Prolog
Dowód na to, że to kiedyś była najpoczytniejsza książka w mojej bibliotece xD
Dzień nie zapowiadał się udanie. Przez stres i naukę nie byłam w stanie zasnąć, a poranne wstawanie było dla mnie koszmarem.
- Cholera!!! Spóźnię się już na pierwszy egzamin! – wrzasnęłam widząc, że zegarek wskazuje godzinę 7:00. Mam dosłownie 15 minut na wyszykowanie się i złapanie autobusu, który o dziwo, często przyjeżdżał przed wyznaczonym czasem.
Szybko złapałam za szczoteczkę do zębów od razu wykorzystując jej przeznaczenie i zerknęłam pobieżnie na swoją twarz. Nie należałam do brzydkich kobiet, jednak w tej chwili mało kto zauważyłby jakiekolwiek oznaki urody. Fioletowe sińce pod oczami, bardzo źle kontrastowały z moimi błękitnymi tęczówkami, a długie, blond włosy sterczały w nieładzie. Westchnęłam z dezaprobatą, wiedząc że mam zbyt mało czasu, by doprowadzić się sensownie do porządku.
Na szczęście dzień wcześniej naszykowałam sobie ubranie. Dzięki temu zaoszczędziłam czas nad dramatycznym przeglądaniu szafy i mogłam sprawnie uzupełnić swój wygląd. Biała sukienka do kolan z czarnym kołnierzykiem idealnie nadawała się na uczelnię. Szybko rozczesałam włosy związując je w gruby warkocz, a sińce przykryłam lekką warstwą podkładu.
- Powiedzmy, że nie jest najgorzej- pomyślałam zerkając w lustro.
Zamknęłam drzwi i natychmiast pobiegłam na przystanek autobusowy. Tak jak przewidziałam mój transport przyjechał o wiele za wcześnie. Podziękowałam w duchu, że w przeszłości brałam udział w maratonach i przyspieszyłam biegu wsiadając do wypakowanego autobusu dosłownie w ostatnim momencie.
Poczułam jak w mojej kieszeni zawibrowała komórka zwiastując otrzymanie smsa.
„Sora Gdzie jesteś? Nie mów tylko, że zaspałaś! Dzwoniłam do ciebie kretynko z 10 razy..."
Dopiero teraz zauważyłam, że na wyświetlaczu widnieją nieodebrane połączenia. Wszystkie od Dekashi – mojej przyjaciółki. Znamy się od dziecka i zawsze trzymałyśmy się razem. Nawet kierunek studiów wybrałyśmy taki sam. Turystyka... Cóż... nie całkiem o tym marzyłam, ale wolałam to niż administrację, którą tak zachwalała moja przyjaciółka.
Problem tkwił w tym, że w zasadzie dziś po raz pierwszy miałam pojawić się na uczelni jako „prawdziwa" studentka. Pierwszy semestr studiowałam indywidualnie z powodu pracy, która była mi niezwykle potrzebna. Gdy złożyłam papiery na Uniwersytet okazało się, że moja babcia ciężko zachorowała, a że byłam jej jedyną krewną, nie mogłam pozostawić jej w potrzebie. Mieszkała 100 km ode mnie więc dojeżdżanie codziennie na uczelnie nie wchodziło w grę. Nie miałyśmy zbyt zażyłych relacji, jednak gdy umarła poczułam pustkę, którą na szczęście potrafiła wypełnić Dekashi. Zawsze stała przy moim boku i była gotowa do pomocy. Tak samo było i tym razem. Regularnie przynosiła mi Wszelkie notatki i zdjęcia z wykładów, dzięki czemu nie musiałam fizycznie być na zajęciach. Teraz miało się to jednak zmienić, począwszy od sesji egzaminacyjnej.
Westchnęłam głośno z powodu często towarzyszącego mi pecha. Pierwszy egzamin, a nade mną wisiało fatum spóźnienia.
„Uspokój się za 5 minut będę" – Odpisałam i schowałam telefon.
Wiedziałam mniej więcej, gdzie znajduje się aula egzaminacyjna i że Deki na pewno zajmie mi miejsce. Gdy autobus tylko się zatrzymał, byłam pierwszą, która z niego wybiegła. Momentalnie znalazłam się na korytarzach wydziału i ruszyłam w kierunku auli N19. Znajdując się już w jej pobliżu, dostrzegłam, że mężczyzna w zielonym uniformie i z czarnymi włosami obciętymi „na garnek" zamyka drzwi wejściowe. Spanikowana krzyknęłam:
- Jeszcze ja! Proszę poczekać!
Mężczyzna popatrzył na mnie i łaskawie zaczekał
- W ostatnim momencie Pani zdążyła, proszę zająć miejsce i wyciągnąć długopis – powiedział sympatycznie, ale dość konkretnie.
Dopiero teraz rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było ogromne i wypełnione po brzegi. Nigdzie w tym tłumie nie mogłam dostrzec Deki. Przeczesałam wzrokiem aulę i w samym jej środku dostrzegłam wolne miejsce. Skierowałam się w tamtą stronę i zadowolona z siebie, że zdążyłam, usiadłam.
Wyjmując długopis, poczułam jak ktoś ściąga mnie wzrokiem z duuuużo niższego rzędu. Złoto brązowe oczy i rudawomiedziane włosy do pasa – Bingo! Znalazłam moją przyjaciółkę... A właściwie ona mnie... dawała mi jakieś znaki i kręciła głową z dezaprobatą stukając się w czoło i pokazując wolne koło niej miejsce, które zajęła dla mnie. Szczerze, bardziej mnie rozbawiły jej wygibasy niż cokolwiek zdążyłam z nich zrozumieć.
Dodatkowo, Wykładowca dał znak do rozpoczęcia egzaminu. Skupiłam się na swoim arkuszu, zadowolona ze swojego poziomu wiedzy. Przez ostatni tydzień wkuwałam dzień i noc, chcąc otrzymać jak najlepszą ocenę. Pisząc odpowiedz na kolejne pytanie do mych uszu dobiegł dźwięk dzwoniącej komórki. Głowy wszystkich podniosły się w kierunku dochodzącej melodii.
- Panu już dziękujemy. Na egzamin należy wyłączać wszelkie urządzenia, by nie zakłócały pracy innych. Koledzy zapewne poinformują Pana o terminie poprawy – Prowadzący odezwał się rzeczowym tonem.
Po tym zdaniu, wysoki blondyn o radosnym uśmiechu wstał i ruszył w kierunku wyjścia. Wyglądał jakby w ogóle się nie przejął zaistniałą sytuacją i podchodzi do niej na wielkim luzie.
- Sorki profesorku! Zapomniałem – odezwał się
- Naruto, ile razy mam powtarzać, byś dobrze używał tytułów. Jestem Doktorem, a nie Profesorem... i idź już bo przeszkadzasz – Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, jednocześnie karcąc chłopaka. Wyglądało, że mają dobre relacje, ale jednocześnie wykładowca był formalistą i trzymał się regulaminu.
Cała sala wybuchła śmiechem. Z wyjątkiem mnie. Uświadomiłam sobie bowiem, że moja komórka ma aktywne dzwonki. Blada jak ściana sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam drobne urządzenie. Natychmiast wyciszyłam dźwięk i przy okazji zerknęłam na sms, którego wcześniej nie zauważyłam.
„Siedzę w 4 rzędzie od dołu, bliżej ściany. Miejsce obok czeka"
- Deki mnie zabije- Pomyślałam.
To pewnie dlatego tak na mnie zerkała. Często powtarzała, że telefon nie jest mi potrzebny, bo w ogóle z niego nie korzystam. Ja natomiast nie robiłam tego umyślnie. Ciągle gdzieś pędziłam, najzwyczajniej w świecie nie słysząc nawet najgłośniejszej melodii.
Chowając telefon z powrotem do kieszeni, zauważyłam że towarzysz obok mi się przygląda. Dopiero teraz zwróciłam na niego uwagę... Platynowe włosy, zaczesane do góry w lekkim nieładzie, piorunujące spojrzenie, emanujące od niego spokój i opanowanie i co najważniejsze... rozwiązany cały test.
Widząc to nie zamierzałam być gorsza. Szybko zabrałam się uzupełnienia brakujących punktów. Byłam z siebie bardzo zadowolona, odkładając długopis i czytając w ramach sprawdzenia jeszcze raz swoje obszerne odpowiedzi.
- Czas dobiegł końca. Zanim zechcecie wyjść proszę moich pomocników i kolegów o powstanie i zabranie pracy osobom, które przyłapali na ściąganiu.
W jednej chwili podniosło się 10 osób, które zaczęły wykonywać swoje zadnie. Kątem oka zauważyłam, że mój towarzysz z ławki także wstaje i ku mojemu zszokowaniu zwraca się do mnie:
- Proszę oddać mi swój arkusz.
- Ssłucham? – zdezorientowana nie wiedziałam o co mu chodzi
- Ściągała Pani z telefonu – odpowiedział beznamiętnie
- Nieprawda! Wyciszyłam tylko dźwięk – broniłam się, czując że moja twarz przybrała kolor buraka
- Ja widziałem co innego. Myślę, że nie warto robić scen...wszyscy na to patrzą – powiedział ton ciszej.
Miał rację... wszystkie głowy zwrócone były teraz w naszą stronę, gdyż jako jedyna się opierałam. Zażenowana i nie mając jak się obronić, oddałam kartkę nie wierząc w to co się dzieje.
- To już wszyscy Kakasi? – Wykładowca zwrócił się do mężczyzny, który właśnie oskarżył mnie o oszustwo.
- Tak. Możesz kontynuować – odpowiedział
- W takim razie reszta może opuścić salę, pozostawiając kartki na swoim miejscu, a osoby ściągające zapraszam do mojego gabinetu. Pokój nr 128.
Wstałam otępiała przeczuwając, że jest to jednocześnie mój pierwszy i ostatni dzień na uczelni....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro