Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18


Wakacyjny czas mijał nieubłaganie. Niecały tydzień po urodzinach Harrego obchodziłam własne, osiemnaste urodziny. Co roku jednak ten dzieł był dla mnie tylko i wyłącznie formalnością bo odkąd dzieliłam rodzinę na dwa domy wszystko było inne. Kiedy jeszcze mieszkaliśmy wszyscy razem obchodzenie mojego dnia było raczej hucznym wydarzeniem. Rodzice dekorowali mieszkanie różnymi girlandami, serwetkami w kolorowe wzory, kupowali kolorowe talerzyki na tort wraz z kubeczkami na napoje. Robili to tak jakby cały świat miał się dowiedzieć, że to właśnie tego dnia Silver Rusell obchodziła swój dzień urodzenia.

Jednakże rzeczywistość uległa zmianie. Mama jedyne co robiła od kilku lat to kupno prezentu i małego tortu, tak dla symboliki. I chociaż byłam jej wdzięczna z całego serca za pamięć, bardzo bolała mnie utrata tej cudownej atmosfery, gdy tata jeszcze był.

Jednakże w tym roku ten dzień ponownie był inny. Mama wiedząc, że będę miała gości zaproponowała dekoracje. I tak też się stało.

Cały salon zdobiły kolorowe wstążki, przez przebijające się wspomnienia z przeszłości, aż się wzruszyłam.

Na „imprezę" zaprosiłam oczywiście Forresta, ale także i Logana, Reagana oraz Archera. Uznałam, że skoro byli przyjaciółmi tak bliskiej mi osoby to powoli stają się też i moimi.

Tego dnia postanowiłam ubrać swoją z najładniejszych sukienek, które posiadałam. Dostałam ją dawno temu od mamy, ale nigdy nie znalazłam odpowiedniej okazji, bu ją ubrać. Była czarna, sięgająca do połowy uda z długimi rękawami, lecz to co sprawiało, że była taka wyjątkowa to mieniące się drobiny na całym materiale. Włosy starannie umyłam nadając im truskawkowej woni, a końcówki zakręciłam. Makijaż zrobiłam w wieczorowym stylu, mocno kryjący podkład oraz korektor, wyraźnie podkreślone policzki bronzerem i różem, grube kreski i doklejone rzęsy nadawały mojej twarzy wyrazu, ale również i mocnego charakteru (nie żebym go potrzebowała koloryzować wyglądem).

Spotkanie zaplanowane było na równo południe, ale wiedziałam, że zapewne każdy się spóźni. Jedyną punktualną osobą okazał się być Forrest.

Równo o ustalonej godzinie zapukał do drzwi mieszkania. Kiedy tylko mnie zobaczył jego mina momentalnie przybrała wręcz oszołomiony wyraz. Jak widać nie tylko jemu podobało się moje dzisiejsze wydanie.

- Wow... - otworzył szeroko buzię. - znaczy, Hej.

Zmieszany podrapał się po tyle głowy.

- Wyglądasz niesamowicie.

- Dzięki. - podeszłam i ucałowałam jego policzek. - zapraszam do środka.

Po wejściu przywitała go również mama. Wypytała o wszystkie szczegóły oraz jak długo jesteśmy już razem na co miałam wrażenie, że cała oblałam się szkarłatem. Przerwałam jej wtedy zgrabnie zmieniając temat i tymczasem ratując Forresta z niezręcznej sytuacji. Chociaż tak naprawdę sama byłam ciekawa jak traktuje naszą relację.

Po upływie czasu w domu byli już wszyscy. Każdy z nich ugościł mnie jakimś podarunkiem, co skradło moje serce. Od Logana dostałam bukiet czerwonych róż, paczkę swoich ulubionych papierosów oraz specjalnie spersonalizowaną popielniczkę we wzory kotów. Archer zaś podarował srebrny naszyjnik, który zwieńczony był najprawdopodobniej różowym kwarcem. Jeżeli chodzi o Reagana to podarował mi zestaw perfum, szczerze przyznając się, że nie wiedział co mi kupić i pomyślał, że każda baba lubi takie głupotki. No i Forrest, to co tam zobaczyłam wzruszyło moim sercem. Wręczył mi niewielką torebeczkę, w której znalazłam kwadratowe pudełko, takie, w których dawało się pierścionki. Wcale się nie myliłam. Po uchyleniu wieka ujrzałam srebrny pierścionek, w którym za brylant robił piękny... jadeit. Od wnętrza pokrywki widniała karteczka z napisem: Abyś nigdy nie zapomniała o moich oczach.

I już wtedy wiedziałam, że o jego pięknym spojrzeniu zapomnieć się nie dało...

Reszta dnia minęła naprawdę wspaniale. Zjedliśmy tort o smaku wszystkich czekolad, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, ale głównie przewijał się temat zbliżającej się szkoły.

Dzięki obecności wszystkich chodź na chwilę mogłam myśleć o czymś innym i byłam im za to przeogromnie wdzięczna. Po raz pierwszy od kilku lat moje urodziny ponownie oświecone były aurą wyjątkowości, a ja czułam się jakby to faktycznie był „mój dzień"

***

Tego dnia niestety nie mogłam zacząć od późnej pobudki. Wczoraj odbyło się oficjalne rozpoczęcie, a więc nadszedł i pierwszy dzień szkoły.

Wstałam równo z pierwszym budzikiem i pierwsze co to ruszyłam do łazienki. Poranny prysznic był mi bardzo potrzebny do odpowiedniego funkcjonowania. Letnie krople wody znacznie mnie orzeźwiły. Po opuszczeniu kabiny prysznicowej umyłam zęby i przemyłam twarz.

Przyodziałam na siebie jeansowe bermudy, a na górę zarzuciłam za dużą koszulkę, którą kiedyś podkradłam Forrestowi. Twarz podkreśliłam jedynie tuszem do rzęs, a z resztą makijażu dałam sobie spokój.

Po kwadransie znajdowałam się już na przystanku autobusowym, a po półgodzinie stałam przed bramą szkoły.

Wciągnęłam powietrze, które już w swojej atmosferze mówiło o nadciągającej jesieni i przymknęłam spokojnie powieki napawając się chwilą. Jeszcze nigdy nie czułam się tak spokojnie w dniu rozpoczynającym na nowo szkołę.

- No cześć promyku. - podskoczyłam nagle na niespodziewane szepnięcie do ucha.

- FORREST!!! - wydarłam się rzucając w jego stronę. - wystraszyłeś mnie na śmierć.

Chłopak zaczął się śmiać, a dźwięk, który z tego płynął był zdecydowanie moim ulubionym.

- Jak czujemy się w pierwszy dzień? - zaczęliśmy iść w stronę budynku. Niegdyś moje ciało przechodziłyby dreszcze, ale odkąd moje życie diametralnie się zmieniło już nie czułam przerażenia. Tak jakbym narodziła się na nowo, w innej skórze.

- Może cię zaskoczę, ale bardzo dobrze.

- Ktoś mi cię podmienił, ewidentnie. - ponownie zaszczycił mnie swoim śmiechem.

Przechadzając się dziedzińcem wyczułam na sobie masę oczu. Każdy mi się przyglądał, a po chwili szeptał między sobą. Na początku nie miałam pojęcia o co mogło chodzić i nawet się zmartwiłam, ale po chwili do mnie doszło. Szłam za rękę wraz z Forrestem Kinsey'em, który od tylu lat był moim wrogiem. Wcale nie dziwiłam im się takiej reakcji, sama gdyby ktoś w tamtym roku powiedział mi o takim przebiegu spraw zostałby przeze mnie wyśmiany. Jednakże byliśmy teraz tutaj. Razem. Obok siebie. I napawaliśmy się własną obecnością jak tylko mogliśmy.

Pierwszy dzień tuż po rozpoczęciu zawsze był nudny. Wszystkie lekcje przybrały charakter „wprowadzających" czy „zapoznawczych". Na wspólnych zajęciach w ławce siedziałam oczywiście nie z nikim innym jak z Forrestem co nadal przykuwało uwagę otoczenia. Zastanawiałam się ile zajmie im, by w końcu się do tego przyzwyczaić.

Na najbliższej przerwie obiadowej, która odbyła się po trzech lekcjach zmierzaliśmy wspólnie na stołówkę.

- Cześć Silver! - niespodziewanie usłyszałam od przechodzącej obok nas dziewczyny. Szczerze powiedziawszy nie znałam jej zbyt bardzo, jedynie z widzenia.

Obróciłam się zdezorientowana za nią, lecz ona poszła dalej, tak jakby jej przywitanie nie było niczym nadzwyczajnym.

Przy wchodzeniu do stołówki minęliśmy kolejną grupę osób, po przywitaniu się z Forrestem jedna z nich rzuciła:

- Co słychać Silver?

Będąc w szoku zdążyłam tylko wydukać:

- O-okej...

Na tacę nabrałam sobie trochę sałatki z kurczakiem i chwyciłam butelkę wody.

Odchodząc wraz z blondynem od stanowiska chciałam zająć miejsce tam, gdzie zawsze, ale Forrest miał inne plany.

- Chodź, reszta czeka na nas na zewnątrz.

No tak, przecież odkąd lubiliśmy się z Forrestem normalką było siedzenie z nim i jego znajomymi na przerwie obiadowej.

- Wiesz... - mruknęłam podążając za nim do szklanego wyjścia prowadzącego na stoliki na zewnątrz. - to takie dziwne, że odkąd chodzę obok ciebie każdy zaczął się ze mną witać.

Forrest odpowiedział mi na to śmiechem i rzucił:

- Będziesz musiała się do tego przyzwyczaić. - wzruszył ramionami. - nie będę ukrywał, ale widzę, że ludzie zrobiliby dosłownie wszystko, aby znaleźć się ze mną i innymi w jednej paczce, dlatego gdy widzą, że chodzisz obok będą wchodzili ci w dupę, tylko po to, by się zbliżyć. Jednak musisz być na to uważna, większość z nich jest miła tylko na pozór.

- Ah tak? Nie zapominaj kim jestem. - postanowiłam mu przypomnieć, że przecież to ja byłam największym odrzutkiem jakiego widziany i doskonale znałam ludzi na wylot. - Silver Russel, największy wróg tej budy, wiem jacy są ludzie.

- W takim razie szybko się zaklimatyzujesz.

Po chwili siedziałam już w jednej ławce z Forrestem, Loganem, Archerem i Reaganem, a wraz z nami siedziały jeszcze dwie dziewczyny, najprawdopodobniej z drużyny cheerleaderskiej.

Posiłek mijał nam w przyjemnej i roześmianej atmosferze. I wtedy nadeszły mnie przemyślenia.

Odkąd ludzie ujrzeli mnie z tak lubianym chłopakiem jak Forrest wszystko się pozmieniało. Na korytarzach nie byłam obrzucana już krzywymi spojrzeniami (nie wliczając w to zazdrosnych dziewczyn, które prawie, że pluły na mnie jadem bo to nie one były na moim miejscu), a miłymi uśmiechami i powitaniami. Zmianie uległo również moje stałe miejsce na stołówce jak i podczas zajęć.

Mijały dni i tygodnie, a wszystko było takie same. Na początku myślałam, że potrwa to tylko kilka pierwsze dni, aż ludzie przyzwyczają się do mojej obecności wśród tak znanych osób, ale nie. Nagle zyskałam masę znajomych, dobrą opinie, reputację. Zyskałam wszystko czego wcześniej nie miałam. Czy się z tego cieszyłam? Nie powiem, że nie, byłam zadowolona, że w końcu to nie ja byłam ta zła i najgorsza.

Byłam zadowolona bo w końcu odnalazłam swoje miejsce. Miejsce znajdujące się tuż obok jadeitowych tęczówek i blond włosach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro