Rozdział 7 Przyjaciele
POV SORA
Wybiegłam jak najszybciej z biura. Wchodząc do domu, zaśmiałam się złowieszczo i krzyknęłam:
- O tak... Sora wróciła.... Nikt Cię już nie uratuje....
Miałam nadzieję, że już na samo to stwierdzenie moja bratowa będzie wiedziała, że ma przerąbane
- Jesteś taka przewidywalna, złośnico... - usłyszałam zamiast płaczu Sakury. Jedyna osoba która mnie tak nazywała to mój brat...
- Jakim cudem jest tu przede mną? – zapytałam posępnie z powodu zepsutej zabawy
- Urwałem się trochę wcześniej....
- Pierwszego dnia pracy? Jak tak dalej pójdzie będziesz pracował na rynku razem z Sakurą – skwitowałam – a tak w ogóle gdzie jest ta wywłoka?
- Mówisz o mojej żonie...
- No właśnie... - udałam zdziwioną minę na jego „protest" – więc gdzie ona jest?
- W sypialni... płacze
- O NIEEEE – Zawołałam – jak mogłeś pierwszy doprowadzić ją do płaczu... - biadoliłam. Niestety w tym momencie do domu wrócił Itachi i wiedziałam, że dorwanie się jej do tyłka będzie teraz jeszcze trudniejsze....
................................
POV SASUKE
Na całe szczęście wrócił Itachi. Sora była totalną iskrą i ciężko było ją ujarzmiać... biedny los jej przyszłego męża...
- Daj już jej spokój. Wystarczająco przemówiłem jej do rozumu – powiedziałem, przypominając sobie naszą kłótnie.
Nakrzyczałem na nią i nie szczędziłem szczerych, trzeźwiących słów, ale gdy zaczęła rzewnie płakać nie miałem serca dłużej tego ciągnąć... Sakura była płaczliwa, ale teraz była w istnej agonii... Mój gniew i spojrzenie były dla niej wystarczającą karą... Sora i jej metody były już zbędne. Zwłaszcza, że z autopsji wiedziałem, że przez jakiś czas moja żona będzie zachowywać się wzorcowo...
- Dokładnie Sora, odpuść. Jutro ja z nią jeszcze porozmawiam, ale ty się w to nie mieszaj – powiedział Itachi dobrze wiedząc, że jeśli pozwolimy Sorze dobrać się o Sakury awantura będzie trwała całą noc
- Więc mogła nie mieszać w swoje chore zazdrości mojej Viv! I Deki! Każda kobieta dla niej jest zagrożeniem, więc niech wbije sobie to do tego różowego łba!! – znów iskry szalały jej w oczach... na punkcie swoich bliskich i przyjaciół Sora miała zawsze totalnego fioła.
Budziła się w niej automatycznie lojalność i podziwiałem za to moją siostrę, jednak teraz miałem nadzieję, że spasuje.
Po sekundzie zadzwonił jej telefon, który odebrała. Zerknąłem na wyświetlacz. Dzwonił jej przyjaciel Takumi
Odebrała cała w nerwach, ale jak zwykle w takich momentach uruchomiła się jej ironia.
- Co u mnie? Hmmm... póki co dwóch kolesi powstrzymuje mnie przed zabiciem kobiety... - powiedziała, a ja wywróciłem oczami.
- Uspokój się... Chodzi mi o moją bratową... - mówiła do telefonu - aha... no niech będzie... - rozłączyła się
- Nawet Takumi chciał cię doprowadzić do porządku... - wywnioskował Itachi
- Nieprawda. Już tu jedzie by mi pomóc – odparła z tryumfem
- Więc będziemy mieli jeszcze tego świra na głowie... - westchnąłem
- Myślałam, że przyzwyczaiłeś się sypiając z jednym – odparła
- Mam dość... musze się przewietrzyć – powiedziałem i zapytałem Itachiego – poradzisz z nią sobie?
- Jasne – pokiwał przy tym głową.
Czasami miałem wrażenie, że on jedyny mnie w tym domu rozumie. Sora była zbyt emocjonalna i niedoświadczona, by wiedzieć że każdego ranka budząc się obok Sakury mam ochotę strzelić sobie w łeb... Nawet nie mogłem nikogo o to obwiniać. Ponosiłem konsekwencje swoich decyzji.
Gdy wsiadłem do auta, niewiele myśląc pojechałem do biura. Wiedziałem, że ona dalej tam jest i bardzo pragnąłem znów ją zobaczyć...
.........................................................
POV DEKASHI
Te dwa tygodnie były istnie szalone. W pracy mieliśmy kocioł, a na uczelni wcale nie ułatwiali nam życia. Jakby tego było mało, musiałam oddać auto do przeglądu. Całe szczęście, moja kochana Sora obiecała po mnie podjechać. Vivi ostatnio jeździła do biura ze swoim chłopakiem z którym spędzała coraz więcej czasu.
Nie miałam jej tego za złe. Cieszyło mnie jej szczęście i błyszczące zielone oczy. Cierpliwie czekałyśmy aż nam go przedstawi.
Gdy już się wyszykowałam zauważyłam, że auto Sory wjeżdża na podjazd. Szybko złapałam torebkę i zamknęłam za sobą drzwi. Wchodząc do samochodu powiedziałam:
- Jak dobrze, że po mnie przyjechałaś. Przez ten okres nie miałabym siły tłuc się autobusem. Wszystko mnie boli... - dopiero gdy wypowiedziałam to zdanie zobaczyłam, że coś jest nie tak...
Spojrzałam w lewo, a zamiast blond dziewczyny siedział jej brat... ten o świdrującym spojrzeniu...
Natychmiast zrobiłam się cała czerwona
- Ggdzie jest Sora? – wydukałam, zastanawiając się czy aby na pewno weszłam do dobrego auta
- Musiała pojechać wcześniej do biura z Itachim. Nie pisała ci? – zapytał dalej stojąc w miejscu
- Nie... I dlatego ją zabije... - odparłam na co tylko się zaśmiał
- Nie miej jej tego za złe. Dostali pilne wezwanie, a gdy usłyszałem że miała po ciebie przyjechać postanowiłem zaofiarować swoją pomoc. Która z tego co słyszę jest niezbędna – po tym zdaniu znów się zaczerwieniłam
- Nie wstydź się Deki... Przecież przyjaciele mówią sobie wszystko – skwitował i ruszył.
Starałam się przełknąć tę pigułkę wstydu. Od naszej rozmowy w biurze za każdym razem próbował nawiązać ze mną jakieś relacje. A to chwilowa rozmowa, kawa czy przyjazny uśmiech. Lubiłam spędzać czas w jego towarzystwie i coraz bardziej czułam się w nim swobodnie, jednak mówienie o okresie mężczyźnie, nawet Takumiemu, było dla mnie niezwykle krępujące...
Dziękowałam niebiosom gdy już dojechaliśmy do biura. Chciałam szybko uciec do budynku, ale zatrzymał mnie jego głos
- Deki
- Hmm?
- Cieszę się, że mogliśmy jechać razem. Umiliłaś mi podróż do pracy
- Nie wątpię – zaśmiałam się z własnej głupoty – nie na co dzień słyszy się takie wyznania – odparłam i ruszyłam do swojego działu.
................................................
Dzień był masakryczny. A może ja tak go odbierałam ze względu na dręczące mnie dolegliwości... Jakby tego było mało nie widziałam się z moimi przyjaciółkami. Vivi jak zwykle zakopana w dokumentacji, a Sora ciągle siedziała w gabinecie Kakashiego i ustalali plan wyjazdów służbowych poszczególnych działów. Powinien tym się zająć jej kierownik, ale oczywiście Shikamaru wziął sobie tydzień wolnego. Ten leń zawsze tak robił, gdy było najwięcej pracy.
Ja natomiast biegałam z Ten Ten po piętrach by przekazać działom nowy projekt marketingowy. Prócz informacji w systemie zawsze musiałyśmy dawać też papierową dokumentacje. Na wszelki wypadek, gdyby system padł. Gdy po godzinie wróciłam do swojego gabinetu na biurku leżało niewielkie pudełko.
Podeszłam i otworzyłam wieko.
W środku było pełno słodyczy... batoniki, ciastka, żelki...
Zdziwiona, zauważyłam że na ich wierzchu jest drobna karteczka. Szybko ją przeczytałam
„Może to chociaż trochę złagodzi, twój dzisiejszy dyskomfort"
Nie musiał się podpisywać bym wiedziała od kogo dostałam tę paczkę
Uśmiechałam się do karteczki małą chwilę przy okazji zauważając, że ma bardzo zgrabne pismo... Odpakowując i jedząc ciastka, faktycznie poczułam ulgę i radość... radość, że mam nowego przyjaciela...
Witajcie moje Gwiazdeczki ^^
W tę piękne popołudnie wysyłam wam rozdzialik. Może dla niektórych trochę krótki, ale musiałam zakończyć na tym momencie ^^
Ściskam was i ślę moooc buziiiaczkków <3
Twoja/Wasza
Juri
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro