Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11 Niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku

Kochani!! Nim zaczniecie czytać, chciałabym podziękować za Tysiąc wyświetleń! Cały wczorajszy dzień uśmiechałam się na myśl o tym, że moja historia przypadła wam do gustu <3

W związku z tym postanowiłam napisać znacznie dłuższy rozdział. Pisałam pół nocy i dokończyłam rano, ale mam nadzieję, że ta niespodzianka się wam spodoba xD

Chciałabym też podziękować tytułowej Sorze (@zamek1989 – teraz świat już wie, że to ty! ^^) która wielokrotnie marudziła, bym napisała opowieść o Kakashim. To dzięki tobie, mogłam wczoraj radośnie zasiąść do nauki i zrealizować pewną „scenę" w dzisiejszym rozdziale :D <3

A teraz zapraszam do czytania!

Gdy znalazłam się wreszcie w swoim mieszkaniu, czułam się jakbym wróciła do szarej rzeczywistości. Przy Kakashim czas się zatrzymywał, a przebywanie w jego towarzystwie rozemocjonowywało mnie całkowicie.

-„ Zdecydowanie za dużo atrakcji jak na te dwa dni" – powiedziałam do siebie w duchu i ruszyłam w kierunku łazienki, by zimny prysznic wymył ze mnie wszystkie niestosowne myśli i orzeźwił mój zmęczony umysł.

Zaraz po tym ubrałam się w piżamę i poszłam spać. Nie obchodziło mnie co się dzieje dookoła. Musiałam się wyciszyć, by zacząć wreszcie trzeźwo myśleć.

...........................................................

Tego ranka zabrałam się za długo odkładaną pracę. Już dawno temu postanowiłam przemalować salon, ale ciągle nie miałam na to czasu. Po kolejnych dniach odpoczynku postanowiłam zmierzyć się z pędzlem i farbą. Włosy związałam w ciasny warkocz, założyłam moje ukochane ogrodniczki, a pod spodem krótki top na ramiączka, tak że zasłaniał tylko biust. Liczyła się dla mnie wygoda i swoboda ruchów. Z komórki wyciągnęłam wszystkie potrzebne rzeczy: Drabinę, pędzle, wałki i jasnoniebieską farbę. Obecnie salon drażnił zielonym kolorem, który ewidentnie stał się „przybrudzony".

Deki śmiała się, że to od papierosów Shikamaru, ale wiedziałam, że tylko żartuje. Dodatkowo ofiarowywała swoją pomoc w malowaniu, ale nie chciałam obciążać mojej przyjaciółki. Ponieważ miałam upierdliwych sąsiadów nie mogłam pozwolić sobie na puszczenie głośnej muzyki, a malowanie w głuchej ciszy nie przypadło mi do gustu. Założyłam słuchawki i puściłam z telefonu moją playlistę, wkładając komórkę do przedniej kieszonki ogrodniczek.

Minęły już 3 godziny, a ja dziarsko malowałam ściany. Miałam lekki lęk wysokości, ale drabina na której stałam była dość stabilna. Piosenki, których słuchałam wpłynęły pozytywnie na mój nastrój do takiego stopnia, że radośnie podśpiewywałam pod nosem. W pewnym momencie nachylając się by zmoczyć wałek w farbie, moje serce stanęło ze strachu i przerażenia. Krzyknęłam widząc w korytarzu, wysokiego mężczyznę w garniturze, który się mi przyglądał. Dokładnie w tym momencie straciłam równowagę i poczułam jak spadam z drabiny.

Zamknęłam mocno oczy, by przygotować się na twarde lądowanie. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Zamiast na podłodze „leżałam" w ramionach intruza.

- Ledwo przyszedłem, a ty już wpadasz mi w ramiona" - powiedział nonszalancko się uśmiechając.

- Pominę fakt, że przez ciebie o mało się nie zabiłam, ale co ty tu do cholery robisz!? – Szybko uwolniłam się z jego ramion, zdenerwowana całą sytuacją.

- Lubię ten twój temperament... Jeszcze nigdy nie czekałem tak długo na kobietę, by się odwdzięczała za ratunek

- Że co proszę? – Złość we mnie rosła z każdą chwilą. W jaki sposób miałam mu się niby odwdzięczyć?

- Oj uspokój się, znów bierzesz wszystko do siebie. Minęły 2 tygodnie i postanowiłem zobaczyć czy wszystko z tobą w porządku.

- Było zanim nie przyszedłeś – wyparowałam dalej zirytowana

- Zdecydowanie lepiej... ahh ten ogień w oczach – dokuczał mi dalej

- Jak w ogóle się tu dostałeś!? – dalej byłam mocno wzburzona

-„ I całe 2 tygodnie wyciszania się poszły na marne" – pomyślałam

- Drzwi były otwarte... Jesteś strasznie nieodpowiedzialna... Kobieta sama w domu w dodatku w takim stroju... Prosisz się o kłopoty Sora - powiedział trochę poważniej

- Moim największym kłopotem teraz jesteś ty i to malowanie – zacisnęłam zęby

- W takim razie może coś na to zaradzimy? – zapytał

- Jak miło, że nie muszę ci dwa razy powtarzać, żebyś wyszedł – uśmiechnęłam się ironicznie

- Miałem na myśli ten drugi kłopot – odpowiedział mi tym samym

Staliśmy tak wpatrzeni w siebie przez chwilę z oznakami złośliwości w oczach.

- Lubię gdy się złościsz – powiedział i zdjął płaszcz

- To już zauważyłam, ale teraz nie rozumiem co robisz – złożyłam ręce na piersi jak małe dziecko

- Pomogę ci w malowaniu

- Nie potrzebuję pomocy

- Tak Ci się tylko wydaje... Nie dosięgniesz do sufitu nawet jeśli staniesz na szczycie drabiny – powiedział rozglądając się w około

- Coś bym wymyśliła – powiedziałam

- Nie wątpię... Ciekawe tylko z jakim skutkiem. Nie kłóć się już ze mną i przynieś mi jakąś koszulkę na przebranie - zarządził

- Może być różowa w motylki? – Stałam dalej ironizując

- UUU i ty pozwalasz swojemu chłopakowi w tym chodzić? – odgryzł się szybko, rozumiejąc moje docinki

- Chciałam Ci dać moją koszulkę idioto... - zmarszczyłam lekko brwi

- Trochę szacunku do Pana promotora – zaśmiał się serdecznie

- Na szacunek trzeba sobie zasłużyć... Nie mam nic co by pasowało na ciebie... Jak widzisz nawet gwiazdy na niebie nie sprzyjają temu spotkaniu

- Zazwyczaj swój los biorę sam w swoje ręce – powiedział zdejmując sweter, ku mojemu przerażeniu. Pod spodem nie miał nic... stał teraz w moim salonie w samych spodniach

- No chyba żart... striptiz dla ubogich możesz zrobić dwa mieszkania dalej – powiedziałam, starając się uspokoić moje szalenie bijące serce, które pod wpływem takich widoków przyspieszyło jeszcze bardziej

- Ten sweter dostałem w prezencie... wolałbym go nie zniszczyć niebieską farbą – nie zwracając uwagi na moje sprzeciwy, wspiął się na drabinę i już po chwili zaczął malować sufit.

Jedno musiałam mu przyznać... nie dałabym rady tego zrobić... malując ostatnią ścianę zastanawiałam się jak tego dokonać. Zadziwiła mnie jego sprawność... po godzinie malowanie było skończone, a on niezwykle z siebie zadowolony. Nie dziwię się, że chciał ochronić swój sweter... cały był ubrudzony w farbie...

- „Jak można mieć taki kaloryfer...- łapałam się na irracjonalnych myślach. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk mojej komórki. Patrząc kto dzwoni, aż podskoczyłam z radości. Nara. Nie rozmawialiśmy od tamtego feralnego wypadku, jedynie wymienialiśmy zdawkowe smsy.

- Halo? – odezwałam się stęskniona

- Hej moja piękna. Tęskniłem za tobą – usłyszałam jego ciepły, troskliwy głos

- Ja za tobą też...

- Wybacz, że nie dzwoniłem, ale mamy tu koszmarny zasięg... nawet twoje smsy dochodzą z opóźnieniem

- Nic nie szkodzi, rozumiem – skarciłam się, że były momenty w których wątpiłam w jego miłość i zaangażowanie

- Muszę ci powiedzieć, że powinnaś tu... - nie dane mi było usłyszeć, bo znikł mu najprawdopodobniej zasięg

- Shika!? Halo? – upewniałam się czy rozłączyło nas na dobre

- Cholerny zasięg – powiedziałam wyłączając telefon. Mój wzrok napotkał uśmiech szaro włosego

-Jak kocha to znajdzie inny sposób komunikacji... - powiedział szyderczo

- W to nie wątpię – odgryzłam się patrząc wyniośle w jego kierunku.

- Mogę skorzystać z łazienki? Wolałbym nie wracać w takim stanie przez miasto – spasował trochę, widząc moją groźną minę

- Proszę – wskazałam mu ręką kierunek i lekko obrażona poszłam do salonu

Gdy wyszedł znów wyglądał „ idealnie".

- W takim razie będę się zbierał – powiedział

- Poczekaj – zawołałam. Może byłam zła, ale nie byłam niewdzięczna – Nie mam za bardzo jak się zrewanżować za pomoc... po raz kolejny... ale mogę przygotować nam coś do jedzenia – powiedziałam lekko się rumieniąc

- To bardzo miłe i chętnie bym został, ale jestem umówiony już na mieście, a chce jeszcze zdążyć do domu się przebrać – powiedział z uśmiechem

- Rozumiem... - powiedziałam lekko zawstydzona, że znów jestem mu coś dłużna

- Nie martw się Sora... Jeszcze zjemy wspólny posiłek... zaczynając od deseru – na jego twarzy znów zagościł szyderczy uśmiech, po czym wyszedł zostawiając mnie wściekłą do granic wytrzymałości.

........................................................

Ostatni tydzień wolnego uspokajałam się na nowo. Ciągle myślałam o jego uśmiechu, przenikliwych oczach i pociągająco-wnerwiającym sposobie bycia. Starałam się kontrolować moje myśli, ale na próżno. Dzień poprzedzający uczelnię okazał się jednak dużo przyjemniejszy. Moja przyjaciółka wracała i miała wstąpić się przywitać.

Nie zdziwiłam się słysząc dzwonek do drzwi 2 godziny wcześniej niż się umawiałyśmy. Deki była niecierpliwą osóbką

Otwierając drzwi nie zdążyłam nawet zauważyć postaci, która uwaliła mi się na szyję

- Sooooraaaa!!!! Nareszcie!!

- Deki za moment będziesz mnie reanimować – walczyłam o dopływ tlenu

- Oj wybacz... tak za tobą tęskniłam! Oooo przemalowałaś pokój – weszła jak do siebie rozglądając się

- Pomagał ci ktoś? – zapytała lekko podejrzliwie, a ja wiedziałam żem muszę trzymać się na baczności. Ona zazwyczaj widziała jak kręcę...

- Niestety... moja pomoc migdaliła się na wycieczce z ukochanym – zasłoniłam kłamstwo ironią

- Hahahha... nie mogę nawet zaprzeczyć – zaświergotała – nie zamykaj drzwi, Takumi i Sasuke potem dołączą

- Takumi też już wrócił?

- Tak... i na dodatek cały w skowronkach – powiedziała radośnie – ale jest coś co muszę ci szybko obwieścić!

- Dawaj – ponagliłam przeczuwając, że nie jest to zwykła informacja

- Yumi i Itachi się pobierają za 2 miesiące!!! – pisnęła z zachwytu, a ja razem z nią. Yumi była dla mnie jak starsza siostra i razem z Deki wielokrotnie pomagała mi w trudnych chwilach. Wiedziałam, że planują ślub, ale nie że tak szybko

- Itachi ją wreszcie zmusił. Nasza piękność nie może być przecież cały czas niezależna – Dekashi podsumowała sytuację siostry – musimy wybrać sukienki!!! W następnym tygodniu Yumi przyjdzie z zaproszeniem dla ciebie, a ponadto....- świergotała i świergotała jak najęta.

Było mi to bardzo na rękę. Tęskniłam za jej dźwięcznym głosikiem i stylem opowiadania. Leżałyśmy na łóżku rozmawiając o nadchodzącym wydarzeniu, ciesząc się swoim towarzystwem.

.....................................................

POV TAKUMI

Nawet nie pukałem, wiedziałem że Dekashi na pewno powiedziała Sorze, że przyjdę i zostawią otwarte drzwi. Pierwsze kroki skierowałem do salonu, który niestety był pusty

-„ Nie mogła wybrać innego koloru, jak niebieski" – skwitowałem odmalowane ściany w domu mojej przyjaciółki. Sora kochała błękit.

Dokładnie takiego samego koloru były jej oczy, co z blond włosami dodawało niesamowitego uroku. Wiedziałem już gdzie mogły się ukryć. Wchodząc do sypialni Sory o mało co nie wybuchłem gromkim śmiechem. Moje gwiazdy zasnęły zapewne paplając o tym co je spotkało przez te 3 tygodnie.

„Ciekawe czy chociaż zdążyły opowiedzieć sobie chociaż 1/3 ze swoich życiorysów" – śmiałem się z nich w duchu. Patrząc jak te dwie śliczne kobietki śpią, wpadł mi do głowy pewien pomysł. Odsunąłem Sorę delikatnie od Dekashi, wiedząc że na pewno się nie obudzi, bo ma bardzo mocny sen. Gdy pomiędzy nimi zrobiła się wystarczająca duża „luka", wcisnąłem się w nią. Żadna z nich nawet nie drgnęła, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że leżą teraz z moich dwóch stron.

Przykryłem nas kocem, który Sora zawsze kładła na łóżku. Ich wolne ręce położyłem na sobie, tak by wyglądało jakby mnie obejmowały. Z chytrym uśmieszkiem na twarzy zrobiłem nam przepiękną fotkę i wstawiłem na fb. Pod zdjęciem dałem napis :

„ Było tak gorąco, że aż obie padły"

Zaraz po tym delikatnie wstałem i usiadłem na fotelu w rogu sypialni. Wystarczyło teraz tylko odliczać.

Nie minęło parę chwil, a już na parkingu usłyszałem pisk opon i mocny trzask drzwi. Te zdenerwowane, mocne kroki były muzyką dla moich uszu. Prosto do sypialni wparował nikt inny jak piękniś Sasuke.

- Woow Uchiha!!! 7 min! Pobiłeś rekord! – zawołałem śmiejąc się z jego reakcji.

- Co ty sobie gnoju wyobrażasz – zacisnął pięści i podszedł do mnie

- Wiesz, że moim największym hobby jest wkurwianie ciebie – odparłem pewny siebie. Całe szczęście nasze podniesione głosy obudziły dwie śpiące księżniczki. Miałem wrażenie, że Sasuke chce mi wycentrować. Nie martwiłem się pobiciem, bo wiedziałem że to on by leżał powalony na podłodze, ale nie chciałem robić takiej rozróby od razu po powrocie, zwłaszcza że Dekashi mogłaby mieć mi to za złe. Kochała tego idiotę z ładną gębą i wielokrotnie prosiła bym mu nie dokuczał. Cóż...często nie mogłem się powstrzymać.

- Co się stało? – Sora zapytała pierwsza, trzeźwiąc prawie natychmiast widząc nas w pozycjach bojowych

- Wasz przyjaciel prosi się o wpierdol – Sasuke zagryzał zęby

- To jest też twój przyjaciel – Deki podeszła do niego, starając się uspokoić

- Nie sądzę... - odparliśmy jednocześnie z Sasuke

- Moi przyjaciele są twoimi i na odwrót, pamiętasz? – Wzięła jego twarz w swoje drobne dłonie i spojrzała w oczy. Momentalnie się wyciszył. Deki miała jakiś magiczny dar uspokajania. Działał na wszystkich. Łącznie ze mną i Sorą. Pocałował ją namiętnie

- Oj weź Uchiha już tak nie znacz terenu... - powiedziałem wywracając oczyma, na co tylko Sora się zaśmiała.

- To pokaż co zmajstrowałeś, że o mało co nie roznieśliście mi mieszkania – przytuliłem złotowłosą na przywitanie i pokazałem swoje „dzieło", które doprowadziło nas do ponownego wybuchu śmiechu.

.....................................................................

Tego ranka wstałam niezwykle radośnie i nie mogłam się już doczekać kiedy dotrę na uczelnie. Po raz pierwszy od 3 tygodni miałam spotkać się z Shikamaru. Nie mógł spotkać się ze mną wcześniej, bo jego samolot lądował w środku nocy i znając życie na zajęcia przyjdzie niezwykle zmęczony.

- Oj bardzo musiałaś tęsknić skoro tak się odstawiłaś – tym stwierdzeniem przywitała mnie moja przyjaciółka.

- To mało powiedziane – odparłam wyprostowując się wchodząc do stałego miejsca spotkań naszej paczki czyli na stołówkę. Tego ranka chyba godzinę głowiłam się co na siebie włożyć. Mój wybór padł na obcisłe srebrno niebieskie spodnie, obciskające każdy kawałek moich nóg i pośladków oraz granatowy cienki sweterek z dużym dekoltem, podkreślający resztę mojego kształtnego ciała. Włosy miałam związane w lekko rozpadający się warkocz, tak że drobne złote kosmyki spływały mi na twarz.

Mocniej umalowałam oczy i użyłam malinowej szminki. Gdy podeszłam do „naszego" stolika, przywitały mnie gwizdy zachwytu. Chłopcy już przy nim siedzieli patrząc na mnie z uśmiechami na twarzy.

- Nasz Nara ma szczęście... - Suigetsu patrzył na mnie głodnym wzrokiem

- Oczywiście, że mam – usłyszałam znajomy, ciepły głos. Widząc moją ukochaną zblazowaną twarz i brązowe oczy ukochanego, rzuciłam się mu na szyję. Szybko mnie objął i pocałował, delikatnie jak to było w jego stylu. Cała stołówka, mogła przyglądać się tej scenie, łącznie z doktorami i profesorami siedzącej w specjalnej „nauczycielskiej strefie", którzy konsumowali śniadanie. W pewnym momencie ktoś z tamtych okolic ściągnął mnie wzrokiem. Był to mój promotor, który o dziwo pojawił się na uczelni bez maski, a jego szyderczy uśmiech skierowany był bezpośrednio do mnie. Odwróciłam głowę, skupiając się ponownie na moim lubym.

- Wyglądasz wystrzałowo – stwierdził prowadząc mnie ponownie do stolika, przy którym czekał rozradowany „tłum" naszych przyjaciół.

......................................................................

- Przecież już planowo skończyłaś zajęcia – Nara marudził obejmując mnie w talii - chodźmy do ciebie ...

Jego wzrok był bardzo sugerujący przez cały dzień, a teraz jawnie pokazywał co chodzi mu po głowie

- Muszę jeszcze oddać podrozdziały wariacie... - śmiałam się widząc jego „stęsknienie"

- Twój Promotor zdecydowanie przesadza... Długo ci to zajmie?

- Pamiętaj, że piszę pracę konkursową, dlatego wymaga to tyle wysiłku i sprawdzeń... Max 20 min

- W takim razie czekam na ciebie na parkingu

- Niedługo wrócę – poszłam szybko w kierunku gabinetu profesora, by jak najszybciej wrócić do ukochanego.

Zapukałam jak zwykle nim nacisnęłam klamkę. Siedział jak zwykle przy swoim biurku, widząc jednak mnie wstał ze swojego miejsca.

- No już myślałem, że nie przyjdziesz – powiedział zaszczycając mnie niezwykłym uśmiechem.

„ Cholera... dlaczego nie założył maski... byłoby mi o wiele łatwiej się skupić" - Biadoliłam nad swoim losem, patrząc na tego przystojnego dupka.

Podając mu plik zapisanych kartek zapytałam

- Dlaczego miałabym nie przyjść. Zawsze wywiązuję się ze swoich obowiązków, Panie Promotorze – zwróciłam się do niego oficjalnie

- Zadziwiające jest to w jaki sposób to wypowiadasz... Zwracasz się do mnie uwzględniając mój tytuł, ale w głosie czuje pogardę... - Uśmiech nie schodził z jego twarzy, gdy stał przede mną

- Usiądź, omówimy to co napisałaś – powiedział rozkazująco, niczym faktyczny promotor

- Dziś nie mogę...Spieszę się... chłopak na mnie czeka – powiedziałam prostując się. Zdawałam sobie sprawę, że chce się nade mną popastwić, a nie faktycznie zwrócić uwagę na moją pracę. Jego brew lekko się uniosła, po czym się odezwał

- Patrząc po jego porannym pocałunku, nie wygląda na boga seksu...

Zrobiłam się cała czerwona ze złości...

-„Jak on śmie tak oceniać Narę!?"

- Po tobie nawet nie widać, że umiesz całować – wypaliłam starając się pokazać, że wcale nie wyprowadził mnie z równowagi. Dzięki wysokim butom, mniej więcej patrzyłam na niego z równego poziomu.

Jego oczy wyrażały rozbawienie moją odpowiedzią, zrobił krok w moją stronę, ale postanowiłam się nie wycofywać. Nie jestem ofiarą, która się poddaje. Wyniośle patrzyłam dalej

Widząc moje zachowanie zrobił kolejny krok i zaczął się pochylać nade mną. Automatycznie odsunęłam się, wyginając plecy lekko w łuk, gdyż moje nogi stały dalej w tym samym miejscu. Nie chcąc się przewrócić, oparłam się rękoma o biurko stojące za mną...Nasze spojrzenia nieprzerwanie się zwalczały, a ja słyszałam tylko bicie swojego serca.

Nie spodziewałam się tego co nastąpiło po chwili. Zlekceważyłam przeciwnika, nie sądząc że jest zdolny do takiego kroku, a etyka nie ma dla niego znaczenia.

Jednym, mocnym ruchem przyciągnął mnie do siebie, tak że nasze lędźwie były mocno przytwierdzone do siebie i natarczywie mnie pocałował.

Jego pocałunek był zupełnie inny niż te których doświadczyłam kiedykolwiek w życiu. Namiętny, zachłanny ale niezwykle umiejętny. Jego język pieścił moje podniebienie, a dłonie ściskały w porywach moją wąską talię... Czułam jego silną szczękę, która nie pozwalała mi na ucieczkę o której i tak zapomniałam już po pierwszych 3 sekundach. Miał słodki smak, a zapach jego wody kolońskiej doprowadzał moje zmysły do wariacji. Pewność siebie, aż od niego biła. Całując jego mięsiste wargi miałam sobie za złe, że nie jestem w stanie tego przerwać, a oddaje pocałunek, poddając się jego woli. Gdy poczułam zawroty głowy, z całej siły spróbowałam się odsunąć od niego co po chwili mi się udało...

Nasz wzrok wyrażał żar i pragnienie wywołane doznaniami jakim towarzyszył nasz kontakt.

- A teraz pomyśl co potrafię w łóżku... - jego twarz przybrała ponownie pewny siebie wyraz, a ja poczułam jakby ktoś wylał na mnie zimny kubeł wody. Nie mówiąc nic, szybko wyrywałam się z jego objęć i na drżących nogach wybiegłam z gabinetu.

Nie myślałam...nad niczym się nie zastanawiałam... Wiedziałam tylko, że muszę jak najszybciej uciec zadzierzgnąć świeżego powietrza. Wybiegając na parking, oparłam się o barierkę i pochyliłam, oddychając łapczywie. Po chwili kolorki na mej twarzy wróciły, a myśli ponownie zagościły w moim umyśle. Tego ostatniego żałowałam, bo dotarła do mnie okrutna prawda...Teraz już wiedziałam, czemu nie założył maski tego dnia... Planował tę sytuację od samego początku...............

3 tyś słów... :D 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro