Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Tępy wilkołak i kilka innych przypadłości

 Adrenalina i ogólne spięcie opuściły Mayyę dopiero trzy godziny po tym, jak wsiadła na rower. Dopadło ją wtedy takie zmęczenie, że mało nie zasnęła, nawet podczas jazdy. Mimo to, gdy zatrzymali się w jakimś małym zajeździe, długo nie mogła zasnąć. Miała dość. 

Nie mogła nie zauważyć, że tej nocy nikt ich nie gonił. To trochę poprawiło jej humor, ale wciąż... Wciąż nie mogła zapomnieć, czego właśnie była świadkiem. Jak nawet usiłowała zrozumieć, że Gryffin zabijał ludzi bo musiał, ale to... Zabił ją z zimną krwią! I tylko stał i patrzył, jak płonie tuż przed zachodem! 

Jak on tak traktuje swoje kochanki to co wyrabia z przyjaciółmi? - pomyślała gorzko.

Wciąż miała przed oczami jej kruczoczarne włosy, wygłodzone oczy i kły, których u Gryffina tak bardzo widać nie było. Wampirzyca była piękna i sprawiała wrażenie... Mayya nawet nie umiała tego opisać. W każdym tamta była gorsza niż jej przymusowy towarzysz w niedoli. Albo to wampir tak dobrze się ukrywał, ale gdy tylko o tym pomyślała, żołądek zagroził zwróceniem wszystkiego, co udało jej się dzisiaj przełknąć. 

Wciąż żyła. A jeśli nic się nie zmieni, to sama się wykończy. 

Sen przyniósł jej tyle ulgi, że nie musiała rozmyślać. I ten jeden raz nic się jej nie śniło.

Gryffina jakoś średnio obeszło to, że zabił Sarah. Powinien był to zrobić o wiele szybciej. Jednak teraz, najedzony i z daleka od słońca, czuł się zadowolony. Nawet tym, że zdecydował się nie zabijać Mayyi. Co prawda cały czas chodziła jak struta, ale wiedział, że prędzej czy później jej przejdzie. Początki zawsze są trudne. Prawdopodobnie wkurwił teraz Tekulę, więc dziewczyna nie raz jeszcze się napatrzy na trupy. 

A i tak już poczyniła postępy, wreszcie klnie jak i pije - pomyślał. - Dziwnie się rozmawiało z kimś tak świętoszkowatym. 

Czasem czuł się, jakby był niańką wiecznie przerażonego dziecka, które tylko od czasu do czasu potrafiło się wziąć w garść. Musiał przyznać, że zaimponowała mu jej głupota, gdy doskoczyła do Sarah z samym naszyjnikiem. Musiał też dodać, że doprowadzenie wampira do takiego stanu, by ten już musiał zapaść w letarg wymagało prawdziwej odwagi. Nie miał bladego pojęcia, co teraz o niej sądzić i, czy gdyby ją czegoś nauczyć, nie byłaby o wiele bardziej przydatna niż większość wilkołaków.

I tak dobrze, że jeszcze na mnie patrzy - pomyślał, pociągając kolejny łyk Whisky i patrząc w tył głowy Mayyi. - Musi być naprawdę zdesperowana, by mimo wszystko wciąż uciekać.

Naraz wyprostował się i raz jeszcze przyjrzał dziewczynie. Poczuł się jak ostatni idiota, że wcześniej nie skojarzył.

Wstał, odkładając butelkę trunku i cicho podszedł do śpiącej. Odgarnął jej włosy z twarzy i zmełł przekleństwo w zębach. Wiedział, co go zmyliło - jej boleśnie ludzka uroda i piwne oczy, które, chcąc nie chcąc, skupiały główną uwagę. Na lewej kości policzkowej miała lekkie przebarwienie, które pierwotnie wziął za niedoskonałość ludzkiej skóry. Teraz, z takiego bliska nie mógł nie zauważyć, że miało charakterystyczny kształt. Kształt, który pamiętał jeszcze ze swojego własnego dzieciństwa.

- Niebywałe - mruknął, po czym cofnął się płynnie.

Więc naprawdę miała potężną czarownicę za przodka - pomyślał, stojąc wciąż nad dziewczyną. - Jej przodkini chyba się w grobie przewraca. O ile szlag ją wreszcie trafił.

Gryffin uśmiechnął się paskudnie, sam do siebie. Teraz to już nie ma mowy, by się o nią nie "zatroszczył". Stare zawiści są jeszcze gorsze niż te nowe. Doskonale dawał sobie sprawę, że tym, że zabrał małą Mayyę ze sobą napsuł pewnej osobie więc krwi, niż gdyby dziewczyna rzeczywiście wyszła za Ambsu.

Och, to będzie niesamowita rozrywka. Nie tylko Tekula, ale i Sheyfe - pomyślał z zadowoleniem. - Jaka szkoda, że nasza wygnana czarownica, jeśli żyje, nie może używać swojej many. Wtedy byłoby ciekawie! A Tekula i Ambsu byliby pierwszymi, którzy zginęliby w tej wielkiej zemście. Ale nawet mimo to wolałbym, by padła trupem przynajmniej wiek temu.

*

- Kurwa pierdolona mać... - Tekula podniósł się na równe nogi, mało nie rzucając się na własnych ludzi. - Jak to "zabił"? 

Bety zmieszały się, a Alfa stał i patrzył na nich wzrokiem godnym mordercy udając, że nie słyszy cichego chichotu Ambsu. Nie mógł pojąć, jakim cudem taki idiota jak Gryffin zabił Sarah - nie dość, że jego wieloletnią kochankę, to jeszcze cholernie sprytną osobę. 

Coś musiało pójść nie tak - zawyrokował, usilnie szukając przyczyny, która mogłaby być powodem takiego stanu rzeczy.

- No - zająknął się jeden z pomniejszych wilkołaków, gdy wszyscy mianowani spuścili tylko głowy. - Wyrzucił ją. Przez okno. Jakieś pół godziny przed świtem.

Tekula zasłonił oczy ręką. Ambsu chichotał coraz głośniej, nie mogąc się za bardzo uspokoić. 

"Jej na pewno się nie oprze" - zaśmiał się w duchu. - "Wyrzucił ją. Przez okno." Oni są chyba nie poważni.

- I dlaczego żaden z was nawet palcem nie kiwnął? - warknął Alfa, na co dwunastka wilkołaków od razu wbiła wzrok w podłogę.

- Bo... - odparł ten sam wilkołak, gdyż znów nikt inny nie był skory do zabrania głosu. - Zagroziła, że nam łby pourywa, jak ktokolwiek z nas się wtrąci. Nawet gdyby sytuacja była podbramkowa.

- Ona ginęła, durnie! - warknął w końcu Tekula, mając dość idiotyzmu swoich ludzi. - Umierała osiem minut!

- Siedem i pół - rzucił cicho Ulv.

Ambsu wybuchnął niepohamowanym śmiechem. 

I jeszcze liczyli? - pomyślał ze łzami w oczach.

Tekula zaczął warczeć, będąc bardzo blisko przemiany. I tak na dniach miała być pełnia, więc bardzo łatwo mógłby się usprawiedliwić. Przymknął tylko oczy i westchnął przeciągle, chcąc się uspokoić. Żałował, że pozwolił jej tam iść samej, bo ta banda durniów niczego nie zmieniła.

Ale że Gryffin dał radę? - pomyślał czując, że coś się w nim gotuje. - To musiał być podstęp. Jak nic.

- Co macie mi jeszcze do powiedzenia?

Ambsu uciszył się na tyle, by wrócić do ciągłego chichotu. Tekula pomyślał, że jeśli ten się nie zamknie, naprawdę wyrwie mu język. Póki co, niestety, nie mógł mu skręcić karku. Jeszcze.

Odzywający się do tej pory rozejrzał się po swoich współtowarzyszach niedoli. Jęknął w duchu gdyż zrozumiał, że i tym razem on będzie musiał się odezwać.

- Nim wstał dzień słychać było jej krzyki. Potem zauważyliśmy wypaloną dziurę na jej ramieniu - odparł cicho. - W kształcie krzyżyka. Takiego, jaki nosi ta dziewczyna.

Czarownik aż się wyprostował, milknąc. Tekula zrobił to samo, po czym oboje spojrzeli po sobie.

- Jesteś tego absolutnie pewien? - zapytał Ambsu.

Wilkołak skinął mu potakująco głową. Ambsu oparł się więc o krzesło i skrzyżował ramiona na piersi. Nastała chwila ciszy, gdy dwoje najpotężniejszych osób się zamyśliło.

- Dziewczyna na pewno pochodzi ze Slumsów? - mruknął wreszcie czarownik.

- Ma tatuaż - prychnął w odpowiedzi Tekula. - Jak oglądałeś swoją narzeczoną?

Ambsu wywrócił oczami. Ta niepozorna, wymizerowana dziewczyna, której oczy tak bardzo go urzekły, potrafiła porządnie zranić wampira! Nie mógł pojąć, jakim cudem nie zauważył wcześniej, że jest obyta z nieśmiertelnymi. 

Musi być też dobrym aktorem - zawyrokował.

Tekula zaś uśmiechnął się szeroko i paskudnie. Właśnie się potwierdziło, że Gryffin ma więcej szczęścia niż rozumu. Aż zaczął żałować, że będzie musiał oddać taką dziewczynę Czarownikowi. 

Chociaż? - pomyślał, zerkając na twarz siedzącego mężczyzny. - Jeśli mój plan się powiedzie, za jakiś rok Sabat tak straci na znaczeniu, że nie będzie mi mógł jej zabrać. Chyba warto się wysilić, skoro osiemnastoletnia dziewczyna powaliła wiekowego wampira? Nie oznacza to jednak, że teraz będę ich traktował ulgowo, o nie. Zabili Sarah. Poniosą konsekwencje.

*

Przez następne dni Mayya średnio miała ochotę, by w ogóle się odzywać. Wszelkie pytania kwitowała skinięciami głowy lub prostymi zdaniami nierozwiniętymi, co z początku dziwiło wampira. Dopiero po jakimś czasie zrozumiał, że jak człowiek ma dość, to ten stan najwyraźniej będzie się utrzymywał. Nie męczył jej więc, chociaż postawił sobie za zadnie sprawić, by dziewczyna czuła się przy nim jak najlepiej i nic nie mogła mu zarzucić. Gryffin zawsze był zawistny, dla niektórych mniej, dla niektórych bardziej, ale zawsze. Teraz nie mógł przepuścić takiej okazji, nawet jeśli Sheyfe już nie żyła.

Nie odważył się już nazywać dziewczyny Kolacją. Nie po tym, jak udowodniła mu, że potrafi powalić wampira mając przy tym zerowe umiejętności walki. No i... choć to głupio brzmiało, zawdzięczał jej życie. Mimo to przypuszczał, że niedługo i on zdoła się w tej kwestii wykazać i spłacić dług. Zwłaszcza, że coraz ciężej było im znaleźć jakikolwiek motel czy hostel, który nie byłby obstawiony przez wilkołaki.

Chyba Tekula się wkurwił - pomyślał wesoło.

W ostateczności sypiali po jakiś szopach czy stodołach, których teraz nie brakowało. Tak jakby świat się cofnął do czasów, w których Gryffin się urodził. Mimo że był dwudziesty drugi wiek, zmieniły się tylko ubrania i materiały, z jakich je szyto. I technologia, która rzadko gdzie była widoczna.  Z kolei społeczeństwo wróciło do uprawy roli i analfabetyzmu. Nic, czym można by się pochwalić.

Po tym, jak Sarah powiedziała mu, że zastawiono na nich zasadzkę, Gryffin miał się na baczności. Nie wiedział, czy wilkołaki z kompanii wampirzycy powiedzieli Tekuli o tym, że on wie, ale nikt i nic ich nie zaatakowało. Spokojnie przeprawili się przez Gibraltar do Afryki. Jak początkowo chciał tylko okrążyć Morze Śródziemne, tak ostatnie wydarzenia utwierdziły go w tym, że jednak powinni ruszyć nie tyle w głąb kontynentu, co na jego północ, dość blisko wybrzeża. Przy obecnym tempie powinno im się udać dotrzeć do Przylądka Dobrej Nadziei za cztery miesiące. Jak kiedyś obawiał się, co będzie zimą, tak teraz zaczął się martwić, czy dziewczyna przeżyje przeprawę przez obrzeże Sahary. Mimo że była bardziej "żywotna" niż pierwotnie zakładał.

Miał tylko szczerą nadzieję, że wilkołaki choć trochę odpuszczą. Przewidywał, że będzie miał spore problemy z pożywianiem się, a przecież Mayya była człowiekiem. Coraz bardziej wysportowanym, miała coraz lepszą krew. I coraz ciężej było mu trzymać dystans, gdy już zaczynał być głodny. 

Teraz jednak uderzyło go coś innego. Nawet w myślach używał nazw, które już dawno przestały obowiązywać. Poczuł się staro. Zwłaszcza, że za jego życia świat zmienił się już tyle razy, że aż ciężko zliczyć. Westchnął. Teraz to by się dopiero napił swojej whisky.

*

Mayyi było dziwnie zimno. Mimo faktu, że jej rower aż parzył, tak nagrzał się za dnia, a i teraz, nocą, jakoś wybitnie zimno jeszcze nie było, ona drżała. Wiedziała, dlaczego. I obawiała się, jak zachowa się jej organizm po tym, jak przyszło jej aż tak katować swoje własne ciało.

Kilka dni temu, gdy po raz pierwszy postawiła stopę na innym kontynencie, poczuła się dziwnie. Nigdy jeszcze nie była tak daleko od domu, a tym bardziej nie w Europie. Uczucie było... niesamowite, a jednocześnie była przerażona. Jak zawsze lubiła próbować nowe rzeczy, tak teraz czuła lęk przed ogromem nieznanego, które miała poznać u boku wampira, który sprawiał, że krew zastygała jej w żyłach. 

Teraz, po kilku dobrych dniach zauważyła, że zmieniła się tylko temperatura, a na ziemi leżało więcej piasku. Czuła się niemalże jak w domu, co przyjemnie łagodziło nerwy związane z obecnością cholernego nieśmiertelnego. Tyle tylko, że zupełnie inaczej tu pachniało. No i nigdy wcześniej nie widziała oceanu, który teraz rozciągał się po jej prawej stronie niemalże codziennie.

Gdy po raz pierwszy zobaczyła taki ogrom wody, wybiło jej dech z piersi. Szum, kojący szum i słony zapach urzekły ją jak jeszcze nic innego. I wiatr pachnący wodą, ciepły i najczęściej ułatwiający jazdę. Pokochała ocean. Za piękno i potęgę. 

Gryffin patrzył uważnie w plecy zamyślonej dziewczyny i nie był pewny, co się z nią dzieje. Jechała niby tak, jak zawsze, jednak... Coś było nie tak. A on za dawno przebywał z ludźmi na innych warunkach niż łowca-ofiara, by teraz zrozumieć, o co chodzi.

Zaczął się niepokoić nie na żarty, gdy poczuł od niej krew. Nie była przecież ranna, więc...?

Mayya jednak pedałowała przed siebie, uparcie ignorując Gryffina i jego natarczywe spojrzenie. Przecież nie może mu pokazać, że jest słaba. Musi być dzielna i wytrzymać, bo nie po to tyle przerobiła przez wampira, by teraz miała ginąć z jego ręki. Jest uparta i da sobie...

Gryffin kątem oka zarejestrował, że Mayya coś za gwałtownie się ruszyła. Skoczył do przodu idealnie w momencie, w którym dziewczyna zemdlała. Złapał ją w locie i przyciągnął do siebie, dość gwałtownie się zatrzymując. Nie wydała z siebie najmniejszego dźwięku. Zaniepokojony wampir położył ją na rozgrzanym asfalcie tak, by podłożyć jej pod nogi rower, a głowę ułożyć płasko na ziemi. Słyszał jej serce - wszystko teoretycznie było w porządku, poza lekkim krwawieniem, którego nie potrafił zlokalizować. 

Jej skóra była przeraźliwie zimna, zwłaszcza na dłoniach. Jasnym było, że krwawiła i przez to, najprawdopodobniej, zasłabła, ale... dlaczego? Dotknął jej twarzy, ale tutaj, poza potem, niczego dziwnego nie poczuł. Oddech miała spokojny, niemalże jakby spała. I gdy tak się nad nią nachylał, próbując cokolwiek wywnioskować z jej ciała, dziewczyna otworzyła oczy. 

- Powoli - rzucił uspokajającym tonem, gdy popatrzyła na niego pytająco. - Oddychaj.

Ponownie zamknęła powieki, po czym zasłoniła je ramieniem. Gryffin cofnął się kawałek dalej i usiadł, wciąż ją obserwując. Olśniło go w momencie, w którym jedyną jej reakcją było ciche jęknięcie i pomasowanie dołu brzucha. Już o nic więcej nie pytał. 

- Który dziś mamy? - odezwała się słabo.

Wampir zmarszczył brwi. Nie tego się spodziewał.

- Szósty listopada.

Mayya zaklęła. A gdy już wydawało jej się, że film jej się nie urwie po raz drugi, uniosła się do pozycji siedzącej. Wampir asekurował ją, zwłaszcza gdy zdecydowała się zdjąć nogi z leżącego roweru, i jakoś wolał jej nie puszczać. Wyglądała tak, jakby miała zemdleć ponownie. Zaraz jednak został odepchnięty, więc tylko usiadł po turecku obok niej. Dziewczyna przez chwilę łapała oddech i poczuła się niezwykle głupio z myślą, że ma mu wytłumaczyć swój stan. Co prawda nie zarumieniła się, ale była tego bliska.

- Pięćdziesiąty pierwszy dzień cyklu - mruknęła w końcu, nie patrząc na wampira. - To się nie dziwię, że zwaliło mnie z nóg.

Gryffin tylko pokiwał jej głową. 

Kobiety - pomyślał. - Teraz to już mnie nic nie zdziwi. Chociaż...? Takie to chude i ma tak silne miesiączki, że aż mdleje? Patrząc na jej wagę to w ogóle nie powinna jej mieć. 

- Zawsze masz tak długie cykle? - zapytał. Musiał wiedzieć więcej, bo jeszcze tak się skończy, że mu umrze przez nowotwór albo inną z całej gamy chorób, które mogą się tak objawiać.

Mayya spojrzała na niego z niedowierzaniem. Spodziewała się chyba wszystkiego, ale nie tego, że będzie z nim rozmawiać o swojej miesiączce. I, co jeszcze ciekawsze, czuła się bardziej skrępowana tym tematem niż on.

- Różnie - bąknęła wymijająco.

To już naprawdę zastanowiło Gryffina. Kobiety zawsze były bardzo dokładne, jeśli o "te sprawy" chodziło. A ona? To wszystko zaczęło mu wyglądać coraz bardziej podejrzanie. 

- Widziałaś kiedyś ginekologa na oczy? - zapytał, niemalże przewidując, co mu odpowie.

Mayya pokręciła przecząco głową.

- W życiu nie byłam u żadnego lekarza - stwierdziła cicho, po czym zacisnęła dłoń na swoim prawym przedramieniu. - Do tej pory żyłam w Slumsach. Tam ludzi nie stać na jedzenie, a co dopiero na płacenie składek ubezpieczenia, a o wizytach lekarskich nie mówiąc. To jest... inny świat, Gryffin. Tam jedynym "podatkiem" jaki się płaci, jest czas. Wytrwasz tyle, ile będziesz w stanie harować w przeróżnych pracach. A jak zachorujesz to już pozostaje modlitwa i szczęście, którego nigdy nie ma. Od biedy "medycyna naturalna", ale kogo stać na to, by hodować zioła?

Gryffin patrzył jej uważnie w twarz i nie pozwolił, by na jego odmalowało się cokolwiek innego niż do tej pory. 

Czyli nic się nie zmieniło - pomyślał. - A nawet jest gorzej.

- Wiem - odparł jej trochę za cicho. - Znam ten innym świat lepiej, niż myślisz.

Mayya uniosła wzrok. Czuła się wyczerpana i było jej tak zimno, jak to bywało tylko zimą.

- Skąd?

Wampir tylko uśmiechnął się pod nosem. 

I ona dalej nie wie? - pomyślał z lekkim rozbawieniem.

- Może kiedyś się dowiesz - stwierdził tylko.

Gdy teraz nawiązali kontakt wzrokowy, oboje pomyśleli o tym samym. Dobrze, że jej miesiączka wypadła właśnie teraz. Inaczej Gryffin już by nie czekał.

Wampir obiecał sobie, że zwróci większą uwagę na jej stan i ewentualne zachowania czy nietypowe bóle. Musiał o nią zadbać z wiadomego powodu. Zresztą, co by na to powiedział Tekula? Nie zabił jej on, rower, wycieńczenie, wilkołaki, odwodnienie czy cokolwiek innego, czego można się spodziewać po człowieku w tak wymagającej "podróży", a zrobiła to choroba. I to jeszcze tylko na taka, na którą może zapaść jedynie kobieta. 

*

Jakiś tydzień później Mayya zaparkowała rower obok dość sporego, murowanego budynku, którego dach stanowiła gruba ale zardzewiała blacha. Gryffin nie czekał na nią i wszedł do środka tak, jakby wchodził do siebie. Jej było wszystko jedno - chciała tylko spać, nieważne gdzie. I być jak najdalej od wilkołaków. Po tym, jak dzisiaj niemalże wgryziono się w jej łydkę, miała tego wszystkiego serdecznie dość. Gdy spała, nie musiała obawiać się, że starci jakąkolwiek kończynę.

Dom musiał być od kilkunastu lat opuszczony, jednak mimo kurzu nie mogła nie zauważyć łóżka, które wydawało się aż zapraszać do tego, by się położyć. Nie patrząc nawet na spacerującego wampira zdjęła kapę z mebla, po czym padła na wyświechtaną poduszkę i jeszcze gorszą kołdrę. Kiedyś oddałaby wszystko, co miała, byleby zaopatrzyć się w coś takiego. Zwłaszcza zimą. Jakakolwiek pościel była szczytem jej marzeń.

Gryffin wolno położył się obok niej, jakby się obawiał, że łóżko nie wytrzyma. Gdy nawet nie zaskrzypiało, rozciągnął się wygodniej i przymknął oczy. Był ciekaw, jak długo będą mieli spokój, zważywszy na to, że teraz to Ulv przewodził ich pościgowi. Znając jego inteligencję, wampir spodziewał się dosłownie wszystkiego.

Mayya już nawet nie reagowała na niego tak, jak powinna. "Przyzwyczaiła" się, że teraz sypiają razem. O ile można to nawet określić tym czasownikiem. W każdym razie dopóki na niego nie patrzyła, dopóty było dobrze.

- Gryffin?

- Tak?

Dziewczyna przekręciła się na bok, by spojrzeć na wampira. Otworzył jedno oko.

- Dziwnie się czuję, jak mówisz mi po imieniu - stwierdziła prosto. - To brzmi bardzo niepokojąco.

Mężczyzna roześmiał się cicho, po czym przetarł twarz dłońmi. Ułożył się wygodniej i westchnął w duchu.

- Chciej tu takiej dogodzić, a jeszcze jej źle - stwierdził na to. - "Kolacja" źle, a po imieniu jeszcze gorzej. Dobrze, może być "Kolacja", jak tak bardzo ci do tego tęskno.

- Dzięki - wymamrotała w odpowiedzi, po czym przekręciła się na plecy i zamknęła oczy.

- Mogę o coś zapytać, czy zaśniesz? - odezwał się po chwili Gryffin.

- Pytaj - odparła, otwierając jedno oko, jego wzorem.

Gryffin przez chwilę patrzył jej w twarz i ważył słowa. W zasadzie nie powinien pytać. Ale Mayya nie była nieśmiertelną.

- Dlaczego mnie uratowałaś?

Dziewczyna wzruszyła ramionami i zamknęła oko.

- Nie pomyślałam nawet o tym, co robię - stwierdziła zgodnie z prawdą. - A ty? Czemu pozwoliłeś mi się uratować? Przecież doskonale wiedziałeś, że tamta może ci coś takiego odwalić, a mimo to... - urwała, po czym wbiła wzrok prosto w jego czerwone tęczówki.

Wampir milczał dłuższą chwilę. Wydało jej się, że i on nie zna odpowiedzi na to pytanie. Już miała ponownie ułożyć się do snu, ale wtedy Gryffin uciekł od niej wzrokiem.

- Nie będę się głupio tłumaczył, że byłem rozkojarzony czy jeszcze inna cholera. Przyzwyczaiłem się do ciebie, do tego, że jesteś inteligentna i uparta. Zapomniałem, że jesteś tylko człowiekiem. Odwykłem od załatwiania problemów osobiście, stąd... działałem z przyzwyczajenia. 

Ja nieśmiertelną - przemknęło Mayyi przez myśl. - Czego on się napił?

- Oszalałeś - stwierdziła tylko.

Wampir ponownie przeniósł na nią wzrok. Tym razem uśmiechnął się lekko, kącikami ust.

- To nie ja szlajam się z wampirem i uciekam przed zgrają wilkołaków. I dobrowolnie atakuję starą wampirzycę - zauważył.

Dziewczyna zaśmiała się bez cienia wesołości w głosie i przeczesała palcami swoje włosy.

- Kto wie, może i oszalałam - mruknęła, wyginając się w łuk, co spodobało się wampirowi. - A ty? Zagubiłeś się już w tych "osobowościach", które udajesz, czy może gdzieś tam jest ten prawdziwy Gryffin, do którego pamiętasz drogę?

Wampir roześmiał się głośno. Aż go teraz zaciekawiło, co ona musiała przejść, by nie dość, że zaatakować starą wampirzycę bez jakiegokolwiek przymusu, to teraz rozmawiać z nim na takie tematy. W zasadzie zawsze, gdy tylko zmęczenie wygrywało u niej z czymkolwiek innym, wyostrzał się jej język. Potrafiła pokazać pazurki, co mu szczerze przypadło do gustu.

- Zdecydowanie wolę cię w takiej wersji - stwierdził, krzyżując ręce pod głową. - Nie martw się, wiem, jaki jestem naprawdę.

- Myślisz, że kiedyś cię takiego zobaczę? - zapytała, będąc już na granicy ze snem. Nie dało się nie zauważyć powątpiewanie w jej głosie. Nie uwierzyła mu.

Gryffin uśmiechnął się tylko ponuro.

- Może kiedyś - odparł.

Oboje wiedzieli, że jest to odpowiedź przecząca.

*

Dziewczynę obudził trzask pękającego drewna, zaraz też światło słoneczne zalało jej twarz. Podniosła się gwałtownie, zasłaniając oczy a pierwsze, co do niej dotarło, to zapach spalenizny. Od razu pojęła, że to Gryffin.

Nim zdołał drgnąć, do środka wpadł jakiś duży, ciemny kształt, węsząc zajadle. Serce momentalnie podeszło jej do gardła. Zepchnęła wampira z łóżka mając szczerą nadzieję, że jednak go obudzi. Niepokoiło ją to, że Gryffin nawet nie jęknął, gdy ona zerwała się na równe nogi. Stała na meblu i rozglądała się z przerażeniem po małym domku, do którego zdążyła już wejść trójka wilkołaków. Znała ich. To były bety...

Najbardziej masywny Ulv zaszczekał, a w oczach zapłonęła mu żądza mordu. Mayya krzyknęła, starając się przypomnieć sobie to, o czym mówił jej Bvamso. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że wilkołaka można zabić tylko srebrem lub ogniem.

Srebrem lub ogniem.

Zdjęła z szyi łańcuszek i zaczęła się modlić, by był z prawdziwego srebra. Na ten gest bety zarechotały, co w ich wilczej postaci brzmiało naprawdę strasznie. Po plecach dziewczyny przebiegły dreszcze, dłonie i tak już jej drżały.

- Krzyżem na wilkołaka? - odezwał się, wyraźnie rozochocony, Ulv. - Zły pomysł.

Ugiął cztery łapy i skoczył. Mimo że ona doskonale to widziała, nie potrafiła odpowiednio zareagować. Z krzykiem zeskoczyła z łóżka, machając na oślep łańcuszkiem za sobą. Musiała trafić, jednak za słabo, by tamten cokolwiek poczuł. W ułamku sekundy zwaliła się na nią masa mięśni i futra, która chwilę później przybrała ludzki kształt.

- Och, dzieciaku - mruknął beta, z lubością odwracając dziewczynę na plecy i zaciskając dłonie na jej gardle. - Żałuję, że nie mogę cię zabić bez powodu. Udajesz takie nieporadne stworzenie, a to przecież wstyd, tak wszystkich okłamywać.

Mayyi zrobiło się słabo. I że ona niby coś udawała? Nie miała jednak czasu myśleć, nie, gdy wilkołak był bliski zmiażdżenia jej krtani. Zrobiła to samo, co z Sarah - przycisnęła ozdobę do skóry mężczyzny. Przez chwilę nic się nie działo, a jej zaczynało ciemnieć przed oczami, aż Ulv odskoczył od niej jak oparzony. W skoku zmienił się ponownie w wilka, a cała jego prawa łapa wydała się nagle bezwiedna.

Zadziałało! - pomyślała tylko, czując jakiś tam fragmet ulgi.

Złapała się za bolące gardło, walcząc z własnym oddechem. Musiała się jakoś uspokoić, bo panika jej nie pomoże. Nie przy nieśmiertelnych. Zresztą, chyba nigdy nie pomagała.

- Srebro, co? - mruknął Ulv, gdy jego łapa była już na tyle sprawna, że oparł o nią swój ciężar. - W tobie naprawdę coś jest. Szkoda, że teraz dałaś mi powód, by cię zabić.

W Mayyi serce zamarło. W chwili, w której wilkołak zrobił pierwszy krok w jej stronę, ona gwałtownie cofnęła się do tyłu. Co prawda nadal siedziała na podłodze, ale doskonale wiedziała, że nie zdążyłaby wstać. Zresztą, nigdzie nie widziała wampira, ale sama przecież nie potrafiła walczyć, więc była niemalże pewna, że patrzy w oczy własnej śmierci. Który to już raz? - nie potrafiła powiedzieć.

Oddech jej świszczał, a Ulv tylko coraz szczerzej otwierał pysk w paskudnym uśmiechu. Spokojnie mogła policzyć jego kły, a ich długość po raz kolejny wydała się cholernie niesprawiedliwa. Ona miała tylko krzyżyk, nie było szans, by wyszła z tego starcia zwycięsko. 

Beta już ugiął łapy w kolanach, już gotował się do skoku. Mayya zdołała tylko unieść rękę z łańcuszkiem tak, by jakoś próbować się nią zasłonić. Nieprzyjemny warkot wypełnił pomieszczenie, na co dziewczynie zrobiło się autentycznie zimno. 

- Nie tak szybko.

Nim zaskoczony Ulv zdołał jakkolwiek zareagować, wampir, swoją drogą, że szczerze ubawiony, złapał go za tylną łapę, po czym rzucił nim przez długość domku. Gdy wilkołak spotkał się ze ścianą, Gryffin otrzepał dłonie z uśmiechem na ustach. Owszem, poparzoną miał całą twarz i szyję, ale nie aż tak dotkliwie, jak się tego spodziewał. Jak widać, wilkołak też przecenił słońce. I swoich towarzyszy.

Nie ukrywał, że Ulv go teraz zawiódł. Po tak starym wyjadaczu jak beta spodziewał się, że najstarszy zwód świata nie zadziała. Jednak wilkołak tak bardzo skupił się na Mayyi, że wampir mógł w spokoju pozbawić przytomności jego dwóch towarzyszy. Nie musiał nawet ich za bardzo uszkadzać. Ważne, by robić to cicho i sprawnie. No i zadziałało.

Kucnął obok przerażonej dziewczyny, która mało nie rozpłakała się z ulgi, gdy wreszcie go dostrzegła. Wolno wyjął jej z dłoni ozdobę uważając, by nie dotknąć krzyża. Może i ostatnio udało mu się pokazać, że nie piekło za mocno, tak tym razem nie chciał nawet próbować.

Położył dziewczynie dłoń na ramieniu i ścisnął je lekko. Zaraz też gestem kazał jej, by trzymała się za nim. Mayya chwiejnie się wyprostowała, po czym oparła o ścianę tak, by widzieć cokolwiek obok ramienia wampira. Nogi drżały jej tak, że chyba bez tej ściany by nie ustała.

- I znów poszło nam o kobietę - zauważył spokojnie Gryffin, patrząc z uśmiechem na podnoszącego się z ziemi wilkołaka.

Ulv warknął, zerkając na swoich nieprzytomnych towarzyszy. Owszem, dał się podejść. Ale to wcale nie koniec.

- Z twoim usposobieniem inaczej być nie mogło - odparł mu.

Uśmiech wampira tylko się poszerzył. Wyprostował się i zaczął się bawić trzymanym łańcuszkiem.

- Mógłbym powiedzieć to samo. Powiedz, naprawdę się łudziłeś, że Sarah grzeje tylko twoje łóżko? - zapytał tylko po to, by zirytować swojego rozmówcę.

Beta warknął długo i przeciągle. Gryffin uznał to za odpowiedź i roześmiał się cicho. 

Jak zwykle - pomyślał. - W jakim oni świecie żyją?

- Mayya należy do Alfy - rzucił Beta, nie pozwalając na zmianę tematu.

Gryffin bardzo wyraźnie poczuł, jak jej samej zrobiło się teraz niedobrze. W sumie nie dziwił się takiej reakcji - wilkołaki słynęły ze swoich zwierzęcych zachowań. A to przecież człowiek, który obycia wśród nieśmiertelnych wcale nie miał. Zacmokał tylko, co jeszcze bardziej zdenerwowało betę.

- A mi się zawsze wydawało, że ma narzeczonego - odparł niewinnym tonem wampir, przez co dziewczyna osunęła się po ścianie na podłogę. Sam nie potrafił określić, co w jej przypadku byłoby lepsze a co gorsze. - Poza tym teraz jest moja. I jeśli Tekula ją chce, musi się po nią pofatygować osobiście. I przekaż moje ukłony w stronę Ambsu.

- Nie będę robić za twojego pierdolonego kuriera - warknął Ulv.

Wampir czuł spojrzenie Mayyi na swoich plecach i był święcie przekonany, że wie, o czym pomyślała. Westchnął w duchu. Byłby głupcem, gdyby rozegrał to inaczej, ale ile on się miał użerania z Kolacją, to przechodziło jego pojęcie. A ma takie inteligentne oczy...

- Będziesz. Bo tym razem pozwolę ci zabrać Lobo i Wuruhi'ego i odejść. Za podobne zagranie w przyszłości sporo mi zapłacisz, Ulv.

Wilkołak się zjeżył i stanął pewnej na przednich łapach.

- Możesz śnić, Gryffin.

- Bardzo zły pomysł - mruknął ostrzegawczo wampir, ujmując pewniej łańcuszek. Kto jak kto, ale on wiedział doskonale, jak taka niepozorna ozdoba potrafi być potężną bronią. - Bardzo zły.

Nim wilkołak zdecydował się zaatakować, gdzieś z zewnątrz rozległo się wycie. Dziewczyna jęknęła, ale Gryffin uśmiechnął się szeroko. Ulv warknął, po czym przybrał ludzką postać.

- Dobry piesek - zakpił wampir. - Ślepy piesek. Rozkazu posłucha, ale rady kogoś mądrzejszego od siebie to nigdy w życiu, a jeszcze się obrazi!

- Ty się uważasz za mądrzejszego? - prychnął wilkołak, wyrzucając nieprzytomnego Lobo przez wyważone drzwi. - Twój iloraz inteligencji jest równy temu, którym posługuje się mój penis.

Gryffin roześmiał się chłodno, po czym gestem dłoni tylko do ponaglił.

- Nie wiedziałem, że męskie prącie ma własny mózg. Cóż, człowiek całe życie się uczy.

- Zamknij się, Gryffin - warknął Ulv, stając z nim twarzą w twarz.

Wampir wykonał dłonią ruch, jakby zamykał kłódkę na swoich ustach, przekręcał i wyrzucał klucz. Przy okazji oczywiście szczerzył się jak głupi do wilkołaka, którego aż roznosiło od środka. Owszem, beta aż za dobrze pamiętał, jak skończyło się ich poprzednie spotkanie, jednak spróbowałby się z nim raz jeszcze.

To Ulv pierwszy odwrócił wzrok, kręcąc z pogardą głową. Wychodząc, zamknął nawet za sobą drzwi, wstawiając ja na swoje miejsce. Nie zobaczył więc, jak wampir uśmiecha się z zadowoleniem, po czym siada ciężko obok Mayyi. Dotknął oparzonych miejsc, po czym westchnął ciężko.

- Dzięki - rzucił cicho, patrząc jej w twarz. - Jest za wcześnie, bym się sam obudził. I mogę ci zagwarantować, że więcej takich sytuacji nie będzie. Ulv jest po prostu durniem, który nie myśli. Tekula wyciągnie konsekwencje, nawet jeśli zupełnie nie będzie mu się to podobało.

- Nie ma sprawy - odparła piskliwym głosem, po czym schowała twarz w dłoniach. Nawet nie drgnęła, gdy wampir zawiesił jej na szyi jej naszyjnik.

Mayya była tak roztrzęsiona, że aż nie mogła myśleć. Ostatnio była pewna, że to ona kogoś zabiła, teraz - że sama zginie, rozszarpana przez wilkołaka. Jęknęła cicho.

W tym czasie wampir zarzucił kapę na okno. Gdy zrobiło się ciemniej, odetchnął z ulgą. Rozpiął górne guziki koszuli i zaklął pod nosem widząc zasięg poparzenia. Wszystko, byle dalej od słońca - pomyślał.

*

Mayya jechała spokojnie stałym, dość szybkim tempem. Gryffin biegł za nią, zadowolony, bo dopiero co się pożywił. Może nie do końca smakowało mu tak, jakby sobie tego życzył, ale jego posiłek za długo się nie szarpał.

- U was zawsze to tak wygląda? - zapytała dziewczyna, wyrywając wampira z zamyślenia.

Gryffin zrównał się z nią, po czym spojrzał na nią pytająco.

- Co konkretnie? Wybacz, ale mam lepsze rzeczy do roboty, niż grzebanie ci w głowie.

- Związki - odparła, nie zwracając uwagi na jego ton głosu. - Wydawało mi się, że Sarah miała "kursować" tylko między tobą a Tekulą, a tu jest jeszcze wilkołak.

Gryffin roześmiał się cicho. Wilkołaków dzisiaj nie było, co go wcale nie zdziwiło, więc mogli rozmawiać do woli i w zasadzie o czymkolwiek.

- Sarah zawsze taka była. Tak naprawdę ciężko powiedzieć, z iloma potrafiła się na raz spotykać. Jak już zauważyłaś, wilkołaki lubują się w seksie, bo "uwalnia on ich dzikie instynkty". Sypiają z kim popadnie.

- Nie dało się nie zauważyć - bąknęła. - Chciałabym spotkać chociaż jednego, który będzie na mnie inaczej patrzył.

Wampir zachichotał.

- Marne szanse - podsumował, na co dziewczyna pokiwała tylko głową z krzywym uśmiechem na ustach. - W każdym razie tak się sprawy mają u Lykantropów. Czarownicy uznają już małżeństwa. Wtedy są sobie wierni, jednak do tego czasu, lub po rozwodzie, "hulaj dusza, piekła nie ma". Mają problemy z płodnością, więc często niepłodne osoby rozwodzą się z partnerami tylko po to, by tamten mógł znaleźć sobie kogoś, z kim spłodzi potomka.

Przez chwilę zapanowała między nimi cisza. Kątem oka dostrzegł, jak z twarzy dziewczyny zniknęło rozbawienie.

- Super - westchnęła Mayya, patrząc przed siebie. - Albo dzikie orgie, albo ciąża za ciążą.

Gryffin tego nie skomentował. 

Przynajmniej dobrze to podsumowała - pomyślał. - Na chwilę obecną ma tylko taki wybór.

Chciał już się cofnąć, ale wtedy Mayya uśmiechnęła się, trochę usilnie, po czym poprosiła go cicho, by kontynuował przerwany temat.

- Wampiry nie bawią się w małżeństwa. Wierzy się, że każdy znajdzie swojego partnera, tego jedynego, w określonym dla siebie czasie. Wtedy, gdy się już wie, że to ten jedyny, nikt z nas nie śmie nawet pomyśleć o "skoku w bok". A do tego czasu wyznaje się zasadę podobną u czarowników. Jednak zawsze można odmówić. Im się to nie zdarza.

Mayya zastanowiła się chwilę. Zawsze jej się wydawało, że jest na odwrót. Że to właśnie wampiry, potwory rodem z mroku, są najbardziej bezwzględne nawet i w łóżku. Po chwili doszła do wniosku, że mając sto lat, nie można być bezmózgim brutalem.

 Każdy musi się nauczyć myśleć i grać - pomyślała, zerkając na wampira. - Gdyby on rzeczywiście był tak tępy, jak wszyscy dookoła sądzą, nie przeżyłby tylu. Tylko czemu inni tego nie widzą? 

Bo nie chcą - odpowiedziała sama sobie. - Są o wiele młodsi, może z wyjątkiem Tekuli, który pała do niego czystą nienawiścią. To jest naprawdę zabawne.

- Więc po co te wszystkie przynależności, skoro "każdy pieprzy każdego"?

- Hierarchia - odparł wampir. - Wiadomo, więcej należy się tym, co stoją najwyżej. Cała reszta dostaje ochłapy. To taka manifestacja władzy.

- Jak zawsze - potaknęła tylko. 

Przez chwilę jechała w ciszy. W takim wypadku nie miała nic przeciwko temu, że od teraz miała być własnością Gryffina, a nawet więcej. Cieszyło ją to. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że gdyby trójka pretendentów ubiegających się, by ją "posiadać" miała się ze sobą zmierzyć, Ambsu padłby jako pierwszy. Tekula zaś wydawał jej się na tyle stary, by Gryffin mógł mieć z nim pewien problem, jednak wątpiła, by wilkołak go zabił. Teraz, przynajmniej dopóki wampir nie zdecyduje się ją zostawić, była bezpieczna.

- A ty, Gryffin? - zapytała, zerkając na swojego rozmówcę. - Miałeś kiedyś partnerkę?

Ku jej zaskoczeniu wampir pokręcił przecząco głową.

- Nie mam nawet znamienia, co jest charakterystyczne dla partnerstwa. Miewałem kochanki ale nigdy partnerki.

- Mężczyźni też się w to wliczają?

Gryffin jęknął i popatrzył na nią, jak patrzy nauczyciel, który karci niesforne dziecko. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem.

- Może i jestem stary, ale aż tak mi nie odbiło. Pochodzę z czasów, gdy związki homoseksualne były czymś nienaturalnym, chorym wręcz. I osobiście tego się trzymam. Kolacjo, nawet nie zaczynaj odwoływać się do jakichkolwiek podręczników.

Mayya roześmiała się serdecznie, na co Gryffin wywrócił oczami. Zastanowił się teraz, co go podkusiło, by być z nią aż tak szczerym? Owszem, doskonale wiedział, że ona ani razu go nie okłamała, jednak nawet nie zwracał na to uwagi. W końcu doszedł do wniosku, że to nijak mu nie zaszkodzi. 

W końcu to i tak tylko człowiek - pomyślał.

- Wiesz - zagaił, ponownie równając się z jadącą dziewczyną. - Mam propozycję. Skoro energia aż tak cię roznosi, nauczę cię walczyć, byś mi nie piszczała do ucha za każdym razem, jak ktoś nas atakuje.

Dziewczyna zmieszała się silnie. Oprócz rzucania kamieniami i serii kilku podpatrzonych ćwiczeń nie potrafiła nic. Owszem, ktoś ją kiedyś próbował nauczyć, ale skończyło to się tylko tym, że została zwyzywana od największych nieudaczników. 

Przecież to wampir - pomyślała ze zgrozą. - On będzie jeszcze gorszy...

- Nie sądzę, by to był dobry pomysł - bąknęła.

Gryffin zdawał się jednak nie słyszeć jej sprzeciwu. Mimo to, okazując swoją dobrą wolę i cierpliwość godną niejednej niańki zawodowej, zapytał jeszcze:

- A tańczyć potrafisz?

Gdy Mayya jęknęła ze zgrozą doszedł do wniosku, że to będzie lepsza zabawa, niż początkowo zakładał. Liczył też, że jeśli porusza się trochę więcej, to będzie szybciej jechała.

*

Przez następne półtora miesiąca, gdy przyszło im się przeprawiać przez Saharę, a potem przez lasy równikowe, Gryffin dał Mayyi spokój z nauką walki. Po prostu parli przed siebie, nierzadko oboje głodni i spragnieni. Jednak, po tamtym pamiętnym spotkaniu z Ulvem, wilkołaki trochę zwolniły tempa. Być może dostali odpowiednie rozkazy, albo to warunki, nawet mimo kalendarzowej zimy, dały im w dupę. W każdym razie Gryffin był zadowolony, że i tamci musieli odpoczywać coraz więcej. Był też niezwykle rad z tego, że wciąż żaden czarownik nie dołączył do pościgu.

Czasem poruszali się szybciej, czasem wolniej, jednak wciąż naprzód. Gryffin już dawno podziwiał dziewczynę za jej upór a jej organizm za wydolność i zdolność do przystosowywania się do nawet najgorszych warunków. I chęć nauki, którą nie zabiło dorastanie w Slumsach. Wiedział, że Kolacja należała do nielicznych wyjątków, które wciąż chciały się kształcić. Sam nawet nie wiedział kiedy, ale zaczął ją naprawdę doceniać jako towarzysza podróży. No i uwielbiał z nią rozmawiać bo wiedział, że ona naprawdę go zrozumie. Nawet jeśli była tylko człowiekiem.

Któregoś razu wypadło im podróżować przez burzę z gatunku tych, o których krążą legendy. Wampir już wcześniej zauważył, że dziewczyna się tego bała, ale nie mógł pojąć jej irracjonalnego strachu. Nie pytał, bo zazwyczaj o takie sprawy się nie pyta, jednak zastanawiało go to coraz bardziej.

W pewnym momencie dziewczyna drżała tak, że nie dała rady już jechać. Zsiadła więc z roweru nawet nie reagując na jego słowa. Po prostu usiadła pod drzewem i objęła się ramionami, a oddech miała tak urywany, że Gryffin naprawdę bał się, że ta zaraz mu zemdleje. 

Gdy wciąż nie odpowiadała, użył swoich "udogodnień" nieśmiertelnego i złamał barierę jej umysłu. W momencie, w którym zrozumiał na co patrzy, było już za późno, by się cofnąć. Jej wspomnienie, a kiedyś i jego, sprawiło, że w jego umyśle otworzyła się furtka do tych rzeczy, których nie chciał pamiętać. Wycofał się czując, że jego własne ręce drżą.

Zrobili jej coś, co się fachowo nazywa "próbą noża". Najczęściej ojciec, zawsze podczas burzy, pił tyle, by wizja ataku nożem na własne dziecko była czymś normalnym. Jeśli testowany był czarownikiem, jego strach odrzucał ojca w tył. Gorzej, gdy jednak taki dzieciak nie miał many.

Gryffin miał dwanaście lat, gdy poddano go tej próbie. Nie wiedział, ile miała Mayya, ale wynik musiał być ten sam - oboje jej nie przeszli. Teraz nie czuł się na siłach, by rozdrapywać stare rany, zwłaszcza, że były takie same jak i jego. Od tego dnia jednak spoglądał na dziewczynę bardziej przychylnie. Bo, może i było to bardzo dawno temu, to on doskonale wiedział, co znaczy taki z pozoru irracjonalny strach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro