Rozdział 12
- No kurwa! - zdenerwowany Logan wyrzucił ręce do góry. - oszukujesz.
- Po prostu jesteś słaby – wyśmiewał się z niego rozbawiony Reagan.
Ja za to leżałam i przyglądałam się temu całemu przedstawieniu.
Było trochę nieco po obiedzie, gdy każdy z nas miał już swój czas wolny. Pogoda na zewnątrz była ciepła, co jakiś czas ochładzał ją przyjemny powiew wiatru.
Ja za to czułam ogromne ciepło. Leżałam wtulona w bok Forresta, który co jakiś czas czule znosił wzrok z gry, w którą grali i poświęcał uwagę mi pieszcząc mój policzek łagodnym dotykiem. Nie jestem w stanie opisać jak przyjemne było to uczucie. Cała ta aura bijąca od chłopaka była tak niezwykła, że sama nie wiedziałam jak mam się zachować. Po prostu korzystałam z chwili, w której mogłam być tak blisko niego i dałam sobie odpocząć.
Gra, w którą grali wyglądała na jakąś pokręconą samochodówkę, w której nawzajem się ścigali. Nie robiło to dla mnie żadnego wrażenia, ale widocznie dla ich małpich mózgów było to atrakcyjne.
Nagle z moich myśli wyrwał mnie głoś Forresta:
- Chciałabyś spróbować?
Na pytanie blondyna wybuchłam głośnym śmiechem i poderwałam się do siadu. Fragmentu mojego ciała, które jeszcze chwile wcześniej złączone były z chłopakiem tęskniły za jego ciepłem.
- Chyba sobie żartujesz, ja nie umiem w takie rzeczy.
Na jego twarzy za to pojawił się uśmiech. I to nie taki normalny, lecz taki co kryje w sobie pewien plan.
Kiedy złapał mnie za talie i przyciągnął tuż do siebie, nie miałam ani chwili na reakcję. Zanim się obejrzałam siedziałam bokiem na kolanach chłopaka, a w dłoniach trzymałam kontroler do gry.
- Pomogę ci.
Do uszy dobiegły mi odliczenia do startu wyścigu, wtedy zaś mocniej chwyciłam plastik w ręce i wytężyłam wzrok skupiając się na ekranie.
W momencie, gdy gra się rozpoczęła wcisnęłam przyciski z całej siły. Nie miałam pojęcia co robię, ale coś robiłam, a to już coś.
- Musisz myśleć nad tym co klikasz Silver – zza moich pleców dobiegły mnie rady Forresta. Ale szczerze? Gówno mnie one obchodziły. Po prostu robiłam to co podpowiadała mi intuicja, a w momentach gdy niemalże co chwila obijałam się o ściany toru wyścigowego po prostu się śmiałam.
Nie spodziewałam się, że taka głupota może nieść za sobą tyle frajdy.
- Kurwa ona mnie wyprzedza... - warknął pod nosem wkurzony Reagan. Najwidoczniej nie mógł znieść faktu, że mimo mojej pierwszej gry i tak ze mną przegrywa.
Na ostatniej prostej wcisnęłam palce w przyciski tak mocno, że miałam wrażenie, że tam zostaną. Jednakże moja logika podpowiadała mi, że kiedy mocniej wcisnę, szybciej zacznę jechać.
Wyrzuciłam ze szczęścia ręce do góry i podskoczyłam na równe nogi, kiedy dojeżdżając do mety przegoniłam nie tylko Reagana, ale również i Archera. Oboje nie odezwali się ani słowem po swojej porażce. Jedynie rozbawiony Logan wypominał im przegraną.
- Baba was porobiła lamusy.
- Miała szczęście.
Sama też przyłączyłam się do Logana i zaczęłam się śmiać.
- Moja krew! - wrzasnął blondyn na co moje serce trochę szybciej zabiło.
Opadłam na miękkie oparcie kanapy i odwróciłam głowę w stronę Forresta. On już na mnie patrzył.
- Podobało się?
Wlepiłam wzrok w jadeitowe oczy chłopaka i lekko podgryzłam wargę z zawstydzenia. Jego uroda chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
- Było całkiem...fajne – wzruszyłam ramionami. - teraz już rozumiem czemu się tak wszyscy tym ekscytujecie.
Wtuliłam głowę w tors Forresta dając sobie chwilę na odpoczynek. Czucie bijącego od niego ciepła było czymś niesamowicie uspokajającym. Będąc blisko niego po prostu odczuwałam pewnego rodzaju bezpieczeństwo, którego brakowało mi od tak dawna.
Przez kolejny kwadrans rozgrywali kolejne mecze, którym z ogromnym zainteresowaniem się przyglądałam. Najbardziej oczywiście kibicowałam Forrestowi, który był moim faworytem, lecz śmiesznie oglądało się radosnych chłopaków, którzy szydzili z jego przegranej.
Nie chcąc przerywać rozgrywki, bez słowa wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę kuchni. Od mojego kibicowania zaschło mi w gardle, a jabłkowy sok był idealnym na to lekarstwem.
W głowie wracałam myślami do piosenki Ellie Goulding , Love Me Like You Do, a przypominając sobie jej melodie rytmicznie poruszałam do niej biodrami.
- You're the light, you're the night... - z ust niemalże szeptem wydostawały się słowa piosenki.
Szarpnęłam za drzwiczki prawie rozpadającej się już lodówki i wyjęłam z niej sok. Praktycznie większość jej pojemności zajmowały puszki po piwach, czy inne tego typu przyjemności. Z górnej szafki wyjęłam niewielką szklankę i zaczęłam nalewać do niej napój.
W mojej głowie byłam tak zajęta śpiewaniem tekstu, że kompletnie nie skupiłam się już na tym co było wokół. Wyskoczyłam do góry w reakcji na czyiś dotyk na mojej talii. Miałam na sobie krótki, czarny top na ramiączkach i zwykłe szare dresy przez co kawałki mojego ciała były całkowicie odsłonięte. Po pierwszym przejechaniu dłoni ku górze już wiedziałam kto był ich właścicielem. To ciepło, ten zapach korzennych perfum i aura bijąca od tego człowieka... tego nie dało się nie rozpoznać.
Odstawiłam karton z sokiem oraz szklankę na blat i nieśmiało odwróciłam się w tył, napotykając przy tym łakomy wzrok blondyna. Był przepełniony... no właśnie, czym? I choć przez te dwa tygodnie zdołałam rozpoznać pewne gesty i zachowania chłopaka to tego co skrywało się w tym jadeitowym spojrzeniu, za żadne skarby nie potrafiłam rozgryźć.
Wolną dłonią powoli założył mi zagubiony kosmyk włosów za ucho i idąc w dół zahaczył palcami od krawędzie żuchwy. Speszona jego śmiałością opuściłam głowę w dół, lecz nie na długo. Tak szybko jak to zrobiłam tak Forrest podniósł mój podbródek dwoma palcami zmuszając mnie do odnowienia kontaktu wzrokowego.
- No hej – szepnął będąc centymetry od moich ust. Był jednocześnie tak blisko, a tak daleko. Mój mózg automatycznie tracił przy nim kontrolę i oddawał ją sercu, które nakazywało chwycić mi go za koszulę i przyciągnąć tak blisko siebie jak tylko byłam w stanie.
- Cześć – odszeptałam.
Stanęłam na palcach i kiedy pragnęłam złożyć delikatne muśnięcie na ustach Forresta od mnie od siebie odsunął.
Moje serce zaczęło bić trochę szybciej w obawie. Czy posunęłam się za daleko? Biorąc pod uwagę to ile razy się do siebie zbliżyliśmy w przeciągu czasu, który minął od początku wycieczki – nie. W takim razie, dlaczego nie pozwolił sobie na ten niewinny gest?
- Chłopaki są w salonie, nie wiem czy to dobre, aby to widzieli – choć z ust chłopaka wydobywały się chłodzące moje serce słowa, jego ciało nadal nie zmieniło decyzji. Jedna ręka gładziła moją talię, a druga pieściła podbródek. Co chwila uchylałam wargi niczym ryba pragnąca poczuć krople wody, gdy kciuk blondyna zbliżał się niebezpiecznie nich.
- Oh, rozumiem... - tym razem nie umiałam dłużej patrzeć mu się w oczy, czułam jak w ich kącikach zaczęły zbierać się łzy rozmazując mi przy tym widoczność. Nie mogłam pozwolić sobie na płacz, nie przy nim i nie w takiej sytuacji. Przecież to ja tak bardzo wzbraniałam się przed zbliżeniem, a teraz popłakałabym się przez takie coś? Nie ma takiej opcji.
Forrest oddalił się ode mnie i kiedy stał u progu wyjścia kuchni na chwilę się zatrzymał. Potarł ręką swój kark, a następnie brodę i zastygł w miejscu tak jak moje serce. Nie chciałam, by wychodził. Już nigdy.
- Ah, jebać to – nim się obejrzałam znalazł się tuż przy mnie wyjadając moje usta. Łapczywie pieścił na zmianę raz jedną raz drugą wargę. Kiedy naparł na dolną bez oporów pozwoliłam mu wejść do środka, sama zresztą go tam zaprosiłam. Dotykając delikatnie mojego języka cała ,aż zadrżałam. To było tak cholernie przyjemne. Rękoma przesuwał po całej długości mojego ciała, sprawiał wrażenie jakby pragnął pochłonąć mnie całą, mieć mnie tylko dla siebie. Sprawiał wrażenie jakby chciał mnie jeszcze więcej, lecz już nie mógł.
Nasze ciężkie oddechy odbijały się od ust kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy. Pochłaniałam jego jadeitowe spojrzenie swoim tak bardzo jak tylko mogłam.
Gdzieś z tyłu dostrzegłam ciemną czuprynę, Archer stał w progu przyglądając nam się. Przeniosłam na niego uwagę i nieśmiało uniosłam kąciki ust. Jego mina wydawała się... dość zmieszana. I to nie zmieszana w kontekście tego, że ujrzał nas w takim momencie, lecz widocznie przeszkadzało mu coś innego. Jakby się czymś martwił. Jednakże nie dając po sobie niczego poznać, odwzajemnił mój uśmiech.
- Ja nic nie widziałem – niemalże wyszeptał, gdy Forrest się na niego spojrzał i wyszedł z pomieszczenia unosząc przy tym ręce w geście obrony.
Gdy tylko zostawił nas samym zaczęłam się śmiać. Śmiałam się i mogłam przestać, tak właśnie działała na mnie bliskość chłopaka.
Uspokoiłam swój nagły napad radości i z pewną powagą wlepiłam w niego ponownie swój wzrok. Staliśmy tak jeszcze chwile delektując się tą piękną chwilą.
W moim gardle zalęgła się jeszcze większa susza niż kilka minut temu. Chrząknęłam, by przerwać ciszę i zaczęłam mówić:
- Um, sok.
- Co?
- Mogę się napić soku?
Chłopak najwidoczniej zmieszany potarł się o kark.
- Ah, tak. Tak, oczywiście.
Minęłam go krokiem i chwyciłam po szklankę. Nie miałam odwagi dłużej odwzajemniać jego spojrzenia, więc po prostu stałam tyłem i zaspokajałam swoje wysuszone gardło.
Oboje wyszliśmy z kuchni dość zmieszani na co reszta towarzystwa zwróciła na pewno uwagę. Byłam wręcz przekonana, że Archer im o wszystkim powiedział, lecz czy to miało dla mnie znaczenie? Nie, kompletnie i absolutnie nie. Jeszcze tydzień temu łapałabym się za głowę, ale dzisiaj nie obchodziło mnie już nic. Po prostu chciałam szczęścia.
Mimo, że wewnątrz pomieszczenia było znacznie cieplej niż na zewnątrz to chłód, który pojawił się wraz z nadchodzącą nocą wkradł się również i do środka. Nasunęłam na siebie tę samą bluzę, którą podarował mi Forrest tyle czasu temu i wtuliłam się w jego bok podciągając kolana do góry. On zaś otoczył mnie swoim ramieniem i zwisającą dłonią zaczął zataczać koła na moim kolanie.
- Nie muszę oddawać ci bluzy? - wewnątrz siebie modliłam się, by tak było. Zdążyłam pokochać ten głupi kawałek materiału i nie chciałam się z nim rozstawać.
- Oczywiście, że nie promyku. - gdy tylko usłyszałam określenie, którym mnie nazwał zadrżałam. To było tak wspaniałe i zadziwiające w jednej chwili, nie spodziewałam się, że zapamięta taki szczegół.
Poderwałam głowę i oparłam ją na barku chłopaka wpatrując mu się w oczy.
- Pamiętałeś...
- Jasne, że tak Silver – puścił mi oczko.
Czas u jego boku mijał nieubłaganie. Pewna byłam, że powinnam dawno już być u siebie w domu, lecz tak bardzo nie chciałam tam wracać, pragnęłam być u boku chłopaka całą noc, całą wieczność.
- Chciałbym ci coś pokazać, okej? Tylko musisz mi zaufać.
Zaintrygowana poderwałam się do siadu. Poszłabym za nim na koniec świata.
- Zaciekawiłeś mnie.
Nie odpowiedział już na moje słowa, a złapał mnie za rękę i podążył w kierunku drzwi. Nasunęłam na stopy trampki, a na głowę zarzuciłam kaptur, by jak najbardziej zabezpieczyć się przed zimnem.
- Zaraz będziemy. - mruknął do chłopaków i uchylił drzwi.
Już po chwili znaleźliśmy się na zewnątrz podążając w nieznanym mi kierunku. Nie miałam pojęcia gdzie szłam, ale w ogóle się nie bałam. Ufałam mu.
Zimno dobijało się do mnie każdą możliwą drogą, po chwili cała się trzęsłam z mrozu. Szliśmy za domkami, by jak najbardziej uniknąć kogoś napotkania. Domyślałam się, że tym razem opiekunowie nie patrzyliby na nas w tak przychylny sposób co ostatnio. Raz nocowanie, a kolejnym wymykanie się po nocach? No nieźle Silver, szalejesz dziewczyno.
Nie odrywając dłoni od tej Forresta szłam za nim. Przeszły mnie ciarki, gdy wkroczyliśmy do lasu, a wokół nas nie było słychać nic oprócz szelestu liści, które hałasowały przez wiatr i huków ptaków. Mój wzrok co chwila przeskakiwał z blondyna na niebo wypełnione gwiazdami. Było przepiękne.
Łamiące się gałęzie strzykały pod naciskiem naszych kroków. Wokół nie było nic poza ciemnością, a jedyne światło które pomagało nam się przemieszczać płynęło z telefonu chłopaka. Ja swój niestety zostawiłam w domku.
- Zaraz będziemy – szepnął chłopak nie odrywając wzroku od drogi.
Przed nami byłam w stanie dostrzec rozprzestrzeniającą się polanę. Zbliżaliśmy się do niej coraz szybciej, aż w końcu wysokie źdźbła trawy zaczęły łaskotać moje nogi skryte pod nogawkami dresów. To całe miejsce wyglądało jak zaczarowane. Okrążone było drzewami, których na samej polanie brakowało. Światło, które niósł księżyc skupiało się tylko i wyłącznie na tym miejscu. Miałam wrażenie, że momentalnie znalazłam się w miejscu, które pokazywane były w różnych bajkach dla dzieci jako te magiczne. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, gdy tylko postawiłam krok w przód. Z tej polany płynęła aura, której żadne z nas nie byłoby w stanie odczytać.
Usiedliśmy na samym środku. Kiedy tylko spojrzałam w górę poczułam jak zaparło mi dech w piersiach. Z tego miejsca gwiazdy były widoczne tak jakby były na wyciągnięcie ręki. Niekontrolowanie kąciki moich ust powędrowały ku górze. Od małego marzyłam, by znaleźć się gdzieś, gdzie w końcu będę mogła być z nimi oko w oko.
- Z tego miejsca dobrze widać gwiazdy – Forrest przerwał ciszę. - pomyślałem, że ci się spodoba.
- Żartujesz?! Tu jest przepięknie! - rzuciłam się na niego, a już po chwili leżałam na nim pośrodku trawy. W świetle księżyca jego jadeitowe oczy wyglądały tak cudownie. Nie mogłam oderwać od nich wzroku.
Złączyłam nasze wargi w delikatnym pocałunku, nie nachalnym i nie łapczywym. Delektowałam się tym momentem, każdą sekundą. Chciałam, by to co było między nami było już na zawsze.
Opadłam obok niego kładąc się na plecach tak, by mieć widok na niebo. W mojej głowie zaczęło przewijać się wiele myśli. Byłam tak wdzięczna, że mogłam się tam teraz znajdować, być obok chłopaka.
- Dlaczego... - postanowiłam przerwać ciszę, która pomiędzy nami powstała, lecz pytanie które pragnęłam zadać utknęło mi w gardle uniemożliwiło mowę. - dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz?
- Nienawidzę? - prychnął pod nosem, ale w ciągu dalszym nie odrywał wzroku od nieba. Byłam pewna, że patrząc w innym kierunku oboje będziemy w stanie szczerzej ze sobą porozmawiać. - nie nienawidzę cię Silver.
- Dobrze, w takim razie ujmę to trochę inaczej. Dlaczego od początku szkoły się nade mną znęcałeś?
Mimo, że słowa płynęły z moich ust niczym melodia, wewnątrz nie chciałam znać odpowiedzi. Obawiałam się jej. Nie chciałam, by to wszystko co udało nam się stworzyć legło w gruzach, lecz na czym mielibyśmy budować fundamenty jak nie na prawdzie?
Zanim chłopak zaczął mówić słyszałam jego ciężkie oddechy, a nawet i głośne bicie serca.
- To może brzmieć dość głupio – uprzedził. - ale to był jedyny sposób, by być bliżej ciebie.
Zaśmiałam się.
- Rozwiń.
- To ty nienawidzisz mnie Silver. - na wygłos tych słów poczułam lekkie ukłucie w sercu. Gdybyś tylko wiedział co czuje... - jedynym sposobem, by być bliżej ciebie było...
- Poniżanie mnie? - dokończyłam. - Znęcanie się? Wyzywanie? Poniżanie? Jeżeli w taki sposób chciałeś się do mnie zbliżyć to gratuluje.
Nie chciałam wyciągać na niego brudów. Jedyne czego pragnęłam to poznanie prawdy, która tliła się w przeszłości.
- Przepraszam, wiem że byłem fiutem.
- Nadal nim jesteś Kinsey.
Oboje cicho się zaśmialiśmy.
- Nie mam ci tego za złe, nie umiałabym mieć. - i choć przeszłość nadal gniotła moje serce to nie potrafiłabym gniewać się na osobę, która powoli kradła moje serce. -po prostu dużo kosztowało mnie twoje... ,,zbliżanie się". Nie łatwiej było porozmawiać?
- Może i było, ale nie cofnę tego co zrobiłem. Jedyne co mogę to sprawić, by przyszłość była inna. Oczywiście jeżeli tego chcesz.
- A co jeżeli nie chce?
- Zostawię cię w spokoju.
Nie rób tego błagam.
Spokój omiótł mój umysł oraz ciało, otoczona przez to miejsca poczułam pierwszy raz od dawna spokój. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że ta jedna polana naprawdę istnieje.
Obróciłam się na bok znajdując się teraz twarzą w stronę blondyna. Nie musząc czekać długo powtórzył mój gest, tak że nasze twarze dzieliły centymetry.
Nieśmiało podniosłam się z trawy siadając okrakiem na nogach Forresta. Nie oponował, pozwalał mi działać.
Powoli i z największą dokładnością badałam każdą krzywiznę twarzy chłopaka obejmując ją w obie dłonie. Kciukami gładziłam policzki. Był niezwykle przystojny.
Jego jasna czupryna jak zawsze opadała mu niedbale na twarz dodając uroku. Schyliłam się trochę niżej i zbliżyłam do jego ust. Momentalnie zdołałam wyczuć ciepło od nich bijące, które rozpadało się na moich.
I choć ja sama czekałam na odpowiedni moment na pocałunek, Forrest nie mogący wytrzymać presji przyciągnął mnie za kark i złączył nasze wargi. Tym razem to wszystko nie było tak delikatne i subtelne, wbijał się we mnie coraz mocniej, lecz sprawiało mi to jeszcze więcej przyjemności. Kiedy przygryzł moją dolną wargę uchyliłam ją dając mu pochłonąć się od środka. Czując jego język obijający się o mój, przez ciało przeszedł mnie przyjemny dreszcz podniecenia. Od tak dawna marzyłam o chwili takiej jak ta.
Dłonie blondyna wędrowały od góry mojej tali, aż po same pośladki zostawiając po sobie ciepłe plamy, które mnie rozgrzewały.
Forrest podniósł się do siadu, przytrzymując mnie za plecy, bym nie przechyliła się do tyłu i, gdy znalazł na wysokości moich oczu głęboko w nie zajrzał i wyszeptał:
- Jesteś nieziemsko piękna Silver.
- A ty nieziemsko przystojny Forreście...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro