Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I

— Uważaj jak chodzisz, ciamajdo. — spiorunował mnie Matthew. „Największe ciacho w szkole". Mimo, że to on popchnął mnie, to i tak musiał się przyczepić. Podniosłam z ziemi książki, które wypadły mi z rąk.

— Ofiara losu... — usłyszałam głos jednej z dziewczyn z ostatniej klasy.

Nasza szkoła jest wyjątkowo przepełniona takimi dziewczynami, które myślą, że są najlepsze. Poszłam do tej szkoły tylko dlatego, że mama tego chciała, a ja sama odkryłam, że nawet nieźle idzie mi z rysowaniem. Na końcu korytarza zauważyłam moją jedyną przyjaciółkę - Amber. Przedarłam się przez tłum, aby jak najszybciej znaleźć się obok niej.

— Czuję, że nie przeżyję dzisiejszego dnia. — powiedziałam cicho. Amber spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi, niebieskimi jak czyste niebo oczami.

— Dziewczyno... Widziałaś się rano ze szczotką? — wskazała na moje włosy. Upięłam je w zwykłego koka. Ona natomiast miała piękne fale w kolorze popielatego blondu, które opadały jej swobodnie na ramiona. Moje włosy miały ciemny, brązowy kolor oraz były zbyt długie. Do tego te zniszczone końcówki... Zawsze zazdrościłam Amber włosów. Zazdrościłam jej urody, gustu, wszystkiego.

— Śpieszyłam się. — wyjaśniłam. Rzeczywiście tak było. Mój kochany młodszy brat zajął łazienkę i wyszedł z niej dziesięć minut przed moim wyjściem z domu.

— Nieważne. Idziemy później z dziewczynami do kawiarni. Wybierzesz się z nami?

— A... Kto idzie?

— Ja, Chloe, Katherine i chyba Rachel. — wyliczyła wszystkie na palcach. Paznokcie też miała idealne.

— Nie sądzę, że one mnie lubią. Pamiętasz co było ostatnim razem? — kilka tygodni wcześniej poszłyśmy na basen. Kiedy się przebierałyśmy, Chloe wzięła moje ciuchy i zmoczyła w wodzie. Rachel i Kat głośno się śmiały, podczas gdy Amber suszyła je suszarką, a ja stałam owinięta w ręcznik. Nie wspominam tego miło.

— Będzie fajnie! — szturchnęła mnie. Czy ona właśnie olała to, co jej przypomniałam?

— Wybacz, ale nie nadaję się do tego towarzystwa. — zrobiła smutną minę — Przepraszam, może innym razem, z kimś innym. Pa. — pożegnałam się i weszłam do klasy na biologię, przedmiot, którego nienawidzę.

* * *

Kiedy wróciłam do domu, znowu byłam świadkiem kłótni moich rodziców. Miałam już tego dość, ale nie mogłam nic zrobić. Theo oczywiście zamiast być zmartwionym, cieszył się, ponieważ za każdym razem w ramach przeprosin mama z tatą kupowali mu to, co sobie zażyczył. W tej rodzinie zawsze ktoś musiał być faworyzowany.

— Co na obiad? — zapytałam, mając na celu rozluźnienie atmosfery.

— Odgrzej sobie naleśniki. — powiedziała mama.

— Jem je już od trzech dni. — jęknęłam. Rodzicielka spojrzała na mnie krzywo.

— Gdyby tata wszystkiego nie wykorzystał na kolację służbową wczoraj, to byłby obiad! — znowu zaczęła krzyczeć.

— Pytałem przecież, czy potrzebne ci jest to mięso! — uderzył pięścią w stół.

— I co miałam ci powiedzieć? Nie chciałam, aby ci było przykro! Powinieneś się domyślić!

— Oczywiście! Stała gadka:

— „Domyśl się".

— O co poszło? — pomyślałam, że spróbuję dowiedzieć się czegoś od brata, bo nie wydaje mi się, że kłótnia wynikła z braku mięsa.

— Ojciec znowu zapomniał odebrać mnie ze szkoły.

— Aha. — powiedziałam i ruszyłam na górę do swojego pokoju. Lubię swój pokój. Lubię jasnoszare ściany, białe drewniane meble, poduszki w kolorze lawendowym i wszystko co się w nim znajduje. Tylko to pomieszczenie w tym domu wydaje mi się odpowiednie do rozmyśleń. Pewnie dlatego, iż udekorowała go moja zmarła babcia. Ona zawsze rozmyślała o różnych rzeczach. Niektóre wprawdzie były dziwne i niepokojące, ale zawsze sensowne.

Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy, żeby się wyciszyć. Odkąd zaczęłam chodzić do tego głupiego liceum, moje życie zupełnie się zmieniło. Byłam obiektem pośmiewiska, choć nawet nie wiem czemu? Co takiego wam zrobiłam, że tak mnie nie lubicie... Amber wszyscy lubią, a przecież się z nią przyjaźnię. Czasami się zastanawiam, czy ona nie wstydzi się ze mną pokazywać. Chciałabym mieć tyle siły i odwagi, co ona. Kiedyś myślałam, że aby być lubianą, trzeba być ładną. Moje przypuszczenie szybko zostały obalone po tym, jak najładniejsza dziewczyna w szkole Tina, została publicznie upokorzona. Okazało się, że nigdy nikt jej nie lubił. Wtedy pojawił się cień nadziei na to, że i ja mogę być kimś więcej, niż jestem teraz, ale to też już tylko marzenie, którego nigdy raczej nie spełnię. I ten głupi szkolny problem z chłopakami. To ze mną jest coś nie tak, czy z nimi? Żaden nawet na mnie nie spojrzy. Przecież nie jestem taka brzydka, do diabła! Amber powiedziała kiedyś, że przyjdzie na to czas, ale potrzebuję kogoś teraz. Wiem, że to głupie pragnąć czegoś, czego się nigdy nie miało, ale wszystkie moje znajome miały lub nadal mają chłopaka, a ja nie. I obawiam się, że nigdy nie będę mieć. Mimo, że mam dopiero szesnaście lat, i wiele osób tłumaczyło mi, że to nie jest koniec świata, ja po prostu chcę się tylko zakochać. Zakochać z wzajemnością...

Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodni i zaczęłam przeglądać Facebooka. Jak na złość wszędzie były zdjęcia par, pocałunków albo głupich pytań „Jak wygląda wasz crush?" Wkurzyłam się i rzuciłam telefonem, nawet nie wiem gdzie poleciał.

— Nie mam crusha, to sobie go narysuję. — jak postanowiłam tak też zrobiłam. Wzięłam kartkę, ołówek, gumkę i zaczęłam szkic. Na początku przypominało to jakąś karykaturę Brada Pitta, ale potem było coraz lepiej. Pokolorowałam moje dzieło i spojrzałam na nie z dumą. Chłopak miał brązowe oczy, włosy blond, podobne do Amber, kwadratową szczękę, lekko opaloną karnację i zniewalający uśmiech. Dopisałam obok „189 cm". Nie wymyślałam czym się interesuje, czy chociażby jaki ma charakter. Wstawiłam rysunek na Instagrama z opisem:

„Tak byś wyglądał, gdybyś istniał"

Pomyślałam, że nadam mu imię. Szukałam chyba z godzinę, zanim wybrałam, ale ostatecznie padło na „Christopher". Podobało mi się to imię tak bardzo, że nazywałam nim co drugą pracę. Większość moich bazgrołów to chłopcy, mężczyźni. Ich anatomia wydaje mi się łatwiejsza, a ja lubię to, co jest łatwe. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia, a ja musiałam wstać o piątej ponieważ o siódmej musiałam być już w szkole, gotowa na idiotyczną galę, na której wręczane będą nagrody za zeszły rok. Zjadłam batonika, wzięłam prysznic, przebrałam się w koszulę nocną i wgramoliłam się do łóżka.

— Może jutro będzie lepszy dzień. — szepnęłam, zanim zasnęłam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro