Rozdział VII
Kilka dni później wyszłam ze szpitala, a na następny dzień była już szkoła. Mama upierała się, abym została w domu przez kilka dni na wszelki wypadek, ale nie mogłam opuścić pierwszych dni drugiego semestru. W końcu to nasz semestr. Przypomniałam sobie słowa Amber. Spakowałam to co potrzebne i ruszyłam na dół zgarnąć tosta, którego zapach czułam, odkąd się obudziłam.
— Pa! — krzyknęłam i wyszłam z domu. Byłam bardzo szczęśliwa, że nie kroczy przy mnie Chris, że nie będzie już nigdy kroczył. Kto by pomyślał, że chorobę psychiczną da się wyleczyć, tracąc przytomność na kilka dni? Na pewno nikt. Ale po tym co się wydarzyła, uwierzę już chyba we wszystko.
Zauważyłam Amber, siedzącą na schodach i wyglądającą na mnie. Kiedy podeszłam bliżej, zauważyłam, że coś jest nie tak.
— Cześć, coś się stało? —zapytałam ostrożnie.
— TAK! — warknęła.
— Zrobiłam coś nie tak? Wściekasz się na mnie. — zauważyłam, jak się okazało nietrafnie.
— Nie wściekam się. Stara... Ten nowy. — pokręciła głową.
— No co? Taki przystojny, że nawet ty na niego nie zasługujesz? — zachichotałam.
— Gorzej. — spojrzała na mnie śmiertelnym wzrokiem. — Rosie, ten chłopak, to Christopher. — szepnęła. Musiałam przetworzyć w głowie to, co mi powiedziała.
— Upiłaś się, czy co? — również szeptałam.
— Nie! — broniła się. — Musiałabyś go zobaczyć, bo ja nie widziałam go w wersji ludzkiej, ale jest identyczny jak ten, którego narysowałaś!
— Nie tak głośno! — zakryłam jej usta dłonią. — To przecież niemożliwe. — potrząsnęłam głową.
— No poważnie, nie ściemniam! Dla mnie też to jest niepojęte, ale to naprawdę chyba on...Idź i zobacz. — machnęła ręką w kierunku stołówki tak, że omal nie wybiła mi zębów. Wciągnęłam powietrze i razem z nią poszłyśmy do tego pomieszczenia.
— Mój Boże. — skomentowałam. — To serio jest on! — zaczęłam panikować. Blondyn o brązowych oczach jak murowany stał razem z Mattem, Gabrielem, Patrickiem i Queen. Zaraz... Co tam robi Queen?! — Co tam robi Queen?
— Twierdzi, że chodzi z Gabe'm. — prychnęła. — Co jak on cie pozna? Albo gorzej, pamięta?
— Pojęcia nie mam. To jest całkowicie popieprzone. — zaczęłam z nerwów bawić się sznurkiem od bluzy.
— Usuń ten rysunek z Insta, zanim ktoś mu to pokaże. — powiedziała.
— Masz rację. — wyjęłam telefon i gorączkowa zaczęłam szukać tej aplikacji, a na niej posta.
— Laska, on tutaj idzie, pośpiesz się! — uderzyła mnie w plecy.
— Staram się! — miałam wrażenie, że robię się czerwona i, że zaraz wybuchnę.
— Spokojnie, bo ci te telefon z rąk wypadnie. — usłyszałam ten sam głos co przed moim „wypadkiem". Uniosłam głowę żeby na niego spojrzeć. — Jestem Christopher. — nie mogłam wydusić z siebie słowa.
— To jest Rose. — powiedziała za mnie Amber. — Znaczy Rosemarry, ale każdy mówi do niej Rose.
— Queen pokazała mi twój rysunek, i trochę się zdziwiłem... — wskazał na mój wyświetlacz. Myślałam, że spalę się ze wstydu.
— Pewnie gdzieś cię kiedyś widziałam czy coś... Po prostu nie zapamiętałam, że istniejesz i stąd ten opis. — to chyba najgłupsze wyjaśnienie, jakie kiedykolwiek powiedziałam. Amber ukrywała uśmiech.
— Dziwne, mam wrażenie, że już cię kiedyś spotkałem. — zmrużył oczy.
— Nie sądzę, wiele dziewczyn wygląda tak jak ja. Może się pomyliłeś. — próbowałam wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
— Wątpię, nie masz tuzinkowej urody. — dodał z przekonaniem.
— To ja w ogóle jakąś mam? — szepnęłam sama do siebie, ale na tyle głośno aby to usłyszał. Niestety.
— Przecież jesteś... — odgarnął kosmyk moich włosów, a robił to tak powoli, że przechodziły mnie dreszcze. Mimo, że najbardziej na świecie chciałam poczuć jego dotyk, nie w tej chwili. — Ładna. — odchrząknął i zabrał rękę.
— Chris! Nie gadaj z nią! Zarazisz się syfilisem! — krzyknął Matthew.
— On ma pojęcie, co to jest syfilis? — zapytała Amber.
— Nie sądzę. — odpowiedział Chris z tym swoich powalającym uśmiechem. Myślałam, że się rozpłynę. — To do zobaczenia. — i sobie poszedł, a ja wreszcie mogłam zacząć normalnie oddychać.
— Stara, co to było? — wzięła mnie za rękę i poszłyśmy do klasy. — Wydaje mi się, że on coś pamięta. Musisz mu powiedzieć! — jej plecak spadł na ziemię z głośnym hukiem.
— No jasne! Co mam powiedzieć? „Hej, wiesz co jednak się znamy, bo byłeś moją chorobą, a potem postanowiłam popełnić samobójstwo i zniknąłeś, ale pojawiłeś się jako człowiek w naszej szkole." — mówiłam sarkastycznie.
— Dobra. Rzeczywiście to dziwnie brzmi. — przyznała i zajęłyśmy się lekcją.
***
Wracając do domu, zauważyłam, że naprzeciwko mojego, stoi wielki biały wóz i wynoszą z niego meble.
— Wróciłaś później, niż zwykle. — zauważył tata.
— Tak, przepraszam. Zagadałam się z Amber. — spojrzałam przez okno na ten dom. — Co się tam dzieje?
— Jakaś rodzina się wprowadza. — wtrącił się Theo. Zobaczyłam blond czuprynę.
— Bez jaj!
— Rosie? Wszystko gra? — ale ja nie odpowiedziałam. Pobiegłam do swojego pokoju, aby od razu poinformować przyjaciółkę.
Ja:
On się wprowadził do tego starego domu obok mnie.
Amber:
Żartujesz.
Ja:
Nie
Amber:
Kurwa!
Dokładnie. To samo chciałam powiedzieć, kiedy się zorientowałam. Położyłam się na łóżku i zaczęłam przeglądać social media. Ktoś dodał komentarz pod moim rysunkiem. „Istnieję :)"
Nie musiałam się zastanawiać, kto to był. Kiedy już myślisz, że kłopoty minęły, one pojawiają się znikąd. Miałam zamknąć rozdział z wymyślonym przyjacielem. Tyle, że teraz on już nie był tylko w mojej głowie. Widzą go widzieli. Wszyscy widzieli moje ucieleśnione dzieło i tylko Amber wiedziała, że jest moje. To strasznie wkurzało. Chyba, że to po prostu czysty zbieg okoliczności, i ów chłopak nie jest tym, którego wymyśliłam? W takim razie skąd u licha się tu wziął? Musiałam to sprawdzić.
Wyszukałam go w znajomych Queen i wystalkowałam cały profil. Niczego się nie dowiedziałam. Wychodziło na to, że mieszkał tu od urodzenia, urodził się 5 Lipca, i tylko to wiedziałam.
Na szczęście, miałam przyjaciółkę, która na sto procent pomoże mi dowiedzieć się czegoś więcej. W końcu Amber to mistrz stalkowania, no i miała znajomości w szkole. Uśmiechnie się ładnie, a Patrick wszystko jej wyśpiewa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro