Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Dowód na to, że to kiedyś była najpoczytniejsza książka w mojej bibliotece xD 

Dzień nie zapowiadał się udanie. Przez stres i naukę nie byłam w stanie zasnąć, a poranne wstawanie było dla mnie koszmarem.

- Cholera!!! Spóźnię się już na pierwszy egzamin! – wrzasnęłam widząc, że zegarek wskazuje godzinę 7:00. Mam dosłownie 15 minut na wyszykowanie się i złapanie autobusu, który o dziwo, często przyjeżdżał przed wyznaczonym czasem.

Szybko złapałam za szczoteczkę do zębów od razu wykorzystując jej przeznaczenie i zerknęłam pobieżnie na swoją twarz. Nie należałam do brzydkich kobiet, jednak w tej chwili mało kto zauważyłby jakiekolwiek oznaki urody. Fioletowe sińce pod oczami, bardzo źle kontrastowały z moimi błękitnymi tęczówkami, a długie, blond włosy sterczały w nieładzie. Westchnęłam z dezaprobatą, wiedząc że mam zbyt mało czasu, by doprowadzić się sensownie do porządku.

Na szczęście dzień wcześniej naszykowałam sobie ubranie. Dzięki temu zaoszczędziłam czas nad dramatycznym przeglądaniu szafy i mogłam sprawnie uzupełnić swój wygląd. Biała sukienka do kolan z czarnym kołnierzykiem idealnie nadawała się na uczelnię. Szybko rozczesałam włosy związując je w gruby warkocz, a sińce przykryłam lekką warstwą podkładu.

- Powiedzmy, że nie jest najgorzej- pomyślałam zerkając w lustro.

Zamknęłam drzwi i natychmiast pobiegłam na przystanek autobusowy. Tak jak przewidziałam mój transport przyjechał o wiele za wcześnie. Podziękowałam w duchu, że w przeszłości brałam udział w maratonach i przyspieszyłam biegu wsiadając do wypakowanego autobusu dosłownie w ostatnim momencie.

Poczułam jak w mojej kieszeni zawibrowała komórka zwiastując otrzymanie smsa.

„Sora Gdzie jesteś? Nie mów tylko, że zaspałaś! Dzwoniłam do ciebie kretynko z 10 razy..."

Dopiero teraz zauważyłam, że na wyświetlaczu widnieją nieodebrane połączenia. Wszystkie od Dekashi – mojej przyjaciółki. Znamy się od dziecka i zawsze trzymałyśmy się razem. Nawet kierunek studiów wybrałyśmy taki sam. Turystyka... Cóż... nie całkiem o tym marzyłam, ale wolałam to niż administrację, którą tak zachwalała moja przyjaciółka.

Problem tkwił w tym, że w zasadzie dziś po raz pierwszy miałam pojawić się na uczelni jako „prawdziwa" studentka. Pierwszy semestr studiowałam indywidualnie z powodu pracy, która była mi niezwykle potrzebna. Gdy złożyłam papiery na Uniwersytet okazało się, że moja babcia ciężko zachorowała, a że byłam jej jedyną krewną, nie mogłam pozostawić jej w potrzebie. Mieszkała 100 km ode mnie więc dojeżdżanie codziennie na uczelnie nie wchodziło w grę. Nie miałyśmy zbyt zażyłych relacji, jednak gdy umarła poczułam pustkę, którą na szczęście potrafiła wypełnić Dekashi. Zawsze stała przy moim boku i była gotowa do pomocy. Tak samo było i tym razem. Regularnie przynosiła mi Wszelkie notatki i zdjęcia z wykładów, dzięki czemu nie musiałam fizycznie być na zajęciach. Teraz miało się to jednak zmienić, począwszy od sesji egzaminacyjnej.

Westchnęłam głośno z powodu często towarzyszącego mi pecha. Pierwszy egzamin, a nade mną wisiało fatum spóźnienia.

„Uspokój się za 5 minut będę" – Odpisałam i schowałam telefon.

Wiedziałam mniej więcej, gdzie znajduje się aula egzaminacyjna i że Deki na pewno zajmie mi miejsce. Gdy autobus tylko się zatrzymał, byłam pierwszą, która z niego wybiegła. Momentalnie znalazłam się na korytarzach wydziału i ruszyłam w kierunku auli N19. Znajdując się już w jej pobliżu, dostrzegłam, że mężczyzna w zielonym uniformie i z czarnymi włosami obciętymi „na garnek" zamyka drzwi wejściowe. Spanikowana krzyknęłam:

- Jeszcze ja! Proszę poczekać!

Mężczyzna popatrzył na mnie i łaskawie zaczekał

- W ostatnim momencie Pani zdążyła, proszę zająć miejsce i wyciągnąć długopis – powiedział sympatycznie, ale dość konkretnie.

Dopiero teraz rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było ogromne i wypełnione po brzegi. Nigdzie w tym tłumie nie mogłam dostrzec Deki. Przeczesałam wzrokiem aulę i w samym jej środku dostrzegłam wolne miejsce. Skierowałam się w tamtą stronę i zadowolona z siebie, że zdążyłam, usiadłam.

Wyjmując długopis, poczułam jak ktoś ściąga mnie wzrokiem z duuuużo niższego rzędu. Złoto brązowe oczy i rudawomiedziane włosy do pasa – Bingo! Znalazłam moją przyjaciółkę... A właściwie ona mnie... dawała mi jakieś znaki i kręciła głową z dezaprobatą stukając się w czoło i pokazując wolne koło niej miejsce, które zajęła dla mnie. Szczerze, bardziej mnie rozbawiły jej wygibasy niż cokolwiek zdążyłam z nich zrozumieć.

Dodatkowo, Wykładowca dał znak do rozpoczęcia egzaminu. Skupiłam się na swoim arkuszu, zadowolona ze swojego poziomu wiedzy. Przez ostatni tydzień wkuwałam dzień i noc, chcąc otrzymać jak najlepszą ocenę. Pisząc odpowiedz na kolejne pytanie do mych uszu dobiegł dźwięk dzwoniącej komórki. Głowy wszystkich podniosły się w kierunku dochodzącej melodii.

- Panu już dziękujemy. Na egzamin należy wyłączać wszelkie urządzenia, by nie zakłócały pracy innych. Koledzy zapewne poinformują Pana o terminie poprawy – Prowadzący odezwał się rzeczowym tonem.

Po tym zdaniu, wysoki blondyn o radosnym uśmiechu wstał i ruszył w kierunku wyjścia. Wyglądał jakby w ogóle się nie przejął zaistniałą sytuacją i podchodzi do niej na wielkim luzie.

- Sorki profesorku! Zapomniałem – odezwał się

- Naruto, ile razy mam powtarzać, byś dobrze używał tytułów. Jestem Doktorem, a nie Profesorem... i idź już bo przeszkadzasz – Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, jednocześnie karcąc chłopaka. Wyglądało, że mają dobre relacje, ale jednocześnie wykładowca był formalistą i trzymał się regulaminu.

Cała sala wybuchła śmiechem. Z wyjątkiem mnie. Uświadomiłam sobie bowiem, że moja komórka ma aktywne dzwonki. Blada jak ściana sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam drobne urządzenie. Natychmiast wyciszyłam dźwięk i przy okazji zerknęłam na sms, którego wcześniej nie zauważyłam.

„Siedzę w 4 rzędzie od dołu, bliżej ściany. Miejsce obok czeka"

- Deki mnie zabije- Pomyślałam.

To pewnie dlatego tak na mnie zerkała. Często powtarzała, że telefon nie jest mi potrzebny, bo w ogóle z niego nie korzystam. Ja natomiast nie robiłam tego umyślnie. Ciągle gdzieś pędziłam, najzwyczajniej w świecie nie słysząc nawet najgłośniejszej melodii.

Chowając telefon z powrotem do kieszeni, zauważyłam że towarzysz obok mi się przygląda. Dopiero teraz zwróciłam na niego uwagę... Platynowe włosy, zaczesane do góry w lekkim nieładzie, piorunujące spojrzenie, emanujące od niego spokój i opanowanie i co najważniejsze... rozwiązany cały test.

Widząc to nie zamierzałam być gorsza. Szybko zabrałam się uzupełnienia brakujących punktów. Byłam z siebie bardzo zadowolona, odkładając długopis i czytając w ramach sprawdzenia jeszcze raz swoje obszerne odpowiedzi.

- Czas dobiegł końca. Zanim zechcecie wyjść proszę moich pomocników i kolegów o powstanie i zabranie pracy osobom, które przyłapali na ściąganiu.

W jednej chwili podniosło się 10 osób, które zaczęły wykonywać swoje zadnie. Kątem oka zauważyłam, że mój towarzysz z ławki także wstaje i ku mojemu zszokowaniu zwraca się do mnie:

- Proszę oddać mi swój arkusz.

- Ssłucham? – zdezorientowana nie wiedziałam o co mu chodzi

- Ściągała Pani z telefonu – odpowiedział beznamiętnie

- Nieprawda! Wyciszyłam tylko dźwięk – broniłam się, czując że moja twarz przybrała kolor buraka

- Ja widziałem co innego. Myślę, że nie warto robić scen...wszyscy na to patrzą – powiedział ton ciszej.

Miał rację... wszystkie głowy zwrócone były teraz w naszą stronę, gdyż jako jedyna się opierałam. Zażenowana i nie mając jak się obronić, oddałam kartkę nie wierząc w to co się dzieje.

- To już wszyscy Kakasi? – Wykładowca zwrócił się do mężczyzny, który właśnie oskarżył mnie o oszustwo.

- Tak. Możesz kontynuować – odpowiedział

- W takim razie reszta może opuścić salę, pozostawiając kartki na swoim miejscu, a osoby ściągające zapraszam do mojego gabinetu. Pokój nr 128.

Wstałam otępiała przeczuwając, że jest to jednocześnie mój pierwszy i ostatni dzień na uczelni....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro