Sztywna i radioaktywna - radioterapii ciąg dalszy.
Kolejne dni w szpitalu strasznie się ciągną. Natasza dostaje chemie, Wercia poszła do domu, a ja prawie cały czas śpię.
Na naświetlania jeżdżę karetką razem z mamą. Wyglądają one tak: idę korytarzem, przechodzę przez ołowiane drzwi, przebieram się i kładę na leżance, która powoli jedzie do góry, a potem w stronę aparatu. W tle lecą piosenki z radia. Moja jednorazowa radioterapia trwa półtora piosenki. Wokół mnie porusza się maszyna, która celuje we mnie promieniami. Po zakończeniu ubieram się i mogę już wracać do szpitala.
Pani doktor sprowadziła rehabilitantkę (teraz wreszcie mnie naprawią i nauczę się biegać). Myślałam, że nic mi nie jest, że rehabilitacja pójdzie gładko.
Myliłam się.
Rozciąganie było dla mnie jedną, wielką masakrą. Bardzo szybko się męczyłam i towarzyszył temu ból pleców oraz nóg, ale jak chcę biegać, muszę ćwiczyć nogi. Może wystartuję kiedyś w 'Onkoolimpiadzie' i wtedy, jak już będę biegać i skakać, przypomnę sobie, że to dzięki tym ćwiczeniom.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro