Rozdział 4 Kolacja
Stałam jeszcze przez chwilę oniemiała przysięgając, że zabije Takumiego przy najbliższym spotkaniu. Sora oczywiście ledwo tłumiła śmiech, a ja dalej miałam odcień buraka.
- Siadajcie i jedzcie – powiedziała Sakura, a my automatycznie to zrobiliśmy.
Popatrzyłam na zawartość mojego talerza, gdy Sora zadała bratowej pytanie:
- A w ogóle co jest na kolację?
- Ośmiornica – odparła, a moja przyjaciółka popatrzyła na nią z niedowierzaniem
- Toż to kanibalizm!
Itachi z Sasuke zaśmiali się pod nosem, dobrze wiedząc co ich siostra ma na myśli. Nie raz nazywała różowowłosą ośmiornicą, która obeszła mackami jej brata
-Uspokój się Sora i jedz już – Itachi przywołał ją do porządku, ale gdy spojrzał na mnie widocznie się zmartwił
- Wszystko w porządku Deki? Jesteś cały czas czerwona... Nie lubisz ośmiornicy? – zapytał, a moja przyjaciółka palnęła pod nosem:
- A kto by lubił...
Uśmiechnęłam się lekko i powiedziałam
- Nic mi nie jest Itachi, to ze zmęczenia
- I od pocałunku Takumiego – wyparowała Sora, a ja miałam ochotę ją udusić
- Aż tak ci się podobało? – spytał mnie Sasuke, a jego wzrok mroził krew w żyłach... Nie wiedziałam jak zinterpretować ten chłód
- Jest tylko oszołomiona... To był jej pierwszy pocałunek, a nasz kretyn o tym nie wiedział. I tak oto szok gotowy – Sora powiedziawszy to wpakowała sobie sporą porcję ośmiornicy do ust „drapieżnie" ją przeżuwając i sugestywnie patrząc na Sakurę
Wszyscy prócz niej spojrzeli na mnie uważnie co doprowadziło do mojego mocniejszego zarumienienia.
Pierwszy głos zabrał Sasuke, który miał dość kpiący wyraz twarzy
- To ile ty masz lat? - zapytał
- Tyle co Sora, 21 – odparłam dumnie podnosząc głowę. Może byłam zawstydzona, ale nie miałam zamiaru czuć się źle z tym, że chciałam zachować pocałunek dla ukochanego... plan ten jednak okazał się niewypałem
- I jeszcze nigdy się nie całowałaś? – ponownie zapytał, odkładając talerz na bok. Widocznie nie mieściło mu się to w głowie
- Oj kochanie... - teraz to jego żona zabrała głos - jesteś niedelikatny... może miała ograniczoną ilość adoratorów – jej jadowite spojrzenie przykryte było uśmiechem
- Sama jesteś ograniczona – Sora od razu się na nią rzuciła, ale tuż za nią w mojej obronie stanął Itachi
- Mylisz się Sakura... w Deki kocha się połowa korporacji... jednak ona ma swoje zasady
- Możemy zmienić temat? – zapytałam
- Oczywiście... - Odparł Sasuke, dalej mnie obserwując co mnie niezwykle peszyło. Na szczęście Itachi był tak elastycznym gospodarzem, że zmieniał tematy jak rękawiczki przez co atmosfera się rozluźniła
- Dobra idziemy się uczyć – zadecydowała Sora po skończonym posiłku
- A kto pomoże mi w sprzątaniu? – zapytała Sakura
- Twoje ręce – Sora była niewzruszona jej zachowaniem i płaczliwą miną
- Skarbie czy ty widzisz jaka ona jest dla mnie niemiła? – zwróciła się do męża
- Staram się nie... - powiedział Sasuke upijając łyk herbaty.
Co chwilę na mnie patrzył, a ja zdawałam sobie coraz bardziej sprawę, że jest w nim coś pociągającego, odpychającego i niebezpiecznego zarazem. Taka mieszanina uczuć przyprawiała mnie o zawroty głowy.
Itachi, widać zmęczony rutynowym przekomarzaniem się domowników, wziął gazetę i poszedł do salonu, by trochę się odprężyć. My natomiast udałyśmy się w stronę pokoju mojej przyjaciółki.
- Cieszę się, że zostałaś i przepytasz mnie z tego działu... za Chiny nic z niego nie czaje – powiedziała rozradowana wchodząc po schodach. Idąc za nią zapytałam:
- Jesteś pewna Soruś?
- A czemu miałabym nie?
- Dobrze wiesz że jutro Takumi będzie martwy... co do ciebie... też masz powody do obaw – powiedziałam udając groźną
- Oj już nie przesadzaj... - zaczęła się śmiać – chętnie pomogę ci jutro zabić tego łotra, który śmiał dotknąć twych malinowych usteczek
Jej ironiczne poczucie humoru zawsze wprawiał mnie w dobry nastrój... Gdybym dalej tak tego nie przeżywała, zapewne śmiała bym się razem z nią.
........................................
Niestety zapomniałam o bardzo ważnym szczególe... a właściwie o przypadłości jaką miałyśmy wspólnie z Sorą... Otóż zawsze po obszernym posiłku... zasypiałyśmy... nauka poszła w las...
Gdy się przebudziłam z przerażeniem stwierdziłam, że jest już po 23. Często nocowałam w tym domu i przy Itachim zawsze czułam się swobodnie, jednak obecność nowej dwójki w tym domu, mocno mnie krępowała.
Nawet nie próbowałam dobudzić mojej przyjaciółki, wiedząc że to i tak nic nie da. Miała bardzo mocny sen.
Jedynie co to przykryłam ją kocem i ułożyłam na boku, by upewnić się, że leżąc na plecach Piersi nie uduszą jej we śnie...
Nim zeszłam zauważyłam przez szparę pod drzwiami, że w gabinecie Itachiego pali się światło. Zapukałam i weszłam by się pożegnać. Jak zwykle siedział nad masą dokumentów. Ten człowiek chyba nigdy nie odpoczywał. Po zapewnieniu go, że poradzę sobie z powrotem do domu i poinformowaniu o stanie w jakim zostawiam jego siostrę, ruszyłam schodami w dół w kierunku drzwi.
Ubierając płaszcz, usłyszałam za sobą głos
- Może cię odwiozę? – zapytał Sasuke pojawiając się znikąd
Przypominając sobie jego kpiące spojrzenie podczas kolacji, przybrałam chłodnawy ton i powiedziałam:
- Po 1 nie jeżdżę z nieznajomymi, a po 2 przyjechałam samochodem.
Instynktownie czułam, że powinnam trzymać go na dystans... W odróżnieniu od jego żony nie wiedziałam czy powinnam go lubić czy nie... Budził we mnie zbyt dużo skrajnych odczuć
- Pff- powiedział jedynie najwidoczniej rozbawiony moją odpowiedzią. Gdy odwróciłam się by wyjść powiedział:
-Do zobaczenia
- Być może - odparłam
- Na pewno... musisz mi przecież o nich opowiedzieć – powiedział tajemniczo
- O czym? – nie mogłam się powstrzymać by nie zapytać
- O tych swoich zasadach... nie często spotyka się takie kobiety – powiedział Sasuke nawiązując do wypowiedzi Itachiego z kolacji
- W twoim wypadku na pewno... - powiedziałam i wyszłam by szybko zaczerpnąć świeżego powietrza. Wzrok tych czarnych oczu wprawiał mój organizm w dziwne reakcje... Jedno wiedziałam na pewno... moje serce na jego widok biło bardzo szybko... za szybko...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro