Epilog
Tego dnia pogoda była naprawdę obrzydliwa. Za oknami padał deszcz, niebo było pozbawione jakichkolwiek kolorów, a gałęzie obijające się o siebie na wietrze szurały przerażająco.
Jednakże mój humor niezmiennie pozostawał dobry, mama wzięła wolne w pracy, by pojechać ze znajomymi na weekend odpoczynku, a to oznaczało tylko jedno... noc z Forrestem!
Kiedy tylko dowiedziałam się o nieobecności mamy, cała wewnętrznie skakałam ze szczęścia nie mogąc się doczekać tego dnia.
Poprzedniego dnia posprzątałam cały pokój, by nie wyglądał na zaniedbany. W końcu na biurku nie walało się masę niepotrzebnych gratów, a wszystko było starannie poukładane lub pochowane. Zmieniłam pościel na świeżą, odkurzyłam podłogę i wytarłam kurze.
Przyszykowałam też mnóstwo przekąsek na noc filmową, którą wspólnie zaplanowaliśmy. Chipsy, żelki, ciasteczka i wiele innych „przekąsek".
Wstając z rana pierwsze co wybrałam się do łazienki, by odświeżyć włosy. Użyłam jak zawsze truskawkowego szamponu, a następnie nałożyłam odżywkę o tej samej woni.
Na górę stroju narzuciłam na siebie bordowy sweter, który zasłaniał mi tylko jedno ramię, a na dół zdecydowałam się na krótką, czarną spódniczkę. Dobrałam do tego ciemne rajstopy, a by ozdobić szyję zawiesiłam kilka naszyjników, oczywiście wraz z tym od taty. Mój palec zdobił przepiękny pierścionek z jadeitem, nie rozstawałam się z nim na krok.
Gdy pożegnałam się z mamą z samego rana jedyne na co czekałam to wybicie siedemnastej i odgłos używanego dzwonka do drzwi.
Zdążyłam przygotować już wszystko: koce na kanapę, porozstawiałam wszystkie przekąski na stolik, wybrałam filmy na netfliksie.
Podczas oczekiwań miałam dużo czasu na rozmyślenia. W życiu nie pomyślałabym, że dane będzie wkroczyć mi w taką relacje. W dodatku z taką osobą.
Jeszcze kilka miesięcy temu nienawidziłam tego człowieka, plułam na niego jadem i na samo wybrzmienie jego imienia zbierało mi się na wymioty. Jednakże dzisiaj stałam odwalona w przepiękny strój, z przygotowaną idealnie scenerią i obgryzałam skórki z nerwów na myśl o spotkaniu z nim.
Odnalazłam mój dom. Moje jadeitowe oczy. Człowieka, który okazał się moją utopią, moim wyzwoleniem i synonimem bezpieczeństwa. Pragnęłam być obok niego, lgnęłam do jego osoby. Potrzebowałam go jak tlenu.
Sama nie wierzyłam do jakiego stopnia przepadłam za Forrestem. Nie wierzyłam, że byłam w stanie być kochana i...że umiałam kochać. Kamienna skorupa, która osadzona była na moim sercu właśnie opadła, a żar buchający z wnętrza ocieplał całe moje ciało. Czy tak czuło się miłość?
Kiedy usłyszałam dźwięk używanego dzwonka moje ciało zadrżało. Tak właśnie na niego reagowałam.
Wygładziłam ostatni raz wygładziłam materiał spódniczki i przejechałam palcami we włosach, a następnie uchyliłam drzwi.
I stał on. On we własnej osobie. Ubrany w zwykły dres z włosami wyglądającymi jakby dopiero co je potrzepał i spojrzeniem wartym miliony. Niestety przez wichurę panującą na zewnątrz jego ubrania były całe przemoczone.
- Hej. - powiedziałam niemalże szeptem szczerząc się.
- Cześć. - odparł.
Widząc jego minę nie co się zmartwiłam, ale nie dziwiłam mu się, sama niechętnie spacerowałabym podczas takiej pogody.
Zaprosiłam chłopaka do środka i pokierowaliśmy się razem do salonu.
- Przygotowałam dosłownie WSZYSTKO! - zaczęłam opowiadać. - żelki, chipsy, wszystko na co masz ochotę. Zebrałam też koce z szaf, żeby było nam wygodnie, ustawiłam...
- Silver. - przerwał mi odchrząkując.
- Tak?
- Możemy pogadać? - chłopak drapał się jedną dłonią z tyłu głowy jakby coś wprowadziło go w zmieszanie.
- Pewnie.
Przeszłam na kanapę w salonie i zajęłam miejsce. Sama nie wiedząc czemu spięłam się, nie miałam pojęcia o czym chciał porozmawiać, ale czułam, że nie będzie to nic dobrego.
- Tylko daj mi powiedzieć do końca, okej?
Pokiwałam głową.
- Dobrze, a więc... - przedłużał kulminacyjny moment tego co chciał mi przekazać. - nasza relacja uległa ogromnej zmianie i na pewno jesteś w stanie to potwierdzić. - zaśmiał się nerwowo. - jestem ogromnie wdzięczny za każdą chwilę z tobą, nigdy bym się nie spodziewał, że odnajdę w tobie szczęście. - w moim ciele rozlało się przyjemne ciepło w reakcji na wyznanie Forresta.
- To bardzo...
- Daj mi dokończyć. - przerwał nie dając dojść do słowa. - i właśnie biorąc pod uwagę to jak dużo dla mnie znaczysz muszę ci coś powiedzieć. Mam nadzieję, że to nic między nami nie zmieni, a przynajmniej nie, aż tak jak się tego obawiam, ale wiem też, że jeżeli to wszystko pomiędzy nami ma być zdrowe, muszę się przyznać.
Nie byłam w stanie opisać uczucia, które towarzyszyło mi przy wypowiadaniu tych słów. Spięłam się, a na moim ciele zaczęła wyskakiwać gęsia skórka.
- Pamiętasz jak zacząłem do ciebie podbijać mimo że wiadome było, że się nienawidzimy? - potarł się o tył głowy. - to był zakład Silver. Założyłem się z chłopakami o to jak szybko jestem w stanie cię w sobie rozkochać. - miałam wrażenie, że moje serce runęło wprost na podłogę i zrobiło to z takim impetem, że również i Forrest to usłyszał.
- C-co ty mówisz...
- Proszę daj mi to wyjaśnić. - jego ruchy stały się jeszcze bardziej nerwowe. - zgadza się, zacząłem z tobą rozmowę dla zakładu, ale później to już nie było to Silver. Kiedy poznałem cię od środka, kiedy zrozumiałem to jak wspaniała jesteś i ile zaczynasz dla mnie znaczyć... to stało się uczuciem.
- Forrest... - nie byłam w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Dusiłam się. Moją szyję objęła niewidzialna ręka, która z sekundy na sekundę odbierała mi powietrza.
- Kurwa... ja wiem jak to brzmi, okej? Ale zrozum, że od kiedy pojechaliśmy na ten obóz ten pierdolony zakład przestał mieć znaczenie. Każdy wokół zauważył to jak mnie zmieniłaś.
- Japierdole nie wierzę...
- Silver...
- Nie wierzę... - zaczęłam się śmiać. - przez cały ten jebany czas kłamałeś. Przez pierdolone kilka miesięcy kłamałeś mi w żywe oczy!
Łzy zaczęły kapać mi z policzków, lecz nie miało to dla mnie znaczenia. Tak naprawdę już nic nie miało. Oddałam duszę dla tego chłopaka, całą siebie, a dowiadywałam się rzeczy, o których w życiu bym wiedzieć nie chciała.
- Przysięgam, że to co czuję do ciebie jest prawdziwe. - jego oczy również się zaszkliły, a głos łamał. Jednakże czy było mi go szkoda? Ani trochę.
- Ty jebany kłamco! Jak kurwa mogłeś mi to zrobić, po tym wszystkim co przeszliśmy... po tym jak ci zaufałam.
- Silver...
- Nigdy kurwa więcej nie wypowiadaj mojego imienia na głos, rozumiesz? Nigdy. Kurwa. Więcej. - wycedziłam ostatnie słowa tak, by je zrozumiał.
- Czy gdybym kurwa cię nie kochał wiedziałbym jak bardzo kochasz gwiazdy?! Czy wiedziałbym, że gdy tylko się pojawiają patrzysz w nie i z nimi rozmawiasz bo to ci pomaga? Czy wiedziałbym jak bardzo kochasz pachnieć truskawką i używasz jednego, pierdolonego szamponu od kilku lat? Czy wiedziałbym jak... jak bardzo kochałaś swojego brata?
- Nie waż się przywoływać do tej rozmowy Harrego. - podniosłam w jego stronę palec. - nie wart to jego zachodu.
- Nie skreślaj nas, to wszystko co mamy...
- Forrest ja się kurwa z tobą przespałam! - plułam jadem za każdym słowem, które rzucałam w jego kierunku. - na jebanym obozie, pierwszy raz...
- I myślisz, że naprawdę to nic dla mnie nie znaczyło?
- Nie wiem, sam mi powiedz czy to nie kolejny zakład ze swoimi zajebistymi koleżkami.
Moje serce się kruszyło, jak szkło. Upadło i rozbiło się na milion osobnych kawałków, a wraz z nim cała moja dusza. To wszystko co miałam... zabrał mi on. Człowiek, który miał mnie ocalić.
- Wypierdalaj stąd. - podniosłam się nareszcie z kanapy i idąc dalej stanęłam w progu salonu wskazując blondynowi na drzwi wyjściowe. - wynoś się, nie chcę cię nigdy kurwa widzieć znowu na oczy.
- Silver...
- Nigdy więcej Forrest.
Chłopak podniósł się roztrzęsiony z siedzenia i cały drżąc ruszył w moim kierunku. Po chwili stał już przede mną. Wpatrywał mi się głęboko w oczy, ale to już na mnie nie działało. Nie odkąd złamał mi serce wbijając w nie nóż.
- Promyku...
Zaśmiałam się.
- Pomóc ci? - zadrwiłam.
Jednakże chłopak nie potrzebował pomocy, założył buty i stanął przed drzwiami. Zanim wyszedł jeszcze raz obejrzał się w moją stronę i wydusił:
- Kocham cię...
- Gdybyś kochał, nie zrobiłbyś mi tego.
I nagle mieszkanie stało się puste. Bez krzyków, bez bałaganu, bez niego. Jedynie w powietrzu wisiała woń jego perfum. Perfum i zła, które wyrządził.
Z oczu wypływały mi strumienie łez, a ja nie umiałam nad nimi zapanować. Nie potrafiłam nabrać dobrego oddechu, a powietrza brakowało mi coraz bardziej. Idąc do mojego pokoju cała się trzęsłam.
Opadłam na łóżko i spojrzałam w sufit. Tak naprawdę ledwo co widziałam przez rozmazany makijaż. Mój świat właśnie się walił.
To wszystko co zdołałam wypracować, moje całe szczęście, tego już nie było. Nie było bo on również odszedł. A wszystko co dobrego z nim.
Nie mogąc się uspokoić wiedziałam co mam zrobić. Tylko jedno pomagało. Chociaż uciekałam od tego to na koniec dnia pozostawało jako jedyny ratunek. Jako jedyna rzecz, która była w stanie mnie ocalić.
Szarpnęłam za klamkę szafki nocnej, a z jej głębin wyciągnęła... żyletkę. Nie chciałam. Ja naprawdę nie chciałam.
Pociągnęłam raz. Drugi. A po trzecim przestałam liczyć.
Jedyne co widziałam to strużki krwi. Nie chciałam się zabić, chciałam jedynie by ten ból odszedł. By poszło w zapomnienie.
Rany były płytkie, bezpieczne. Nic mi nie groziło. Czy w takim razie to było, aż tak niebezpieczne. Aż tak złe? Skoro przynosiło ukojenie nie mogło takie być.
Nie mając wiele sił odłożyłam metal na szafkę, a sama opadłam na drugi bok.
Kiedy to robiłam wszystko było łatwiejsze. Ból psychiczny zastępowałam fizycznym, a ten ranił o wiele słabiej.
Po chwili płaczu, gdy oddech się uspokoił, a umysł skupił na pieczeniu zaczęłam się uśmiechać. Śmiać. Rechotać.
Ale z czego ja tak naprawdę się śmiałam? Z własnej głupoty, czy może z głupoty blondyna? Z tego jak naiwna byłam? Jak durna? W końcu zaufałam samemu w sobie Forrestowi Kinseyowi, chłopakowi, któremu ufać się nie mogło. A ja spróbowałam. Wskoczyłam do jeziora na główkę nie wiedząc jak głębokie jest. I w ten sposób odebrałam sobie szczęście, bo okazało się niemiłosiernie płytkie.
Odpłynęłam w sen szukając w nim oazy. Lecz tam również był i on.
Zobaczywszy mnie obrócił się i uśmiechnął. Tak jak zawsze to robił przebywając ze mną. Miał na sobie tę samą bluzę, którą mi podarował na obozie. Jego włosy niezmiennie sterczały w każdą ze stron, a wzrok wciąż był hipnotyzujący. Mój chłopiec.
Zbliżał się coraz szybciej i będąc tuż przede mną wyszeptał:
- Wrócę za kilka lat, byś została matką moich dzieci.
Po tych słowach obserwowałam jak miłość mojego nastoletniego życia znika w gęstej, mlecznej mgle.
A po nas nie było już śladu.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
-------------------------------------------------------------------
Hej! Jak widzicie w końcu nadszedł koniec i musimy rozstać się z naszą dwójką. Jestem ogromnie wdzięczna każdej osobie, która poświęciła, poświęca i będzie poświęcać czas na czytaniu mojej książki. Jesteście niezastąpieni <3
Został mi jeszcze prolog, który na dniach wleci, a tym którzy zasmucą się, że to już koniec przypomnę, że opowieść tej dwójki jest dylogią, już za jakiś czas znowu się z nimi zetkniemy, lecz teraz będą oni kompletnie na innych etapach życia i z innym podejściem, czy znajdą ścieżkę, która znów ich połączy? Tego przekonacie się w... ,,Gdy Gwiazdy Spojrzą Na Ciebie" :)
Do usłyszenia <3
O.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro