Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9 Los ze mnie kpi

-Halo, proszę się obudzić...Halo proszę Pani!!! – poczułam jak ktoś bije mnie po twarzy... zdezorientowana otworzyłam oczy, ale mój instynkt zachowawczy miał ochotę oddać ciosy.

Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to pielęgniarka o rzeczowym wyrazie twarzy krzyczy do mnie.

-Halo! Słyszysz mnie? Jak się nazywasz? – pytała, a ja myślałam że głowa mi eksploduje

- SSora- odpowiedziałam pocierając twarz dłońmi, by wreszcie przestała krzyczeć

- Bardzo dobrze. Pójdę po twojego lekarza, zostanie tu z nią pan? – zapytała, a ja automatycznie podniosłam głowę.

Zobaczyłam, że raczej jestem na izbie przyjęć szpitala, a wokół mnie jest wiele chorych, rannych, albo pijanych pacjentów oddzielonych parawanami. Byłam przekonana, że przy swoim łóżku zobaczę Gaarę, ale TEN widok był chyba jeszcze gorszy

- KKakashi Sensei??

- Nie wiem czy słusznie, ale ostatnio zauważyłem, że się jąkasz... może poproszę by jeszcze to zbadali – mówił poważnym tonem, ale znałam już go na tyle by wiedzieć, że ironizuje

- Co Pan tu robi? – zapytałam dotykając dłonią tył mojej głowy, która bolała coraz bardziej

- Uratowałem cię- powiedział tryumfalnie, ale widząc że zapewne robię durną minę, dopytał

- Pamiętasz cokolwiek?

Wysiliłam swój mózg by odpowiedzieć mu na pytanie

- Cóż... pamiętam, że chyba się poślizgnęłam i wpadłam na ulicę... „Nie mogę przecież powiedzieć, że widziałam mojego ex i śmiertelnie się wystraszyłam... zwłaszcza, że już nie jestem pewna czy to był faktycznie on czy moja wyobraźnia..."

- Wydawało mi się, że przed czymś uciekałaś, a właściwie tak zeznałem policji – zerknął badawczo na mnie

- Policji!?? Po co była tu policja? – wybałuszyłam oczy

- Sanitariusze wezwali radiowóz nim cię zabrali do szpitala. Facet, który cię potrącił najzwyczajniej w świecie zwiał – mówiąc to zacisnął pięści.

- Mniemam, że z powodu wypadku nie nadążam, ale co do cholery Pan tu robi!?

Powiedziałam do cholery? Teraz na pewno wiem, że mój mózg ma jakiś ubytek...za dużo przebywam z Dekashi i nabrałam już jej słownictwa..."

- Jak na kogoś, kto uratował ci życie, jesteś strasznie pretensjonalna... To ja wezwałem karetkę, bo byłem w zasadzie jedynym światkiem zdarzenia.

- To nie wyjaśnia co Pan robił tam w środku nocy – „Jestem chora...prowadzę na nim przesłuchanie?"

- Podczas gdy studenci imprezują, biedni promotorzy pracują dalej czytając ich prace zaliczeniowe i przygotowując pomocne dla nich artykuły – odpowiedział sugerująco – akurat wychodziłem z wydziału, gdy Panią zauważyłem...

Patrzyłam na swojego „wybawcę" i nie wiedziałam jak mam się zachować... w jego towarzystwie traciłam głowę, a co dopiero teraz gdy świat wirował, a słuch wychwytywał wszelkie dźwięki...

- Dziękuję... - powiedziała, delikatnie się uśmiechając. Dokładnie w tym momencie podszedł do mojego łóżka.

-Sora Hoshi, lat 20, potrącona przez samochód. Liczne stłuczenia i wstrząśnienie mózgu. – odczytał moją kartę i badając reakcję moich źrenic na światło.

- Ponieważ doznała Pani niebezpiecznego urazu głowy, zalecam hospitalizację przez najbliższe 48 godzin. Niestety z powodu brak miejsc na oddziale, musi Pani przeczekać tutaj na izbie przyjęć – powiedział, a ja rozejrzałam się by zobaczyć moich „sąsiadów". Ten z lewej strony ciągle wołał pielęgniarkę, a z prawej wymiotował właśnie do wiaderka, bo najzwyczajniej w świecie był pijany. Nie zamierzałam zostać tu ani chwili dłużej. Nienawidziłam szpitali, a te widoki już całkiem nie zachęcały bym tu została.

- Chciałabym wypisać się na żądanie – powiedziałam, a lekarz tylko pokiwał głową.

- Niestety z powodu nowych rozporządzeń szpitala, mogę tylko się na to zgodzić jeśli będzie Pani przez te 48 godzin pod opieką drugiej pełnoletniej osoby, która wypełni szereg formularzy i weźmie odpowiedzialność za Pani zdrowie. Jeśli ma pani kogoś takiego, proszę po niego zadzwonić. Inaczej nie mogę Pani wypuścić.

No to lipa" – pomyślałam wiedząc dobrze, że nie mam po kogo zadzwonić. Deki leży pewnie zalana w trupa, podobnie jak Shikamaru. Reszta też nie była w najlepszym stanie, a poza tym jutro wszyscy wyjeżdżają. Nie zamierzałam być dla nich ciężarem. Widząc moje rozterki, odezwał się mój Promotor

- Proszę przynieść te formularze, ja je wypełnię – pielęgniarka i lekarz od razu się rozeszli

- Co Pan wyrabia!?

- Udowadniam, że nie jestem dupkiem. Zbliżają się święta i mniemam, że większość twoich przyjaciół wyjeżdża. Najwidoczniej jest też jakiś powód, że nie pomyślałaś od razu o swoim chłopaku. A zostawić Ciebie tutaj nawet ja nie mam serca... - popatrzył jak mój boczny towarzysz, haftuje po raz setny do prawie pełnego wiadra.

Myśli kalkulowały szybko, co będzie dla mnie gorsze... był moment, że skłaniałam się do tego by zostać z moimi nowymi „przyjaciółmi" byleby tylko nie patrzeć już w te oczy, które robiły mi rentgen całego ciała i umysłu...

- No nie wierzę, że się Pani waha... - powiedział bardzo zaskoczony, wnioskując po mojej minie co zamierzam

- W takim razie, proszę tylko to podpisać, by mnie wypuścili, a ja grzecznie pojadę do domu. Czuję się już dobrze więc pańska opieka nie będzie konieczna – powiedziałam to szeptem, by pielęgniarka nie usłyszała mojego niecnego planu

- Już Pani mówiłem, że zasady tutaj ustalam ja... - rzekłszy to wstał i podszedł do recepcji gdzie czekały już na niego liczne dokumenty...

..........................................................................

- Ja tu nie mieszkam – powiedziałam wyglądając przez okno jego samochodu, obserwując ogromny apartamentowiec

- Zgadza się. Za to ja owszem – odpowiedział odpinając moje pasy jakbym była dzieckiem i sama bym sobie nie poradziła.

- Miał mnie Pan zawieźć do domu! Podałam adres! – zbuntowałam się

- Przestań już z tym Panem. Nie jesteśmy na uczelni, a poza tym nie jestem aż tak stary – doprowadził mnie do porządku

- Chcę natychmiast znaleźć się w SWOIM mieszkaniu! – krzyknęłam

-Łatwiej mi będzie się tobą zając u siebie... - popatrzył poważnie w moje oczy – i przestań się już denerwować. Lekarz uprzedził cię jakie mogą być tego konsekwencje

- Nie obchodzi mnie to! Czuje się oszukana, Skoro nie mam co liczyć na odstawienie mnie do właściwego domu, pójdę sama!!! – Wysiadłam z auta, mocno wzburzona. Śnieg sypał niemiłosiernie, a ja brutalnie zostałam uświadomiona, że pomimo silnego charakteru, moje ciało jest zbyt delikatne. Stało się tak jak ostrzegał lekarz. Emocje wywołały kolejną falę zawrotów i utratę przytomności.

..........................................................................

Obudziłam się bardzo zmęczona. Ledwo otworzyłam oczy. Szybko jednak się podniosłam, przypominając sobie, że powinnam leżeć na oblodzonym chodniku. Zamiast zimnego śniegu, moje ręce dotknęły czegoś niezwykle miłego i miękkiego.

Gdy moje zmysły włączyły się całkowicie, rozejrzałam się.

Siedziałam na łóżku, ale nie należało ono do mnie. Nic co znajdywało się w tym pokoju nie przypominało mi mojego mieszkania. Po chwili już wiedziałam, gdzie jestem. To była JEGO sypialnia... widocznie gdy zemdlałam, przyniósł mnie tutaj. Przeczesałam swoje długie włosy, które były teraz rozpuszczone. Wstając powoli z dwuosobowego łóżka, dotarła do mnie kolejna zaskakująca prawda.

Nie miałam na sobie wczorajszego ubrania...a jedynie męską koszulę!!! Cała moja twarz spłonęła. Domyślałam się, kto mógł mnie „przebrać" i co zobaczył... Wstyd szybko ulotnił się zastąpiony przez złość. Wstałam jak oparzona w poszukiwaniu moich rzeczy. Niestety nigdzie nie mogłam ich znaleźć. W pewnej chwili przyszła mi do głowy myśl, że może ten dupek położył moje ubrania pod łóżkiem.

Niewiele się zastanawiając uklękłam i moja górna część ciała „zanurkowała" pod wielkim materacem

- Wiedziałem, że dobrym pomysłem jest tu ciebie zabrać. Dostarczasz niesamowitych widoków z rana... - Usłyszałam za sobą.

Przez chwilę zastanawiałam się o co chodzi, a gdy dotarło do mnie, pisnęłam. Przez chwilę mógł podziwiać mój tyłek...

- Jest Pan nienormalny! – wstając odwróciłam się szybko w jego stronę

- Nie... Jestem mężczyzną i nic nie poradzę, że reaguje na takie wdzięki – odpowiedział spokojnie – i Sora, litości... mów mi Kakashi.

-„O matko... on ma na sobie tylko spodnie!" – Nie dotarło do mnie co mówi. Byłam przerażona swoim odkryciem patrzyłam na jego nagi tors, który był niezwykle umięśniony.

- „Jak on to ukrywa pod tymi garniturkami" – pomyślałam jak głupia, zauważając przy tym, że na twarzy nie ma maski!!! Jego blizna w ogóle go nie szpeciła, jak mawiano na uczelni, a wręcz dodawała uroku jego niezwykle przystojnym rysom.

- Wybacz, że nie miałem nic bardziej odpowiedniego pod ręką... - pokazał dłonią na mój nowy „uniform" - jesteś pierwszą kobietą, która została tu na całą noc... - teraz perfidnie się uśmiechał. Wreszcie mogłam przestać się domyślać jego reakcji.

- Dlaczego w ogóle zdjąłeś ze mnie ubrania!? – Zapytałam podnosząc głos, ale nie mogłam zbytnio skupić się na mojej złości, przy takich widokach.

- Wątpię byś się wtedy wyspała. Poza tym byłaś przemarznięta, a twoje ubrania były mokre od śniegu na którym leżałaś

Ponownie zrobiłam się czerwona jak cegła, dostając 100% potwierdzenie, że to on mnie rozebrał.

- Nie powinnaś być taka wstydliwa. Zdecydowanie masz się czym pochwalić – powiedział z niezwykle zadziornym uśmiechem, gdy miałam już mu coś odparować powiedział:

- Przestań się już ze mną kłócić i chodź na śniadanie. Porozmawiamy na spokojnie – a następnie zniknął w drzwiach sypialni

Stałam tak jeszcze przez chwilę, chcąc uspokoić swoje bicie serca. Wyprostowując się ruszyłam w kierunku kuchni, obciągając przy tym koszulę, by chociaż na sekundę zasłoniła mój tyłek...

Dzięki waszym komentarzom mam natchnienie do pisania xD

liczę tylko, że spełniam dalej wasze oczekiwania. Jeśli jesteście usatysfakcjonowani nie zapomnijcie o gwiazdkach <3

Wasza Juri

Buzi:* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro