Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Reszta patrolu minęła jej spokojnie. Siedziała w pokoju wspólnym opowiadając Adrianowi o patrolu który prawie zasypiał nad Prorokiem codziennym usiłując go przeczytać.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytała Susan patrząc na Smitha, który nic nie odpowiedział, przez co krukonka podeszła do niego. - ADRIAN! - krzyknęła prosto do ucha krukona.

- NIE DRZYJ JAPY! NIE WIDZISZ ŻE USIŁUJE TO PRZECZYTAĆ! - krzyknął Adrian zbulwersowany patrząc na nią jak na szurniętą i chorą umysłowo osobę.

- Ile ty to czytasz? - zapytała dziewczyna.

- A bo ja wiem - odpowiedział zaspany. - od 22.00?

- CZŁOWIEKU JEST DRUGA! - krzyknęła Susan. Przecież był śpiący to to dlaczego nie pomyślał o tym aby pójść spać? - DO ŁÓŻKA ALE JUŻ!

- Dobrze Mamo - mruknął krukon i kierując się do dormitorium, a Taylor nie długo później poszła w jego ślady.

***

Susan wstała z rana wymęczona.
Jakim cudem tak szybko musiała wstać? Jeszcze przed chwilą spała sobie spokojnie w łóżku, a teraz co? Musi wstać i iść na lekcje? Beznadzieja.

Gdy w końcu wygrzebała się z łóżka szybko ogarnęła się i jak najszybciej wyszła z dormitorium.

Adriana nie było więc skierowała się do Wielkiej Sali. W niej również go nie było, ale byli Daniel i Oliver którzy rozmawiali o czymś zawzięcie, a gdy usiadła obok nich zamilkli.

- No weźcie! - krzyknęła oburzona. - Zawsze jak się dosiadam to przestajecie rozmawiać! To niesprawiedliwe! - krzyknęła, a Daniel zastanawiał się jak pozbierać to w słowa.

- Eee... Pamiętasz jak nam powiedziałaś że masz swoje damskie sprawy? - zapytał i nie czekając na odpowiedź oznajmił. - To my mamy męskie sprawy.

- Męskie sprawy? Pierwszo słyszę - odparła, gdy zobaczyła wchodzącego Jake'a - Ale dobra. Więc wy zajmijcie się tymi waszymi męskimi sprawami, a ja sobie idę - powiedziała robiąc cudzysłowie w ów słowach po czym poszła w stronę gryfona który zatrzymał się widząc że dziewczyna idzie do niego.

- Co jest? - zapytał Jake nie wiedząc dlaczego dziewczyna odchodzi od stołu.

- Daniel i Oliver chcą pogadać o męskich sprawach - powiedziała dziewczyna, ponownie robiąc cudzysłowie i skierowali się do stołu gryfonów. Usadowili się na ławce gdy Jake zapytał:

- A skąd wiesz że ja też nie chce pogadać o męskich sprawach?

- Ty nie jesteś mężczyzną - stwierdziła dziewczyna. Wiedziała że stąpa po cienkim lodzie, ale chcąc nie chcąc powiedziała mu prawdę.

- Osz ty! - krzyknął, a dziewczyna w mgnieniu oka wzięła tosta i wstała od stołu, ale on był już w pogodnie za nią. Na szczęście krukonka zobaczyła idącego Adriana więc szybko żuciła się w jego stronę z nadzieją że pomoże.

Krukon przerażony szybkością biegu dziewczyny zawrócił z prędkością światła.

W ten oto sposób dwójka krukonów i gryfon biegli uciekając przed sobą nawzajem : Jake goniący Susan, Susan goniąca Adriana, a Adrian uciekający.
Trwało to póki dziewczyna nie zmieniła kierunku zauważywszy Madison.

Madison to wysoka puchonka z siegajacym łopatek blond włosami - starsza siostra Susan. Obok niej stał jej chłopak Edward - wysoki chłopak o niebieskich włosach, jak i oczach.

- MADI RATUJ! - wrzasnęła biegnąc w jej stronę.

- Co znowu? - zapytała puchonka widząc jej siostrę biegnącą z prędkością światła.

- Jake chcę mnie zabić - odpowiedziała chowając się za siostrą.

- Dlaczego?

- Bo powiedziałam mu prawdę.

- Jaką prawdę? - dociekała puchonka.

- Że nie jest mężczyzną - odparła Susan bez zastanowienia. Edward zaczął się śmiać w najlepsze wraz z Madison. Ich kłótnie ich rozbawiały, bo nigdy nie kłócili się o coś poważnego, ponieważ nie potrafili.

Jake stanął przed Madison która dalej rozbawiona broniła siostry, aż usłyszała głos jej przyjaciółki.

- Dasz sobie radę - stwierdziła, wiedząc że Jake nic jej nie zrobi.

- TAKA Z CIEBIE PUCHONKA! - wrzasnęła oburzona uciekając przed Jake'iem.

- Taka sama jak z Ciebie krukonka! - odkrzyknęła jej na odchodne.

A podobno ja jestem ta wredna pomyślała biegnąc w górę.

Odwracała się co chwilę czy Jake nadal za nią biegł. Ku jej niezadowoleniu biegł nadal.

Krukonka biegła ile sił w nogach i gdy obróciła się, aby zobaczyć czy biegnie dalej, poczuła że wpada na coś co napewno nie było ścianą. W spotykaniu się z ścianą miała doświadczenie, ale nie było czasu na to by dociekać na co wpadła, bo po chwili spotkała się z podłogą.

Zobaczyła że stał przed nią Syriusz Black w towarzystwie Huncwotów, przyglądając się jej unosząc brew, lecz ta nic nie odpowiedziała wstając i chowając się za nim.

- TERAZ SIĘ CHOWASZ CO?! - oburzył się Jake.

- O co chodzi? - zapytał Black spoglądając to na Susan to na Jake'a.

- TERAZ SIĘ PRZYZNAJ! - wrzasnął na co ta wystawiła mu język.

- Spadaj zgredzie - odparła niewzruszona po czym odbiegła dalej zostawiając zdezorientowanych Huncwotów i ściągając ponownie na siebie całą uwagę Jake'a przez co on również pobiegł za nią.

- Nie możesz wiecznie uciekać! - krzyknął Jake mieszając się już ze swoimi płomiennymi włosami.

- Zdziwił byś się! - odkrzyknęła mu biegnąc w stronę sali od eliksirów, które były jej pierwszym w tym tygodniu przedmiotem, z nadzieją że będzie tam Slughorn który uratuje jej życie.

Gdy dotarła do klasy szybko zaczęła mocno walić w drzwi z nadzieją że jej otworzy i się nie myliła.

- Co robisz tu tak wcześnie Susan? - zapytał zaciekawiony profesor, patrząc na jedną z jej ulubionych uczennic.

- Dzień dobry. Uciekam przed przyjacielem i przyszłam na lekcje - oświadczyła, a Horacy wpuścił ją do pomieszczenia.

- Chcesz może herbaty? - zapytał z charakterystycznym dla siebie uśmiechem.

- Nie dziękuję bardzo - powiedziała krukonka uśmiechając się do profesora życzliwie.

- Nie codziennie spotyka się tak... Specyficzną dziewczynę - powiedział po chwili Slughorn na co dziewczyna zmarszczyła brwi. - Oczywiście w dobry sposób! - dodał uważając w duchu że jej mina nie znaczy nic dobrego. No napewno nie chciał stracić sympati jednej z najmądrzejszych uczennic w całej szkole, a może nawet i jego karierze. 

- Nie do końca rozumiem o co Panu chodzi - przyznała szczerze krukonka patrząc na mężczyznę jakby z kosmosu spadł.

- Jesteś bardzo mądra jak na swój wiek, miła, przyjazna jak i pomocna. Już nie raz widziałem jak paru chłopców się za tobą ogląda, więc to świadczy też o twojej urodzie osobistej. Mało kto może się tym wszystkim poprawić - powiedział Horacy, na co brunetka pokiwała głową ze zrozumieniem.

- Dziękuję Panu bardzo - powiedziała krukonka i aby nie wyszła za pewną siebie dodała: - Lecz na pewno też mam jakieś wady - powiedziała skromnie delikatnie się uśmiechając, co nauczyciel odwzajemnił.

- Taka mądrość i skromność w tym wieku to skarb! Pielęgnuj to, a żałować nie będziesz! - dodał z uśmiechem, lecz po chwili i jego uśmiech zniknął i bardziej spochmurniał. - Tylko uważaj co pielęgnujesz, abyś źle nie skończyła. Znam kilku takich co też zdawali się być cudownymi materiałami na wszystko co tylko im się wymarzy. Znasz ich z pewnością napewno nie z dobrej strony - dodał, a dziewczyna pokiwała głową zajęta już swoimi myślami.

- Postaram się - przyznała dziewczyna bardzo dobrze wiedząc co dzieje się przez niektórych ludzi na świecie. - Obiecuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro