Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

No homo

— Przesuń się! Też chcę zobaczyć — syknęła cicho Baby Girl, chwytając bez ogródek drugą dziewczynę za jasne włosy i siłą odciągając od pokrytego siatką okienka w drzwiach. — Takie dziewczynki jak ty nie powinny podglądać ani podsłuchiwać. Wstydź się, Konserwatywko!

— Mówiłam ci, żebyś mnie tak nie nazywała — pisnęła Konserwatywka, przygładzając ręką swoją fryzurę i rumieniąc się intensywnie. — I to wcale nie było podglądanie! Ja tylko... obserwowałam!

— Oczywiście — ucięła z przebiegłym uśmieszkiem różowowłosa, rozciągając na języku swoją balonową gumę do żucia.

Przyłożyła twarz do szyby tak, że powierzchnia jej nosa rozpłaszczyła się na niej niczym rozbite na patelni jajko. Dłonie ułożyła w kształt daszka, przyłożyła je do czoła i z zawziętą miną wpatrywała się w niewielkie oczka siatki. W gabinecie pielęgniarek prowadzona była gwałtowna dyskusja, jednak uczestniczyły w niej tylko dwa głosy. Widać było także dwie postacie, a nie trzy, tak jak podczas porannego wydawania leków. Baby Girl z poważną miną odwróciła się do zaglądającej jej znad ramienia Konserwatywki.

— Melduj — powiedziała. — Kto się wyniósł, kto został.

Dziewczyna ubrana w jasnoniebieską sukienkę z kwiecistym wzorem zaczerwieniła się jeszcze bardziej, ciesząc się, że towarzyszka prosi ją o wypowiedź.

— Pani Joanna. Narzekała rano, że chcą odprawić ją na oddział zakaźny — zaczęła referować.

— Niezłe masz ucho jak na kogoś, kto niby nie podsłuchuje — skomentowała Baby Girl, nawijając na wskazujący palec kosmyk włosów. — A więc te w gabinecie to Sandra i Berta. Ale to oznacza, że niedługo zostanie już tylko sama Berta, bo Sandra od dawna zapowiadała, że zaofiarowała się pomóc w jakimś DPS-ie.

— Jedna Berta na nas wszystkich? — westchnęła Konserwatywka, robiąc wielkie oczy.

— Przecież trzymają nas pod kluczem — prychnęła Baby Girl, odchodząc od drzwi po zorientowaniu się, że prawdopodobnie nie wywróży z nich już niczego ciekawego. — Komu chciałoby się wiać z tego wariatkowa akurat w taką pogodę? Nie ma nawet śniegu, żeby chciało się wyjść na dwór.

Przeszła przez świetlicę z Konserwatywką depczącą jej po piętach. Starała się kręcić udami jak najwprawniej umiała, w pewnym momencie poczuła nawet, jak jakiś mięsień w okolicach jej miednicy wyje z bólu. To jednak nie sprawiło, by siedzący w kącie Zoomer oderwał wzrok od ekranu swojej konsoli, na której, od kiedy Sandra porządnie wpieniła się na niego za uporczywe chowanie leków pod językiem, mógł grać jedynie w Mario Bros.

Po wyjściu ze świetlicy skierowała się prosto do ich trójosobowego pokoju, w którym Doomer Girl wsłuchiwała się w smętne zawodzenie Lil Peepa. Stanęła w progu, a Konserwatywka zaczaiła się tuż za jej plecami, udając, że szuka brudu pod obgryzionymi do cna paznokciami.

— Wieści z frontu są takie, że do wieczora zostanie z nami najprawdopodobniej tylko Berta — oświadczyła Baby Girl cała w skowronkach. — Czy to nie cudownie?

Alternatywka nie odpowiedziała, Baby Girl wiedziała jednak, że przyjaciółka słyszała jej słowa, ponieważ muzyka ustawiona była dość cicho. Czarnowłosa dziewczyna wpatrywała się jednak przed siebie z zaszklonymi oczami, a jej przyjaciółka dobrze znała ten wyraz twarzy. Natychmiast wypchnęła Konserwatywkę na korytarz, zalecając jej, aby policzyła lepiej karaluchy w zapasie karmy dla Cheemsa i zatrzasnęła drzwi do ich wspólnego pokoju.

— Niech mnie, znowu to zrobił? — Różowowłosa w mig zajęła miejsce na łóżku obok Alternatywki, obejmując ją pachnącym gumą balonową ramieniem. — Co tym razem?

Tak jak się spodziewała, Doomer Girl nie wytrzymała i chwilę potem z łkaniem zwierzyła się jej ze swoich przeżyć. Duże krople łez spływały z jej wytuszowanych, zaznaczonych wyraźną kreską rzęs.

— Siedziałam tuż przy nim, o, tak jak ty teraz — jęczałą łamiącym się głosem. — I mówiłam, że chyba zaraz się potnę i że już nie wytrzymam na tym świecie. A on nic! Jak kamień! — Dziewczyna załkała głośno, wtulając się w przyjaciółkę.

— Co za bydlak z niego — wymamrotała Baby Girl, gryząc w zębach stwardniałą już gumę. — Powinnaś sobie odpuścić, on nie zasługuje na ciebie.

— Masz rację — chlipała czarnowłosa — ale ja nie potrafię. Będę wiecznie cierpieć, bo miłość jest bolesna.

Baby Girl nie miała czasem pojęcia, o czym jej towarzyszka plecie. Dla niej, jeśli chciało się czegoś więcej z jakimś chłopakiem, dawało się jasne sygnały. Obwieszczanie swojemu obiektowi uczuć o zamiarze samookalecznia raczej do takich nie należało, jednak zawsze wspierała Dommer Girl we wszystkim, co ta sobie ubzdurała. Poza tym musiała przyznać, że ten jej Doomer stanowił naprawdę niezłą partię.

Nastrój w kwaterze męskiej nie był o wiele lepszy. To właśnie przed tym grobowym milczeniem chciał umknąć Zoomer, zaszywając się w kącie opustoszałej świetlicy razem ze swoją konsolą. Nawet Chad w pewnym momencie postanowił coś z tym zrobić, ponieważ Doomer wydawał się tego dnia jeszcze bardziej pozbawiony sił do życia, niż zwykle, a doprawdy nikt nie podejrzewał, że to mogło być w ogóle możliwe. Jasnowłosy zamknął więc drzwi i usiadł na łóżku przy kompanie, nieświadomie robiąc to samo, co Baby Girl ścianę obok, jednak przybierając rolę pocieszyciela o wiele bardziej nieporadnie.

Mijały kolejne minuty, podczas których siedzieli w ciszy obok siebie. Chad zerkał co chwilę na Doomera, a Doomer na Chada. Po pewnym czasie jednak ubrany w czarną bluzę mężczyzna odchrząknął i odezwał się.

— Skończyły mi się papierosy — powiedział.

Chad uśmiechnął się w duchu. Czuł się zwycięzcą. W końcu towarzysz zwierzył mu się z problemu, na który nawet potrafił bardzo szybko coś zaradzić. Wstał i wyciągnął spod poduszki swojego łóżka również będącą na wykończeniu paczkę czerwonych Chesterfieldów i podsunął ją pod nos Doomera. Sam także wysunął z opakowania jednego papierosa i przez chwilę palili w milczeniu. Chad był dumny, że tak znakomicie sprawdził się w swojej nowej roli. Jego ekscytacja jednak bardzo szybko zgasła, gdy Doomer przemówił ponownie i okazało się, że to wcale nie w braku szlugów leżało sedno problemu.

— Chyba źle wpływa na nią moje towarzystwo. Dzisiaj powiedziała, że chce się pociąć. To na pewno przeze mnie.

Chad zmarszczył tylko brwi, zastanawiając się, jak na takie słowa zareagowałby jego najlepszy przyjaciel od samiuśkiego dzieciństwa, Chadder, który ostatnio wydawał się jakby go unikać. Pielęgniarki były zdania, że to zasługa tych nowych leków przeciw schizofrenii, on jednak nigdy nie dał sobie wmówić, że jego kumpel jest zwykłym wymysłem. Na terapii przytakiwał i obiecywał, że nigdy już nie porozmawia z Chadderem, nawet jeśli go zobaczy, to jednak była tylko przykrywka.

— Myślisz, że powinienem zniknąć z jej życia? — rzekł ponownie Doomer.

— Tak.

Twarz towarzysza, na którego czoło zsunęła się ponuro czarna czapka, zasępiła się jeszcze bardziej. Niedopałki papierosów zostały zgaszone na metalowej poręczy łóżka. Chad poczuł, że grunt pali mu się pod nogami i mimo że jego kamienny wyraz twarzy nie drgnął nawet, wewnątrz rozpętała się burza. Czy zrobił coś źle? Na pewno, przecież widać, że jest jeszcze gorzej, niż było. Jego przyjaciel potrzebował czułości, uczucia, a on nie wiedział, jak mu w tym wszystkim pomóc... A po chwili już wiedział. Przecież sam mógł mu to wszystko dać.

Położył swoją ciężką, pokrytą włosami rękę na udzie odzianym w ciemne dresy. Doomer spojrzał na niego, a jego blade policzki od razu pokryły się lekkim rumieńcem. Ich spojrzenia spotkały się. Nie potrzebowali słów.

Chad przywarł do ust Doomera, odkrywając, że są mu one o wiele milsze, niż usta Konserwatywki, z którą spotykał się na początku swojego pobytu w Ośrodku. Oczywiście, na jej życzenie wszystko było potajemne i do teraz nikt z oddziału niczego się nie domyślał, nawet dyżurujące pielęgniarki. Z Doomerem jednak to było co innego. Nie było żadnej dziewczęcej babraniny, żadnego wzdychania, szeptania czułych słówek. Chadowi bardzo to odpowiadało. Po kilku minutach namiętnego całowania się, zdecydowanym ruchem położył rękę na kroczu towarzysza, gdzie gołym okiem widoczne było już wyraźne wzniesienie.

Doomer, czując dotyk drugiego mężczyzny, chwycił za swoje dresy i ściągnął je razem z bokserkami. Oderwali się od siebie i Chad najdelikatniej jak umiał przekręcił partnera na brzuch. Ugniatając jedną dłonią mięsisty pośladek, soczyście splunął na drugą, naprowadzając ślinę na odbyt Doomera i wkładając weń najpierw jeden, później dwa palce. Po kilku minutach rytmicznych ruchów wewnątrz zacikających się ścianek zwieraczy drugiego mężczyzny, Chad pozbył się także własnych spodni i bielizny. Jego członek był już w gotowości, mężczyzna rozmasował na nim dłonią kolejną porcję śliny. Później zbliżył swojego penisa do pośladków Doomera, przystawiając go do zaczerwienionej, pulsującej dziurki.

— No homo.

Po powiedzeniu tego, wsunął swój członek we wnętrze przyjaciela, a przepełniony rozkoszą jęk Doomera doskonale słychać było za ścianą, w pokoju Alternatywki. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro