Rozdział 5 Wóz albo przewóz
- Natychmiast chcę wiedzieć co się stało! – Profesor Tsunade zasiadła za swoim biurkiem patrząc naprzemiennie to na mnie to na Sakurę.
Kakashi stał podparty o ścianę obserwując sytuacje z boku.
- To nie moja wina Pani Profesor, przyszłam tylko się przywitać, a ta dzikuska się na mnie rzuciła! – różowa zaczęła grać po mistrzowsku.
Mnie o dziwo ogarnął niespotykany spokój. Było mi wszystko jedno co się stanie, wewnętrznie czułam niesamowitą satysfakcję co zdradzała moja mina. Uśmiechnęłam się lekko widząc na gębie Sakury wiele podłużnych śladów, zapewne od moich paznokci.
- Wszystko mnie boli, a na dodatek ucierpiała moja godność! – zielonooka na zawołanie zaczęła płakać.
- A oskara otrzymuje...! - powiedziałam teatralnie rozbawiona tą sceną. No nie mogłam darować sobie tego komentarza.
- Ma Pani coś do powiedzenia? – Tsunade zerknęła na mnie gniewnie
- W zasadzie to pytanie... Sakura do cholery, jaka godność? – serio, nie wierzyłam że da to jako argument. Na moje zaczepne pytanie zareagowała kolejną falą płaczu
- Natychmiast przestańcie obie! – Widać dla Pani Dziekan to było zbyt wiele – Sora! Przyznaje się Pani do pobicia koleżanki?
- Koleżanki nie, ale jeśli mówimy o Sakurze to jak najbardziej – odparłam nie wierząc w to co robię. Kpiący nastrój często mi się uaktywniał w momencie silnego stresu. Kompletnie nad nim nie panowałam. Tsunade popatrzyła na mnie jak na obłąkaną, wzięła głęboki wdech i się odezwała:
- Zawieszam Panią. Nie toleruję takich zachowań, a skoro nie można inaczej rozwiązać tego problemu nie widzę innej możliwości – w jej tonie słyszałam bezradność.
- „No i się doigrałaś Sora" – pomyślałam, patrząc na Sakure, która tryumfowała.
– „Chyba ktoś potrzebuje korepetycji z lekcji" – dodałam w myślach, kombinując jak dokończyć to co nam przerwano.
- Myślę, Tsunade że to nie będzie konieczne
-„No nie wierze! „ – pierwsze co mi przyszło do głowy słysząc głos mojego promotora, który aż do tej chwili zachowywał się biernie i tak jakby w ogóle nic go nie interesowało. Teraz stał w tym swoim garniturku z rękoma w kieszeni i patrzył na mnie.
- Wydaje mi się, że nie znamy pełnego obrazu sytuacji . Z tego co mi wiadomo moja seminarzystka jest osobą trzymającą nerwy na wodzy. Ewidentnie winna jest także Pani Sakura. Jeśli już, proponuje ukarać je dwie- powiedział lakonicznie
-„ ŻE PRZEPRASZAM CO!? TA MOWA MIAŁA MI JAKOŚ POMÓC??" – Nie rozumiałam sposobu myślenia tego typa
- Wiesz, dobrze Kakashi, że Sakura startuje w konkursie na najlepszą pracę licencjacką z Urzędu Marszałkowskiego, a zawieszenie zdyskwalifikuje jej kandydaturę.
- Tak się składa, że Pani Sora dzisiaj także złożyła mi swój wniosek. Mam go w swoim gabinecie. Jeśli nie chcesz, by Wydział stracił opinię w jednostkach samorządowych, proponuje zapomnieć o całej sytuacji i do niej nie wracać.
Pani dziekan chwilę milczała, jakby analizowała za i przeciw. W końcu przemówiła groźnie
- Niech będzie!!! Jednak jeśli zobaczę jeszcze raz taką akcję na terenie wydziału, wylatujecie obie! Czy to jest jasne!?
Kiwnęłyśmy głowami na znak, że dotarły do nas jej słowa. Wychodząc z gabinetu usłyszałam głos Profesora:
- Proszę stawić się u mnie w pokoju za 15 minut – i zniknął w tłumie studentów przemieszczających się korytarzem
Stałam po środku korytarza oszołomiona. Właśnie temu dupkowi zawdzięczam dalszą możliwość nauki. Nim zdążyłam o czymkolwiek jeszcze pomyśleć, moich uszu dobiegł dźwięk oklasków.
To moi przyjaciele otoczyli mnie klaszcząc i śmiejąc się, zaczęli mi gratulować „charyzmy"
- Soooraa idiotko!!! Jesteś najlepszą przyjaciółką pod słońcem!!! – Dekashi ściskała mnie, dusząc przy tym niemiłosiernie
- Nie sądziłem, że dzisiejszy dzień będzie taki ciekawy! Brawo Sora! – Naruto krzyczał najgłośniej
- Nie martw się, porozmawiamy z dziekan by jednak Cię nie wyrzucała – Neji podjął temat.
- Nie wyrzucają mnie – powiedziałam z uśmiechem i zażenowaniem sytuacją
- Jak to zrobiłaś!?? – Kiba niezwykle się zainteresował – Byłem pewien, że to nie przejdzie
- Mój promotor stanął w mojej obronie...
Nagle każdy z nich zamarł na kilka sekund. Wszyscy wiedzieli jakie mam relacje z Profesorem architektury więc dla nich jego zachowanie było równie niezrozumiałe, jak dla mnie.
- Ale dlaczego? – Deki zapytała zdezorientowana
- Właśnie idę się dowiedzieć – odpowiedziałam, a na myśl o pójściu do jego gabinetu ścisnęło mnie w żołądku...
...........................................................
- Wejść – usłyszałam pukając do drzwi. Wzięłam wdech i weszłam.
- Niech Pani usiądzie – wskazał mi miejsce naprzeciwko swojego biurka. Jeszcze nigdy nie siedziałam tak blisko niego. Dopiero teraz mogłam się przyjrzeć, jego oczom które niezwykle intensywnie mnie lustrowały.
Byłam przekonana, że dostanę dalszą część reprymendy, ale zamiast tego jego oblicze się niezwykle rozpogodziło.
- No to dała Pani dzisiaj niezły pokaz! – chyba się uśmiechnął, ale nie byłam pewna przez tę zakrywającą twarz, maskę.
- Przykro mi, że był Pan Profesor tego świadkiem... nie planowałam tego – odparłam zażenowana
- A ja się bardzo cieszę... uzmysłowiło mi to by bardziej na Panią uważać, bo w każdej chwili można zostać powalonym na ziemię – mówił rozbawionym tonem
-„ Facet sobie ze mnie drwi, a ja muszę siedzieć cicho, bo uratował mi tyłek... super"- załamałam się w duchu
- Dlaczego mi Pan Profesor pomógł? – zapytałam bez ogródek i stanowczo. Nie było mi do śmiechu
- Jest Pani moją seminarzystką, to oczywiste – lekko spoważniał
- Seminarzystką, której Pan nie chciał, ewidentnie to dziwne – zironizowałam jego styl wypowiedzi. Dalej bolało jak mnie potraktował na pierwszym seminarium.
- Owszem nie chciałem. Zmieniły się jednak pewne okoliczności – znów przybrał ten swój obojętny ton i wyraz „twarzy".
- Tak sądziłam, że nie jest Pan Promotor bezinteresowny. Mogę wiedzieć jakie? – zapytałam, a jego prawa brew uniosła się ku górze... nie odpowiedział jednak nic na moją zaczepkę
- Jako promotor jestem zobowiązany do wysłania jednej pracy naukowej mojego seminarzysty, na konkurs. Nie jest to zwyczajna przepychanka o wyniki, a wiąże się z tym opinia promotora czyli moja.
Moi seminarzyści, zawsze osiągali sukcesy i dobre miejsca co skutkowało nie tylko ich owocną karierą, ale także przyznawano mi nagrody za mentora roku. Nie chciałbym niczego zmieniać, jednak w tym roku przydzielono mi seminarzystów i nie miałem na to wpływu ze względu na politykę wydziału.
Po przeanalizowaniu waszych ocen z egzaminów i tematów jakie wybraliście, stwierdziłem że tylko Pani się do tego nadaje. – jego monolog już zaczynał mnie nudzić
- Więc byłam najlepsza z najgorszych?- zadrwiłam, rozumiejąc doskonale jego przesłanki między wierszami
- Dokładnie... - odparł szczerze do bólu, a mnie aż zatkało.
- Ale to nie była moja decyzja i nie zamierzałam się tego podejmować – odparłam, przez zaciśnięte zęby.
- Myślę, że to niewielka cena za możliwość pozostania na uczelni... proszę pomyśleć, że nie tylko Pani będzie się z tym męczyć – powiedział, a ja miałam wrażenie że bawi go wyprowadzanie mnie z równowagi. Znów mną zatrzęsło, ale się opanowałam.
- W takim razie spłacę swój „dług" – odezwałam się niezbyt przyjemnie wstając
- Proszę to raczej potraktować jako szansę na sukces – teraz jego oczy zrobiły się niezwykle małe od uśmiechu
- Sukcesem będzie to, że jakoś przetrwamy tę „współpracę" – wyszłam z gabinetu cała czerwona.
- Żyjesz? – głos Nary natychmiast ostudził moje negatywne emocje
- Sama nie wiem co o tym myśleć... - powiedziałam, przytulając się do niego
- Czyżby moja wojownicza dziewczyna, potrzebowała wsparcia? – zaśmiał się, obejmując mnie mocno
- Yhym... - wtuliłam twarz w jego tors. Jak na dzisiaj miałam za dużo emocji.
- W takim razie idziemy do domu – zawyrokował ciepło
- Muszę iść jeszcze do Deki... powiedziałam, uwalniając się niechętnie z jego objęć
- Rozmawia teraz z Sasuke. Chłopak miał na serio pecha... - powiedział szybko widząc moją zaskoczoną minę - ale może lepiej, żeby na spokojnie wszystko opowiedziała ci Dekashi
- Niech będzie... - odpowiedziałam mając nadzieję, że wszystko się ułoży
............................................................
- Nie mam zwykłej, może być zielona!!?? – krzyknęłam z kuchni przygotowując „poczęstunek" dla gościa. Od 10 minut krzątałam się w małym pomieszczeniu, które pod kątem żywności świeciło pustkami.
- „Zacznij wreszcie robić zakupy i gotować w domu, zamiast chodzić po knajpach" – skarciłam się w duchu przeklinając, że nie dość, że nie mam niczego sensownego do pochrupania, to znalezienie pospolitej herbaty graniczy z cudem.
Sięgając po metalowe pudełko z najwyższej półki poczułam, jak męskie dłonie lądują na moich biodrach.
- Naprawdę nie przyszedłem tutaj na herbatę – Shikamaru zamruczał mi do ucha obejmując mnie od tyłu
- To dobrze, bo jej nie znalazłam – wyszeptałam, a serce przyspieszyło rytmu
- W takim razie zabiorę się od razu za deser – zaraz po tym zdaniu trafiłam na drogę prowadzącą do rozkoszy...
Wiem, że chcecie mnie ukatrupić za przerwę w takim momencie, ale musiałam ^^ wynagrodzę Wam to w następnym rozdziale <3
Juri
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro