Untitled Part 15
Nachalne promienie światła wdzierały się przez szpary pomiędzy firankami. Niechętnie przecierałam zmęczone oczy próbując pobudzić się do życia. Ilość mojego snu była tak naprawdę znikoma, gdyż do domu wróciłam po trzeciej nad ranem, a zegar w tym momencie wybijał godzinę piątą trzydzieści.
Podniosłam się do siadu po czym chwyciłam za komórkę odłączając ją od kabla ładowarki. Na tablicy powiadomień widniała jedna wiadomość. Po kliknięciu w nią zaczęłam czytać:
Dupek: Jestem słaby w takich tematach, ale chce ci po prostu podziękować. Za wszystko. Kocham cię.
Poczułam jak całe moje serce wręcz zadrżało na ciepło słów przesłanych od Forresta. Mimo, że to co między nami iskrzy dzieję się tak szybko, nie żałuję. Nie żałuję ani jednej chwili z nim, ani jednego momentu, w którym pozwoliłam mu nad sobą dominować, żadnego spojrzenia w oczy, a przede wszystkim wczorajszej nocy. To co się wydarzyło było przypieczętowaniem uczuć, ale też i pewnego rodzaju więzi, która zaistniała. Pierwsze razy były wspaniałe, wszystkie. Pierwszy w życiu zjedzony cukierek, który sprawił, że słodycze były nieodzownym elementem mnie, pierwsza porażka, upadek na rowerze, który oprócz kropel krwi i wylanych łez popchnął mnie dalej i zmotywował do nie poddawania się. Pierwsze rozczarowania, rozterki, ale też radość i szczęście. Pierwsze razy nas uczą, zachęcają oraz rozwijają.
Odłożyłam telefon na komodę, a następnie przetarłam twarz dłońmi. Nie potrafiłam opisać uczucia, w którym się znajdowałam, lecz jedynymi jego objawami był nieschodzący z twarzy uśmiech.
Wstałam, by wygrzebać ubrania z walizki i ruszyłam do łazienki. Wsunęłam na siebie szare, dresowe spodnie oraz oversize'ową, czarną bluzę. Włosy zaś splątałam w luźnego koka.
Najbardziej w tym momencie zazdrościłam głównie dziewczynom z pokoju, jako iż uczestniczyły w nocowaniu spakowały się dzień wcześniej i teraz najprawdopodobniej jeszcze smacznie spały. Z resztą jedną z zasad całego nocowania było spakowanie wszystkich bagażów poprzedniego dnia, by z rana być gotowym do wyjazdu. Ja za to, że zamiast teraz spać męczyłam się z pakowaniem, niczego nie żałowałam. Poprzednia noc była tego ewidentnie warta.
Pierwsze co po umyciu twarzy oraz zębów zabrałam się za sprzątanie kosmetyków. Szczoteczkę, pastę oraz szampony i żele pod prysznic schowałam do sporych rozmiarów kosmetyczki, a rzeczy do makijażu oraz perfumy do osobnej torebki.
Po uprzątnięciu ręczników, różnego rodzaju kabli oraz pozostałych śmieciu z szuflady szafki nocnej zabrałam się za największe zadanie – walizka i ubrania.
Na sam początek podeszłam do tego na spokojnie i każdy ciuch starannie składałam i układałam w walizce. Niestety im więcej wkładałam i wkładałam tym wypełniała się coraz bardziej po brzegi. W pewnym momencie ledwo już co mogłam zapiąć jej zamki. Pomimo, że walizek ze sobą miałam, aż dwie, żadna z nich nie była w stanie pomieścić moich rzeczy, choć przed przyjazdem tu wydawałoby się jakby wszystko idealnie się mieściło.
Po kilkunastominutowej walce z bagażem, siadaniem na pokrywę i szarpaniem za suwak udało się wszystko spakować. Wstając z walizki wzięłam głęboki wdech, by uzupełnić braki powietrza, które straciłam podczas szarpaniny. Wtem mój wzrok padł na łóżko, a wraz z nim dostrzegłam luźno leżącą bluzę Forresta.
- No kurwa mać. - ręce opadły mi z bezsilności, nie miałam zamiaru drugi raz toczyć wojny z martwym przedmiotem.
Niewiele myśląc chwyciłam ubranie i wepchnęłam je do podręcznej torby wraz ze słuchawkami i laptopem.
Usiadłam po raz ostatni na dokładnie pościelonym przeze mnie łóżku i omiotłam pokój spojrzeniem. Bez dziewczyn, bez krzyków, bez porozwalanych wszędzie ubrań i walizek rozwalonych na pół pokoju było tu tak jakoś. Dziwnie pusto. Ten pokój chłonął nasze wszystkie kłótnie, rozterki, ale też i śmiechy. Wypełniony był duszą, lecz bez tego wszystkiego stał się ponownie tylko czterema pustymi ścianami ze skrzypiącą podłogą i zardzewiałą szafą. Ten pokój był trochę jak człowiek, człowiek którego pozbawiono duszy. Był niczym osoba, która nie miała w sobie niczego co ludzkie lub czegoś co by do ludzkości było podobne. Jak wrak statku, który niegdyś woził na sobie pełno ludzi, a w pewnym momencie po prostu zatonął i znów był już tylko deskami.
Tuż przed godziną ósmą mój telefon zawibrował w reakcji na ustawiony wcześniej budzik, który przypomnieć mi miał o zbiórce.
Z nutą nostalgii, ale również i melancholii chwyciłam pierwszą walizkę i zaczęłam schodzić z nią po schodach. Stopnie trzeszczały jak zawsze, lecz tym razem w ogóle mi to nie przeszkadzało, pragnęłam słuchać tego dźwięku, by móc go zapamiętać na jak najdłużej.
Po zniesieniu obu bagaży na dół i wyniesieniu ich na taras po raz ostatni zaciągnęłam się wonią w wewnątrz domku i tak jakby na zawsze zakluczyłam jego drzwi. Klucz wsadziłam do kieszeni dresów, chwyciłam za walizki i zaczęłam iść w kierunku dziedzińca.
Z daleko byłam w stanie usłyszeć głosy pozostałych, ale również i dostrzec już co poniektórych.
Widziałam naburmuszoną twarz Wendy, która ewidentnie po raz kolejny wydzierała się na Delilah i Amber, dostrzegłam kadrę.
W momencie przekroczenia ostatniego z domków byłam na widoku dla wszystkich, ale oni dla mnie również. Dziedziniec, aż tlił się od ludzi. Gromkie hałasy, rozmowy – to jedyne dźwięki jakie dało się teraz usłyszeć. Żadnego świergotu ptaków, szumu wiatru, nic. Totalny chaos.
Zajęłam wolne miejsce na ławce, a brodę oparłam na jednej z rączek walizki. By odciąć się choć na chwilę od hałasu przymknęłam oczy i pozwoliłam sobie na relaks.
Na relaks, który nie trwał długo. Tuż po chwili z mojego odpoczynku wybudziło mnie pstrykanie palców przed twarzą. Uchyliłam niechętnie powieki i ku mojemu zdziwieniu dostrzegłam Wendy.
- Widzę, że nie tylko ty jesteś w świetnym humorze. - drwiącym śmiechem wyszczerzyła śnieżnobiałe zęby. - i jak się wczoraj bawiłaś?
Brunetka zajęła miejsce obok mnie i ponownie omiotła mnie spojrzeniem.
- Hmm, dobrze. - wzruszyłam ramionami powstrzymując się od śmiechu. - nawet bardzo dobrze.
Wendy trąciła mnie łokciem:
- Oj no weź! Zdradź coś więcej.
- Było fajnie, okej. - uniosłam ręce w akcie obrony i zaczęłam się śmiać. - nawet bardzo.
- I to tyle?
- Nie powiem ci nic więcej. - zachichotałam po czym ręką zrobiłam gest jakbym zamykała swoje usta na klucz.
- Nie ma z tobą w ogóle zabawy. - brunetka prychnęłam po czym wstała z siedzenia i ponownie dołączyła do pozostałych dziewczyn. Ja jedynie pokręciłam rozbawiona głową.
Nic nie martwiło mnie teraz tak bardzo jak brak Forresta w pobliżu. Z biegiem minut dostrzegłam już nawet Logana czy Archera, lecz nigdzie nie było blondyna. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam pisać:
Ja: Gdzie jesteś?? Zaraz zaczyna się zbiórka.
Brak odpowiedzi. Nerwowo zaczęłam skubać skórki przy paznokciach.
Na głos wychowawczyni podniosłam się z ławki i przybliżyłam, by móc ją lepiej słyszeć.
- Czytam listę! Po wyczytaniu waszego nazwiska proszę się zgłośić. - poinformowała. - Kiedy skończę sprawdzać obecność niech jedna osoba z każdego domu przyniesie mi klucz.
Po kilku minutach opiekunka zaczęła wyczytywać kolejno nazwiska oraz imiona poszczególnych osób, które w odpowiedzi podnosiły rękę, czy zgłaszały się krzykiem.
- Wendy Fuller. - usłyszałam imię dobrze znanej mi osoby.
- Tutaj! - brunetka przedarła delikatną dłoń spośród tłumu pozostałych osób i zaczęła nią machać.
Z każdą upływającą sekundą coraz bardziej przytłaczał mnie brak Forresta. Nie to, że już teraz nie umiałam bez niego żyć, nic podobnego, lecz czułam się bezpiecznie gdy był obok. Z resztą nieobecność na zbiórce tuż przed wyjazdem niezależnie od osoby byłaby martwiąca, w końcu chodzi o powrót, nie moglibyśmy bez niego odjechać.
- Silver Rusell! - podskoczyłam na wydźwięk mojego imienia.
- Jestem! - stanęłam na palcach, żeby na pewno było mnie widać. Kobieta w odpowiedzi skinęła jedynie głową i zaznaczyła moją obecność w swoim notatniku.
- Forrest Kinsey.
Cisza. Po chwili opiekunka powtórzyła nazwisko blondyna, lecz mimo tego nadal pozostawała bez odpowiedzi. Niestety nie byłam wystarczająco wysoka, by móc zobaczyć Logana, czy kogoś z kim Forrest mógłby być, ale dostrzegłam zmieszaną minę nauczycielek, które widocznie mocno zmartwiły się brakiem jednego z podopiecznych. Z resztą nic dziwnego, miały nad nami pełną odpowiedzialność i gdyby komukolwiek coś się stało, a co gorsza ktoś by zaginął, mogłyby surowo za to zapłacić.
Do ostatniej wyczytanej osoby każdy był już obecny. Oprócz Forresta.
Kiedy każdy rozszedł się już na boki ruszyłam, by wręczyć klucz od domku jednej z opiekunek.
- Dziękuję Silver. - kobieta skinęła głową. - Słuchaj, nie wiesz może gdzie podziewa się Forrest?
- Oh, - przeczesałam nerwowo grzywkę. - niestety nie wiem, proszę pani. - zmieszana opuściłam wzrok na swoje zdrapane trampki po czym ponownie spojrzałam na zmartwioną twarz brunetki. - też się o niego martwię, myśli pani, że wszystko z nim w porządku?
Kobieta niechętnie się uśmiechnęła starając nie dać po sobie odczucia zmartwienia.
- Jasne kochanie. - potarła moje ramię. - na pewno zaraz się pokaże.
Po raz ostatni już rzuciłam uśmiech opiekunce i oddaliłam się z powrotem do swojego bagażu. Nie minął kwadrans od mojej rozmowy z nią, a na polane wjechał ten sam autokar, który przywiózł nas w to miejsce. W momencie otwarcia się drzwi bagażnika, wszyscy rzucili się, by wepchać do niego swoje walizki. Ja za to odczekałam, aż zwolni się wystarczająco miejsca bym mogła włożyć tam i swoje rzeczy, a następnie skierowałam się do wejścia.
Te same panie co wcześniej po kolei liczyły każdą z osób, która wchodziła do busa. Ja byłam ostatnia.
- I czterdzieści dziewięć. - mruknęła pod nosem ta z okularami. - brakuje tylko jednego.
- Na pewno się zaraz zjawi. - pocieszała ją druga. - jak nie, będziemy jeszcze dzwoniły.
Nie chcąc zostać posądzoną o podsłuchiwanie, wciąż z obawami w głowie weszłam do środka pojazdu i wzrokiem wyśledziłam dwa wolne siedzenia przy końcu. Oczywiście na samym tyle autokaru miejsca zajmowali Logan, Archer oraz Reagan, niestety bez Kinsey'a. Jeszcze na ostatnie miejsce wepchała się Wendy zostawiając swoje przyjaciółki gdzieś na siedzeniach dalej. Patrząc na nią opierającą się o umięśniony bark Logana coraz bardziej zaczęłam wierzyć, że pasowali do siebie jak ulał.
Zajęłam miejsce, a podręczną torbę rzuciłam na siedzenie obok. Oparłam zmęczoną głowę o oparcie i przymknęłam oczy. Moją głowę zaprzątały jedynie myśli o to co teraz robi Forrest.
Wyglądałam za okno w nadziei, że gdzieś z daleka dostrzegę jego roztrzepaną czuprynę i zaspaną twarz, które będą świadczyły o zaspaniu. Nawet wtedy nie byłabym na niego zła bo po prostu by był. A go nie ma.
Nauczycielki co chwila krążyły wokół i nerwowo chodziły w tą i z powrotem oczekując na brakującą osobę.
By choć trochę ostudzić emocję wsunęłam słuchawki do uszu i puściłam utwór Blue od Billie Eilish. Melodia piosenki wprowadziła mnie w spokój dzięki, któremu mogłam wsłuchać się w słowa.
- I'd like to mean it when I say I'm over you... - szeptałam tekst pod nosem. - ...but that's still not true.
W momencie wypowiedzenia tych słów niemalże niemo do autokaru wtargnął nie kto inny jak Forrest, zguba o którą każdy się martwił. Szarpnęłam za kabel od słuchawek i wrzuciłam je wraz z telefonem do torebki.
Chłopak wyglądał na nieźle zmachanego, na polikach widoczne miał rumieńce, a oddech był szybki i nieregularny, byłam w stanie to stwierdzić nawet z daleka. Kiedy w końcu natrafił wzrokiem na mój, wyszczerzył się jeszcze bardziej. Jeszcze bardziej mnie zdziwiło to, że w ręce trzymał... bukiet kwiatów. Wykrzywiłam brwi w złości, choć jego twarz przyprawiała mnie o szybsze bicie serca, nie umiałam od tak nie złościć się na niego za taką akcję.
Chłopak zaczął iść w moim kierunku nie przerywając ani na sekundę kontaktu wzrokowego. Kiedy znalazł się tuż przy mnie oparł się o oparcie siedzenia obok mnie i sapnął:
- Cześć młoda. - uśmiechał się i dyszał jednocześnie. - to dla ciebie.
Forrest wystawił bukiet w moją stronę. Kwiaty były leśne i wyglądały jakby dopiero co przed chwilą ktoś je zerwał. Były przepiękne.
Oczy wszystkich w autokarze były skupione właśnie na nas, on to wie jak zrobić dobre wejście.
Podniosłam się z miejsca by chociaż trochę dorównać mu wzrostem i wlepiłam spojrzenie w jego twarz. Była taka idealna.
- Nic nie powiesz? - zaśmiał się nerwowo, lecz ja po prostu zastygłam w miejscu. Nie wiedziałam co powiedzieć.
Nagle z tylnych siedzeń ktoś zaczął rytmicznie wołać:
- Gorzko! Gorzko! - zwróciłam głowę w tamtą stronę. Wendy. Ta wredna małpa z widocznym uśmiechem zachęciła cały tłum do wiwatu, by zobaczyć jak się całujemy. Byłam pewna, że na policzkach rozlał mi się rumieniec bo paliły mnie tak jakbym właśnie opalała się na plaży w bardzo słoneczny dzień.
Spuściłam twarz w dół, lecz szybko została ona podniesiona do góry przez zgrabne palce Forresta. Nawiązał ze mną ponownie kontakt wzrokowy po czym przybliżył mnie do siebie. Nie czekając chwili dłużej szarpnęłam go za materiał bluzy i rozbiłam swoje wargi na jego. Autokar wypełniły oklaski i gwizdy pozostałych, lecz dla mnie liczył się tylko i wyłącznie on. I tak już miało pozostać na zawsze.
Kiedy odkleiłam się od blondyna odebrałam od niego kwiaty i opadłam na siedzenie.
- No już już. - nagle wybrzmiał donośny głos jednej z nauczycielek. - każdy na swoje miejsce i jedziemy! Mamy i tak już wystarczające opóźnienie.
Spojrzałam ponownie na bukiet i schowałam w nim swoją twarz, by zaciągnąć się ich zapachem, który był nieziemski. Nagle nade mną wydobyło się chrząknięcie.
- To zamierzasz ustąpić mi miejsca, czy mam tak stać i się na ciebie patrzeć? - zadrwił ze mnie chłopak.
- Oh. - zaczęłam na szybko zbierać torbę i wylatujące z niej rzeczy. - myślałam, że...
- Oj Silver. - chłopak chwycił za mój bagaż po czym siadając na siedzenie zarzucił go sobie na kolana. - to lepiej nie myśl bo ci coś nie wychodzi. - przekomarzał się ze mną.
- I jak zwykle musiałeś wszystko popsuć. - posłałam mu złośliwe spojrzenie. - a było już tak miło.
- Jak dla mnie nadal może być. - wzruszył ramionami.
W wolnej chwili, w której oboje milczeliśmy układałam sobie w głowie pytania, o które chciałam go zaczepić.
- A więc. - zaczęłam. - czemu tyle cie nie było?
- A myślisz, że kwiaty same się zebrały? - zaśmiał się. - byłem po nie w lesie.
Uśmiechnęłam się pod nosem. To wszystko tylko dla mnie.
- Podobają się chociaż?
- Żartujesz?! - trąciłam go w ramię. - są cudowne, dziękuję. Nikt nigdy nie dał mi kwiatów.
- Ktoś kiedyś musiał, nie?
Oparłam głowę na jego ramieniu i pozwoliłam sobie przymknąć oczy. Kwiaty położyłam na kolanach przytrzymując je ręką, by podczas jazdy nigdzie nie spadły. Ta chwila była tak przyjemna, że nie chciałam by się kończyła. Już nigdy.
- Jak się czujesz? - zagaił Forrest.
- Całkiem dobrze. - wzruszyłam ramionami. - A ty?
- Znakomicie. - chłopak zaczął gładzić moje włosy wolną ręką. - muszę zapytać bo nie wytrzymam. - jego słowa mnie zainteresowały, ale też i zestresowały, nie lubiłam takich nagłych wyznań. - czy to co wydarzyło się wczoraj... - przeciągał zdanie. - czy to było i jest dla ciebie okej?
Cicho zachichotałam.
- Oh Forrest. - uniosłam głowę, by napotkać jego wzrok. - nawet lepiej niż okej. - po czym złożyłam pocałunek na jego policzku. - dziękuję.
Chłopak odwzajemnił moje wyznanie uśmiechem.
Niecałe dziesięć minut temu oboje kompletnie się wyciszyliśmy, ja opierałam się na jego ramieniu, a on swoją głową o moją. Sama nawet nie zauważyłam kiedy odpłynęłam w sen, lecz była to zdecydowanie najlepsza drzemka w moim życiu. Bo była ona obok osoby, która znaczyła dla mnie tyle co wszystkie gwiazdy na niebie.
***
Słońce zniknęło za horyzontem Los Angeles, a z jego ciemnych zakamarków zaczęło wychodzić wszystko co najgorsze. Podniosłam głowę i rękoma przetarłam zaspane oczy, a następnie jedną z nich przykryłam otwarte podczas ziewania usta. Obróciłam głowę w stronę Forresta, który już mi się przyglądał z uśmiechem na ustach.
- Jak się spało promyku? - zapytał lekko roześmianym głosem. - wnioskuje, że całkiem dobrze.
- To był najlepszy sen mojego życia. - posłałam mu pełne powagi spojrzenie. - a ty? Spałeś coś?
- Dopiero co się obudziłem.
Faktycznie, gdy skupiłam się nieco bardziej jego oczy wciąż zdradzały wybudzenie, lecz mimo tego nie odbierało mu to dobrego wyglądu.
Spojrzałam za okno i właściwie jedno co zobaczyłam to ciemność zbliżającej się nocy. Ulice, którymi przejeżdżaliśmy były oświecone jedynie pojedynczymi latarniami.
- Raz, dwa. Raz, dwa, trzy. - nagle z głośników tuż nad naszymi głowami wydobył się głośny zgrzyt na co skrzywiłam brwi. - Słychać mnie? - jedna z opiekunek próbowała odpalić ledwo co działający mikrofon. - Ah tak, słuchajcie. - stanęła na samym początku autokaru. - Z racji, że za niecały kwadrans będziemy już pod szkołą pragnę powiedzieć wam kilka słów od siebie. - zaczęła miłą barwą głosu. - ten cały miesiąc z wami był naprawdę wspaniały. Mimo kilku incydentów. - wtedy jej wzrok padł na naszą dwójkę. - i jeszcze parę innych mniej lub bardziej przyjemnych sytuacji, mogę szczerze powiedzieć, że świetnie się bawiłam. W tym roku mieliśmy trochę nowych osób z czego ogromne się cieszę, lecz również i naszych stałych bywalców, którzy rok w rok spędzają ten miesiąc w jednym miejscu. - byłam w stanie wywnioskować, że jej słowa były naprawdę szczerze wypowiedziane. - jeszcze raz wszystkim przeogromnie dziękuję za zaufanie i wybranie się na wycieczkę, a od teraz oficjalnie cieszcie się resztą wakacji! Brawa! - autokar wypełnił się oklaskami i wiwatami. Dla takich chwil poczułam, że naprawdę warto walczyć.
Mimowolnie z moich oczu zaczęły wydobywać się łzy, które cienkimi strużkami spływały wzdłuż moich policzków. Jak reszta autokaru wstałam z miejsca i klaskałam jak najgłośniej tylko potrafiłam.
Możliwość wyjechania w góry była moim początkiem. Właściwie tylko i wyłącznie dzięki wycieczce pozbierałam się do kupy i stałam w tym miejscu, o którym kiedyś bym nawet nie pomyślała. Przed przyjazdem do gór można powiedzieć, że wahałam się na krawędzi życia, a tak naprawdę to powoli z niej spadałam. Nie widziałam przyszłości, nie dostrzegałam możliwości jakie mam, a tak naprawdę pragnęłam po prostu zamknąć oczy i nie musieć ich nigdy więcej otwierać. Pragnęłam śmierci. Jednakże wiwatując na stojąco pośród tłumu w większości obcych mi osób wiedziałam, że chce spróbować, że chce walczyć. Dostrzegłam nową, kompletnie świeżą ścieżkę i postanowiłam nią kroczyć – jak się okazało lub dopiero okaże, będzie to dobry wybór.
Wycierałam łzy rękawem bluzy, a gdy widoczność przestała być już rozmazana skupiłam wzrok na Forreście i szepnęłam niemalże nie wypowiadając słów:
- Kocham cię Forrest. - a żal oraz ciężar opuściły moje serce.
Chłopak nachylił się nade mną i zahaczając ustami o krawędź płatka mojego ucha odpowiedział:
- I ja ciebie tak samo Silver. - jego słowa były tak ciche, że praktycznie nieusłyszane. - teraz i na zawsze.
Blondyn chwycił moją twarz w obie dłonie i kciukami zaczął ścierać mokre łzy, a następnie złożył muśnięcie na moim czole.
Kiedy tłum przestał składać oklaski i gwizdy, zajęliśmy ponownie miejsce. Oparłam tył głowy o zagłówek siedzenia i przymknęłam ociężałe ze zmęczenia powieki.
- Było warto? - zagaił chłopak, lecz ja jedynie posłałam mu pytające spojrzenie. - No wiesz, przyjechać tam? Na wycieczkę?
Odpowiedziałam parsknięciem jakby zadane przez niego pytanie było najbardziej banalnym w historii mojego życia.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - pokiwałam głową oraz chwyciłam go za dłoń przeplatając nasze palce razem.
Nim zauważyłam, autokar stał już pod budynkiem szkoły, a wokół osaczali go wyczekujący rodzice na swoje pociechy. Mimo, iż wiedziałam że po mnie najprawdopodobniej i tak nikt nie przyjedzie to nuta smutku jak i zawodu omiotła moje wnętrze.
Chwyciłam w jedną rękę swoją torbę, a drugą złapałam dłoń Forresta. Ten zaś poprowadził nas do schodków. Stając już na bruku zaciągnęłam się powietrzem, które było kompletnie inne niż jeszcze kilka godzin temu. Tam faktycznie czułam, że oddycham, lecz tu, w Los Angeles, to było bardziej jak walka o życie i czerpanie wszystkiego co ma się pod ręką.
Nim zdążyłam się obejrzeć dookoła i postawić więcej niż dwa kroki do przodu poczułam czyjąś obecność tuż za sobą.
- No hej promyku. - tak dobrze znany mi głos rozczulił moje serce.
Obróciłam się wręcz automatycznie do tyłu i, gdy napotkałam te pełne miłości i ciepła oczy, rzuciłam się mężczyźnie na szyję.
- Tatooo! - krzyknęłam w ekscytacji, gdy ten podniósł mnie delikatnie do góry. - nie musiałeś przyjeżdżać, przecież wiesz, że mogłabym sama wrócić.
- A więc nie cieszysz się, że mnie widzisz? - tata złapał się za miejsce, w którym było serce i z udawanym grymasem na twarzy udał ból serca. - Auć, to mnie zraniło.
Posłałam mu lekkiego kuksańca w ramie i powiedziałam:
- Jestem PRZEszczęśliwa, że cię widzę. Dziękuję.
Fakt, że tata był właśnie obok mnie mocno mnie wsparł, brakowało mi go na ogół w życiu i każda możliwa spędzona z nim chwila była na wagę złota.
- Zabiorę walizki i możemy jechać. - powiadomiłam mężczyznę na co ten ten kiwnął głową.
Jednakże w momencie, gdy ten miał już łapać za smartfona wyprostował się i spojrzał na coś za mną. Obróciłam się, aby zobaczyć co skupiło jego uwagę, a ku mojemu zaskoczeniu był to nie kto inny jak Forrest, który trzymał moje walizki.
- Chyba ktoś cię już wyręczył. - lekko rozbawionym głosem stwierdził tata.
Miałam wrażenie, że w sekundę moją twarz oblał rumieniec, a pewna siebie Silver już dawno zwiała. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na rodzica.
- Tato, to jest...
- Forrest Kinsey. - blondyn wyrwał w stronę mojego taty i wyprowadził dłoń do uścisku. - ...przyjaciel Silver.
Usłyszawszy tak zwykły jakim jest ,,przyjaciel" zwrot poczułam lekkie ukłucie w sercu, lecz racja, kim my właściwie byliśmy?
- Elliott Russel – tata uścisnął dłoń Forresta po czym posłał mu miły uśmiech, z którego mogłam wywnioskować, że nastawiony był dość optymistycznie co do aktualnej sytuacji.
Wzrok mężczyzny padł na mnie, a jego oczach zagrały małe diabełki.
- Ah, tak. - złapał się jakby z przypływu wspomnień za głowę. - to ten miły chłopiec, o którym tak dużo opowiadałaś?
W tym momencie spaliłam się ze wstydu.
- Oh tato, przymknij się. - posłałam mu kuksańca w ramię przez co się tylko cicho roześmiał. - daj mi pięć minut. - po tych słowach zostawiłam go samego ze swoim bagażem i oddaliłam się z Forrestem kilka metrów dalej.
- Przepraszam za niego. - podrapałam się po głowie. - czasami robi mi specjalnie na złość.
- Twój tata to dobry gość.
- Też go lubię. - zaśmiałam się. - chyba, że mnie denerwuje to wtedy trochę mniej.
Zapadła między nami niezręczna cisza, którą postanowiłam przerwać.
- Tooo... - wydłużałam słowo. - jeżeli chciałbyś się jeszcze gdzieś spotkać wyślij mi esa, spoko?
Forrest się zaśmiał.
- Napiszę jeszcze dzisiaj słodka Silver. - pogładził moje ramię. - a teraz leć do tatulka bo się jeszcze martwić zacznie. - zareagowałam śmiechem.
Kiedy nasza rozmowa dobiegła końca stanęłam na palcach i musnęłam policzek chłopaka składając tam delikatny pocałunek, a następnie oddalając się już krzyknęłam:
- Do zoba!
Będąc przy samochodzie taty obeszłam go dookoła i zajęłam miejsce ze strony pasażera. Chwyciłam za pas i zapięłam go, a potem spojrzałam na rodzica.
- A więc przyjaciel, hm? - zagaił.
- To... - zawiesiłam głowę w dół próbując pozbierać myśli. - ...to skomplikowane tato. Sama nie wiem co nas tak naprawdę łączy. - mężczyzna mimo prowadzenia auta skupiał się na moich słowach.
- A chciałabyś by był kimś więcej niż przyjacielem?
- Może.
- Może?
- Nie wiem. - westchnęłam. - lekko powiedziawszy w przeszłości nie wiązały nas przyjacielskie relacje, dopiero tuż przed obozem i na nim się zgadaliśmy, dlatego to takie ciężkie.
Wyczekiwałam odpowiedzi taty licząc każde sekundy, które ciągnęły się w nieskończoność.
- Słuchaj córciu. - zaczął wypowiedź. - nie wiem co dokładnie się wydarzyło między tobą a tym chłopcem, ale jestem przekonany, że dasz sobie z tym radę, jasne? Kiedy nadejdzie czas będziesz wiedziała co robić.
- Skąd wiesz, tato?
- Bo jesteś najmądrzejszą i najbardziej inteligentną osobą jaką poznałem w życiu.
Wybuchnęłam śmiechem na to wyznanie, lecz w głębi ducha bardzo pomogły mi te słowa.
- A teraz. - zaskoczył mnie kolejnym niespodziewanym. - co powiesz na to, by pojechać do mnie? Sara jest u rodziny, także będziemy mieć cały dom dla siebie - posłałam mu zdziwione spojrzenie.
- Chciałabym, przecież wiesz. - westchnęłam. - ale mama na pewno będzie się martwiła.
- A co jak ci powiem, że mama o wszystkim wie i na wszystko się zgodziła?
- Jak to?! - podskoczyłam na siedzeniu. - naprawdę?!
- Mhm. - pokiwał zadowolony głową.
- W takim razie pajama partyy! - wyrzuciłam dłonie do góry i wydarłam się na cały głos na co tata jedynie się zaśmiał.
Po paru zamienionych zdaniach oparłam głowę o szybę i zaczęłam obserwować miasto spowite mrokiem. Było takie piękne, lecz jednocześnie przerażające i tajemnicze. Tylko Bóg wie co kryje się w mrocznych uliczkach Los Angeles, a ja na pewno nie chciałam ich poznać.
Przed przyjazdem do domu taty zahaczyliśmy o supermarket, który jako jedyny w okolicy otwarty był przez całą dobę. Wybrałam dwie paczki paprykowych chipsów oraz dwie saszetki popcornu do zrobienia w mikrofali. Razem z tatą dobraliśmy do tego precelki oraz paluszki i masę innych słodyczy. Nie obyło się również bez coli czy innych gazowanych napoi.
Kiedy wóz zaparkował przed domem, wysiadłam i rzuciłam spojrzeniem na budynek. Okryty był jasnymi cegłówkami, jego dach zrobiony był na czerń tak samo jak ramy okien. Po lewej stronie domu były drzwi wraz ze schodkami do nich prowadzącymi, a po prawej wjazd do sporego garażu. Nad drzwiami znajdował się też balkon, który prowadził do sypialni taty i zapewne Sary. Przejęłam od taty jedną siatkę i podążając za nim znaleźliśmy się przed drzwiami z ciemnego drewna. Już po chwili znaleźliśmy się w środku.
Od razu po wejściu odłożyłam buty na stojak i przeszłam do kuchni, która znajdowała się na lewo od wejścia. Urządzona była w dość nowoczesnym stylu. Na środku stała duża, grafitowa wyspa z kremowym blatem. Wokół niej poustawiane były dwa krzesła, a nad wyspą wisiały dwie lampy. Wokół wyspy, tuż przy ścianach były kolejne blaty, a nad nimi szafki pasujące kolorystycznie do reszty kuchni.
Postawiłam siatkę z zakupami na wyspie i odetchnęłam z ulgą, zakupy swoje ważyly.
- Pizza czy sushi? - zagaił tata trzymając już w ręku komórkę, a drugą wyjmował zakupy na blat.
- Sushi. - skinęłam głową. - to co zawsze.
Już po chwili pomieszczenie wypełniał rozgłos rozmów, postanowiłam ulotnić się do salonu. Ten zaś znajdował się naprzeciwko strefy kuchennej, na prawo od wejścia. Duża, szara kanapa stojąca na środku zagradzała przejście, robiąc miejsce po bokach. Naprzeciwko sofy ustawiony był niewielki stolik z telewizorem, a tuż przed nim stolik kawowy. Ściany pomieszczenia były podobne jak w całym domu, beż w odcieniach żółci. W powietrzu unosił się lekki, kwiatowy zapach, który wydzielał się z odświeżaczy. Cały dom był wysprzątany na ulał, najwidoczniej Sarze zależało, by dobrze się pokazać.
Opadłam na kanapę i pogrążyłam się w rozterkach. I pomyśleć, że jeżeli wszystko potoczyłoby się choć odrobinę inaczej to mieszkalibyśmy tutaj, czy w poprzednim domu razem we trójkę, ja mama i tata, jak zawsze. Niestety nie zawsze życie jest takie jakiego oczekujemy, a w moim przypadku nie potoczyło się ono najlepiej.
- Jedzenie będzie za godzinę. - mężczyzna zajął miejsce obok mnie, lecz gdy zauważył moją smutną minę skupił wzrok. - co jest?
Ruszyłam ramionami. Milczałam.
- Chodź tutaj. - wyciągnął ramiona w moją stronę i nie zastanawiając się ani minuty dłużej wpadłam w objęcia rodzica. Tak bardzo tego potrzebowałam. - nie wiem co siedzi ci teraz w tej ślicznej główce, ale pamiętaj, że zawsze tu dla ciebie jestem, jasne? - podniósł mój podbródek zmuszając nas do nawiązania kontaktu wzrokowego. Pokiwałam głową. - słowa Silver.
- Pamiętam. - w tej chwili tak bardzo przypominał mi Forresta, on też zawsze upominał mnie o słowne potwierdzenie. To całkiem urocze, lecz w niektórych chwilach okropnie wkurzające.
Po chwili oboje wstaliśmy z poduszek i udaliśmy się do kuchni. Z racji, że jedzenie zamówione przez tatę było już w drodze, postanowiłam na razie nie nakładać przekąsek na talerze, a jedynie rozlać colę po szklankach i postawić je w salonie.
Filmem na dzisiaj, a bardziej bajką była ,,Piękna i Bestia". Oglądałam go za dzieciaka chyba z tysiąc razy, ale nigdy mi się jeszcze nie znudził.
Nim się obejrzałam do drzwi domu zapukał dostawca, a przepyszne rolki sushi stały już na naszych talerzach.
- Smacznego promyku. - tata posłał mi ciepły uśmiech.
Chwyciłam w palce pałeczki i zabrałam się za rolkę z łososiem, były to moje ulubione. Film w tle kompletnie oderwał nas od jakichkolwiek rozmów i wraz z tatą w pełnym skupieniu pochłanialiśmy nasze ulubione danie wraz z fabułą bajki.
Kiedy jedzenie magicznie zniknęło z talerza, a wypełniły mój brzuch oparłam się o tył sofy i podkuliłam nogi pod brodę nie przerywając oglądania. Ta chwila była tak przyjemna, a zarazem niewiarygodna, że sama nie wiedziałam już czy to sen czy prawdziwe życie, lecz jedno było pewne – nawet jeżeli śniłam, za cholerę nie chciałam się budzić. Każda minuta, sekunda przy moim tacie była jak chwila w niebie, kochałam być u jego boku.
Czas mijał nieubłaganie, byliśmy w połowie filmu, a mi mimowolnie zaczynały przymykać się powieki. Fakt, że kilka godzin temu wróciłam z miesięcznej wycieczki nie dodawał energii.
- Hej, hej! - krzyknął tata szturchając mnie w ramię. - nie zasypiaj mi tu, noc jeszcze młoda.
- Oh tato. - sapnęłam zniesmaczona. - jestem taka zmęczona...
Nim zdążyłam dodać coś więcej, duża poduszka trąciła moją głowę. Poderwałam podbródek od dłoni i spojrzałam z wyrzutami na tatę, który najwidoczniej czerpał wiele radości z sytuacji sprzed chwili.
- A więc tak się bawimy... - stwierdziłam.
Sięgnęłam najszybciej jak umiałam po jedną z poduszek obok mnie i wymierzyłam cios w tatę, który zgrabnie go ominął. Niestety ja takich umiejętności nie posiadałam i po raz kolejny dostałam w twarz.
Zeskoczyłam zwinnie z kanapy i schowałam się za jej oparciem. W pokoju zamarła cisza, a jedyne dźwięki, które ją przerywały leciały z wciąż grającego filmu. Domyślałam się, że tata również się chowa, a ponadto szykuje na mnie zasadzkę.
Wychyliłam się niepewnie zza oparcia, lecz równie szybko się za nie schowałam, kiedy omal nie dostałam poduszką w sam środek głowy. Wyciągnęłam jedną rękę i złapałam poduszkę, która cudem jeszcze znajdowała się na sofie. Wystawiłam głowę zza oparcia i wymierzyłam cios w tatę, który tym razem oberwał. Zachichotałam.
- Spryciula...
Ponownie zapadła cisza. Opadłam na tyłek, a plecami przywarłam do boku mebla. Czekałam na ruch ze strony mężczyzny. Ten jednakże w niespodziewanym momencie tata wyskoczył z drugiej strony i chwytając mnie jedną ręką pod nogi, a drugą podpierając plecy, podniósł mnie do góry. Szybko oplotłam ręce wokół jego szyi i zaczęłam piszczeć wraz ze śmiechem na przemian.
Po chwili opuścił mnie na ziemię i powiedział:
- Od razu się rozbudziłaś. - wymierzyłam mu kuksańca w ramię.
- Boli mnie teraz głowa, dzięki. - przeplotłam ze sobą ręce udając złość.
- Od poduszki? - zaśmiał się.
- To był mocny rzut, okej?
Oboje usiedliśmy z powrotem na kanapie, a moje całe zmęczenie uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą. Przysłoniłam usta ziewając.
- A więc jednak nadal śpiąca. - stwierdził tata. - chcesz już iść spać?
- Jeszcze chwila tato. - oparłam głowę o jego bark. - wiesz, bardzo się cieszę, że mogę tu być. Z tobą.
- Oh, Silver. - zaczął głaskać mnie po włosach. - też się bardzo cieszę córeczko, brakowało mi cię. - jego słowa były jak miód na moje serce.
- Czy kiedy... - zawahałam się przed zadaniem pytania. - czy kiedy Sara już urodzi, nadal będę mogła przyjeżdżać?
To pytanie chodziło mi po głowie już od jakiegoś czasu. W domu były tak naprawdę tylko dwa pokoje – sypialnia taty i pokój, który do tej pory należał do mnie. Mogłabym spać na kanapie, lecz jest to trochę równoznaczne z tym, że nie ma tu dla mnie miejsca. Obawiałam się, że kiedy na świat przyjdzie nowe dziecko taty ja pójdę w odstawkę, a potrzebowałam go bardziej niż tlen.
- Naprawdę o tym myślisz?
- Mhm. - pokiwałam głową czując jak w kącikach oczu zaczęły napływać mi do nich łzy.
- Słuchaj, to że spodziewamy się z Sarą dziecka nie znaczy, że o tobie zapomnę. - tłumaczył to z takim spokojem jakiego mi od dawna nie było dane poczuć. - bobas, który się urodzi będzie dla mnie tak samo ważny co i ty, żadne z was nie będzie ani gorsze ani lepsze i każde tak samo dla mnie ważne. - nie przestawał na pieszczotach. - i pamiętaj to, że zawsze będę tu dla ciebie, gdy będziesz mnie potrzebowała, czy to jasne?
- Ta... - w tym momencie załamał mi się głos, a łzy zaczęły tryskać z oczu.
Tata objął mnie w silnym uścisku i nic już nie mówiąc po prostu mocno mnie trzymał, tuż przy sobie. Nie potrafiłam uspokoić emocji, każda z nich podpowiadała mi, że już za niedługo przestanę się dla niego liczyć. Przez głowę przechodziły mi same złe myśli, rozwód rodziców, Harry... to wszystko przytaczało tylko zmartwienia o rozpadzie również i naszej relacji.
- No już promyku. - objął moje poliki w dłonie, a kciukami zaczął ścierać łzy. - wszystko będzie dobrze, tak? Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham tato. - szepnęłam niemalże tak cicho, że bałam się, że mógłby mnie nie usłyszeć. - i to nawet nie wiesz jak bardzo.
Minął kwadrans od momentu mojego wybuchu. Tata wciąż uspokajał mnie swoim dotykiem pozwalając mi uspokoić oddech i oczyścić głowę.
- Dziękuję. - poderwałam podbródek, by spojrzeć mężczyźnie w oczy. - że jesteś.
Ucałował mnie w czoło.
- Na zawsze.
- Będę szła się myć tato. - poderwałam się na nogi i posłałam mu ciepły uśmiech. - dobranoc.
- Dobranoc Silver.
Wchodząc po schodach obawiałam się o to co ujrzę za drzwiami mojego pokoju. Może Sara przemeblowała je na potrzeby ich nowego dziecka? Bałam się, że pomieszczenie, które bywało moim bezpiecznym lokum podczas pobytu u taty zniknie.
Kiedy nacisnęłam klamkę i uchyliłam powoli drzwi zastała mnie ciemność, a jedyne światło jakie znajdowało się w pomieszczeniu szło od księżyca. Niepewnym krokiem weszłam za próg i rozświetliłam pokój włączając przełącznik.
Rozejrzałam się wokół. Wszystko było takie samo jak ostatnio co wprawiło mnie w ulgę. Odetchnęłam głęboko i postawiłam kolejny krok do przodu.
Na przeciwko mnie znajdowały się ogromne dwa okna na całą ścianę, a tuż przed nimi parapetowa kanapa. Uwielbiałam to miejsce, szczególnie nocami, gdy księżyc i gwiazdy skupiały się tylko i wyłącznie na mnie. Czułam wtedy wyraźną więź z... z moim bratem, uwielbiał gwiazdy.
Przeniosłam wzrok na prawą stronę, przeszklone biurko, a na nim komputer i porozwalane graty, które zostawiłam tu ostatnim razem.
Przeszłam na lewo i obróciłam się, by spojrzeć na siebie w odbiciu luster zamieszczonych na szafie. Przyduży dres maskował moją sylwetkę. Popatrzyłam sobie prosto w oczy i widziałam tę iskrę, której dawno nie było. Jedyne światło jakie w sobie miałam przynosił mi Harry, wraz z jego zniknięciem zabrał ze sobą i całą jasność. Jednakże kiedy pojawił się Forrest, a raczej jego kompletnie inna osobowość i zmiana stosunków co do mnie wszystko stało się takie... jaśniejsze. Mimo, że układało nam się naprawdę nieźle to wciąż z tyłu głowy miałam myśli, dlaczego zmienił się tak diametralnie? Co o tym zaważyło?
Potrząsnęłam lekko głową, by wyrzucić z niej jakiekolwiek obawy i ponownie obróciłam się w stronę okien. Po lewej stronie, tuż w rogu stało moje łóżko. Sara musiała zmienić pościel, iż wyglądała ona na czystą i schludnie ułożoną. Bardzo lubiłam tu spać, razem z tatą tak naprawdę złożyłam to łóżko – dwie palety, a na nich materac wraz z pościelą naprawdę nieźle się prezentowały.
Po całym pokoju na ścianach porozwieszane były plakaty różnych zespołów jak The Weekend, Lana Del Rey, czy Billie Eilish, pomiędzy nimi znajdowały się różnego rodzaju płyty i masę innych ozdób. Tuż przy suficie plątał się sztuczny bluszcz oraz ledowe taśmy.
Podeszłam do łóżka po czym nacisnęłam włącznik, który znajdował się na ścianie za nim, a następnie pokój zalała purpura.
Przeniosłam się na parapetową kanapę i pozwoliłam sobie odpocząć. Oparłam tył głowy o ściankę i przymknęłam oczy.
- Oh Harry... - wyszeptałam wpatrując w księżyc, który patrrzył się tak jakby na mnie. - gdybyś tylko mógł tu być. - poczułam jak do moich oczy wzbierają się łzy, lecz robiłam wszystko, by z nich nie wypłynęły. - chciałabym też, abyś mógł go poznać, jest dobry dla mnie. Już jest. - nabrałam oddechu i, gdy do głowy przyszła mi pewna myśl lekko się uśmiechnęłam. - a może ty mi go zesłałeś co? W sensie wiesz, takiego innego. - zachichotałam.
Tak bardzo pragnęłam móc wtulić się w tors mojego ukochanego brata. Myśląc o nim znów miałam dziesięć lat i wtulałam się w niego. Ten piękny, korzenny zapach jego perfum wymieszany z płynem pod prysznic, ten ciepły śmiech, który potrafił złagodzić wszelakie zło i ten przeszywający i oplatający wokół małego palca, jadeitowy wzrok. Oh Harry...
Nim wpadłabym w histerię, zeskoczyłam z siedzenia i podeszłam do szafy wyjmując z nich parę mojej piżamy. Szare, cienkie spodnie w kratę oraz za duża koszulka z jakimś napisem były najwygodniejszym co miałam.
Po wejściu do kabiny prysznicowej ustawiłam od razu ciepłą wodę. Bardzo ciepłą, wręcz wrzącą. I mimo że nie chciałam robić już sobie krzywdy, pragnęłam poczuć ból. Kiedy gorąca woda parzyła moją skórę ponownie poczułam tę ulgę, te poczucie, że gdy ból fizyczny zastępuje psychiczny w końcu jest lepiej. Choć na chwilę.
Ale nie. Nie mogę pozwolić sobie na wrócenie do przeszłości. Już nie. Blizny na przedramionach były wystarczającym tego dowodem.
Zmieniłam temperaturę wody i wystawiłam twarz ku deszczownicy pozwalając sobie na odetchnięcie. Przejechałam dłońmi po długich, ciemnych włosach i zagarnęłam je do tyłu.
Po kwadransie prysznica opuściłam kabinę i opatuliłam się miękkim szlafrokiem. Wtem mój telefon zawibrował na co lekko podskoczyłam. Kompletnie zapomniałam o jego istnieniu. Podniosłam komórkę z szafki, na której leżała i odczytałam wiadomość. A raczej wiadomości bo nie było ich mało.
Dupek: Już za tobą tęsknie młoda.
Dupek: Jak się czujesz po powrocie? Jest w porządku?
Dupek: Odezwij się coś, nudy tu bez ciebie.
Dupek: Halo?
Uśmiechnęłam się na widok wiadomości od Forresta. Oprócz ostatniego, pomiędzy każdym sms było nie więcej jak dwie minuty różnicy od wysłania.
Włączyłam aparat po czym wystawiłam język do pozy w lustrze. Zrobiłam zdjęcie i wysłałam je chłopakowi. Na odpowiedź długo czekać nie musiałam.
Dupek: Nareszcie! Śpiąca królewna się wybudziła. Śliczna jak zawsze.
Czułam jak serce niemalże mi płonie z jednoczesnego zawstydzenia, ale również i ekscytacji.
Ja: Już przestań lizać mi tak dupę.
Dupek: Ja dopiero mogę zacząć B)
Wyszczerzyłam oczy na ostatnią z wiadomości i przytknęłam dłoń do czoła.
Ja: FORREST!!!
Odłożyłam telefon z powrotem na miejsce i obróciłam się do lustra. Przetarłam zaparowaną powierzchnię rękawem szlafroka i spojrzałam sobie w oczy. Śmiałam się, naprawdę się uśmiechałam. To taka różnica pomiędzy tym co było, a czymś co miało nigdy nie nastać. A jednak, stoję tu i żyję.
Przebrałam się w piżamę i dokładnie zaczęłam osuszać włosy ręcznikiem, zdecydowanie nie miałam już dzisiaj siły ich suszyć suszarką.
Wkroczyłam do pokoju, a dres wraz rzuciłam na oparcie fotela stojącego przy biurku. Rzuciłam się na łóżko i chwyciłam telefon do dłoni.
Ja: Możesz rozmawiać?
Dupek: Jak ładnie poprosisz to może i bym mógł...
Ja: -_-
Dupek: Dzwoń.
Przewróciłam oczami jednakże od razu kliknęłam ikonkę telefonu i przyłożyłam komórkę do ucha czekając niecierpliwie, aż usłyszę ten niepowtarzalny głos.
- No hej. - lekko zachrypiały, lecz wciąż wspaniały.
- Cześć. - wypowiedziałam niemalże szeptem.
- Co słychać?
- Całkiem dobrze. - skwitowałam. - spędziłam z tatą cały wieczór, oglądaliśmy bajki, jedliśmy słodycze i wygłupialiśmy się.
- Brzmi spoko.
- Spoko?! Było supeeer!
Głos w słuchawce odpowiedział śmiechem.
- Cieszę się. - na chwilę zapadła cisza. - ja to od razu wróciłem i padłem na łóżko. Ten miesiąc był strasznie męczący, a Lilka w dodatku chciała się bawić...
- Jestem pewna, że przeogromny z niej słodziak. - zaśmiałam się na myśl o jego młodszej siostrze.
- Żebyś wiedziała, czasami przypomina mi nawet ciebie.
- Ah tak? - spytałam zaciekawiona.
- Tak, wtedy kiedy ryczy. - otworzyłam szeroko buzię na słowa blondyna.
- Wiesz co, wal się.
- Dobra! Już, żartowałem, lubię cię trochę powkurzać.
- Wcale się nie dziwię, że płacze. Gdybym miała takiego brata też bym się popłakała.
- Chciałabyś mieć takiego...
I nagle przerwał. Doskonale wiedziałam o co mu chodziło, lecz nie byłam ani trochę zła. Nie był przyzwyczajony do tej sytuacji, a słowa nie miały być źle odebrane.
- Przepraszam. - zaśmiałam się na jego skruchę.
- Nic nie szkodzi.
Rozmowa ciągnęła się i ciągnęła, sama nie zauważyłam jak zegarek wskazywał prawie drugą nad ranem.
- Będę szła spać Forrest. - powiedziałam po tym jak skończył kolejną już historię. - jest strasznie późno.
- Słusznie. - potwierdził. - ale za nim pójdziesz chciałbym zadać ci pytanie.
- Wal.
- Chciałabyś jutro do mnie wpaść? W sensie, na obiad. Mama chciała bardzo cię poznać i uznałem, że może to nie jest taki głupi pomysł, ale jeżeli...
- Jasne, z ogromną przyjemnością.
- Super, to jutro jeszcze się zgadamy. - było słychać widoczne zadowolenie w jego głosie. - w takim razie śpij dobrze, słodka Silver.
- Karaluchy pod poduchy wredny Forreście.
I nagle nastąpiła cisza.
Moje oczy definitywnie miały dość siedzenia do takiego późna przed ekranem telefonu, lecz czy żałowałam? Wręcz przeciwnie.
Wszystko było warte dla uradowanego serca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro