Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14


Szorowałam zęby szarą, widocznie zużytą już szczoteczką i dokładnie przyglądałam się sobie w lustrze. Wzrok skupiłam na tatuażu – symbolu wolności, której pragnęłam. I choć czasami wydawało mi się, że już ją zdobyłam, sytuacje takie jak wczorajsze uświadamiały mi to w jakim błędzie jestem.

Tego dnia postawiłam na trochę więcej kolorów – na górę wybrałam granatowy top z dekoltem karo, który wypełniała umieszczona na środku mała, biała kokardka. Na dół zaś wsunęłam zieloną spódnicę cargo. Ramiona opatuliłam zbyt dużą, kraciastą koszulą, a na stopy włożyłam czarne trampki za kostkę. Całość wypełniłam czarnym chokerem, kolczykami w kształcie czaszek oraz paroma pierścionkami.

Przesunęłam dłońmi parę razy po zmierzwionych włosach, przetarłam po raz ostatni twarz wodą po czym wyszłam z łazienki od razu kierując się w dół. Tego dnia kompletnie zrezygnowałam z makijażu.

Wychodząc na zewnątrz, promienie słońca oblały mnie od stóp po samą głowę przez co nieumyślnie zmrużyłam oczy, w tamtym momencie żałowałam, że nie wzięłam ze sobą żadnych okularów przeciwsłonecznych.

Pociągnęłam klamkę drzwi wejściowych do stołówki, a przyjemne zapachy świeżego jedzenia dotarły mi do nozdrzy. Nie mogłam się doczekać, aż wsunę coś dobrego. Jeszcze bardziej nie mogłam doczekać się spotkania z Forrestem (tak naprawdę nie miałam żadnej ochoty na niego nawet patrzeć). Do tej pory nie rozumiałam co w niego wstąpiło, ale reakcja, którą mnie obdarzył nie była w porządku.

Weszłam do pomieszczenia obsługi i sięgnęłam po swój fartuch. Zwykły, czarny, gdzieniegdzie ubrudzony plamami po jedzeniu i widocznie zużyty, lecz czy mi to przeszkadzało? W ogóle.

- Silver? - tak dobrze znany mi głos zmroził mi krew w żyłach. Wiążąc kokardę z tyłu, zastygłam w miejscu i wzięłam głęboki wdech.

Ignorując obecność blondyna postanowiłam wrócić do swojego zajęcia. Jednakże jak na złość cały materiał zaczął się ze sobą plątać przez co cicho przeklęłam pod nosem.

- Daj pomogę. - odgłos kroków stawianych w moją stronę wybijał echo w mojej głowie.

Chłopak chwycił dwa paski i precyzyjnymi ruchami zacząć wiązać je w kokardę.

- Słuchaj... - słyszałam napięcie w jego głosie. - przepraszam, okej? Wiem, że schrzaniłem.

Prychnęłam rozbawiona. W tym momencie Forrest pociągnął mocno za oba paski, a ścisk ich wokół mojej talii wydobył z moich ust ciche piśnięcie.

- O co ci chodzi? - warknęłam sięgając dłońmi do tyłu, by poluzować materiał.

- Porozmawiaj ze mną.

- Przecież rozmawiamy.

- Silver...

- Co?! - odwróciłam się do niego przodem. Blask bijący z jego oczu był niczym najpiękniejsza gwiazda z całego gwiazdozbioru. Patrząc w głąb nich już wiedziałam, że nie będę się na niego gniewać.

- Przepraszam. - położył dłonie na moich ramionach, a kciukami zaczął zataczać na nich koła. - po prostu się wściekłem. Znaczy nie na ciebie! Na nich. Na Logana i Reagana i...

- W porządku. - poruszyłam ramionami. - wybaczam ci.

I mimo że moje założenia względem niego na początku dnia były kompletne inne, nie umiałam się dłużej gniewać. Nie na niego.

Mina Forresta była bezcenna. Coś jakby wymieszać ze sobą zdziwienie, ale też trochę i frustrację oraz ulgę. Jednakże, gdy doszło do niego co właśnie powiedziałam jego twarz nabrała znacznie radośniejszego tonu.

- Naprawdę przepraszam, nie powinienem tak na tobie tego odreagowywać.

Nie odpowiadając więcej na jego przeprosiny, chwyciłam go obiema dłońmi za kark i przyciągnęłam do siebie rozbijając nasze usta w delikatnym pocałunku. Forrest jednak znacznie go pogłębiał testując swoich granic. Dla ciebie już ich nie ma...

Kiedy oderwaliśmy się od siebie puściłam mu niewinne oczko po czym chwyciłam za stertę z obrusami oraz ściereczkami, by następnie zanieść je na salę i zacząć układać na stolę.

Podczas, gdy ja gładziłam ostatni z materiałów rozprowadzając go dokładnie po powierzchni stołu, Forrest układał na innych zastawę. Przez cały czas czułam jego wzrok na sobie, co nie powiem bardzo mi się podobało. Czasami ukradkiem przygryzałam wargę myśląc o tym co moglibyśmy razem zrobić. O ile cokolwiek, by nas łączyło.

Stanęłam w rogu sali i dokładnie śledząc każdy jej kąt, szukałam czegoś co mogło mi umknąć. Jednakże, gdy nic nie zwróciło mojej uwagi, zdjęłam z siebie fartuch po czym odwiesiłam go z powrotem na wieszak.

- Podoba mi się twoja spódniczka. - włoski na karku zjeżyły mi się, gdy wyczułam obecność chłopaka. - pasuje ci.

- D-dziękuję. - czułam jak oblane rumieńcem policzki płoną mi żywcem. Założyłam pasmo włosów za ucho i obróciłam się na pięcie, by odwzajemnić łakomy wzrok blondyna.

Uśmiechał się dokładnie mi się przyglądając, co nie powiem było całkiem uroczym gestem.

Posyłając ostatni, krótki uśmiech i wyminęłam go, by następnie skierować się w stronę jedzenia. W brzuchu, aż burczało mi z głodu, gdy czułam zapach ciepłego jedzenia.

Jak każdego już dnia zasiadłam do stołu z Forrestem. Dni u jego boku mijały przyjemnie, lecz niezwykle szybko. Jeszcze przed chwilą dopiero co przyjechałam do tego miejsca, w którym tak bardzo nie chciałam się znajdować. Opłakiwałam to jak długie i okropne będą dni spędzone pośród osób, których nienawidziłam, a teraz? Teraz nie chciałam stąd wyjeżdżać. Bałam się, że gdy tylko opuszczę te miejsce, całe szczęście, to wszystko co tu się wydarzyło po prostu zniknie, przestanie istnieć. Obawiałam się tego, że gdy wrócimy do normalności, wszystko co od niej odbiegało będzie tylko wspomnieniem.

Jeszcze przed chwilą nienawidziłam chłopaka, który okazał się być moim największym z uzależnień, chłopaka, o którym na samą myśl gotowałam się ze złości. Tak niedawno pragnęłam rozszarpać go na części i delektować się jego cierpieniem tak bardzo jak on czerpał przyjemność z mojego. Chciałam zemsty.

Myśląc o Forreście nie czułam niczego innego jak nienawiści, odrazy, obrzydzeniu. Dzisiaj przez moje ciało przebiegało milion dreszczy, gdy w ułamkach pamięci odtwarzałam jak działał na mnie jego dotyk.

Będąc w tym miejscu, o tym czasie, pragnęłam tylko jego. Chciałam, by jego jadeitowe oczy, do których miałam cholerną słabość były oczarowane tylko mną, by patrzyły tylko i wyłącznie na mnie.

Ostatni dzień, jutro wszystko powróci do tego od czego się zaczęło. Mój dom, pokój, który od zawsze chłonął wszystkie lęki, każdy krzyk wywołany wewnętrznym bólem, pojedynczą łzę spływającą mi po policzku. Moja łazienka, do której nienawidziłam chodzić bo wtedy stawałam twarzą twarz ze sobą. Od zawsze w odbiciu widziałam tylko głupią i naiwną dziewczynę, same żebra, a przede wszystkim zniszczone życie, niewykorzystaną szansę. Mój salon, na którego kanapie spędzałam większość dni. Moja kuchnia, której nienawidziłam. Odrażała mnie myśl o jedzeniu. Bałam się, że to powróci.

Będąc tu nauczyłam się cieszyć, nauczyłam się jak się uśmiechać. Patrząc w lustro nie widziałam żeber i bladej skóry, a pełne rumieńców policzki i oczy, w których tliły się gwiazdy. Gwiazdy, których dawno tam nie było.

Leżałam na łóżku pogrążona w myślach. Coś tknęło mnie, by spojrzeć na swój nadgarstek. Krzywe, cienkie oraz grube, brzydkie blizny. Blizny, który przypominały mi o słabości, o tym ile razy chciałam stąd zniknąć. Ból fizyczny pomagał uciec od psychicznego, który był znacznie cięższy do wytrzymania. Przetarłam rany kciukiem drugiej dłoni, wypustki były łatwe do wyczucia. Nigdy kurwa więcej, błagam.

Ostatni dzień, popołudnie, ostatnie chwile. Wieczorem umówiona byłam na spotkanie z Forrestem, chcieliśmy dobrze wykorzystać ten czas.

Słońce powoli zmierzało ku dołowi, zbliżało się popołudnie. Tego wieczoru nie tylko nasza dwójka miała plan, kadra organizowała dyskotekę pożegnalną, która zwieńczona będzie nocowaniem na stołówce. Jako, iż do samego końca musiałam odpokutowywać akcję z lasem, pomagałam przystrajać salę.

Z sufitu zwisały girlandy, głównie w odcieniach fioletu oraz różu. Na ścianach przyczepione były różnego rodzaju ozdoby, a po ziemi walały się balony. Gdy dzień wcześniej zgasiliśmy światła, a pozwoliliśmy rozbłysnąć projektorom, które mieniły się na przeróżne kolory, wystrój robił wrażenie. Mimo, że nie przepadałam za takimi wydarzeniami – dlatego też postanowiłam spędzić ten czas na osobności z Forrestem – to dekoracje oraz dobra muzyka robiły swoje.

Łazienka od rana okupowana była przed Dile, Amber i Wendy przez co sama malować się musiałam przy niewielkiej komódce. Starannie malowałam kreski w kącikach powiek, starając się nie wyjechać na boki. Srebrny cień, którym pokryłam całą powiekę oraz dwie małe cyrkonie dodawały mi blasku, którego pragnęłam. Nie pamiętam kiedy ostatnio, aż tak bardzo się wystroiłam.

Na ciało wciągnęłam czarną, opinającą sukienkę, szyję udekorowałam naszyjnikiem z pereł, a na nogi wsunęłam ciemne botki.

Na własny widok w lustrze niewinnie się uśmiechnęłam, wyglądałam zniewalająco.

Przeczesując ciemne włosy pozwoliłam im spłynąć wzdłuż pleców.

- Do cholery Dila ile razy mówiłam ci, żebyś nie podbierała mi kosmetyków?! - rozwścieczony głos Wendy dobiegł do moich uszu. - Gdzie wsadziłaś ten jebany róż?!

Zachichotałam cicho pod nosem, a w tym momencie zezłoszczona do czerwoności brunetka wparowała do pokoju niczym tornado. Spojrzała na mnie spod byka i burknęła:

- A ciebie coś bawi?

- Może. - wzruszyłam ramionami. - może nie.

Wendy pokiwała głową, a następnie zaczęła wyrzucać rzecz po rzeczy z ogromnej kosmetyczki.

- Jest u mnie w szafce! - zaś z dołu wybrzmiał krzyk Delilah.

- Niedorzeczna... - syknęła pod nosem dziewczyna szarpiąc za uchwyt od komody. Chwyciła za upragniony przedmiot po czym wyparowała z sypialni ponownie zajmując łazienkę.

Jak dobrze, że nie mam takich problemów....

***

Nim się obejrzałam za oknem nie było widać nic innego oprócz ciemnego nieba i jasnych gwiazd na nim.

Schodząc w dół po schodach czułam się jak te księżniczki z bajek, które w wystrzałowych kreacjach schodziły wprost do objęć swojego ukochanego. Tylko, że ja oprócz ładnego stroju nie miałam nic wspólnego z żadną z nich.

- No, no – zaczęła mówić Wendy. - nieźle się odjebałaś dla tego Foreścika, spodoba się mu.

Nie wiedząc czemu uśmiechnęłam się na to stwierdzenie, chciałam mu się podobać.

- Dzięki. - mruknęłam sięgając po ramoneskę. - ty też dobrze wyglądasz.

Dziewczyna prychnęła.

- Tylko dobrze? Błagam cię, zacznij ty może nosić okulary, wyglądam zajebiście. - Zaczęłam się śmiać. No tak Wendy i skromność to jak ogień i woda.

Narzuciłam kurtkę na ramiona i, gdy miałam już wychodzić Wendy się do mnie zwróciła:

- Tylko nie bawcie się tam za dobrze świntuszki. - to jak bardzo zmieniła swoje nastawienie względem mnie czasami mnie szokowało.

- Dobrze, MAMO.

Chłód na dworze omiótł moje nogi, które pokryły się gęsią skórką. Ja za to chwyciłam za telefon i wystukałam wiadomość do chłopaka.

Ja: Zaraz będę.

Szłam z uniesioną głową oraz uśmiechem od ucha do ucha, to miał być nasz wieczór. Nasz ostatni wieczór.

Nieśmiało zapukałam do drzwi i odeszłam krok dalej. Nie czekałam długo, po chwili przed oczami stanął nie kto inny jak Forrest. Ubrany był w czarną koszulę, której kilka guzików od góry nie było zapiętych oraz czarne spodnie. Jednakże roztrzepane włosy nadal pozostały nieokiełznane.

- Hej. - mruknęłam zakładając pasmo za ucho.

- Hej.

Staliśmy w ciszy wpatrując się w siebie. Jego oczu były jak czarna dziura – wabią, porywają do środka i już nigdy nie wypuszczają. Były moją największą zgubą.

- Chodź, nie będziesz już marznąć. - wyciągnął dłoń w moją stroną i ciągnąc mnie za rękę sprawił, że znalazłam się we wewnątrz.

Odebrał ode mnie kurtkę i sam zawiesił ją na wieszaku. Odwracając się to co dostrzegłam zaparło mi dech w piersi. Na stoliku, na którym zwykło leżeć tony butelek po piwach oraz puste lub w pół pełne paczki po papierosach, teraz leżały miski z chipsami, kubki z paluszkami oraz salaterki z żelkami. Uroku dodawały dwie świecie, które się paliły.

- T-to dla mnie? - zapytałam zszokowana.

- Nie, dla mnie. - żartobliwym tonem odparł chłopak. - jasne, że dla ciebie. Mam nadzieję, że się podoba.

- Żartujesz?! Jest przepięknie, dziękuję.

Niepewnym krokiem zaczęłam iść w stronę kanapy po czym zajęłam na niej miejsce. Chłopak usiadł tuż obok mnie.

- Wybrałem film. - zakończył ciszę. - Zmierzch, odpowiadaj ci? - moje wewnętrzne dziecko, aż skakało z radości nie mogąc się doczekać oglądania.

- Idealnie.

Obdarzyłam go szczerym uśmiechem.

Już po chwili siedzieliśmy razem rozłożeni na kanapie, w pomieszczeniu panował mrok, a jedynym źródłem światła były świece i telewizor. Leżeliśmy razem pod jednym kocem, ja wtuliłam policzek w jego tors, a on obejmował mnie ramieniem. Dokładnie przysłuchiwałam się jego biciu serca, było rytmiczne i cihce. Uspokajało.

Przekąski powoli znikały z misek wypełniając za to mój brzuch. Najchętniej dorwałam się do tej z paprykowymi chipsami i popcornem.

- Jaki jest twój ulubiony kolor? - przerwałam ciszę.

- Mój ulubiony kolor? - spytał rozbawiony. - czemu pytasz?

- No wiesz, takie podstawy znajomości. - wzruszyłam ramionami pochłaniając kolejnego chipsa. - wypadałoby wiedzieć takie rzeczy.

- Niebieski, lubię niebieski. Nawet bardzo.

- Czemu akurat niebieski? - spytałam zaciekawiona,

- Bo twoje oczy są niebieskie.

Przez moje ciało przeszedł momentalnie dreszcz, a włoski na ciele się zjeżyły. No takiej odpowiedzi to ja się nie spodziewałam.

Zawstydzona zagarnęłam pasmo włosów za ucho po czym obróciłam głowę w taki sposób, by móc patrzeć na twarz chłopaka.

- A twój? Jaki kolor lubisz promyku? - uśmiechnęłam się, gdy zaczął gładzić mój policzek kciukiem.

- Zielony.

- Bo?

Odpowiedź mogłaby się zdawać oczywista.

- Harry bardzo lubił ten kolor. - kiedy blondyn zmarszczył brwi postanowiłam rozwinąć wypowiedzieć. - no wiesz, mój brat. - zamknęłam oczy na przyjemność jaką dawał mi dotyk Forresta. - jego oczy były takie piękne, jadeitowe.... Jak twoje. Bardzo mi go przypominasz, wiesz?

- Ah, tak?

- On też się tak mną opiekował. - wspomnieniami odleciałam w czasy dzieciństwa, gdzie mój brat był moim największym przyjacielem, tarczą przed bólem i wsparciem jakiego ciężko dało się nawet wyobrazić. - też sprawiał, że czułam się bezpieczna.

Oczy chłopaka złagodniały jeszcze bardziej na to wyznanie. Bawił się pasmami moich włosów, od czasu do czasu gładząc moją skórę.

- No dobra, a co najbardziej lubisz jeść? - zagadnął nagle chłopak.

- Hmm, myślę, że makaron z kurczakiem w sosie serowo-śmietanowym. - miałam wrażenie, że na wspomnienie mojego ulubionego posiłku zaczęła lecieć mi ślinka z ust. - a ty?

- Kebs, zdecydowanie kebs. - zaśmiałam się na jego odpowiedzieć. - dobra, muszę cię o coś spytać bo inaczej umrę, skąd tatuaż kruka?

Przełknęłam gulę w gardle i zaczęłam mówić:

- Mimo, że mogłoby się zdawać, że dużo o mnie wiesz to tak naprawdę prawie w ogóle mnie nie znasz. - zaczęłam mówić powoli starannie, by nie pominąć żadnego szczegółu. - przed przyjazdem tutaj od lat zmagałam się z dużymi problemami, głównie od śmierci Harrego. - imię mojego zmarłego brata ledwo przechodziło mi przez gardło. - kruk był i nadal jest dla mnie symbolem wolności, której od zawsze pragnęłam. No wiesz, przykładowo kiedy taki ptak się wystraszy może po prostu odlecieć, uciec od zagrożenia, a ja? Ja mogę tylko uciekać choć do tej pory na nic się to zdało.

Kochałam to z jaką starannością blondyn wysłuchiwał moich wypowiedzi.

- Rozumiem – skinął głową. - czemu powiedziałaś ,,przed przyjazdem"? To, że tu przyjechałaś coś zmieniło?

- Oj tak i to dużo. Odkąd odszedł mój brat nie czułam się tak szczęśliwa jak teraz, że jestem tu z... - zawahałam się. - z tobą.

- W takim razie miło mi to słyszeć Silver.

Miałam wrażenie, że mogłam z tym człowiekiem rozmawiać w nieskończoność.

- Masz rodzeństwo?

- Mam. - uśmiechnął się na ewidentne wspomnienie. - młodszą siostrę, Lily. Kocham tego urwisa.

- Opowiedz coś o niej. - zachęcałam mimo że ten temat był dla mnie cholernie trudny.

- Um, a więc Lily ma nieco jaśniejsze włosy od moich, mama zawsze wiąże jej w dwie kitki z tyłu głowy. - widziałam to w jego oczach z jaką fascynacją i miłością mówił o siostrze. To było coś pięknego. - kocha chodzić w sukienkach, nie pamiętam kiedy widziałem ją ostatnio w spodniach. Jest wiecznie roześmiana i zaraża tym uśmiechem innych, jestem przekonany, że by cię pokochała.

- Mam taką nadzieję - odparłam z uśmiechem. - a jacy są twoi rodzice?

- Mama jest starszym wcieleniem Lily, we dwie świetnie się dogadują. - nie przerywał pieszczot. - a tata jest bardziej podobny do mnie. W moim wieku też grał w football, jak byłem mały często zabierał mnie na mecze, mamy nawet wspólną gablotkę w domu. - w moim sercu zrodziło się poczucie żalu. Co było w tym takiego ciężkiego rodzice?

Rozmowy toczyły się bez przerwy, tematów nie brakowało. Będąc wtulona w tors chłopaka nie czułam niczego poza szczęściem, on był moją bezpieczną ostoją, która chroniła mnie od zła. To on był moim stróżem, a ja jedyne co mogłam robić to dać mu się chronić.

Jeszcze do niedawna pełne naczynia od przekąsek, teraz świeciły pustkami. Czy już mówiłam jak bardzo kocham słodycze?

Momentalnie moją uwagę skupił na sobie intensywny wzrok chłopaka. W ciszy przypatrywał mi się, a na jego ustach rysował się uśmiech.

Nieoczekiwanie objął moją twarz dłonią po czym szepnął:

- Kocham cię.

Poczułam jakby moje ciało nagle objął paraliż, zastygłam w miejscu. Nie byłam w stanie uwierzyć w to co właśnie usłyszałam, czy to mi się śniło?

- C-co?

- Kocham cię Silver.

To się działo naprawdę. On naprawdę kurwa wyznał mi miłość. Poderwałam się do siadu i z ciągłym niedowierzaniem wywiercałam dziurę w jego brzuchu. Nieświadomie rozchyliłam wargi i zaczęłam się śmiać.

- Oh, wiesz, jeżeli to za dużo, czy...

- Ja ciebie też kurwa kocham.

Blondyn również wyprostował się na wygłos wyznania. Kąciki jego ust powędrowały do góry, a oczy przepełniła ekscytacja.

- Ja ciebie też kocham... - szeptałam.

Niewiele myśląc blondyn rzucił się na mnie, powalając mnie na plecy. Złączył nasze wargi w zmysłowym pocałunku i nawet wtedy, gdy poleciałam do tyłu, nie rozłączył nas. Jedną dłonią przyszpilił moje nadgarstki nad głową, a drugą jeździł po mojej szczęce oraz szyi. Jego dotyk zostawiał na mnie niezmywalne ślady, które miały pozostać tam już na zawsze.

Jego ręka niepewnie powędrowała w dół mojego ciała, bawiąc się krawędzią materiału sukienki. Pocałunkami przesuwał wzdłuż szyi aż po krawędzie szczęki, zahaczając o usta.

- Mogę?

Pokiwałam głową.

- Słowami Silver.

- Tak. Tak, możesz.

Desperacko starałam chłonąć z tej chwili jak najwięcej tylko mogłam. Pragnęłam każdego centymetra ciała należącego do tego chłopaka. Dopiero w chwili, gdy usłyszałam te dwa wyjątkowe słowa uświadomiłam sobie jak bardzo mi na nim zależy. Jak bardzo go potrzebuje.

Forrest chwycił za materiał po czym powolnym ruchem odwijał go do góry. Oderwał się od moich ust pozostawiając po sobie pustkę i zaczął delektować się obrazem mojego ciała. Kiedy odsłonił sobie brzuch przebiegł mnie po nim przyjemny dreszcz. Wyciągnęłam ręce ku górze, by ułatwić mu zadanie i już po chwili leżałam przed nim w samej bieliźnie. Przypatrywał się mi tak jakbym zaraz miała stąd zniknąć, a on miałby zapamiętać każdy najmniejszy szczegół. Cieszyłam się, że tego wieczoru wybrałam koronkowy zestaw czarnej bielizny, uważałam, że naprawdę dobrze się w nim prezentowałam.

- Kurwa. - mruknął pod nosem. - jesteś kurewsko piękna Silver.

Czułam jak oblewam się rumieńcem na komplement chłopaka.

Skinęłam głową na umowną zgodę, by chłopak mógł mnie dotknąć. Jego ręce objęły moją pierś i gładziły ją z największą starannością. Wzrok miał przepełniony pożądaniem i wiedziałam, że celem jego pożądania byłam właśnie ja.

Forrest ściągnął z siebie koszulkę odsłaniając przy tym dobrze wyrzeźbione ciało. Mięśnie wyrobione przez grę wywarły na mnie ogromny podziw, nie mogłam napatrzeć się na to jak dobrze był zbudowany.

Ponownie złączył nas w pocałunku. Pragnęłam posiąść go bardziej, całego. W chwili, gdy oderwał się ode mnie przystanął na chwilę i zaczął się na mnie patrzeć:

- Chciałabyś spróbować?

Podniecenie, które paliło mnie w podbrzuszu podsycało na więcej. Raz się żyje, nie?

- Spróbujmy - a ta noc miała pozostać już na zawsze w mojej pamięci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro