Rozdział 6 Pierwszy krok
POV VIVIENNE
Siedziałam przy zawalonym dokumentami biurku, a mój mózg już prawie eksplodował... Dzień jak co dzień... praca w dziale prawnym nie należał do łatwych i każdą sprawę tutaj trzeba było załatwiać na „już". Bywały niekiedy dni, że nawet na lunch z Sorą i Deki nie mogłam sobie pozwolić... Mój telefon wibrował nieubłaganie, a ja starałam się nie zwracać na niego uwagi. Mój chłopak od początku dnia próbuje mnie wyrwać na obiad poza biurem, ale wątpię bym się wyrobiła.
Istny kosmos... Gdy przesiedziałam w skulonej pozycji na fotelu kolejną godzinę powiedziałam sobie „dość". Ból pleców przy wstawaniu dał mi znak, że to był bardzo dobry wybór. Potrzebowałam rozprostować kości i kawy... Nim jednak sięgnęłam po mój kubek zauważyłam na korytarzu błąkającego się bruneta...
Wyglądał jakby czegoś szukał, ale na każdą oznakę pomocy ze strony moich koleżanek z działu ewidentnie odtrącał.
Domyśliłam się, że dziewczyny zamiast mu pomóc, niczym pszczoły do miodu, lgnęły do niego z innego powodu... Odkąd dołączył do naszego działu w biurze panowało niesamowite podniecenie. Był przystojny, owszem... ale nie wiem co tak naprawdę widziały w nim kobiety... nie dorastał mojemu ukochanemu do pięt.
Nie mogłam jednak dłużej patrzeć jak się męczy, więc podeszłam. Na mój widok jakby poczuł ulgę
- Co tam ważniaku... Zgubiłeś się? – zapytałam z uśmiechem
- Można tak powiedzieć – odpowiedział o dziwo też się uśmiechając. Nie znałam go zbyt dobrze, ale sądziłam że jest typem ponuraka.
- Nikt cię nie oprowadził po budynku?- byłam bardzo zdziwiona, bo w naszej firmie była to podstawa.
Bez znajomości rozkładu nie miało się szans odnaleźć w tym labiryncie. Zamiast odpowiedzi na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech. Ale nie do mnie... uśmiechał się jakby coś wspominał...
- Nie ważne – kontynuowałam- czego szukasz?
- Mam przekazać dokumenty niejakiemu Jirayi, bo Itachi nie chciał już męczyć ciebie. Zaoferowałem swoją pomoc, ale nie pamiętam z jakiego działu on jest. Chciałem zapytać ale...
- Moje koleżanki tak jakby cię nie słuchały – dokończyłam za niego ze śmiechem – wybacz im. Na Itachiego reagują tak samo. Chodź za mną, zaprowadzę cię. To kierownik Deki – wyjaśniłam, a on posłusznie za mną ruszył.
Jednak pomiędzy piętrami stało się coś... okropnego.
Przed nami stała jego żona z wnerwioną miną. Nie wiedziałam co mogło ją tak zdenerwować, ale po chwili mi to wyjaśniła podchodząc do mnie i krzycząc na mnie... Na całe szczęście pomoc była blisko.
............................................................................
POV DEKASHI
Gdy zauważyłam te różowe pukle postanowiłam ruszyć za nimi w ślad. Miałam jakieś złe przeczucia. Sora zapewne poparłaby mnie w tym, ale miała teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Idąc w pewnej odległości za Sakurą zwróciłam uwagę jak jest ubrana... Mini odsłaniające długie, ale niezbyt zgrabne i blade nogi... do tego ta kretynka założyła baletki co dawało efekt „kaczych nóg".
W pewnej chwili podniosła głos i zaczęła krzyczeć. Doganiając ją ujrzałam jak drze się na moją kochaną Viv, obok której stał Sasuke
- Ty szmato! Podwalasz się do mojego męża? – krzyknęła na Vivi, która ewidentnie była zdezorientowana i nie wiedziała o co jej chodzi.
Ta głupia landryna nie mogła gorzej wybrać... razem z Sorą byłyśmy gotowe za siebie rozszarpać, ale jeśli chodzi o naszą kochaną Vivi, byłyśmy gotowe zabić... Była naszą kochaną „siostrzyczką" i na jej punkcie miałyśmy dosłownie świra.
- Sasuke! Zwierząt nie przynosi się do pracy! – warknęłam w ich stronę podchodząc i stając przed Vivi, tak, że teraz bezpośrednio przede mną stała Sakura
- Nie wtrącaj się Deki! Ta ździra flirtuje z moim mężem!!! – krzycząc aż mnie opluła...
- Póki co widzę tu tylko jedną ździrę i to jeszcze tanich lotów... Ta spódniczka sama woła „Promocja! Daje za 5 złotych"... - zmierzyłam ją ostentacyjnie od stóp do głów.
Na sekundę się zapowietrzyła. Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, Sasuke odciągał ją za ramię na bok. Gdy spojrzałam na jego twarz, aż pobladłam... mimo że nic się nie odezwał jego mina miała niebezpieczny wyraz a uścisk jaki zafundował swojej żonie niewątpliwie sprawiał jej ból
- Przepraszam – powiedział tylko i zniknął z nią za korytarzem.
Cała wzburzona patrzyłam jeszcze na miejsce gdzie stała Sakura. Gdy pierwsze nerwy opadły odwróciłam się do Viv, która dalej stała za mną roztrzęsiona. Parę gapiów stało i patrzyło na całą sytuację.
- Cyrk już odjechał. Wracajcie do pracy – powiedziałam w ich stronę i objęłam drobną blondynkę
- Chodźmy – powiedziałam i od razu skierowałam nasze kroki z powrotem do gabinetu Sory, która o dziwo właśnie do niego wchodziła.
................................................................
Nasze wzburzenie nie znało granic. Gdy nasza przyjaciółka dowiedziała się co nas spotkało miała ochotę pobiec za Sasuke i Sakurą. Ledwo udało się nam ją powstrzymać. Vivi czuła się już znacznie lepiej w odróżnieniu od nas...
- Idę po melisę – zawołała
- Nie będę niczego pić – Sora od razu się nastroszyła
- Nie dla ciebie.... Tobie i tak nie pomoże... Ale po tym jak Deki się pompuje, stwierdzam że powinna ją wypić
Miała rację... byłam gotowa rozszarpać tę małpę... Gdy starałam się uspokoić zauważyłam, że do naszego gabinetu zbliża się zmartwiony brunet w kitce
- Itachi! To już wymyka się spod kontroli – zawołała Sora, gdy jej brat wszedł na nasze małe „zebranie"
- Słyszałem... Sasuke już odwiózł Sakure do domu. Wieczorem porozmawiamy o tym – powiedział spokojnie. Jedynie jego oczy zdradzały jego gniew
- Jakie porozmawiamy? To poważna firma, a ona zachowała się jak przekupka z rynku
- Chociaż już wiemy jaki zawód do niej pasuje – podsumowałam, na co mimowolnie wszyscy się lekko uśmiechnęliśmy
- Proszę byście już się tym nie denerwowały i wracały do pracy – powiedział i wyszedł bez zbędnych słów. Widać brak czasu doskwierał każdemu
- Ma racje... każde 5 minut tutaj oddala mnie od wyjścia do domu – stwierdziła Vivi, a ja ruszyłam za nią. Nim jednak wyszłam spytałam Sory:
- A jak było u szefa?
- Na szczęście nie dostałam nagany, a jedynie pogadankę... Nasz Prezes faktycznie jest spoko... - powiedziała, a ja chociaż z częściową ulgą mogłam wrócić do swoich obowiązków
..................................................................................
Tego dnia szłam jak burza... zapewne to adrenalina i nerwy, których dostarczyła mi Sakura mobbingowały mnie do pracy, ale dzięki temu byłam w stanie nadążyć nad zleceniami. Niestety nadgodziny i tak mnie dopadły. Sora punktualnie wybiegła z biura zapewne po to by wrócić do domu przed Itachim, by móc zabić Sakurę... Po raz pierwszy chciałam by się jej to udało...
Po 19:00 już tylko u mnie paliło się światło. Akurat kończyłam pracę, gdy drzwi mojego gabinetu otworzyły się bez pukania.
- Mogę wejść? – zapytał dobrze mi już znany głos
- Przecież i tak już to zrobiłeś – odparłam prawie na niego nie patrząc, jednocześnie byłam zdziwiona co robi jeszcze o tej porze w biurze. Nie zamierzałam jednak o to pytać
- Chciałem z Tobą chwilę porozmawiać sam na sam – powiedział Sasuke siadając naprzeciwko mojego biurka
- A Sakura już w zagrodzie? – zapytałam drwiąco
- Masz tak samo niewyparzony język jak moja siostra - zauważył
- Dziękuję...- przyjęłam to jako komplement z godnością na co tylko się zaśmiał. Jednak po sekundzie przybrał poważny wyraz twarzy
- Przepraszam za Sakurę... obiecuję, że to był ostatni raz gdy się tak zachowała
- Na pewno... następnym razem zawiadomię ochronę i zostawię jej rysopis w recepcji – powiedziałam, a widząc jego „zdruzgotaną" minę dodałam – poza tym nie mnie powinieneś przepraszać...
- Do Vivienne poszedłem w pierwszej kolejności – odparł – ale jest coś jeszcze... Nie chcę być z tobą w złych stosunkach. Jesteś najbliższą przyjaciółką mojej siostry więc będziemy się często widywać... Nie chcę mieć w tobie wroga
- Sam na to zapracowałeś – powiedziałam, starając się na niego nie patrzeć. Niestety jego oczy topiły całe moje jestestwo w jednej chwili... Miałam nadzieję, że nie słyszy jak moje serce nerwowo przyspiesza w jego obecności...
- Nie miałem nigdy zamiaru cię w jakikolwiek sposób urazić... Jeśli jednak to zrobiłem to przepraszam. Czasami bywam może zbyt bezpośredni.
Popatrzyłam na niego sceptycznie i to był błąd... jego uśmiech wymazał wszelkie jego grzechy... Nie mogłam jednak dać mu tego zauważyć
- W takim razie co proponujesz? – spytałam
- Zostańmy przyjaciółmi – powiedział znów mnie prześwietlając
- Co do przyjaźni damsko-męskiej mam podobne zdanie jak Itachi - odparłam
- Ale z Takumim się przyjaźnisz – odbił piłeczkę
- To co innego
- Wiedziałem... Jest gejem - skwitował
- HA HA Ha – zaśmiałam się szczerze. Od początku było widać, że za sobą nie przepadają – nie jest...
- Więc czemu z nim możesz się przyjaźnić, a ze mną nie?
- Jego mi łatwiej rozgryźć niż ciebie... Nie wiem czego mogę się po tobie spodziewać - przyznałam szczerze
- No to mamy ten sam problem... - przeczesał swoje gęste włosy – za każdym razem gdy na ciebie patrzę zastanawiam się o czym myślisz i co zrobisz– powiedział to w taki sposób, że poczułam jak się rumienie
-Mimo wszystko proponuję spróbować – powiedział wstając – a teraz wybacz... muszę wracać do domu. Zdaje się, że panuje tam niezła awantura
Gdy wyszedł jeszcze długo patrzyłam na krzesło, na którym przed chwilą siedział... Chociaż bardzo starałam się przełamać, w mojej głowie i odczuciu nie pasowało do niego miano „mój przyjaciel", którym starał się za wszelką cenę zostać...
Witajcie gwiazdeczki!
Kolejny rozdzialik ^^ po nim mogę wam nakreślić, że fabuła, a właściwie jakaś relacja pomiędzy Deki i Sasuke może przyspieszyć i się zmienić ^^
Dodatkowo, jak niektórzy z was zauważyli, zmieniłam okładkę. Serdecznie dziękuję autorce Wekuso, która była cierpliwa na moje „wybrzydzanie" xD
Chciałabym też podziękować shikaruu69, która poprawiała mi wcześniejszą okładkę ^^
Liczę, że rozdzialik się podobał i dalej dobrze się bawicie. I DO WSZYTSKICH, KTÓRYM JESZCZE NIE ODPISAŁAM NA PRIV: kochani wybaczcie, pojawię się na waszych pocztach wieczorkiem xD
PS. Wszystkie fanki Sasuke... ŁĄCZMY SIĘ! XD
Kocham
Wasza/Twoja
Juri
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro