Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8 Proza życia


- Rozumiem, że już na każdym seminarium preferować będzie Pani taki strój? – zapytał siadając naprzeciwko mnie i pobieżnie przelatując wzrokiem.

Przez tę jego cholerną maskę nigdy nie byłam w stanie zgadnąć czy się ze mnie śmieje czy po prostu ma taki specyficzny styl bycia. Bazowałam tylko na „mimice" oczu, które teraz znajdowały się dosyć blisko mojej twarzy, bo Profesor nachylił się w moją stronę.

- Raczej tak, skoro zajęcia dalej mają odbywać się na 14 – odpowiedziałam patrząc w jego oczy.

Dopiero teraz lepiej się im przyjrzałam. Niezwykle ciemne, Miały ładny migdałowaty kształt, pomimo podłużnej blizny przechodzącej przez lewe oko.

Dostrzegłam w nich ciepło, ale momentami potrafił patrzeć tak jakby bagaż życiowych doświadczeń niezwykle mu ciążył i nie opuszczał... znałam to uczucie bardzo dobrze. Na pozór radosna nigdy nie zapominałam o przeszłości. Nie było dnia by któreś z drastycznych wspomnień nie pojawiło się nawet w najradośniejszej chwili.

Szybko wyrwałam się z tych irracjonalnych rozważań. A właściwie jego tekst:

- Na pewno uatrakcyjni i uprzyjemni mi to prowadzenie seminarium – teraz raczej się uśmiechał bardzo szeroko, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Często mi się to przy nim zdarzało pomimo mojego ciętego języka.

- Przeczytałem Pani ostatni podrozdział i muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem. Prócz drobnych poprawek dotyczących bardziej rozmieszczenia tekstu i odnośników, trzyma Pani wysoki poziom – powiedział odchylając się w tył i przeczesując swoje szare włosy.

„Zawsze były takie gęste?" – pomyślałam idiotycznie zwracając uwagę na takie szczegóły, by po chwili uświadomić sobie co właśnie powiedział...

„ Moment, moment... Czy ten człowiek mnie właśnie pochwalił!!?? On??" – nie wydusiłam z siebie ani słowa

- Pewnie myśli sobie Pani, jak taki dupek jak ja jest zdolny do pochwały? – zapytał z lekko uniesioną brwią

- „ No i wyszła rozmowa z Deki..." westchnęłam w myślach. W głębi serca miałam nadzieję, że wykręciła tylko do niego numer i nie udzieliła żadnych „informacji".

- Z góry chciałam bardzo przeprosić za nocny telefon... - zaczęłam, ale mi przerwał

- Niech Pani nie przeprasza... Cenie sobie szczerość, a I tak domyślałem się co pani o mnie sądzi. Liczyłem jedynie, że prędzej czy później wykrzyczy mi to pani w twarz, a nie wysłuży się koleżanką...

- To nie tak! – powiedziałam – nie miałam nawet pojęcia, że do Pana zadzwoniła... Niestety...

- Rozumiem- odparł rozbawiony chyba układając sobie na nowo całą sytuację w głowię – Pani Dekashi ma niezwykły dar opowiadania. Powinna raczej pójść na dziennikarstwo... Nie chciałem jej nawet przerywać, tak minęła mi szybko ta godzina

- „Matko...gadała mu przez telefon aż godzinę? Niech no tylko przyjdzie rachunek za telefon, a z przyjemnością go jej wręczę..." – irytacja na przyjaciółkę na chwilę powróciła

- Deki była lekko „niedysponowana" dlatego wolałabym, by nie wierzył Pan Profesor we wszystko i nie brał jej słów do siebie – starałam się jakoś złagodzić tę żenującą sytuację

- Myślę jednak, że w jej przypadku alkohol zadziałał jak serum prawdy. Dowiedziałem się, że jestem panoszącym się dupkiem, który nie dostrzega „zajebistości" i „piękna" jej przyjaciółki.

Pobladłam w jednej chwili...

- Czzy mówiła coś jeszcze? – „matko, zaczynam się jąkać"

- Owszem, ale głównym wątkiem była moja dupkowatość- odparł szczerze – Niech Pani nie robi takiej zdruzgotanej miny...dawno się tak nie bawiłem o 3 nad ranem

- Czyli nie jest Promotor zły i nie zamierza mnie wywalić? – powiedziałam niedowierzając, że facet mówiąc o tym, tak dobrze się bawi

- Nie po to Panią broniłem, by teraz wywalać... mam trochę inne plany, ale to na wszystko przyjdzie czas – zrobił się nagle bardzo tajemniczy, a jego źrenice się zwężyły

- Chciałbym by prócz seminariów plenarnych, pojawiała się Pani na moich indywidualnych konsultacjach. Skupimy się na nich typowo na Pani pracy i analizowaniu jej. Wymagać będzie to dodatkowych 2 spotkań w tygodniu. Proszę dać mi znać która godzina i dzień najbardziej Pani pasuje. Tym razem dostosujemy się do Pani planu zajęć.

- Nie wierzę... - „O matko, ja powiedziałam to na głos!!!"

- Nie chce wyjść na jeszcze większego dupka niż jestem... - powiedział rozbawiony– Czekam wieczorem na wiadomość w tej sprawie

- Dobrze... - wstałam automatycznie. Prócz zażenowania poczułam lekkie rozluźnienie i chęć współpracy z tym mężczyzną, który potrafił mieć bardziej „ludzkie i normalne" oblicze. Gdy otwierałam już drzwi by wyjść zawołał mnie, a jego spojrzenie i zdanie sprawiło, że moja twarz z bladej zmieniła się na purpurową:

- Jeszcze jedno... Gratuluję również udanego pożycia seksualnego...

..............................................................................

Czas upływał bardzo szybko. Nim się obejrzałam, zbliżała się przerwa świąteczna. Przez cały listopad i większość grudnia pilnie przygotowywałam się do sesji egzaminacyjnej, a także poświęcałam większość czasu na pisanie mojej pracy licencjackiej. Spotkania indywidualne z profesorem Kakashim o dziwo nie depresjonowały mnie już tak bardzo, ale dalej miałam się przy nim na baczności. Nie do końca wierzyłam w jego czyste intencję i chęć pomocy mi, chociaż wszystko na to wskazywało. Zaczęłam nawet lubić jego towarzystwo, doceniając też jego wiedzę i zaangażowanie. Coś czego wcześniej nie dostrzegałam, zaślepiona złością.

- Na pewno nie chcesz z nami jechać? Będzie fajnie – Moja przyjaciółka namawiała mnie już od 2 tygodni na wspólny wyjazd w okresie świąt.

- Już widzę jak będzie cudownie... raz już z wami pojechałam... nie wychodziliście z pokoju hotelowego nawet na chwilę – odparłam sarkastycznie

- To był mój najlepszy 3 dniowy wyjazd – Deki się rozmarzyła.

Pomagałam się jej pakować, a właściwie wybrać co ze sobą zabrać. Razem z Sasuke i swoim rodzeństwem wyjeżdżali na całe 3 tygodnie do rodziców chłopaków. Zabierali także ze sobą Misaki. Nawet Takumi postanowił odwiedzić swoją rodzinę i pochwalić się nową dziewczyną.

- Pewnie nie chcesz jechać, bo zamierzasz zabawiać się z Shikamaru – rzuciła, pochylając się w poszukiwaniu jakiejś bluzki na dnie szafy

- Niestety... wyjeżdża do Kanady

- Po cholerę tak daleko? Nie zaproponował ci byś pojechała z nim?

- Jeszcze nie jesteśmy na tym etapie. Jedzie pomóc rodzinie w interesach. Mają rezerwat przyrody i opiekują się chyba jeleniami z tego co zrozumiałam... i inną dziczyzną...

- Nie pojmę tego...Takumi jakoś zabiera uroczą Ten Ten...

- Znasz go... jest szybki jak ty. Nara to co innego – odparłam siedząc na jej łóżku i przeglądając który z 10 kostiumów kąpielowych ma zapakować. Popatrzyła na mnie zaprzestając swojej czynności...

-Powiedz mi tak szczerze Sora, jesteś szczęśliwa? Mam wrażenie, że Shikamaru trochę cię zaniedbuje... - miała zatroskany wyraz twarzy.

Westchnęłam, bo tak naprawdę sama nie wiedziałam co odpowiedzieć. Byliśmy parą od niedawna, ale rozwój naszego związku utknął w martwym punkcie. Nara często zostawał na noc, ale nie wychodziliśmy nigdzie na miasto. Nie należał do towarzyskich osób, a przede wszystkim jego lenistwo przejawiało się na każdym kroku. Coś mnie jednak do niego przyciągało. Jego miłe obycie, delikatność i inteligencja.

- To nie jest takie proste Deki... teraz jest naprawdę dobrze – zaczęłam mówić, ale doskonale wiedziała co usłyszy. Przerwała mi

- Głuptasie...Nie możesz ciągle żyć przeszłością i brać coś, co jest tylko trochę lepsze od niej... to tak jakbyś jadła psie żarcie, a potem przerzuciła się na kocie podczas, gdy obok stoi wykwintny kawałek steku- powiedziała całkiem poważnie, a ja wybuchnęłam śmiechem.

- Kocham twoje porównania... - ucałowałam ją w policzek

- Mają głębokie przesłania... albo zacznij pracować nad Shiką, albo trzeba coś zmienić – powiedziała

- Tak jest specjalistko od manipulacji – śmiałam się dalej

-Śmiej się, śmiej... Sasuke nie łatwo „ujarzmiać", a jakoś mi się udaje. Z twoim leniem poszłoby o wiele szybciej – stwierdziła.

-Będę za tobą tęsknić przez te 3 tygodnie... - odparłam

- Ja tak samo za tobą...ale teraz dosyć gadania. Pomóż mi to ogarnąć i szykujemy się na imprezkę pożegnalną przed wyjazdem.

- Dlaczego nie mogliśmy iść gdzieś potańczyć, tylko wybrali spotkanie w akademiku? – marudziłam

- Bo niestety było nas tylko 3, a mężczyźni nie znają się na dobrej zabawie – powiedziała zamykając walizkę

..................................................................................................

- No nareszcie jesteście! – Naruto krzyknął na cały regulator

- Nie drzyj się tak przypale – Sasuke skarcił przyjaciela, który skakał po łóżku. Nasze „Party" miało miejsce w pokoju blondyna, który dzielił razem z Kibą. Shikamaru i Choji mieli pokój obok, a reszta nie mieszkała w akademiku.

- Przyniosłyście coś do jedzenia? – Choji podbiegł do nas, przeszukując reklamówki które przyniosłyśmy

- Całe szczęście tak... wiedziałam, że wasza organizacja imprezy będzie do dupy – Deki podsumowała, oddając wszystkie słodkości wygłodniałym „dzieciom", podchodząc do Sasuke i namiętnie go całując. Takumi mimo że chodził z Ten Ten dalej ledwo znosił takie widoki.

- Cześć skarbie – mój chłopak pojawił się obok przytulając mnie czule.

- Może nie zadbaliśmy o jedzenie, ale o picie już tak! – Suigetsu wyjął spod łóżka skrzynkę piw. Każdy wziął po jednym.

- A gdzie jest Neji? – zapytałam rozglądając się za brakującym członkiem naszej paczki

- Sprzedał nas dla cudnej Maki – Ten Ten zaświergotała. Miała bardzo szklany wzrok i posądziłam Takumiego, że już wcześniej zaczął wlewać w nią alkohol, by ułatwić sobie „późniejsze chwile".

- Piliście już wcześniej? – zapytałam podejrzliwie

- Yep! – Naruto był żywym tego dowodem...krzyczał, śmiał się i odwalało mu bardziej niż zazwyczaj.

- Też powinnaś się napić – Deki puściła mi oczko... wiedziała że mam słabą głowę i podpuszczała mnie specjalnie

- Jedno może mi nie zaszkodzi – uśmiechnęłam się biorąc od Suigetsu trunek.

Po kilkunastu minutach dobry nastrój udzielił się i mi. Wszyscy się świetnie bawiliśmy, opowiadając różne historie, obgadując znajomych a na koniec grając w durne gry... w pewnym momencie Shikamaru powiedział mi na ucho:

- Chodź ze mną...

Poszłam za nim jak pokorne ciele, bez żadnych pytań. Co ciekawe większość była już tak wstawiona, że nawet mając nasze wyjście przed oczyma nie zwrócili na nic uwagi.

Nara zaprowadził mnie do pokoju obok... Nigdy jeszcze nie odwiedziłam go w akademiku, bo i tak większość czasu spędzaliśmy u mnie. Teraz też zrozumiałam, dlaczego nie chciał bym przychodziła. Panował w nim syf... wszędzie porozrzucane ubrania, opakowania po papierosach, chipsach i innym jedzeniu. Teraz raczej mu to nie przeszkadzało, bo objął mnie mocno i pocałował. Był solidnie wstawiony.

- Wybrałeś mega romantyczne miejsce na amory, Nara – uśmiechnęłam się zalotnie do niego

- Nie obchodzi mnie gdzie... chce być tylko z tobą – powiedział, a jego usta znów połączyły się z moimi.

Momentalnie mnie to nakręciło... Jego pocałunek smakował dymem i alkoholem, ale mi to nie przeszkadzało w tym momencie. Pomogłam mu z pozbyciem się ubrań, to samo zrobiłam ze swoimi, bo Nara nie był w stanie poradzić sobie z guzikami... Leżąc na plecach na jego łóżku, czekałam z utęsknieniem na pieszczoty ukochanego. Wodził dłońmi po moim ciele, całując szyję którą odchyliłam z radością, by dać mu większe pole do popisu. Miałam ochotę na odrobinę szaleństwa, ale Shika zawsze był schematyczny. Nie byłam demonem seksu, ale brakowało mi w nim spontaniczności, jednocześnie karcąc się, że nie można mieć wszystkiego, a i tak sprawia mi to przyjemność. Parę pchnięć i było po wszystkim... Nie tego się spodziewałam, ale zdawałam sobie sprawę, że nie jest w pełnej formie. Chociaż... ostatnio rozleniwił się i w tej kwestii... Niekiedy nie chciało mu się nawet ściągać ze mnie ubrań, np. podciągając jedynie sukienkę... Zadowolony z siebie, przytulił mnie i zasnął w dwie minuty, słodko chrapiąc.

Patrzyłam z kilkanaście minut na mojego ukochanego lenia, głaszcząc go po policzku... Może nie był to idealny seks, ale będę z nim tęsknić przez te 3 tygodnie. Podniosłam się delikatnie by go nie zbudzić i powoli się ubrałam. Zanim wyszłam z pokoju przykryłam Narę kocem i napisałam krótki liścik z napisem „wracaj prędko, będę tęsknić" i położyłam na jego szafeczce nocnej.

Było już po północy i postanowiłam zobaczyć jak bawi się reszta.

- oooo Sora... mogę już iść do swojego pokoju? – Rumiany Choji zapytał mnie grzecznie o pozwolenie

- Jasne, że tak...a gdzie jest reszta? – Zapytałam widząc, że został jedynie Naruto, Kiba i Suigetsu. Nasze dwie pary gdzieś wcięło.

- Poszli jakieś 20 minut temu. Sasuke zadzwonił po taksówkę i zabrała ich wszystkich, bo byli za bardzo pijani – odpowiedział lekko się zataczając. Całe szczęście, że ja wypiłam najmniej i mogłam trzeźwo ocenić sytuację. Deki pewnie widząc, że zniknęłam z Shiką pomyślała, że zostanę u niego na noc nie chcąc mi już przeszkadzać. W takim razie też powinnam się zbierać.

- Sora zostań z nami! Dopiero się rozkręcamy – Suigetsu plątał się język. Popatrzyłam na niego rozbawiona jego stanem i pomachałam ręką na odchodne. Znając życie jutro będzie pamiętał imprezę tylko do godziny 21...

Wychodząc z akademika, orzeźwił mnie zimny wiatr i śnieg. Ruszyłam w kierunku mojego mieszkania, rozmyślając o tym jakich mam świetnych przyjaciół i jak dobrze się z nimi bawię. Będąc już niedaleko naszego wydziału zabrzęczały mi słowa Dekashi w uszach odnośnie mojego związku z Shikamaru.

Postanowiłam nie poddać i zadbać o naszą relację po jego powrocie. Zależało mi na nim, ale dalej nie wiedziałam czy go kocham... Analizując to wszystko miałam nieodparte wrażenie, że ktoś nie śledzi od samego akademika.

Przyspieszyłam kroku, odwracając się co chwilę. Ku mojemu przerażeniu mój „cień" również przyspieszył, a na ulicach nie było żywej duszy, prócz przejeżdżających co jakiś czas aut. Jeszcze kilka lat temu stawiłabym czoła prześladowcy, ale teraz nie czułam się tak pewnie

Gdy skręciłam w dobrze oświetloną ulicę, odwróciłam się jeszcze raz... Niestety mężczyzna spod akademika szedł dalej za mną, ale tym razem mogłam lepiej się mu przyjrzeć. Zamarłam. Znałam go doskonale.

- „Dlaczego przeszłość ciągle mnie dogania"- pomyślałam cofając się do tyłu, patrząc na czerwonowłosego chłopaka z tatuażem na czole i zimnym spojrzeniem. Szedł w moim kierunku z tak dobrze znanym mi uśmiechem na ustach. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego... zaczęłam panikować, cofając się cały czas.

Nagle moje pole widzenia drastycznie się zmieniło. Usłyszałam pisk opon, klaksonu, a także rytm mojego serca które waliło jak oszalałe. Oszałamiający ból zaczął towarzyszyć moim myślą, a obraz rozgwieżdżonego nieba rozmazał się, po czym w moim umyślę zapanowała cisza i ciemność...

...................................................................

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro