5. Nie ma miejsca na błędy
Mayya przypuszczała, dlaczego Gryffin chodzi zirytowany i wcale się nie odzywa. Ostatnim razem pożywiał się równe dwa tygodnie temu, a do tej pory ich upierdliwy pościg nijak nie dał mu okazji, by to zrobić. Wolała się nie odzywać, by jeszcze bardziej nie denerwować kogoś, od kogo zależało jej życie na tylu przecież płaszczyznach. Mimo to miała niejasne przeczucie, że to ona będzie jego kolejnym posiłkiem, jeśli nic się za szybko nie zmieni.
Siedziała jak na szpilkach, gdy wampir krążył po pokoju stałym, bezlitośnie doskonałym krokiem i wyglądał przez okna, od czasu do czasu zerkając na różowiejące niebo. Noc kończyła się nieubłaganie, a on zaczynał być naprawdę głodny. Poza tym minął ponad miesiąc, odkąd wyruszyli ze Stolicy a Tekula wciąż otwarcie nie wykonał żadnego pewnego zagrania, no poza tym, że wzmocnił nacisk na swoich uciekinierów. Gryffin był zadnia, że tak spokojne działanie nie jest do niego podobne. Chyba miał coś jeszcze na głowie.
Gdy rozległo się pukanie do ich drzwi, wampir z roztargnieniem skupił swoje zmysły na gościu. Mało nie zachłysnął się z wrażenia, gdy za progiem rozpoznał wampira. A konkretniej - wampirzycę.
Więc naprawdę Sarah jest posłusznym psem Tekuli. Oh, dziewczyno - pomyślał, czując ukłucie zawodu. - Jak ty nisko upadłaś...
Wolno podszedł do Mayyi i nachylił się nad dziewczyną tak, że musnął ustami jej ucho. Poczuł, jak się spięła, ale nie chciał, by Sarah go usłyszała.
- Bądź w gotowości - rzucił bardzo cicho, na co dziewczyna wstrzymała oddech. - Nie opuszczaj tego pokoju i pilnuj swojego krzyżyka, bo być może uratuje ci życie. Czekaj na mnie. Jak chcesz, to się módl, ale osobiście takiej potrzeby nie widzę. Rozumiesz mnie? - dodał, mając już doświadczenie z przerażonymi młodzikami. Nastolatka niewiele się od nich różniła.
Mayya wolno pokiwała głową, głośno przełykając ślinę. Wampir uśmiechnął się szeroko, przybierając na twarz wyraz, którym mógłby poszczycić się tylko idiota, po czym poklepał dziewczynę po ramieniu.
- Zuch Kolacja - stwierdził głośniej. - A teraz wybacz...
Mayya patrzyła, jak w sekundzie Gryffin zmienia się z mordercy w lowelasa rodem z tych wszystkich tępych romansideł. Nawet minę zrobił tak samo głupią jak oni! Aż nie mogła w to uwierzyć, zmiana była natychmiastowa i prawie że doskonała. To jej tylko uświadomiło, jak bardzo może się mylić w stosunku do niego. Miał już tyle twarzy, że ta kolejna już nie powinna jej dziwić. Do tej pory poznała uczonego, mordercę, przywódcę, pijaka i artystę. Widziała rysunek, który tworzył podczas ich rozmowy o teoriach powstania ras - jej portret, który może i nie tak szczegółowy, to jednak nie dało się pomylić osoby, która na nim widniała. Często też łączył swoje maski w jedną, niemalże doskonałą przykrywkę. Była ciekawa, jaki jest naprawdę, ale bardziej obawiała się tego, w jakich jeszcze twarzach przyjdzie jej go poznać. Oraz, czy przeżyje, gdy wampir odsłoni się na tyle, by w końcu zobaczyła, jaki ejst naprawdę.
Teraz zaś nie miała pojęcia, kto pukał ani dlaczego wampir wyszedł z takim wyrazem twarzy. Mogła tylko czekać. I liczyć, że dożyje kolejnego zmierzchu.
*
Gryffin zaczynał czuć się naprawdę źle, gdy szedł za Sarah w kierunku końca korytarza. Był... głodny, prawie że wygłodzony, a zbliżający się świt tylko to wrażenie potęgował. Dawno nie doprowadził się do takiego stanu, ale nie miał wyboru. Już nawet nie zwracał należytej uwagi na biodra wampirzycy i fakt, że rzucała mu ukradkowe spojrzenia.
Z racji, że był naprawdę w paskudnym humorze, po prostu przykleił do ust głupkowaty uśmiech i raz jeden nadał rozmarzony wyraz własnym oczom. Wiedział, że będzie to dla niej podejrzane, jednak nie za bardzo miał chęć, by po raz kolejny wkłądać tyle wysiłku w idealną grę aktorską. Był zbyt głodny. A Mayya została po przeciwnej stronie korytarza, czego teraz żałował.
W pewnym momencie Sarah złapała go za przedramię i wciągnęła do zaciemnionego pomieszczenia, błyskawicznie zamykając za nimi drzwi. Gryffin z trudem powstrzymał się przed napięciem mięśni czy odruchowym atakiem. Nim nawet dobrze pomyślał, że musi być rozluźniony, czarnowłosa wpiła się w jego usta. Odpowiedział jej, bez problemu znajdując na to siły.
Sarah nie była taka zła, jeśli chodziło o wygląd. Była szczupła, ale miała dobrze zaokrągloną sylwetkę tam, gdzie kobieta mieć powinna. Poza tym zawsze miał słabość do kręconych włosów. Za bardzo nie patrzył w jej okrągłą, pyszałkowatą buźkę z pełnymi ustami i czerwonymi oczami. Jeśli o twarz chodzi, z niemałym rozbawieniem stwierdził, że Mayya jest od niej znacznie ładniejsza.
Gdy czarnowłosa cofnęła się z drapieżnym uśmiechem na ustach, oparł dłonie na jej biodrach. Gdy coś robił nie musiał myśleć o tym, jaki wyraz twarzy utrzymywać. Wystarczyło, by trzymał wzrok tam, gdzie ona tego oczekiwała. Mógł nawet tępo patrzeć w pustkę w okolicy tychże miejsc, a ona niczego by nie zauważyła. Była jeszcze bardziej próżna niż on.
Sarah była niezwykle zawiedziona Gryffinem. Ledwie się pojawiła, ten już szedł za nią. Musiała jednak przyznać, że tak wiernego psa jeszcze nie miała. I, jeśli miała być szczera, z nikim innym jej się tak dobrze nie pieprzyło jak z nim. Żałowała tylko, że wampir nie był tak inteligentny, jak dobry był w łóżku.
Ten głupkowaty uśmiech chyba nigdy nie schodził mu z twarzy, jednak dla Gryffina to było normalne. Tak samo jak rozmarzone spojrzenie, gdy wodził dłońmi po jej ciele. Z tym, że teraz było w nim coś drapieżnego, co, po raz pierwszy odkąd go poznała, tak definitywnie świadczyło o jego wieku.
Rozbawił ją wybitnie tym, że tamta ludzka dziewczyna wciąż żyła oraz, że plotki o rowerze okazały się prawdziwe. Gryffinowi chyba rzeczywiście brakowało piątej klepki, o ile nie więcej. A właśnie ta jego głupota była w nim najbardziej pocieszna.
Jej czarna suknia zaszeleściła, gdy pchnęła mężczyznę na łóżko i usiadła mu na biodrach, nachylając się nad nim. Jej loki spłynęły mu na twarz. Nie chciała czekać, nie mogła czekać.
- Kochanie, od kiedy to jesteś taka agresywna? - zapytał ją z uwielbieniem w głosie, gdy zakładał jej włosy za ucho.
- Uczę się od najlepszych - odparła zmysłowym tonem, cofając własne biodra, na co jęknął. Och, uwielbiała jego głupotę. - Poza tym stęskniłam się, Gryffin.
Zawsze podobało mu się, jak mruczała jego imię, jednak nie tym razem. Wiedział, że coś knuje, zbyt szybko zaczęła się do niego dobierać. Nawet ona nigdy nie była taka prędka. Ale skoro już zaczął udawać - będzie to robił dalej. Sprawiało mu to cholerną przyjemność, gdy Sarah za każdym razem się nabierała.
Widział, że czarnowłosa się czymś denerwuje, odbijało się to w jej ruchach. Może Tekula postawił jej ultimatum? Albo Gryffin albo ona? - wampir nie potrafił ocenić, ale był pewien, że przez to się pomyli. Trochę jej brakowało do dwóch wieków, poza tym nigdy nie lubiła się "bawić" w zbytnie rozmyślania. Prawie zawsze działała nim w ogóle pomyślała.
Szczerze go rozbawiła, gdy mało płynnym ruchem rozpięła jego spodnie i zsunęła się w dół, ciągnąc włosami po jego wciąż zapiętej koszuli. Zaraz też poczuł jej usta, przez co mruknął z zadowoleniem. A wszystko to na pokaz, bo przez tyle lat nauczył się panować nad własnym ciałem w stopniu, o jakim nigdy by nie pomyślał. Jednak nie mógł jej nie pokazać tego, na co liczyła, nawet jeśli zupełnie nie miał nastroju na "miłosne uniesienia".
Ona naprawdę chce uśpić moją czujność - pomyślał. - Może i by jej to wyszło, gdyby nie te zęby... Jasna cholera! Aż tak się spieszy, czy co?
Raz zdarzyło mu się zadrżeć z jawnego bólu, jednak wyszedł tym tylko na swoją korzyść. Sara była święcie przekonana, że to innego rodzaju drżenie. Zwłaszcza, że ona przecież potrafiła wszystko.
Miękkim, kocim ruchem wróciła do poprzedniej pozycji i pociągnęła go ku sobie. Gdy i on usiadł, po raz kolejny zaczęła go całować. Powiódł dłonią po jej plecach, prawym pośladku i udzie, drugą tylko mocniej przyciągnął ją do siebie. Gdy uniosła biodra, a potem je opuściła, jęknął w jej usta. I to już takie do końca udawane nie było, za co zganił się w duchu. Wiedział, że głód skutecznie go rozprasza, przez co może nie panować nad sobą tak, jak zawsze. Jednak, by pociągnąć ją za język, musiał jeszcze trochę z nią wytrzymać.
- Co tu robisz? - zapytał, odpowiednio modulując głos.
- Mówiłam ci - odparła innym głosem, niż do tego przywykł. Ona już nie grała, rzeczywiście podobało jej się to, co robiła. - Stęskniłam się.
- Akurat wtedy, gdy mam na głowie Tekulę? - odparł, zadając pozornie głupie pytanie.
Sarah nie mogła powstrzymać uśmiechu. Zawsze tak to wyglądało - mógł jej wygadać wszystko, o ile odpowiednio pokierowała rozmową. Oh, lubiła tę jego gadatliwość.
- Zawsze masz go na głowie - zauważyła. - Teraz po prostu zmieniasz otoczenie w przemiłym towarzystwie.
Zacisnął dłonie na jej biodrach i nadał jej własne tempo. Nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie. Odrzuciła włosy do tyłu, opierając ramiona na jego barkach. Podobał jej się jego uśmiech, taki rozmarzony...
- Muszę być naprawdę do niczego, skoro tak łatwo nas znalazłaś - mruknął, wodząc nosem po jej szczęce.
- Mam odpowiednie dojścia, Gryffin - mruknęła dobrodusznie. Przecież mu nie powie, że jest idiotą, który wziął ze sobą chodzący nadajnik. Owszem, ma go zabić, ale jeszcze nie teraz. - Poza tym zawsze, gdzie coś się dzieje, prędzej czy później się pojawiasz.
Przez chwilę o nic nie pytał, zapamiętale całując ją w różnych odsłoniętych miejscach szyi, niektóre przygryzając. Jak zauważyła, nie tylko jej się to podobało.
- Co słychać w Stolicy? - zapytał, mocniej zaciskając palce na jej ciele.
- Wszystkich ubawiły twoje poczynania - stwierdziła miękko, przymykając oczy. Że też on zawsze musi tyle gadać! - Zwłaszcza rower.
- Starałem się - zapewnił ją przytłumionym głosem. - I pewnie musiałaś to zobaczyć na własne oczy, co?
Sarah zachichotała, odchylając głowę w bok. Ochoczo przyjął zaproszenie.
- Tak naprawdę Tekula... Tekula - zająknęła sie, sama w zasadzie nie wiedząc, dlaczego zaczęła mówić. Odetchnęła głębiej, udając drżenie z rozkoszy i przełknęła ślinę, szukając jakiejś dobrej wymówki. I tak wiedziała, że on tego nie zauważył. - Tekula kazał zastawić na was zasadzkę w okolicy może śródziemnego. Domyśliłam się, że musicie być akurat tam, więc jestem.
Ładnie z tego wybrnęła - pomyślał wampir. Mimo to kończyła mu się cierpliwość i chciał już zapaść w letarg, by nie czuć palącego pragnienia. Miał tylko nadzieję, że tym razem nie wydrapie mu kolejnego pięknego napisu na plecach.
- Powiesz mi coś, co chcę wiedzieć? - zapytał cicho, drażniąc jej skórę swoimi kłami.
Sarah zadrżała, już bez udawania. Nikt nigdy nie doprowadzał jej do takiego stanu jak on. I nie tak szybko. Ale cholernie się jej to podobało - pozwalał jej robić to, co chciała. Liczyła, że i tym razem tak będzie. Nie zauważyła jednak, co tak naprawdę dolega jej kochankowi.
- A co takiego?
Tym razem Gryffin postawił na zupełnie inne rozwiązanie ich gry. Do tej pory uznawał to za szczyt desperacji, jednak głód za bardzo go rozkojarzył, by mógł to dalej ciągnąć w taki właśnie sposób. Może i Sarah już zaczynała się plątać w zeznaniach, ale już zdecydował. Wgryzł się w jej szyję tak sprawnie i głęboko, jak ktoś tylko z jego wiekiem by potrafił w ułamku sekundy. Sarah momentalnie się spięła, a on poruszył kłami. Chciał, by ją zabolało.
Kobieta jęknęła z bólu nie mogąc zrozumieć, kiedy w jej kochanku zaszła tak raptowna zmiana, ani od kiedy on potrafi być tak stanowczy i... opanowany. Chciała mu się wyrwać, jednak nie była w stanie, co zauważyła niemalże ze zgrozą. Poza tym jej ciało chciało teraz czegoś zupełnie innego niż właścicielka, a Gryffin niemiał zamiaru jej dać ani jednego ani drugiego, przez co była bliska szału. Nie mogła widzieć zadowolenia, jakie wymalowało się teraz na jego twarzy.
Przytrzymał ją przy sobie, odrobinę tylko katując. Należało jej się po tym, jak ostatnio wydrapała mu na plecach napis "idiota". Poza tym przekaz był jasny - przestanie, gdy mu oficjalnie objaśni, kto ją przysłał. A może i jeszcze kilka innych rzeczy.
W końcu Sarah doszła do wniosku, że skoro i tak go zabije, będzie mogła powiedzieć mu prawdę. Nie zauważyła zupełnie, jak Gryffin pociągnął z niej kilka łyków. Co prawda krew wampira sprawy nijak nie załatwi, jednak na kilka godzin będzie miał spokój.
- Tak, Tekula mnie przysłał - odezwała się, jęcząc błagalnie. Gryffin doskonale wiedział, że to nie było tylko udawane, mimo jej rozpaczliwych starań. - Pracuję dla niego! Do tej pory doglądałam budowy kopalni, teraz odesłał mnie do ciebie!
Puścił ją gwałtownie. Zaskoczyła go tylko kopalnia ale, na ten moment, nie mógł zrozumieć, o czym wampirzyca konkretnie mówiła. Zresztą, nie miał czasu na rozmyślanie o przygłupim wilkołaku i jego jeszcze gorszych planach. Gdy tylko Sarah odskoczyła do tyłu, on sam płynnie wstał i zapiął swoje spodnie, marudząc pod nosem na swoją starą kochankę. Nie przewidział tylko tego, że wampirzyca zdecyduje się na odsłonięcie okna.
Z wściekłym warknięciem z bólu odskoczył do tyłu, gdy promienie wschodzącego słońca padły mu na lewą część twarzy i prawie całą szyję. Mimo błyskawicznej reakcji poczuł pieczenie, dość solidne, a przy okazji przestał widzieć na lewe oko, bo popełnił głupi błąd nowicjusza i spojrzał na czerwoną tarczę. Może i wampiry mogły trochę wytrzymać na słońcu to jednak wątpił, by trwało to więcej niż dziesięć minut.
Dopadł drzwi, unikając wściekłych i niecelnych ataków Sarah. Próbowała go trafić jakimś nożem, zapewne mokrym od wody święconej - gdy kropla płynu, jaki pokrywał ostrze spadła mu na dłoń, miał wrażenie, jakby ta mała kropelka miała przepalić mu rękę na wylot. Kiedyś liczył, że z wiekiem to wszystko przestanie tak boleć. Niestety, nie przestało.
Uderzył ją na odlew w twarz, czym wytrącił ją z równowagi. Skorzystał z tych ułamków sekund i odskoczył od niej, będąc zdecydowanie za bardzo rozkojarzonym przez ból. Kolejnych ran nie musiał zbierać, teraz musiał pozbyć się wściekłej kobiety. Zdążyło mu jeszcze przemknąć przez myśl, że właśnie znalazł idealny sposób na to, by każda przyszła kochanka chciała go zabić.
Zrobił może dwa kroki, gdy poczuł na łydce cięcie, przez które aż zalśniło mu przed oczami. Zupełnie jakby ktoś przyłożył mu rozgrzany do czerwoności pręt. Nim zdołał podciągnąć ociężałą nogę, zarobił drugie cięcie, idealnie pod kątem prostym do tamtego. Teraz już mógł zapomnieć o jakiejkolwiek władzy w tej kończynie.
Padł jak długi. Błyskawicznie odwrócił się na plecy i zablokował dłońmi uzbrojoną rękę Sarah, która mierzyła prosto w jego serce. Z braku pomysłów, a i tak nie miał głowy do kreatywnego myślenia, zaczerpnął swojej many i drzwi prowadzące do pokoju, który wynajął z Mayyą. Na chwilę zapomniał, że Mayya to zwykły człowiek czym rozkojarzył Sarah.
Miał tylko sekundę na reakcję. Zepchnął ją z siebie, po czym, ciągnąc za sobą niesprawną nogę, wpadł do swojego pokoju. Dziewczyna poderwała się błyskawicznie, gdy ledwo przekroczywszy próg znów padł jak długi, powalony przez wściekłą Sarah, która to wbiła mu kolano na linii kręgosłupa.
Mayya krzyknęła, a dopiero po chwili uświadomiła sobie, że czarnowłosa w dziwnej sukience to wampirzyca. Gdy Gryffin po raz kolejny ją od siebie odepchnął, przez co tamta uderzyła głucho w ścianę, dziewczyna drżącymi rękoma zdjęła przez głowę swój krzyżyk i będąc na skraju paniki, skierowała się z nim ku wampirzycy. Gdy tylko Sarah dostrzegła ozdobę, przylgnęła do ściany i syknęła wściekle ku dziewczynie. Jeszcze nie była w takim wieku, by móc sobie pozwolić na ignorowanie krzyża. Machnęła na oślep nożem ale chybiła, przez co brązowowłosa przytknęła krzyżyk do skóry jej szyi.
Gdy wampirzyca zawyła z jawnego bólu, Mayya zadrżała, ale coś jej mówiło, że nie może puścić. Gdy Gryffin wciąż leżał, kopnęła go w nogę modląc się, by czarnowłosa nie zrobiła użytku ze swoich sił. Nie wiedziała, że po dotknięciu krzyżem, Sarah straciła całkowicie siły. Osunęła się po ścianie, niemalże wrzeszcząc z bólu. Dawno już nie czuła takiej niemocy - jakby ta ludzka dziewczyna z krzyżem w ręku wysysała z niej całą energię. Już wcześniej upuściła nóż, teraz zaś czuła się jak skazaniec, któremu wykonuje się wyrok na krześle podpiętym pod prąd. Drżała silnie, czułą swąd swojej własnej skóry w miejscu, w którym ozdoba parzyła ją tak dotkliwie, jak słońce nigdy by nie mogło.
Poczuła gwałtowny cios w szczękę, który oderwał ją od ozdoby, jednocześnie odrzucając na podłogę. Gdy ból ustał, nie miała już siły otworzyć oczu. Nie usłyszała więc, jak Mayya zaczęła krzyczeć, przy okazji odrzucając od siebie krzyżyk..
Gryffin, czując się tak ciężko jak zazwyczaj wyglądają jego wilcy przyjaciele po zjedzeniu solidnej kolacji złożonej z siedmiu dań, bez ceregieli zatkał usta dziewczynie. Gdy zamilkła, cisza aż zadzwoniła mu w uszach.
Nie miał siły podchodzić i zamykać drzwi. Zużył na to resztę swojej many, po czym puścił Mayyę i usiadł na najbliższym fotelu.
- Gryffin - zaczęła przerażona tak bardzo, że nawet nie zarejestrowała, w jakim stanie był jej przymusowy towarzysz.
- Nie martw się, żyje - przerwał jej ciężkim głosem, machając w stronę Sarah. - Zapadła w letarg. I możesz być pewna, że przed zachodem się nie ocknie. Ja chyba podobnie.
Dopiero wtedy Kolacja zwróciła na niego większą uwagę. Podeszła, wolno dotykając jego twarzy. Syknął, ale zamknął oczy i poddał się jej. Miał dość. Kategorycznie.
- Wyglądasz... okropnie - stwierdziła, obrzucając wzrokiem sylwetkę i rany wampira.
- Wiem. Poparzenia zejdą same, z cięciami może być gorzej.
Mayya przyklęknęła przy nim, odrywając nadcięty już kawałek materiału. Gdy nie usłyszała sprzeciwu, przetarła rany. Gryffin jęknął z bólu, będąc już praktycznie bezwładnym. Nigdy jeszcze nie widziała go w takim stanie, przez co była bliska paniki. I co ona ma niby teraz zrobić? Nie miała pojęcia jak opatrywać nieśmiertelnego!
Odkręciła swoją wodę, której nie dopiła w nocy i zmoczyła jedną ze swoich najmniejszych koszulek, po czym przemyła oba cięcia tak, jak ją kiedyś uczono. Nie miała bandaża, jednak rany zaczęły się goić na jej oczach. Wtedy wampir odetchnął głębiej, a oddech mu się wyrównał.Strach ściskający jej gardło zelżał - widać i wampiry są podatne na typową pierwszą pomoc...
- Mayya... - zaczął i w zasadzie nie wiedział, co chce powiedzieć. W głowie miał niespodziewany mętlik, który utrzymywał się od momentu aż uświadomił sobie, że dziewczyna zdecydowała się go ratować. Była przecież tylko człowiekiem, w dodatku niemalże nieprzytomnym ze strachu i...
I skoczyła na starą wampirzycę. Być może uratowała mu tym życie.
- Jeśli ona się nie ocknie do zmierzchu a wilk... wilkołaki tu nie w... wejdą - przerwała mu, jąkając się. - To dam sobie radę.
Wampir odetchnął głębiej, czując ogarniającą go senność. Nie wejdą, bo dzisiaj liczą na Sarah. I niech nic się nie zmienia.
- Zuch dziewczyna - pochwalił ją.
Sekundę później i on zasnął, zostawiając ją kompletnie samą pośród dwójki nieprzytomnych wampirów. Dziewczyna była bliska tego, by ponownie zacząć wrzeszczeć. Zwłaszcza przez to, że oboje wyglądali jak trupy. Nawet nie zwróciła uwagi, że Gryffin po raz pierwszy od ponad miesiąca nie nazwał ją kolacją.
Przez pierwszych kilka minut Mayya miotała się po pomieszczeniu nie wiedząc co ma zrobić ani czy powinna powstrzymywać się przed krzykiem. W końcu schowała twarz w dłoniach i jęknęła w nie, a w myślach wrzeszczała sama na siebie za to, że w ogóle odważyła się aż zaryzykować. W gruncie rzeczy Mayya była właśnie taką osobą - najpierw pomaga potem myśli. I to się już nie raz zemściło, nawet jeśli ingerencja była tym "dobrym" wyborem. Z tym jednym szczegółem, że teraz nie miała "dobrego" i "złego" wyboru. Zdecydowała się ratować Gryffina, bo tylko z nim miała jakieś szanse, jednak wcale ją to nie uspokajało Bała się go cholernie, zwłaszcza ostatnimi dniami i szczerze wątpiła, że jej bohaterski czyn zostanie zauważony. W końcu była tylko człowiekiem, który czasem zbierze się na odwagę.
W końcu, nie mając pojęcia, czy to coś pomoże, podniosła krzyżyk i przełożyła go przez głowę czarnowłosej. Tym razem nie pozwoliła, by srebrny przedmiot dotknął szyi wampirzycy - poprzednie miejsce wciąż dymiło. Zrobiło jej się niedobrze.
Gryffin miał rację - i on zaczynał wyglądać jak zawsze - nie jak poparzony i okrwawiony trup. Z tą drugą było znacznie gorzej, ale nie miała siły dłużej na nią patrzeć. Musiała wyjść. Nim jednak zamknęła za sobą drzwi od pokoju, zabrała kartę kredytową i nóż od "napastniczki". Plastikowy prostokąt wsunęła do kieszeni, ale to "długie i ostre coś" wrzuciła do pierwszego lepszego kosza, ignorując fakt, że była na nim krew Gryffina.
Gdy dotknęła drzwi wyjściowych zorientowała się, jak głupie byłoby to posunięcie. Zamrugała gwałtownie, chcąc przegonić łzy strachu i przełknęła rosnącą gulę w gardle. Jest dzień a na zewnątrz może być pełno wilkołaków.
Pięknie! - pomyślała z goryczą, kierując się ku barowi, który znajdował się w drugiej części motelu. Ręce drżały jej tak silnie, że musiała przyciągnąć je do piersi - Na górze wampiry, na dworze wilkołaki! Jeszcze mi tu tylko mojego narzeczonego brakuje! Jasna cholera!
Mayya nie klęła i nie piła, jak na głęboko wierzącą katoliczkę przestało. Jednak, po tym, czego doświadczyła przez ten miesiąc, zaczynała się skłaniać ku temu, że albo z jej własną wiarą jest coś nie tak, bo Bóg nijak nie wysłuchuje ani jednej jej prośby a przeciwnie, robi wszystko na odwrót, albo to wszyscy się na nią uwzięli. W jednym czy drugim wypadku przekleństwa czy alkohol wydawały się czymś naprawdę niewiele nieznaczącym.
Gdy pchnęła drzwi, uderzył ją zapach stęchlizny i przyciemnione wnętrze. Za popękanym barem stał stary, wyniszczony przez pracę fizyczną mężczyzna, a jedynymi jego klientami była dwójka chłopaków, którzy mogli być mniej więcej w jej wieku, ale zdecydowanie pochodzili z bogatej rodziny. Jeden wydał jej się jakiś dziwny, ale nie miała teraz do tego głowy. Musiała jakoś się uspokoić.
Kiedyś by się zmieszała i wyszła, teraz nawet nie zwróciła najmniejszej uwagi na tych chłystków. Usiadła za barem, starając się ukryć drżenie dłoni. Chyba jej nie wyszło, bo barman zagadnął ją w języku, który powinien być hiszpańskim, ale pierwszy raz go słyszała. Pokręciła więc głową na znak, że nie rozumie. Na twarzy starszego mężczyzny odmalowało się współczucie.
- A wspólny chociaż? - zapytał z dziwnym, śpiewnym akcentem.
- Wspólny tak - potaknęła bez życia.
- Pytałem panienkę, czy życzy sobie coś do jedzenia, czy raczej na uspokojenie nerwów.
Mayya spojrzała na swoje dłonie i westchnęła. Gdy tylko myślała o jedzeniu robiło jej się niedobrze. A jeśli alkohol jej teraz pomoże - mogłaby oddać swoją duszę za coś, co by ją uspokoiło. I ukoiło skołatane nerwy.
- To drugie poproszę - odparła niewyraźnie, opierając się łokciami o blat.
Gdy barman nalewał jej do szklanki jakiegoś płynu, dwójka chłopaków przypatrywała jej się, szepcząc coś pod nosem. Ignorowała ich bez najmniejszego problemu i patrzyła, jak do alkoholu wpadają trzy kostki lodu. Dzieło zostało uwieńczone jakąś czerwoną, bardzo gęstą cieczą. Mayya ledwo powstrzymała się od porównywania tego z krwią i pociągnęła dość solidnego łyka. Owszem, zapiekło ją, ale... spodziewała się czegoś gorszego. Nawet jej posmakowało.
- Co to? - zapytała, starając się zająć myśli czymkolwiek.
- Moja specjalność - odparł z lekki uśmiechem barman, siadając na stołku za ladą. - Whisky z lodem i czereśniami. Smakuje panience?
- Naprawdę dobre. Jak na alkohol.
Barman zaśmiał się cicho, a ona pociągnęła kilka kolejnych łyków. Nie zmienia to faktu, że mało się nie roześmiała z faktu, że popija właśnie whisky, trunek ukochany przez Gryffina.
Nie! - pomyślała gwałtownie, odstawiając szklankę na ladę z cichym stuknięciem. - Ani jednej myśli o nim!
- Widzę dupeczka tylko we wspólnym? - zagadnął wyższy z dwójki obserwujących ją chłopaków, brunet o ceglastej cerze, przesiadając się bliżej niej. - Może postawić ci coś mocniejszego?
Na usta cisnęła się jej bardzo obrazowa odpowiedź, ale zamiast tego upiła kolejny łyk i zignorowała chłopaka całkowicie. Zastanowiła się tylko, czy uda jej się nie upić
"Dupeczka" - pomyślała z lekkim niedowierzaniem. - "Dupeczka"!
Kolega bruneta, blondyn o jasnych oczach i wyjątkowo rozbudowanej muskulaturze, podszedł z jej drugiej strony i uśmiechnął się do niej szeroko. Spojrzała mu w oczy i, nim tamten zdołał dobyć głosu, rzuciła proste "kurwa mać" pod nosem. Skutecznie go tym uciszyła, po czym osuszyła szklankę jednym pociągnięciem. Była ciekawa, kiedy zacznie jej się kręcić w głowie.
- Wszyscy nieśmiertelni proszę choć na godzinę dać mi spokój - rzuciła, patrząc na swoje dłonie. - Czy to tak wiele?
Blondyn zmieszał się, za to jego towarzysz aż wytrzeszczył oczy. Barman poruszył się niespokojnie, prawdopodobnie gotując się na dość solidne mordobicie.
- Skąd wiedziałaś, że jestem...? - zapytał młody wilkołak cofając się kilka kroków.
Mayya prychnęła pod nosem i zerknęła na niego. Pchnęła swoje szkło ku barmanowi.
- Jakbyś się tyle was naoglądał jak ja, to też byś poznał, nawet przez sen. Z łaski swojej, zejdźże mi z oczu, mam dość. I zabierz swojego elokwentnego kolegę, będę ci dozgonnie wdzięczna.
Barman wyglądał, jakby miał się roześmiać. Bez słowa dolał whisky i soku z czereśni. Już nie rozrabiał z wodą. Łypnął tylko po trójce jego klientów, po czym aż musiał przygryźć górną wargę. Jak długo żył tak wilkołaka z tak durną miną jeszcze nie widział.
Kiedyś dla Mayyi nie do myślenia było, że może być tak chamska wobec kogokolwiek, jednak teraz była chodzącym strzępkiem nerwów. I miała dość - wszystkiego co nieśmiertelne zwłaszcza. Z Gryffinem na miejscu pierwszym.
- To panienka krzyczała, prawda? - zapytał ją cicho barman, oddając napełnioną szklankę. Dwójka chłopaków zastrzygła uszami. Mayya nic sobie z ich przedłużającej się obecności nie zrobiła.
-Prawda - mruknęła, pociągając dwa łyki. Teraz alkohol grzał, już nie palił. I chyba naprawdę zacznie doceniać whisky. - Bardzo było słychać?
- Zdarzają się u nas różne dziwne rzeczy - odparł na to stary człowiek, zerkając na młodego wilkołaka. - Ale młodą dziewczynę podróżującą z wampirem to ja widzę po raz pierwszy na oczy.
Mayya wzruszyła ramionami, odstawiając szklankę i zaczęła się nią bawić. Wciąż miała problem, by opanować odruch wymiotny, gdy patrzyła na Gryffina w letargu, a teraz... teraz...
- A jeszcze miesiąc temu mieszkałam w Stolicy gdzieś mając nieśmiertelnych, a jedynym moim problemem było znalezienie jedzenia - westchnęła.
- O, panienka ze Stolicy? - ożywił się barman. - Jak tam jest?
Mayya spojrzała mu w twarz. Niemalże zniesmaczyło ją jego żywe zainteresowanie.
- Wielkie miasto podzielone na dzielnice, według bogactwa i rasy. I cholernie dużo zawirowań wśród nieśmiertelnych - dodała sucho, po raz kolejny spoglądając na swojego drinka. Mimo że zaczęło ją rozgrzewać, to jednak nie czuła się pijana.
- Porwana? - zapytał ją bez ogródek barman.
Och, czasem chciała, by tak rzeczywiście było. Ona jednak uciekała od jednego koszmaru w drugi. Nie mogła się tylko zdecydować, który był gorszy. Bo w końcu wyrwała się ze Slumsów. I chyba powinna zacząć tego żałować.
Wolno pokręciła głową. Przez chwilę miała wrażenie, jakby przed oczami przeskoczyły jej obrazy, poza tym wszystko trochę się zachwiało. Aż zamrugała.
- Zmuszona do małżeństwa z czarownikiem - mruknęła, ponownie patrząc w swoje dłonie. Gdy nie ruszała głową, świat stał spokojnie. - Porwana to ja zostałam przez samego Alfę, cholera jedna wie po co tak naprawdę - teraz zerknęła na blondyna, który wytrzeszczył oczy i na chwilę zapomniał, jak się oddycha. Miała wszystko gdzieś, zaczynała się naprawdę rozluźniać. - Uciekłam do spółki z wampirem. Teraz się przypieprzył kolejny i... i... Myślałam, że ją zabiłam - dodała znacznie ciszej. - Jasna cholera!
Przetarła twarz dłońmi, starając się uspokoić. Barman tylko poklepał ją pocieszając o po plecach, bojąc się jakkolwiek komentować, po czym dolał po raz trzeci do szklanki. Zaczynało jej się solidnie kręcić w głowie - a na to właśnie czekała. Liczyła, że jak trochę się upije, to na chwilę zapomni. Tyle tylko, że zapomnienie jakoś nie chciało przyjść.
Naraz coś ją tknęło i spojrzała prosto na blondyna. Poczuła, że ma wypieki na twarzy. Przez myśl jej przemknęło, że alkohol naprawdę szybko działa.
- Jesteś wilkołakiem, tak?
Zapytany pokiwał głową w odpowiedzi. Nie miał bladego pojęcia, co ma sądzić o tej roztrzęsionej dziewczynie. No może poza tym, że chętnie zaciągnąłby ją w jakiś ustronny kącik. Jeśli była kłamczuchą, to naprawdę znała się na kłamaniu. Jeśli mówiła prawdę...
Pewny był czegoś innego. Nigdy nie widział wampira, a tu gdzieś miały być dwa, pogrążone w letargu. Nie mógł przepuścić takiej okazji!
- Powiedz - odezwała się wolno brązowowłosa. - Jak doczyścić krzyż ze spalonego ciała tak, by zrobić to jak najszybciej?
- Co? - rzucił inteligentnie, naraz wierząc we wszystko, co do tej pory pało z jej ust. Takiego wyrazu oczu nie można podrobić.
Dziewczyna westchnęła przeciągle i pociągnęła kolejny łyk. Podobał jej się stan, w którym się właśnie znalazła.
- Przypaliłam wampirzycę - powiedziała, wyraźnie wymawiając każdą sylabę. - Srebrnym krzyżykiem na szyję. Zostały na nim jej resztki. Wiesz, jak to najlepiej usunąć?
Na chwilę zaniemówił. Właśnie widział przed sobą kogoś, kto ma większe jaja niż on sam. W dodatku - jest kobietą. Powinien się wstydzić, ale był zbyt zaskoczony faktem, że człowiek miał w sobie tyle werwy, by dotknąć krzyżem wampira. Barman, widząc jego szczery podziw, pomyślał tylko z mściwą satysfakcją, że wreszcie znalazł się taki człowiek, który ma odwagę rozstawiać nieśmiertelnych po kątach.
- Słońce - mruknął wreszcie zapytany. - Spali resztki do końca.
- Dzięki, chłoptasiu.
Mayya chciała się upić, starszy mężczyzna nie mógł do tego dopuścić. Nie miał pojęcia, ile ta młoda dziewczyna, miała lat, ale nie chciał mieć jej na sumieniu. Gdyby miała wrócić pijana do dwóch wampirów, a do tego już jej daleko nie było, na pewno nie skończyłoby się to dobrze.
Jakieś cztery godziny później, gdy wreszcie przekonał swoją towarzyszkę do tego, by coś zjadła, oczy mało nie wyszły mu z orbit. Jak żył pierwszy raz widział, by jakikolwiek człowiek chciał zapłacić u niego kartą kredytową. Oczywiście odmówił jakichkolwiek pieniędzy - Mayya, bo tak nazywała się brązowowłosa, miała tu wynajęty pokój. Aż się teraz zastanowił, kiedy po raz ostatni widział prawdziwą kartę kredytową. Zrozumiał też, że coś tu musi być bardzo nie tak, skoro tak młoda dziewczyna ucieka z wampirem ze Stolicy.
Nie należał jednak do ludzi, którzy zadają pytania, dlatego też rozmawiał z nią na bzdurne tematy jak chociażby pogoda i pilnował, by się nie upiła. Widział, że dziewczyna musi zająć czymś myśli. W pewnym momencie zaczął jej nawet tłumaczyć jak się robi poszczególne drinki, które są tu w ofercie. Nawet mimo wiadomego stanu wiele z nich zapamiętała.
Mniej więcej w okolicach piętnastej Mayya oparła się o ladę i przymknęła oczy. Nawet nie zorientowała się, kiedy zasnęła. A barman nie miał serca jej budzić, nie po tym, czego się domyślał. Poza tym dawno nie widział tak przerażonych oczu. Dlatego też, gdy dziewczyna podniosła głowę i z przerażeniem zauważyła, że zostały dwie godziny do zmroku, pokornie wysłuchał jej marudzenia. Złapał ją tylko za ramię i kazał być ostrożną. Był dobrym człowiekiem, tak samo jak ta dziewczyna. Naprawdę nie chciał, by stało jej się coś złego, nawet jeśli miałaby dalej podróżować z wampirem.
*
Półtorej godziny przed świtem wampir otworzył oczy i poczuł się jak potłuczony, Kiedyś, gdy żyli jeszcze Łowcy, łatwo było się przyzwyczaić do bólu jaki powodowało słońce czy woda święcona - teraz, gdy jego skóra od latu już nie została potraktowana ani jednym, ani drugim, odbierał wszystko ze zdwojoną siłą. Kiedyś nawet by tego nie poczuł, a teraz? Teraz prawie go zabito przez to, że rozcięto mu łydkę i...
Ani drgnął, gdy drzwi wolno się otworzyły a w szparze między taflą starego drewna a futryną pojawiła się głowa osoby pachnącej wiatrem i cytryną. Westchnęła ciężko, po czym weszła do pokoju. Zaskoczyło go tylko to, że poczuł od niej alkohol. I to dość wyraźnie. A sama mu przecież mówiła, że nie pije!
Mayya dotarła do połowy pomieszczenia i spojrzała najpierw na niego, potem na Sarah. Nie sądziła, że jej spokój, nad którym tak usilnie pracowała przez cały ten dzień, w jednej chwili runie. W oczach zabłyszczały jej łzy. Nie odważyła się nawet próbować zasnąć, bo bała się, że zaśpi albo obudzi się z krzykiem, roztrzęsiona jeszcze bardziej niż wcześniej. I tak zasnęła, ale na tyle krótko, by jakoś tego nie odczuć.
Zakryła dłonią usta i usiadła ciężko na łóżku. Uciekała z pierdolonym wampirem przed jebanym władcą Trójziemia! Codziennie ścigana przez oddział wilkołaków! A teraz jeszcze jakaś cholerna wampirzyca...!
- Kurwa mać... - rzuciła przez łzy, jednak nie pytała "dlaczego ja" ani nie rzuciła innych bzdurnych pytań. Takie już miała szczęście, tak ją widać ukochało życie.
Jednego dnia z biednej, niezauważanej przez nikogo dziewczyny, trzęsącej się ze strachu przed ojcem pijakiem i matką, która miała cholera wie jakie ambicje względem niej, stała się narzeczoną członka samego cholernego Sabatu, a potem miała być nałożnicą Alfy. Jedną z ośmiu jego dziwek! A teraz szlaja się cholera wie gdzie z wampirem, który patrzy na nią jak na jedzenie, gdzie mało nie zabiła wampirzycy tym, że nawet nie wiedzieć skąd znalazła w sobie odwagę, by ratować Gryffina! I to wcale nie koniec, o nie!
Gryffin słyszał jej szloch, ale i tak był pod wrażeniem. Spodziewał się, że załamie się zacznie wcześniej. W końcu była tylko człowiekiem...
Człowiekiem, który uratował mnie przed Sarah - uświadomił sobie. Mało brakowało a by się wyprostował. - Człowiek...
Miał naprawdę wiele szczęścia, że Mayya nie ma bladego pojęcia o zasadach, jakie panują wśród nieśmiertelnych. Gdyby komuś innemu pozwolił na to, co jej, byłby ostatnim głupcem. Za coś takiego żąda się przysług, które przez kilka lat spędzają sen z powiek. Ale ona... ona zrobiła to bezinteresownie. Nie, wróć. Nie miał pojęcia, dlaczego to zrobiła. Widział doskonale, że się go bała, że przeczuwała, że może jej coś zrobić, a jednak... Aż tak bardzo wierzyła, że Gryffin pomoże jej uciec? Od czego więc uciekała? Lepsze pytanie - co tak naprawdę nią powodowało? Wątpił, by wiara w to, że tylko dzięki niemu ucieknie była wystarczająca do tego, by Mayya zdecydowała się na tak szalony pomysł, jakim jest atakowanie wampira wisiorkiem.Co z nią było nie tak, że potrafiła zrobić coś tak szalonego?
Wiedział, że jest jej winny życie. Że nie może jej zabić. Może i był potworem, ale trzymał się zasad, które kiedyś sam wypraktykował. Czuł się dziwnie, gdy tak słuchał jej płaczu, bo naprawdę nie wiedział, co powinien teraz zrobić by było dobrze. Człowiek go uratował - nigdy nie sądził, że dożyje takiej chwili. Teraz, kiedy nie był już aż tak głodny, wcale nie chciało mu się jej gryźć. Naraz docenił to, że dziewczyna jeszcze nigdy nie marudziła, że wytrzymywała jego tempo, że z nim rozmawiała. Wiedział, że drugiej takiej kompanki nigdy nie znajdzie. Ale ten człowiek...
Był dziwnie rozdarty. Bo właśnie człowiek awansował u niego na rangę kogoś, komu był coś winny. Ten słaby człowiek-kolacja, który jakoś "tylko posiłkiem" być przestał.
Dał sobie spokój z takimi rozmyśleniami. Będzie miał na to masę czasu później, a ona może być bardziej przydatna niż sądził. Bo szczęścia miała chyba więcej niż on w całym swoim życiu.
Płynnie wstał z fotela, po czym wolno usiadł obok Mayyi. Ta tylko pokręciła głową, starając się stłumić łzy i szloch. Nie radziła sobie z tym zupełnie. Gryffin, bez jakiegokolwiek komentarza, objął ją jednym ramieniem i wolno przyciągnął do siebie. Dawno już nikogo nie pocieszał. Ale i tym razem odpowiednie słowa same się znalazły. Przeraziło go tylko to, że w niektóre sam wierzył.
*
Sarah ocknęła się i mimowolnie jęknęła. Czuła się oszukana przez cały świat - przez Tekulę, że dziewczyna ma być całkowicie bezużyteczna i przerażona, przez Gryffina, że jednak nie był idiotą... Była zdania, że tak się ludzi nie okłamuje.
Zastanowiła się, gdy niemoc nijak jej nie opuściła. Wiedziała, że niedługo słońce zajdzie, ale nie miała pojęcia, jak długo jeszcze zostało do zapadnięcia zmierzchu. I chciała krwi. Tak bardzo chciała krwi, że gotowa była rzucić się na nastolatkę nie spoglądając nawet na swojego kochanka. Poza tym dalej bolała ją szyja i miała do niego żal.
Gdy otworzyła oczy, Gryffin siedział jak gdyby nigdy nic na fotelu, z kostką opartą na kolanie i patrzył na nią z uśmiechem, do którego sam ją przyzwyczaił. Naraz zrozumiała, że to wszystko co jej serwował było tylko grą. Nie doceniła go. I to bardzo.
Spróbowała się podnieść, ale coś ciążyło jej na szyi. Zaklęła wściekle, gdy zobaczyła ozdobę, którą to dziewczyna wypiekła jej dziurę o poranku. Drżącymi dłońmi rozpięła łańcuszek i rzuciła nim w Gryffina. Ten, jakby nic nie robił sobie z faktu, że to krzyż, podniósł ozdobę i nawet wytarł o fotel, na którym siedział. Sarah nie mogła zrozumieć, jakim cudem nie powalił go tak, jak jej. A Gryffin tylko się do niej uśmiechał, przy okazji oddając ozdobę dziewczynie.
Sarah rzuciła jej jedno spojrzenie, gdy ta zapinała krzyżyk na szyi. Była ładna jak na człowieka ze Slumsów, przeraźliwie chuda i wyglądała, jakby nie wiadomo kiedy spała po raz ostatni. Uśmiechnęła się do niej drapieżnie. Miała na nią niebywałą chrapkę i coś jej mówiło, że będzie bardzo dobrze smakować.
- Głodna? - zapytał kpiąco Gryffin, wstając z gracją, o jakiej nawet ona mogła pomarzyć. - Kochanie, nigdy nie potrafiłaś wybrać między mną a Tekulą. Aż się zdziwiłem, że tak jednoznacznie opowiedziałaś się po jego stronie.
Wampirzyca podniosła się i otrzepała sukienkę. Chciała krwi. Ale musiała to rozegrać na tyle mądrze, by i tym razem ją wypuścił. Skończyła się zabawa. Poza tym, miała jeszcze pewne zadanie do wykonania.
- Źle wybrałam - stwierdziła z perfekcyjnie udawaną skruchą. - Nie doceniłam cię, Gryffin.
Mężczyzna roześmiał się cicho i zerknął ukradkiem na Mayyę. Stała dzielnie na nogach, wciąż pamiętając o planie, jaki ułożyli w chwili, gdy już doszła do siebie. Teraz tylko patrzyła na wampirzycę i nie miała pojęcia, kim ona jest ani co ą tak naprawdę łączyło z Gryffinem. Coś czuła, że chyba nie chciała wiedzieć.
- Ile razy ja już to słyszałem - stwierdził rozbawiony wampir, podchodząc do okna. Zostało jeszcze pół godziny do momentu, w którym jakikolwiek wampir będzie mógł wyjść na zewnątrz. Ale Sarah nie musiała o tym wiedzieć. Tak samo jak o tym, że po przeżyciu dwustu lat wampir sam z siebie uodparnia się na krzyże. Owszem, pieką, ale nie aż tak. - Czemu liczyłem, że powiesz coś innego?
- To był błąd - odezwała się przymilnym tonem, uśmiechając się do niego łagodnie. - Więcej już go nie popełnię.
Gryffin prychnął i raz jeszcze spojrzał w okno. Czekał, aż ją tym sprowokuje. Nie sądził tylko, że nastąpi to tak szybko. Zareagował błyskawicznie, co zaskoczyło wampirzycę, i zacisnął jej dłoń na gardle w momencie, gdy Mayya odskoczyła pod ścianę, blednąc przy tym dość znacznie. Sarah szarpnęła całym ciałem, ale i tym razem nie udało jej się mu wyrwać. Był starszy, więc jakoś się nie dziwiła.
- Szybko - stwierdził tylko, uśmiechając się krzywo. - Po co popełniać wciąż ten sam błąd, prawda? Trzeba być w życiu kreatywnym.
- Kochanie - zaczęła przymilnie Sarah. - Ja wcale nie chciałam zrobić tego, o czym myślisz.
Wampir raz jeszcze prychnął i, zignorowawszy całkowicie Sarah, spojrzał na Mayyę. Dziewczyna wolno podeszła do okna i odciągnęła zasłony, następnie wychyliła się przez parapet jak gdyby nigdy nic i rozejrzała się. Na dole od razu zapanowało ożywienie, gdy dwanaście par oczu spojrzało prosto na nią. Przełknęła głośniej ślinę i pomyślała, że bardzo dobrze zrobiła wychodząc z budynku.
- Mamy widownię jakich mało - mruknęła, cofając się w głąb pomieszczenia. - Tak, jak mówiłeś.
Gryffin tylko pokiwał głową, za to Sarah się spięła. On nie może jej przecież tego zrobić, nie po tylu latach... Zerknęła na niego ukradkiem, na co jego usta rozciągnęły się w jeszcze szerszy uśmiech.
- Za to ja chcę zrobić dokładnie to, o czym pomyślałaś.
Na wampirzycę padł blady strach. Zaczęła się szarpać, jednak on nic sobie z tego nie robił.
- Nie możesz... Kochanie!
Gryffin przybliżył na chwilę Sarah do siebie i spojrzał jej w twarz. Ku jego rozbawieniu, wcale nie żałował tego, co teraz zamierzał zrobić.
- Powiem ci coś w sekrecie, "kochanie" - szepnął. - Chciałem to już zrobić wieki temu. Byłaś mniej wartościowa niż przypuszczałem. Zawiodłem się, Sarah.
- Pozwól mi ci udowodnić, że jest inaczej - poprosiła z ewidentnym strachem w oczach.
- O nie, Sarah. Ty już mi udowodniłaś wystarczająco.
I nim czarnowłosa zdołała powiedzieć coś jeszcze, błyskawicznym ruchem znalazł się przy oknie, po czym, zadbawszy oczywiście o to, by wampirzyca niczego się po drodze nie złapała, wyrzucił ją z budynku. Wrzasnęła przeraźliwie gdy dotknęła betonowych płyt dwa piętra niżej, a cała jej skóra zrobiła się czerwona. O dziwo żaden z wilkołaków nie zdecydował się jej pomóc, mimo że niewiele już zostało do zachodu.
Gryffin oparzył sobie dłoń, ale nie zawracał sobie tym głowy. Po prostu stał i słuchał, jak Sarah się pali. Miarka się przebrała, nie pozwoli więcej na to, by ktoś taki jak ona żył. Owszem, przez to na świecie zostało właśnie siedem wampirów, ale się tym nie przejmował. Może i nie żałował, ale i nie odczuł spodziewanej satysfakcji.
Minęło siedem minut i trzydzieści sekund, gdy wampirzyca ostatecznie spłonęła. Przynajmniej wiedział, ile mógłby przeżyć, gdyby kiedykolwiek musiał iść przez słońce. O ile miałby kto z nim iść, bo sam nie uszedłby nawet dwudziestu metrów.
Wilkołaki podkuliły ogon i co do jednego zniknęły w wydłużających się cieniach. Wtedy Gryffin spojrzał na Mayyę, która była jeszcze bledsza niż poprzednio.
- Tak było trzeba - rzucił cicho, po czym przyjrzał się jej twarzy. - Jesteś pewna, że chcesz jechać?
- Jak najdalej od tego miejsca - jęknęła dziewczyna, zamykając okno i zaciągając zasłony. Jej żołądek kategorycznie sprzeciwiał się widokowi spalonych zwłok. A krzyk, który towarzyszył tej jakże brutalnej śmierci będzie jej się śnił przez chyba do końca jej dni. - Choćbym miała paść trupem, Gryffin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro