Rozdział 26 „Kobieta, którą kochałem"
POV SORA
Miałam poczucie jakbym nie kontrolowała własnego ciała. Wiedziałam, że się poruszam, ale moje myśli skupiały się tylko na jednym...że nie zdążyłam się z nią pożegnać.
Szłam za trumną na początku konwoju, a biała trumna na którą patrzyłam przypominała mi o okrutnym losie jaki spotkał moją przyjaciółkę. Łzy spływały mi po policzkach, a ból rozpierał moje serce. Gdy włączyli żałobne melodie i wszyscy przystanęli zrozumiałam, że za chwilę ta białowłosa piękność na wieki spocznie w grobie.
POV VIVIENNE
Ciężko było mi patrzeć na to wszystko... wszyscy płakali, a ja stałam i przyglądałam się ich twarzom. Pomimo młodego wieku, nasza Deki była niezwykle lubiana. Przyszli nasi profesorowie, studenci i współpracownicy z korporacji... łącznie było z 200 osób. Próbowałam rozmawiać z Sorą, ale ona była zbyt zdruzgotana tym wszystkim... podobnie jak Yumi, która nieprzerwanie szlochała, a Itachi ją obejmował. Ja byłam w zbytnim szoku...szoku, że już nigdy się nie pośmiejemy, porozmawiamy... że już nigdy nie ujrzę mojej przyjaciółki.
POV TAKUMI
Z każdym oddechem czułem ból... starałem się nie uronić łzy, ale nie było mi łatwo... stałem razem z Eri nie dowierzając, że grabarz przykrywa moją przyjaciółkę zimną ziemią... w tej jednak chwili zamiast oszałamiającego smutku, czułem głównie gniew. Gniew na tego dupka, który doprowadził do jej śmierci, który dodatkowo nawet nie raczył się pojawić na jej pogrzebie. Sora mówiła, że jest w rozsypce, ale tak naprawdę wiedziałem, że zawsze miał gdzieś naszą Deki... Gdy zaczęto kłaść kwiaty na świeżo usypanej ziemi, poczułem jak coś mokrego spływa po moim policzku... po raz pierwszy w życiu jednak nie wstydziłem się łez.
..............
POV SASUKE
Siedziałem na kanapie ze szklanką trunku w ręce... tylko alkohol był w stanie zagłuszyć mój ból na krótką chwilę... Od zawsze wiedziałem, że jestem przeklęty... od tamtego wypadku z rodzicami, czułem że los mi nie sprzyja... nie sądziłem jednak, że śmierć zabierze mi najukochańszą osobę we wszechświecie... Nie byłem nawet w stanie iść na jej pogrzeb ... z resztą najgorsze było dla mnie to, że nie mogę ujrzeć jej twarzy... a wszystko to była moją winą
Jakby tego było mało, wszystko mnie drażniło. Każde radosne słowo czy szczęście na twarzy innych... nawet ten cholerny telewizor, który Sora specjalnie zostawiła włączony, gdyż jak mówiła będzie mi raźniej, gdy oni pójdą na pogrzeb... Już miałem zirytowany go wyłączyć, gdy puścili piosenkę podczas której pocałowaliśmy się po raz pierwszy. Zamarłem, przypominając sobie tamtą cudowną chwilę. Przez sekundę czułem smak i miękkość jej warg... jednak świadomość, że już nigdy ich nie spróbuje doprowadziło mnie do szału. Rzuciłem w telewizor szklanką z trunkiem, który piłem, tak że wszystko roztrzaskało się w drobny mak.
Mimo że telewizor nie miał już szans odtwarzać czegokolwiek, ja w głowie cały czas słyszałem tę piosenkę. Chcąc ją zagłuszyć oraz cały swój ból, krzyknąłem uwalniając wszystkie pokłady złości...
Nic nie było jednak w stanie mi pomóc... zerknąłem niemrawo na zegarek. Wiedziałem, że już jest po pogrzebie i za moment moi bliscy wrócą... nie patrząc nawet na to, że pada wyszedłem bez płaszcza i ruszyłem w kierunku cmentarza...
...............................
Klęknąłem przed jej rodzinnym grobem, gdzie spoczywali rodzice i stara opiekunkę o której tyle mi opowiadała. Widząc na pomniku jej uśmiechniętą twarz, moje serce rozrywało się na nowo. Nie bez przyczyny Sora z Yumi i Viv wybrały tę fotografię. Ta radość życia, która była widoczna w blasku jej oczu, była przeszywająca... cieszyłem się, że deszcz i burza zagłusza mój szloch i krzyk, których nie byłem w stanie powstrzymać... tak bardzo kochałem tę kobietę... kobietę, która zginęła przeze mnie...
POV SORA
Gdy wróciliśmy do domu ujrzeliśmy jeden wielki bałagan... nie zdziwiło mnie to jednak, ponieważ Sasuke przez ostatni miesiąc wyżywał się na wszystkim... nawet nasze ściany w salonie wymagały naprawy. Itachi jednak kazał pozwolić mu się wyżyć i wspierać na tyle na ile pozwoli. Było nam niezwykle żal patrząc jak z każdym dniem Sasuke zamienia się w cień dawnego siebie. Nie sądziłam, że aż tak kochał moją przyjaciółkę... ani że w ogóle mężczyzna może tak mocno kochać kobietę... O takiej miłości czytałam tylko w książkach...
- Pomogę ci to posprzątać – powiedział Itachi i oceniając obrażenia. Yumi i Viv pojechały od razu do mieszkania Deki, by pochować wszystko do pudeł. Miałam do nich dołączyć zaraz po przyjeździe Sakury, która nic nie ugrała swoimi szantażami i dzieckiem. Sasuke nie pozwolił jej po szpitalu wrócić do domu. Wynajął jej mieszkanie w centrum i do czasu rozwodu obiecał je opłacać. Dziś miała zabrać swoje ostatnie szmaty, które tu zostały.
Cieszyłam się, że mojego brata nie ma w domu, bo nie będzie musiał na nią patrzeć... czułam, ze poszedł na cmentarz do Deki... nie chciał iść na pogrzeb i patrzeć na to wszystko... Rozumiałam jego ból... jednak ja chciałam się w jakiś sposób z nią pożegnać...
Słysząc dzwonek do drzwi poszłam otworzyć
- Czułam, że ty mi otworzysz – powiedziała różowowłosa i poskarżyła się – przez ciebie zmokłam
- Prysznic raz na jakiś czas ci nie zaszkodzi... - powiedziałam patrząc na nią niechętnie i na jej zaokrąglony brzuch... Wiedziałam, że to dziecko nie jest niczemu winne i że będzie miało w sobie też moją krew, jednak świadomość, że jego matką jest Sakura napawało mnie obrzydzeniem. Miałam cichą nadzieję, ze zmieni mi się to po jego narodzinach...
- Zabieraj swoje rzeczy i wyjdź... - odezwał się zimno Itachi, który nie miał już do bratowej skrupułów i litości. Wszystkim zalazła za skórę
- Wy też jesteście odpowiedzialni za to, że moje dziecko będzie sierotą – powiedziała z wyrzutem
- Za swój los sama jesteś odpowiedzialna – twardo powiedział Itachi – a dziecko będzie miało dwoje rodziców. Mój brat obiecał, że niczego mu nie zabraknie
- Ale nie będzie miało szczęśliwego domu i rodziców, którzy mieszkają razem
- Cóż... będziesz musiała mu w przyszłości wyjaśnić, że to ty doprowadziłaś do takiego stanu – dokończyłam – a teraz zabieraj te szmaty i w drogę!
- Dokładnie tak zrobię! – powiedziała podnosząc głowę i udając się do sypialni. Oczywiście poszłam za nią, by się upewnić, że nas nie okrada...
POV SASUKE
Gdy wróciłem do domu zastałem sprzątającego w salonie telewizor. Spojrzałem na niego posępnie, a on odezwał się
- Trzymasz się jakoś?
- A co to znaczy..? – prychnąłem
- To znaczy, czy po zniszczeniu takich rzeczy jak telewizor jest ci trochę lepiej?? – powiedział podchodząc do mnie
- Na ułamek sekundy – przyznałem
- W takim razie wstrzymam się z kupnem nowego... - uśmiechnął się lekko, klepiąc mnie po ramieniu
Już miałem wyjść po coś do picia do kuchni, gdy ze schodów zeszła Sora z ...Sakurą
- Sasuke!! Skarbie, błagam wycofaj pozew...
- Odejdź – powiedziałem, ale nie docierało
- Potrzebujemy cię! Urodzę twoje dziecko
Gdy słyszałem ten jej głos i patrzyłem na twarz, wstąpiło coś we mnie. Chwyciłem ją jedną ręką za gardło nie panując nad sobą
- Zejdź mi z oczu... inaczej cię zabije – wysyczałem.
Nigdy nie uderzyłem ani nie miałem zamiaru tknąć kobiety. Sakura jednak w tym momencie była dla mnie niczym pasożyt i przyczyna mojego nieszczęścia, które należy zniszczyć..
- Sasuke błagam... nie rób nic głupiego w dniu pogrzebu Deki... - Sora podbiegła blada do nas, podczas gdy Itachi przyglądał się wszystkiemu ze stoickim spokojem
- Pogrzebu?? Mówisz o tej farsie!? Nawet nie było jej w tej trumnie! – warknąłem puszczając moją żonę, która z płaczem pobiegła natychmiast do drzwi. Itachi pomógł jej z walizką, a ja dalej „konwersowałem" z Sorą nawet nie zwracając uwagi na to co się działo z różową.
- Wiem...Ale pochowaliśmy ją symbolicznie... - powiedziała ciszej moja siostra ignorując wszystko dookoła podobnie jak ja
- Dla mnie ona wciąż żyje... tu! – wskazałem na serce, które krzyczało niemo.
- Gdyby nie ona... - warknąłem wskazując nienawistnie na drzwi, gdzie jeszcze można było dostrzec wchodzącą do samochodu Sakurę – Dekashi – chciałem dokończyć, ale Sora mi przerwała
- Deki i tak wsiadłaby na ten prom... Nie mogłeś tego przewidzieć... nikt nie mógł – powiedziała, a łzy znów jej popłynęły z niebieskich oczu.
Wiedziałem, że ma rację, ale czułem się winny jej śmierci. Gdyby nie moje małżeństwo z Sakurą, ona nie chciałaby wyjeżdżać w tamtym momencie...
Prom, którym płynęła od dłuższego czasu nie przechodził przeglądów technicznych. Gdy wypłynął zaczęło wyciekać z niego paliwo... nim dotarła pomoc wybrzeżna by ewakuować wszystkich pasażerów, prom stanął w płomieniach. Liczne wybuchy i silny ogień uniemożliwiły jakąkolwiek akcję ratunkową. Sam prom poszedł na dno ze względu na ciężar samej maszyny i znajdujących się na nim samochodów z liczną ilością ofiar. Nikt nie przeżył... Wielu ciał nie odnaleziono... spoczęły na dnie oceanu albo się spaliły. Prócz garstki tych co wyrzuciła woda na brzeg, rodziny ofiar nie miały nawet możliwości ponownie ujrzeć swoich bliskich...
Wiedziałem, że nie miała szans na przeżycie. Gdy Sora obwieściła mi że był wypadek, pojechałem czym prędzej na przystań. Do dziś mam ten widok przed oczami... dym, zapach spalenizny... najgorsza chyba była jednak świadomość, że nic nie mogłem zrobić... a Deki spoczęła na dnie oceanu... nawet nie wiedziałem czy długo cierpiała.
Każdej nocy miałem koszmary. Przychodziła do mnie we śnie ze spalonym, a jednocześnie mokrym ciałem... we włosach sterczały jej wodorosty, a jej dotychczas złote oczy, teraz były czarne... budziłem się zawsze zlany potem po jej słowach „ Nie mieliśmy szans"
- Nie płacz, błagam...Twoich łez nie zniosę - powiedziała Sora, a ja dopiero uświadomiłem sobie, że rzewnie ronię łzy.
Byłem tak zdruzgotany straconą miłością, że nie panowałem nad swoimi reakcjami... Żal, gorycz i gniew... Były to jedyne uczucia, które we mnie mieszkały i nie pozwalały zapomnieć i uporać się z jej śmiercią... śmiercią istoty, która nie zasługiwała na taki los... Która miała być matką moich dzieci i zestarzeć się ze mną...
Nie mogąc znieść rozdzierającego bólu przyrzekłem sobie, że nigdy o niej nie zapomnę i pochowam za życia wszystkie swoje uczucia, które tak naprawdę od miesiąca spoczywały razem z nią... na dnie głębokiego oceanu...
Wiem że mnie zabijecie... czuje to, ale nie mogłam inaczej... naprawdę...
P.S. nie jest to jednak koniec historii... dalej jest wielu bohaterów z którymi musze zrobić porządek...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro