Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VIII

 — Patrick powiedział, że Christopher mieszkał w zachodniej części miasta i w Piątek, w ten sam dzień, kiedy był nasz bal, a ty połknęłaś te tabletki, on bez przyczyny stracił przytomność i obudził się po ośmiu dniach. Jego rodzice uznali, że to od narkotyków, których z resztą nie bierze i postanowili zmienić mu otoczenie. Tego, co się działo przed śpiączką w ogóle nie pamięta. Jako człowiek pojawił się wtedy, kiedy ty odzyskałaś przytomność. Jestem teraz pewna, że to on. — mówiła Amber, a ja nie mogłam uwierzyć.

— W takim razie, co z jego rodzicami? Ich nie narysowałam, skąd się wzięli? — wzruszyła ramionami. — Może lepiej zostawmy to, jak jest. Mam wrażenie, że im głębiej będziemy szukać, tym gorzej się zrobi.

— Może masz jakąś moc ożywiania rysunków? Jeśli tak, to narysuj teraz chłopaka dla mnie, bo on ewidentnie jest tobą zainteresowany, więc nie mam szans. — zaśmiała się.

— Oczywiście. Mną. To na ciebie ciągle patrzył, kiedy do nas podszedł.

— Ale podszedł ze względu na ciebie i z tobą flirtował, nie ze mną! — włożyła swoje książki do szafki. — Co teraz masz?

— Angielski. A ty?

— Chemię. Widzimy się potem na stołówce. — przytuliła mnie i zniknęła w tłumie. Kiedy szłam spokojnie zająć miejsce w klasie, spostrzegłam, że nie mam ze sobą książki. Wróciłam się najszybciej jak mogłam, zabrałam ją i chcąc prędko wrócić, dostałam w głowę drzwiami czyjejś szafki.

— Strasznie cię przepraszam, nie zauważyłem, że idziesz. — jedyne co było w tym dobre to to, że nie był to Christopher.

— Nie ma sprawy. Przywykłam. — i szybko uciekłam.

Po nudnej lekcji udałam się do naszego stolika.

— Ktoś cię uderzył? — zdziwiła się.

— Nie, dostałam tylko z szafki. Typ był dziwnie ubrany. Miał białą koszulę, czerwoną muszkę, szelki czarne i czarne spodnie. Do tego lakierki i szary kapelusz na głowie. — opowiedziałam, wyciągając Reese's.

— Mam nadzieję, że opisujesz to, jak bardzo podoba ci się ten strój. — wcześniej wspomniany chłopak, dosiadł się ze swoją tacką do NASZEGO stolika. Miał taki sam kolor włosów jak ja, ale jego oczy były jak oczy Amber. — Jestem Thomas.

— Rose.

— Amber. — wyglądała jakby się go bała, a to przecież ja chodzę do szkoły z chłopakiem z mojej głowy. — Czym zawdzięczamy twoją obecność?

— Uderzyłem twoją przyjaciółkę i to dosyć mocno, w ramach rekompensaty przyniosłem ci drugą paczkę. — wskazał palcem na moje Reese's.

— Dzięki, nie trzeba było. — wzięłam ją, udając zniechęcenie. Amber pokręciła głową, śmiejąc się.

— Jeśli nie macie nic przeciwko, przyczepię się do was jak rzep do psiego ogona i zostaniemy przyjaciółmi. Przynajmniej tak to sobie ułożyłem w głowie. W praktyce nie wygląda to tak źle, jak w wyobraźni, myślałem, że będzie trudniej.

— Nie ma sprawy. To, że będziesz zadawać się ze mną nie wpłynie na twoją reputację, ponieważ jest tu Amber, także nie martw się.

— Nie obchodzi mnie reputacja. Spodobałyście mi się. Po prostu chcę się z wami trzymać, nie dlatego, że jesteście ładne, czy coś. Szukam znajomych, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Starzy nie akceptują mojego zajebistego stylu i tego, że tak dużo mówię. — uśmiechnął się szeroko. Nosi aparat na zęby. Zauważył, że przyglądam się jego uzębieniu. — Oh, zwykły też mam. — wyciągnął Nikona i zrobił mi zdjęcie.

— Teraz pęknie ci klisza. — skomentowała Amber, a ja odpowiedziałam śmiechem.

— Nie takie rzeczy już fotografowałem. — powiedział nonszalancko.

— Ej! Ether! — krzyknął z końca sali Matt. —

— Uważaj bo wsypaliśmy Rutinoscorbin do soku! — dodał Gabe i jego paczka się rozrechotała jak stado żab. Wszyscy oprócz Chrisa. Blondynka wstała i kipiąc ze złości odkrzyknęła:

— Harrison! Nie zapomnij zabrać tych ośmiu bukietów ze szpitala, które przyniosłeś Rose! Ma uczulenie na róże, palancie! — i usiadła z powrotem, przybijając mi piątkę. Żaby rechotały dalej, ale teraz już z Gabriela.

— Oficjalnie uznaje, że tamto grono to dupki.

— Chris nie jest dupkiem. — wtrąciła Amber.

— Mówisz tak, bo to twój chłopak? — szczerzył się.

— Nie. Jest tutaj drugi dzień i się jeszcze nie zdupkował. — sprostowała.

***

Wychodziłam ze szkoły i już miałam opuścić jej bramy w spokoju, kiedy zawołał mnie Christopher.

— Zaczekaj! — podbiegł. — Możemy iść razem, Amber powiedziała, że mieszkasz naprzeciwko mnie. — po co mu to powiedziała?

— Tak, zgadza się. — odparłam zmieszana. Przez pół drogi kroczyliśmy w milczeniu, kiedy on przerwał wreszcie tę ciszę.

— Mogę cię o coś zapytać? — pytaj ile chcesz. Odpowiem na wszystko, jeżeli będziesz mnie odprowadzał codziennie.

— Tak.

— O czym na stołówce mówili chłopcy? — brzmiał tak samo wtedy, kiedy mówił, że żałuje, że nie istnieje.

— Aaa, ostatni piątek przed przerwą świąteczną chciałam popełnić samobójstwo. Długa historia... Dowiedzieli się, że tabletkami i teraz widzisz. — westchnęłam. Mimo, że nie było po mnie widać, to naprawdę było mi przykro.

— Nie powinni się z tego śmiać. — zbulwersował się.

— Jestem ich obiektem żartów i wyśmiewania od początku, więc dla nich bez różnicy. — głowę spuszczoną miałam w dół i śledziłam swoje własne kroki. Gdyby nie to, że znam tego chłopaka z mojej głowy, nie powiedziałabym mu tego wszystkiego.

— Tym bardziej Gabe nie powinien. — dodał. — Dlaczego śmieją się z ciebie?

— Pojęcia nie mam. — aż chciało mi się śmiać, bo serio nie wiedziałam, czemu akurat ja.

— Amber jest z Patrickiem? — nagle zmienił temat.

— Jeszcze nie.

— „Jeszcze" ? — słyszałam w jego głosie rozbawienie.

— Wydaje mi się, że on jej się podoba, ale Amber jest wybredna co do chłopaków, więc bardzo możliwe, że tylko się z nim droczy. — powiedziałam na jednym wdechu.

— A ty? Jesteś wybredna?

— Raczej nie.

— To jaki jest twój ideał? — Ty nim jesteś.

— Taki, który się mną zainteresuje. — udało mi się go rozbawić, co spowodowało, że mimowolnie się uśmiechnęłam. — Doszliśmy.

— To twoja siostra? — zapytał. Na schodach do mojego domu siedziała jakaś dziewczyna w rudych włosach.

— Ja... Nie mam siostry. — zmarszczyłam czoło. — Pa.

— Rosie? — Mów tak do mnie, a oddam ci się cała. — Nie chciałabyś może pójść ze mną do szkoły jutro?

— W porządku. — posłałam mu uśmiech i skierowała się do siebie. Dziewczyna wstała i zauważyłam, że płacze.

— Twój brat to drań! — tupnęła nogą i uciekła. Zszokowałam się nieco, a po wejściu do domu, postanowiłam dowiedzieć się, kto to był.

— Może mi ktoś wyjaśnić, na przykład Theodore, co to była za fontanna na naszych schodach?

— Nie przejmuj się nią, to moja była dziewczyna. — mój brat machinalnie machnął ręką.

— Masz czternaście lat i już zostałeś łamaczem serc?

— Ktoś musi. — odpowiedział zadowolony, a ja usiadłam do stołu, żeby poczekać na obiad. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro