Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV

Amber:

Gdzie jesteś?

Ja:

U psychologa!! :)

Amber:

Co Cię tak cieszy ?!

Ja:

Może mi pomogą, mam nadzieję

Amber:

Wpadnę do Ciebie po szkole c;

Ja:

Oki ^^

Czekałam posłusznie na fotelach przed gabinetem i modliłam się w duchu o to, aby już mnie tam zaproszono. Mimo, że tego chciałam, jednak stresowałam się. Co ja jej powiem? Widzę mojego kumpla z kartki? Rozmawiam z nim? Jestem w nim zauroczona?

— Oh, nie wiedziałem. — powiedział Chris. Opierał się o drzwi.

— Rosemary Ether? — zza drzwi wychyliła się niska szatynka w okularach.

— To ja. — wstałam, a ona zaprosiła mnie do środka. Pomieszczenie było przytulne. Liliowe ściany, kanapy, pełno poduszek. W niektórych miejscach były zapachowe świeczki, co od razu mnie zrelaksowało.

— Usiądź proszę. — wskazała na krzesło, które znajdowało się przed jej biurkiem. Spisała moje dane i odchrząknęła głośno, wlepiając we mnie swoje zielone oczy. — Nazywam się Helen Johanson, mam nadzieję, że będzie nam się razem dobrze współpracowało. — posłała mi uśmiech, który wydawał się nieszczery. — Więc, jaki masz problem słonko?

— Ja... Eeee... — szukałam odpowiednich słów. — Narysowałam kogoś i teraz widzę tę osobę, słyszę ją, a nawet do niej mówię. — bawiłam się sznurkiem z bluzy.

— Mhm. Masz może ten rysunek ze sobą? — podałam jej kartkę. — Wspaniale rysujesz! Nie dziwie się, że go widzisz. — zaśmiała się, a ja miałam ochotę uciec. — Oczywiście żartuję, odkąd go widzisz?

— Od dwóch dni.

— To nie tak sporo.

— Wolałam sobie pomóc zawczasu.

— Rozumiem. — zapisała coś w swoim notesie. — Z tego co mi wiadomo od twoich rodziców, nie jesteś akceptowana w szkole. Myślisz, że to może mieć jakiś związek z tym, że go widzisz? Często tak jest, szukamy ostoi w czymś, co nie istnieje.

— Możliwe ale... Ja tak po prostu zaczęłam go widzieć, nie byłam w jakichś stanach lękowych, nie miałam depresji. Tak jakby, bez powodu... Zjawił się i...— wzruszyłam bezradnie ramionami.

— Jest tu teraz z tobą? — Czy ona serio o to pytała? Rozejrzałam się po gabinecie, a Christopher leżał sobie na ziemi pod jedną z kanap. — Czyli tak. — ponownie coś zanotowała. — Dlaczego przyszedłeś tutaj razem z Rose? To powinna być prywatna rozmowa. — zdziwiłam się. Inaczej wyobrażałam sobie tę wizytę.

— Powiedz jej, że tworzymy jedność. Dosłownie. — prychnął twór. Powtórzyłam jego słowa.

— Czemu akurat chłopak? A nie dziewczyna? — unosiła brwi w dziwny sposób, kiedy o coś pytała.

— Narysowałam go, bo chciałam przedstawić jak wygląda mój ideał. Nie jestem homoseksualistką, więc nie narysowałam dziewczyny. — myślałam, że to oczywiste. Helen torturowała mnie przez następną godzinę takimi pytaniami, a ja miałam wrażenie, że nikt nie bierze mnie na poważnie, nawet psycholog.

***

— No i jak ci poszło na tej rozmowie? — zapytała Amber, kiedy bez zapowiedzi wparowała do mojego pokoju.

— Średnio. Niczego nowego się nie dowiedziałam, a brwi tej baby tańczyły twista. — roześmiała się i położyła obok mnie na łóżku.

— Rosie... — zaczęła. — Przepraszam. Powinnam ci uwierzyć. Po prostu nie chciałam przyjąć do wiadomości, że moją najlepszą przyjaciółkę może spotkać coś takiego. Wybaczysz mi? — jej głos spowodował, że zmiękło mi serce. Przytuliłyśmy się na zgodę i sytuacja wróciła do normy.

— Zaraz się porzygam z tej waszej czułości. — powiedział zdegustowany Chris.

— Pewnie tez byś chciał.

— Chciałabyś. — prychnął.

— To było do niego? — zapytała Amber.

— Tak... Będziesz musiała przywyknąć. — zrobiłam smutną minę.

— Postaram się. Może my tez się zakolegujemy? — szczerzyła się jak głupi do sera.

— Bardzo chętnie. — odpowiedział Christopher.

Dwa miesiące później

Moją głowę wypełniały tysiące myśli i nie mogłam się skupić na tym, co miałam zrobić, a miałam napisać test z biologii. Uczyłam się na niego trzy dni, i doskonale potrafiłam odpowiedzieć na każde pytanie, ale nie mogłam przez tego idiotę - Chrisa. Przez ten cały czas moje leczenie wbiło wyższy level. Brałam leki od miesiąca, ale to wcale nie pomagało, a było jeszcze gorzej. Zdarzało się, że odzywałam się do niego w sklepie, rozmawiając z kimś obcym, a nawet wypraszałam go z łazienki. Moi rodzicie wreszcie zrozumieli, że jestem chora, co ma swoje plusy. Nie chciałam być egoistką, ale niech Theo w końcu się przekona, jak to jest być na moim miejscu. Ta psychiczna relacja z wymyślonym chłopakiem wzrosła do tego stopnia, że nawet dla Amber rozmawianie z nim to norma.

— Słodki Jezu. — a jednak nie potrafiłam odpowiedzieć na każde pytanie. Tego nie było w moich notatkach, pani mówiła o tym na lekcji, ale nie potrafiłam przypomnieć sobie, o co chodziło. — Może ty wiesz. — szepnęłam.

— To odpowiedź B. — usłyszałam ciepły głos mojego przyjaciela. W sumie, to nie wiedziałam, czy aby na pewno to dobra odpowiedź, ale zaryzykowałam. Jak się później okazało, Christopher miał rację. Tylko... Jakim cudem znał odpowiedź? Czyżby zapamiętał to z lekcji? Wtedy ja też powinnam to pamiętać.

— I pamiętałaś. Tylko nieodpowiednio szukałaś w mózgu, dlatego ci pomogłem. Gdybyś nie wiedziała, ja też bym nie wiedział. — sprostował. — Przecież ja nie istnieję. — właśnie. On nie istnieje. Jak można zakochać się w kimś, kto jest tylko w twojej głowie? Westchnęłam i zobaczyłam, że nauczycielka przy każdej mojej odpowiedzi stawia plusik, a ocena to piątka. Pogratulowałam sobie w duchu i poszłam odnaleźć moja przyjaciółkę. Miałyśmy iść na zakupy. W Piątek jest dyskoteka szkolna, a my nie mamy się w co ubrać. Zastanawiałam się w ogóle, czy powinnam na nią iść, zważając na mój stan zdrowia. Samo chodzenie do szkoły według mojej mamy, było absurdalnym pomysłem. Tylko skoro nie mogłam pozbyć się Chrisa, musiałam nauczyć się z nim żyć...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro