym tak wymieniać bez końca.
— Hej, wszystko dobrze? — zapytał Chris, nalewając sobie drinka.
— Tak, jest okay. — Wcale nie było.
— Okay. — powiedział z uśmiechem i sobie poszedł. Patrzyłam na to smutnym wzrokiem, liczyłam, że zostanie. Postanowiłam się przewietrzyć w ogrodzie.
Usiadłam na miękkiej trawie i patrzyłam w niebo. Rany, jakie gwiazdy są piękne.
Ciekawe co teraz robi Amber, ciekawe czy Thomas ćwiczy na siłowni...? Zapytam go o to przy najbliższej okazji.
Zachciało mi się pić, więc wstałam, otrzepałam się, ale drogę zagrodził mi Gabe. Trzymał w dłoniach dwa kubki.
— Spragniona? — przekrzywił głowę w bok. Uniosłam brwi, a moja mina mówiła „Serio?" .
— Tak, ale nie alkoholu. — chciałam go wyminąć, kiedy powiedział:
— Złotko, tu nie ma alkoholu. To sok pomarańczowy. — Mmm, mmm mój ulubiony. Zawahałam się, zanim odebrałam od niego kubeczek. Rzeczywiście nie było czuć alkoholu po zapachu, w smaku też go nie było.
— Przepraszam. powiedział w końcu. Naprawdę myślał, że po tym wszystkim wystarczy „przepraszam" ?
— Za co?
— Za wszystko. Przy Matthewie zachowuję się jak totalny palant. Nie chcę cię obrażać, ale i tak to robię...
— To najbardziej żałosne wytłumaczenie w dziejach historii. Gdybyś nie chciał, to byś tego nie robił Gabriel. — Dlaczego ja w ogóle z nim jeszcze gadałam?
— Nie wiesz, jak to jest, kiedy jest się w takiej grupie i wszyscy...
— Chris nie chce i tego nie robi. — przerwałam mu. Zdziwił się, po czym złapał mnie w tali.
— Mam konkurencję? — uśmiechnął się w dziwny sposób, trochę jakby mnie pożądał. Przysunął się bliżej, pochylił, a nasze twarze dzieliły jedynie milimetry.
Gabe mnie pocałował.
Odepchnęłam go, a on zaczął się śmiać.
— Tak dla wiadomości, w tym jest alkohol. — powiedział i odszedł, a ja wkurzona rzuciłam kubkiem w ziemię. Ukryłam twarz w dłoniach i przeczesałam włosy.
— Stało się coś? — usłyszałam za sobą ten znajomy, miły, ciepły głos, który koił mnie w każdym momencie, kiedy tego potrzebowałam.
Christopher.
— Chcesz wrócić do domu? — położył ręce na moich ramionach i przyglądał mi się bacznie.
— Nie ma jak... — odparłam bezbronna. — Wypiłam nieświadomie drinka. Nie pojadę. — pokręcił głową i się uśmiechnął.
— Ja cię odwiozę, głuptasie.
— Ale przecież ty...
— Nie zdążyłem nic wypić, to było dla Amber.
— No właśnie, co z Amber?
— Nie przejmuj się, wyślę SMS-a do Toma, on się nią zajmie. Nie wygląda na takiego, co by sobie nie poradził. Chodźmy. — objął mnie ciężkim ramieniem, a ja znów poczułam ten cudowny zapach jeżyn. Odetchnęłam z ulgą. Zaprowadził mnie do samochodu i nie minęła sekunda, kiedy znalazł się za kierownicą. — Mam nadzieję, że nie obrzygasz mi konsoli.
— Nie wypiłam dziesięć kubków, tylko jeden. — spojrzałam na niego z irytacją. Uśmiechnął się. Jego brązowe oczy lśniły w ciemności, a ja nie mogłam się na nie napatrzeć, zauważył to i powiedzia:
— Wiem, że jestem przystojny, ale zaraz przewiercisz mnie wzrokiem. — Jesteś, bo cię takiego narysowałam. Szkoda, że nie mogę ci tego powiedzieć. Zbesztana, nie miałam pojęcia, co powiedzieć.
— Co się tam stało? Nie wyglądałaś na zadowoloną.
— Nic takiego. Gabriel pocałował mnie z zaskoczenia, a ja jestem tym zdegustowana. — machnęłam ręką.
— On ci dał tego drinka?
— Tak. — przyznałam ze wstydem.
— Co za debil. — skomentował tylko, kiedy skręcaliśmy na tak zwaną „Ulicę Dziwek". Było ich tu pełno, dlatego tak się przyjęło. Jak na złość musieliśmy się zatrzymać przez czerwone siwiało. Wtedy jedna z dziewczyn podeszła do auta i zapukała w szybę. Oblizała usta i puściła Chrisowi oczko.
Chyba jednak zwymiotuję.
Opuścił szybę i zapytał:
— W czymś pomóc?
— To ja o to pytam. — powiedziała seksownym głosem. Kiedy mnie zauważyła, wzdrygnęła się.
— Nie dzięki. — odparł arogancko i ruszyliśmy dalej. Cieszyłam się w duchu, że nie flirtował z nią. Uświadomiłam sobie jedną rzecz.
Jestem zazdrosna.
Zazdrosna o niego, a nie powinnam. Jęknęłam cicho, ale i tak to usłyszał.
— Co się dzieje?
— Nie, nic. — zapewniłam najbardziej spokojnym tonem, na jaki było mnie stać. Dojechaliśmy na miejsce, a mi było niedobrze od jazdy. Wysiadłam z auta, nie czekając, aż otworzy mi drzwi i skierowałam się do domu. Przeklęłam pod nosem i się odwróciłam. — Dzięki, i cześć.
— Dobranoc Rosie. — powiedział, będąc tyłem i również poszedł do domu. Otwarliśmy drzwi w tym samym momencie, nasze spojrzenia się skrzyżowały. Odwróciłam wzrok i weszłam do przedsionka.
— Już jestem! — oznajmiłam wszystkim i poszłam spać.
***
Dzisiaj wyszłam wcześniej, żeby nie iść z Christopherem, ale mój niecny plan się nie powiódł, gdyż on też wyszedł wcześniej, ponieważ musiał wstąpić do sklepu.
— Boże... — powiedziałam sama do siebie. — Hej.
— Hej. — odpowiedział patrząc w dal. — Jak ci minęła noc?
— W porządku. A tobie?
— Też. — potem już nikt się nie odezwał. Rozmowa roku normalnie. Sztywna jak drut.
Chris skręcił w inną stronę, a Thomas podszedł do mnie w komicznych podskokach. Uśmiechał się szeroko i ukłonił ściągając kapelusz. Tym razem wszystko miał czarne a szelki i muszkę czerwoną.
— Wyglądasz, jakbyś śpiewał w jakimś chórze. — przyznałam ze śmiechem.
— Może śpiewam? — uniósł ciemną brew.
— Nie sądzę.
— Jak ci minęła noc? — parsknęłam śmiechem.
— No co? Zwykłe pytanie. — oburzył się.
— Christopher spytał mnie wcześniej o to samo. — wytłumaczyłam.
— Aha. Więc jak ci minęła?
— Normalnie. Wyspałam się, ty raczej nie. — zmierzyłam go wzrokiem. Prychnął.
Weszliśmy do szkoły, bo Amber przed nią nie było. Okazało się, że rozmawia z jakimś chłopakiem i przy tym zabawnie okręca sobie kosmyk włosów na palcu. Dzisiaj była już w dobrym humorze, co zauważyć się dało po jej stroju. Dziwne, że po takiej aferze, tak szybko sprawa ucichła. Thomas zrobił swoje. Powiedziałam Tomowi, że idę na trzecie piętro, a on udał się na swoją lekcję.
Miałam teraz artystyczne. Nie narysowałam nic do końca, odkąd powstał Christopher. Bałam się, że to też ożyje. Wzięłam ołówek w dłoń i dorysowałam dosłownie bransoletkę na nadgarstku mojej postaci przez pół lekcji.
— Rose? Nie masz weny? — zapytał pan Adams, patrząc na moje dzieło, które męczyłam od dwóch tygodni. — Nie martw się, każdego czasem łapie jej brak. Gdybyś chciała o tym porozmawiać, jestem wolny na przerwie obiadowej. — Co do cholery? Nie mam panu nic do powiedzenia. Może gdyby „brak weny" wynikał z normalnych przyczyn to tak, ale nie w tym wypadku. Odkąd miałam „wypadek" z tabletkami, nauczyciela się nade mną litują, co sprawia, że prymusi szkolni patrzą na mnie, jakbym pozabijała ich rodziców łyżeczką do herbaty.
Witaj szara rzeczywistość!!!
Minęły trzy lekcję i szybko udałam się na stołówkę. Amber i Thomas już tam byli, a co jeszcze dziwniejsze, przede mną dosiadł się tam Chris. Usiadłam obok mojej przyjaciółki i bez słowa piłam kakao w kartoniku.
— Gdzie ty wczoraj zwiałaś? — zapytała Amber z ciekawskim uśmieszkiem.
— Do domu. Tom cię odprowadził? — unikałam szczegółów, ale na marne.
— Tak, ale czemu uciekłaś?— oparła głowę o rękę a łokieć o stół.
— Zniesmaczyłam się Gabrielem, a poza tym, od początku byłam tam z przymusu. — wyjaśniłam. Uniosła brwi.
— Pocałował mnie no! — dodałam bo tego oczekiwała. Uderzyła otwartą dłonią w blat i się zaśmiała.
— Wiedziałam! — klasnęła rękoma. — Nie dziwię się, skoro przez te osiem dni leżenia nieprzytomną w szpitalu przynosił ci ciągle kwiaty. — zrobiłam wielkie oczy i spojrzałam na Amber. Zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała i zakryła usta dłonią.
— Osiem dni? — zaciekawił się Christopher. — Dziwne... Leżeliśmy tyle samo? Może dlatego istnieje ta więź? — zażartował.
— A może przez rysunek? — odezwał się Thomas.
C.O.
— Coś ty powiedział? — rzuciłam oskarżycielskim tonem, piorunując przy tym wzrokiem Amber, bo wydawało mi się, że powiedziała mu o mojej historii.
— Narysowałaś go, nie? Zanim się tu zjawił. Może dlatego czuje więź, bo to takie miłe, jeśli ktoś cię zapamiętał i narysował. — wsadził do ust miniaturowego precelka.
— To bez sensu. — powiedziałam. Amber wypuściła powietrze z ust. Czułam, że ta rozmowa nie skończy się dobrze.
— Tom? Chodzisz na siłownie?
— Co? Ale wyskoczyłaś z pytaniem, zmieniasz temat, ale tak, czasami chodzę. — pokręcił głową śmiejąc się. — Czemu pytasz?
— Byle kto nie powaliłby kogoś jednym ciosem.
— Może. Co do rysunku...
— NIE! — krzyknęła Amber. Oboje zmarszczyli czoła zdziwieni naszym zachowaniem. Odwróciłam się w tył razem z Amber,
— Masakra, zaraz się wyda. — szepnęłam patrząc w ziemię.
— Ether? — głos Matta rozbrzmiał w mojej głowie. — Znowu masz wymyślonego kumpla? — gorzej już chyba być nie mogło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro