Rozdział IX
— Do zobaczenia mamo! — rzuciłam na pożegnanie.
— Zaczekaj! — wytarła ręce z mąki o fartuch i oparła je na biodrach. — Wybierasz się z tym chłopcem do szkoły?
— Mamo...
— Nie mam nic przeciwko, tylko przypomina mi kogoś... Nie rysowałaś go czasami?
— Nie. — szybko powiedziałam i wyszłam, zamykając drzwi z hukiem. Całe szczęście, że mama nie widziała tego rysunku dokładniej. Jeszcze tego by brakowało. Zobaczyłam jak blondyn wychodzi z domu, a kiedy mnie zauważył, uśmiechnął się.
— Cześć Rosie. — rzucił i ruszyliśmy. — Nie spotykasz się z Amber po drodze?
— Nie, mieszka w zupełnie innej części miasta. Zawsze czeka przed szkołą. — wyjaśniłam. Czułam się strasznie nieswojo, a atmosfera sam w sobie była sztywna. Ubrał to, co mu narysowałam. Na tę myśl kąciki moich ust powędrowały w górę.
— Obiecuję, że jak ci idioci coś ci dzisiaj zrobią, przyłożę im. — wyskoczył nagle z takim tekstem, którego w ogóle się po nim nie spodziewałam.
— Dzięki, ale nie musisz tego robić. — odpowiedziałam, prawie piszcząc.
— Czuję, że powinienem. — spojrzał na mnie. Czułam na sobie jego wzrok, ale nie miałam odwagi podnieść głowy, aby także na niego spojrzeć. Znałam go tak długo, a raczej w sumie nie? Nieważne, mówił do mnie w taki sposób, jakby wiedział, że był, jest kimś więcej niż znajomym. Może chciał się stać kimś więcej? Co ty wymyślasz Rosemarry... Zaśmiałam się w duchu. To nierealne.
— Zawsze chodzisz pieszo?
— Tak, preferuję spacery ze słuchawkami.
— Czyli ci przeszkadzam? — zapytał żartem.
— Nie, absolutnie. — nie byłam pewna, co powiedzieć.
— I? Co to była za dziewczyna wczoraj? — Jezu Słodki, jak on szybko zmienia temat.
— Jakaś... Była dziewczyna mojego brata. — śmiesznie to brzmiało.
— O cholera, masz brata. Powinienem się go bać? Ile ma lat? — szedł teraz przede mną tyłem.
— Myślę, że nie możemy pokazać się przy nim razem. Wiesz, czternastolatkowie z miejsca powalają siedemnastolatków. — zasłoniłam się ręką ponieważ słońce mnie raziło, a chciałam zobaczyć jego reakcję.
Śmiał się.
— No co tam gołąbeczki?! — usłyszałam entuzjastyczny krzyk Thomasa, który do nas podbiegł. — Cześć Rose, witaj dupku. — zwrócił się do Chrisa.
— Miło cię widzieć, geju. — wymienili uśmiechy.
— Znacie się? — zapytałam, bo czułam się dziwnie.
— Taa, poznaliśmy się na Hiszpańskim. — sprostował Tom. — Zapytałem go, czy zdążył się zdupkować, ale po całkiem interesującej rozmowie z nim, doszedłem do wniosku, że nie. — bawił się swoimi szelkami. Był ubrany tak samo jak wczoraj, ale koszula była czarna, spodnie bordowe a szelki białe. Muszka również. — Wygląda na to, że pół drogi będziecie odczuwać smutek spowodowanym brakiem mojego towarzystwa, a pół będziecie napawać się tym zaszczytem. Gdzie twoja urocza przyjaciółka?
— A co? Zainteresowany? — zapytałam wysuwając język.
— A jeśli tak, to co? — uniósł brwi równocześnie co odsłonił białe zęby.
— To czeka przed szkołą. — wtrącił Christopher.
— Jezu... — przed nami jakby znikąd wyrosła Queen. Dlaczego ta małolata trzymała się z tamtą zgrają? W sumie nie powinnam jej tak nazywać, jestem w jej wieku. Spojrzała z obrzydzeniem o dziwo nie na mnie, a na Thomasa. Złapała Chrisa za nadgarstek i pociągnęła w stronę Matta. Nawet nie protestował, co trochę mnie zabolało.
— Jest w twoim wieku, a wygląda przez ten makijaż i ciuchy, jakby była ze cztery lata starsza. — skomentował brunet.
— Wiesz, z jej inteligencją, nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. — Ale tak nie mogło być, co dowodził incydent na balu.
— Cóż, nie-zdupkowany dupek, chyba woli towarzystwo dupków. — Trafna uwaga. Podeszliśmy do Amber, która wyglądał dzisiaj zupełnie inaczej niż zwykle. Zero makijażu, zero wymodelowanych włosów. Ciuchy też wyglądają jakby wzięła pierwsze lepsze, a jej mina była strasznie smutna.
— Mój Boże Amber, co się stało? — położyłam rękę na jej ramieniu. Ona nie odpowiedziała, oparła tylko głowę o moją klatkę piersiową i zaczęła płakać. Zdezorientowana spojrzałam na Toma, ale on też nie wiedział co można zrobić, więc po prostu ją przytuliłam.
— Może lepiej się zwolnij? — zasugerował po pauzie Tom.
— N-nie. D-da-dam radę. — odsunęła się ode mnie i otarła łzy. — Mamy teraz wszyscy inaczej lekcje, powiem ci... Wam, powiem wam na obiadowej. — i zniknęła, a chłopak stojący obok mnie wzruszył tylko ramionami.
Przez cały czas, kiedy czekałam do tej przerwy, zastanawiałam się, co się stało? Nie dawało mi to spokoju. Ktoś umarł? Boże, mam nadzieję, że nie. Wyprowadza się? Byłam egoistką, bo wolałabym to pierwsze. Szłam roztrzęsiona korytarzem na ten „obiad", chociaż wcale nie miałam ochoty nic jeść, po zobaczeniu Amber w takim stanie.
— Ether! Wyglądasz jak duch! Nie chcesz się nim stać?! — zapytał Matthew, co miało być żartem, ale mnie nie śmieszyło ani trochę.
— Przestań Matt. — warknął Christopher.
— Wyluzuj! — uniósł ręce w geście obronnym.
***
Usiadłam do stolika ze swoim jabłkiem, które ściskałam tak bardzo, że puściło sok. Wkrótce dołączył Thomas.
— Jak myślisz, o co może chodzić? — zapytał.
— Nie wiem. Podejrzewam czyjąś śmierć lub przeprowadzkę. — potrząsnęłam głową. W życiu się tak nie denerwowałam. Po chwili blondynka wreszcie się zjawiła. Westchnęła ciężko i otwarła usta.
— Na początku chcę zaznaczyć, że bardzo mi wstyd i przepraszam cię za to Rosie. Nie wiem jakim cudem, nie wiecie o co chodzi, skoro cały Facebook wie. — łamał jej się głos.
— To coś związanego z Mattem? — zagadnęłam.
— Nie. To Patrick. — powiedziała ciszej.
— Wszystkich ich mam zablokowanych. A Tom nie ma Facebooka. — Amber rozszerzyła oczy z niedowierzania. — Tak, też mnie to zdziwiło. Nieważne, kontynuuj.
— Więc zaprosił mnie do siebie, a ja się zgodziłam i wiadomo jak się skończyło...
— Uprawialiście seks!? — prawie krzyknęłam tak głośno, że cała stołówka by usłyszała.
— Ciszej Rose, do cholery. — upomniał mnie Thomas.
— I tak już wszyscy wiedzą... Myślałam, że on jest inny.
— Ale co on zrobił? — gorączkowałam się.
— Wrzucił zdjęcie ze mną, kiedy spałam, byłam w samej bieliźnie i napisał w opisie: „Zaliczona :D Łatwiejszej nie miałem."
— Co za drań. — powiedziałam oschle.
— Teraz cała szkoła myśli, że się puszczam! — z jej oczu ponownie spłynęły łzy.
— My tak nie uważamy. — zapewniłam ją. — Dlaczego tego nie usunął?
— Nie chciał.. Powiedział, że będzie mieć pamiątkę...
— Zgłoś to na policję. — stwierdziłam. Zanim zdążyła mi odpowiedzieć, przy naszym stoliku zjawił się Patrick.
— No co tam Ambs? — uśmiechał się sprośnie. — Może chcesz powtórkę? — zaczął się śmiać, a w tym samym momencie Tom wstał, szurając krzesłem, co sprawiło, że wszyscy skierowali oczy na nas i złapał go za koszulkę, przyciągając do siebie.
— Lepiej to usuń. — rozkazał .
— Ta, co jeszcze. — prychnął, ale widziałam w jego oczach strach.
— Daję ci ostatnią szansę. — na co chłopak splunął mu w twarz, a Thomas powalił go na ziemię jednym uderzeniem z pięści. Podszedł do niego, wyjął z jego kieszeni telefon i usunął posta samodzielnie.
— Będziesz miał przez to kłopoty. — zmartwiła się Amber podczas gdy sala wiwatowała. Dziwne, że Matthew z tym nic nie zrobił...
— Było warto. — puścił jej oczko i upuścił Iphone'a na brzuch Pata. Nigdy nie pomyślałabym, że pod tą koszulą i szelkami skrywa się tyle siły.
— Dziękuję.
— Nie ma sprawy. — odpowiedział, uśmiechając się półgębkiem.
— Garisson. Do gabinetu. — nagle pojawił się Wicedyrektor McConay. Wiedziałam, że chłopak nie wypląta się z tego łatwo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro