Rozdział 14 Pozbierać to co zostało
POV SASUKE
Zadręczałem się przez cały lot... Skrzywdziłem ją, a jednocześnie liczyłem, że mi wybaczy. Bardzo przynajmniej tego chciałem... Siedziałem z tyłu, doskonale znając sobie sprawę, że na pewno przeżywa to wszystko i dodatkowo stresuje się lotem.
Gdy wreszcie wylądowaliśmy poszedłem w jej kierunku. Nie miałem zamiaru znów pozwolić jej jechać taksówką. Zwłaszcza że Sora już przed wyjazdem suszyła mi głowę czemu Deki nie odbiera i nie odpisuje... Powiedziałem, że jest zmęczona i że przywiozę ją do domu. Tylko dzięki temu dala mi spokój
Jednak gdy samolot zrobił się prawie pusty, a ja podszedłem bliżej do miejsca gdzie siedziała Dekashi, zobaczyłem że stewardesa próbuje ją dobudzić.
- Halo, proszę pani – potrząsała nią bezskutecznie. Od razu domyśliłem się co jest grane.
- Spokojnie, ona jest ze mną – powiedziałem
- Może trzeba zadzwonić po karetkę? - zapytała lekko zaniepokojona, gdy brałem Deki na ręce
- Nie trzeba. Żona boi się latać i leki uspokajające jeszcze na nią działają – wyjaśniłem specjalnie podając nas za małżeństwo. Dopiero wtedy kobieta przestała patrzeć na mnie podejrzliwie i z dystansem
- Rozumiem... w takim razie miłego dnia – pożegnała się, a ja wyszedłem niosąc moją księżniczkę na rękach. Wyglądała tak spokojnie. Czułem jej ciepło i rytmicznie bijące serce...
Nie obudziła się nawet gdy wpakowywałem ją do auta i zapinałem pasy... Nie zamierzałem też jej budzić, wiedząc że jest wykończona i sen to najlepsze co może teraz ją spotkać.
Jakże było zdziwienie wszystkich obecnych w domu, gdy zobaczyli mnie z Dekashi w ramionach. Najbardziej z tego faktu była moja żona, która na dzień dobry zaczęła się drzeć
- Co to ma znaczyć Sasuke! Natychmiast ją postaw!
- Nie krzycz tak... - wycedziłem, żałując że moja szara rzeczywistość powróciła
- Nie sądziłam, że moja Deki kiedykolwiek zemdleje w twoich ramionach – Sora zaczęła się śmiać od razu, tak jak ja, domyślając się co jest powodem niedyspozycji jej przyjaciółki
- Od dawna śpi? – zapytała mnie czarnowłosa postać podchodząc bliżej, gdy Itachi przejmował ode mnie śpiącą piękność, bym mógł wnieść bagaże.
- W samolocie wzięła tabletkę i od tamtej pory śpi jak kamień – powiedziałem patrząc na starszą siostrę Dekashi. Nie mogłem nawet się porządnie zastanowić co ona tu robi, bo Sakura rzuciła mi się na szyję i pocałowała. Długo nie mogłem się od niej oderwać
- Matko, Sakura jak ty się przy tym ślinisz – Sora udała obrzydzenie
- Sasuke, tak bardzo za tobą tęskniłam... te dwa tygodnie bez ciebie były istnym piekłem. Ona ciągle mi dokuczała... - wskazała palcem Sore
- Taka domena młodszego rodzeństwa. Musisz się przyzwyczaić – powiedziałem obojętnie i wyminąwszy ją podszedłem do kanapy, gdzie Itachi położył Deki.
- Zabiorę ją już do domu. Mam nadzieję, że do tego czasu się obudzi – powiedziała Yumi. Miała równie melodyjny głos co Deki, ale była bardziej stonowana i opanowana. Widać było wyraźnie, że jej młodsza siostra chce ją naśladować nawet w tym względzie.
- Odwiozę Was – zaofiarował się Itachi. Nie było mnie tylko dwa tygodnie, ale zauważyłem że zaszła w nim diametralna zmiana. Nie spuszczał czarnowłosej z oczu i ciągle się uśmiechał...
Wiedziałem już co jest z nim nie tak.
Mój brat był zakochany... Po uszy... Tak samo jak ja. Zabawne, że los zesłał nam te dwie istoty, które dodatkowo były ze sobą spokrewnione. Tylko mi trochę za późno...
- W takim razie chodźmy – powiedziała uśmiechając się promiennie, a Itachi podążył za nią niczym ćma za ogniem. Nim jednak wyszła odwróciła się i zwróciła do mnie:
- Dziękuję, że zaopiekowałeś się moją siostrzyczką.
- Drobiazg – odparłem łapiąc Sorę na tym, że mocno mi się przygląda. Gdy wyszli i zostaliśmy w trójkę postanowiłem się ulotnić
- Idę wziąć prysznic – zakomunikowałem, wyrywając się Sakurze z objęć. Ciągle się do mnie przytulała
- Pójdę z tobą – powiedziała z nadzieją, że jej pozwolę
- Chcę być sam – powiedziałem i odsunąłem ją od siebie, ale wiedziałem że nie odpuści. By ją czymś zająć przyznałem, że jestem głodny
- To naszykuje kolację! – pobiegła szczęśliwa do kuchni. Postanowiłem wykorzystać fakt, że mam szanse na ucieczkę i gdy zacząłem wchodzić po schodach, Sora złapała mnie za koszulkę
- Moment moment...- odezwała się podejrzliwie - Dziwnie wyglądasz. Co jest grane...
- Nie wiem o czym mówisz Oszołomie
- Nazwij mnie tak jeszcze raz, a będę mieć tylko jednego brata... - zagroziła i spojrzała na mnie jeszcze raz
- Matko... ty jesteś szczęśliwy... - powiedziała po chwili
- Na twój widok nerwusie – trąciłem ją lekko w nos palcem.
- To coś więcej...
- Sora, nie baw się w detektywa i pozwól mi się wreszcie umyć
- Jak zwykle niedostępny... Idź... i tak mi przecież nic nie powiesz
- Ty też mi się nie zwierzasz – odbiłem piłeczkę, na co zrobiła się czerwonawa
- Bo nie mam z czego...
- Masz... ale pozwolę ci na twoje tajemnice, a ty pozwól mi na moje – odparłem i zostawiając ją w połowie pietra, wreszcie poszedłem wziąć prysznic.
.....................................
POV DEKASHI
- Yumi...? – wyszeptałam niemrawo widząc jej twarz tuż nad sobą
- Nareszcie się obudziłaś Słoneczko. Chyba trochę przesadziłaś z ziołową miksturą Misaki – pogładziła mnie po policzku. Uświadomiłam sobie, że jestem już we własnym salonie i leże na jej kolanach
- Zdecydowanie... - przetarłam twarz i wstałam. Tak bardzo się cieszyłam, że piekło się skończyło, a ja znów jestem z moją ukochaną siostrą i mogę się w nią wtulić
- Dziwi mnie twoja niechęć do latania – zaśmiała się przytulając mnie mocniej do siebie. Czułam się jak wtedy gdy byłam dzieckiem i przybiegałam schować się w jej ramionach, gdy spotykało mnie coś złego
Gdy się rozbudziłam dręczyło mnie jednak pewne pytanie
- Yumi..
- Hmm?
- Jak wysiadłam z samolotu?
- Nie wysiadłaś głuptasie – zaśmiała się – Sasuke musiał cię nieść na rękach
Gdy to usłyszałam od razu zesztywniałam. Jego imię znów przywołało okropną prawdę, a w oczach znów zatańczyły łzy. Miałam nawet moment zawahania by powiedzieć jej co mnie spotkało i zrzucić z siebie to brzemię, ale zaczęła radośnie kontynuować dalej.
- Planowaliśmy, że po waszym powrocie pójdziemy wszyscy coś zjeść, ale byłaś w innym świecie. Potem z Itachim położyliśmy cię na kanapie i czekałam aż się obudzisz.
- To Itachi też mnie niósł? – miałam zbyt obolałą głowę by to ogarnąć
- Tak... - gdy wypowiedziałam imię starszego brata Sory, serce Yumi gwałtownie przyspieszyło, a ja doskonale mogłam to wyczuć wciąż się do niej przytulając. Aż podniosłam się i spojrzałam na nią. Miała rumiane policzki i szczęśliwy wzrok
- Yumi... twoje oczy... błyszczą – patrzyłam z niedowierzaniem
- Wiem... - uśmiechnęła się szczerze
- Czyżbyś była...
- Tak – przerwała mi radośnie
- Znacie się tylko dwa tygodnie – wymamrotałam
- A czuje jakbyśmy znali się całe życie – zaświergotała
- W takim razie cieszę się razem z tobą – siliłam się na uśmiech.
Bardzo byłam szczęśliwa, że Yumi poznała swojego księcia z bajki, ale moje ostatnie przeżycia ciągle niszczyły mnie od środka. Starałam się trzymać i nie dać po sobie niczego poznać. Nie zamierzałam niszczyć jej tych chwil.
- No to opowiadaj mi więcej szczegółów – poleciałam śmiejąc się razem z nią. Moja dusza w tym czasie rozpadała się na kawałki, ale Yumi emanowała takim szczęściem, że nie była nawet w stanie tego zauważyć.
- Nie dzisiaj. Za godzinę mam lot – powiedziała całując mnie w czubek głowy i wstając
- Jak to...?
- Miałam wolne dwa tygodnie... Czekałam do ostatniej chwili aż się obudzisz – powiedziała ze smutkiem
- Na ile tym razem wyjeżdżasz? – zapytałam
- Na miesiąc. Ale nie martw się! Opowiem ci wszytko telefonicznie, tylko zacznij wreszcie odbierać telefony – skarciła mnie lekko
- Uważaj na siebie... - powiedziałam ledwo wstając. Te leki autorstwa Misaki naprawdę miały kopa...
- Ty też moje Słoneczko. Odpoczywaj – wyszła radośnie z mieszkania. Jeszcze nigdy nie widziałam jej tak szczęśliwej. Ja natomiast wiedziałam, że muszę zająć czymś swój umysł inaczej zwariuje...
Spojrzałam na telefon. 10 nieodebranych połączeń od Sasuke...
Aż zrobiło mi się słabo. Miał czelność po tym wszystkim jeszcze dzwonić.
Potrzebowałam rozmowy z kimś, kto nie będzie o nic wypytywał... Sora i Vivi odpadały... Równie dobrze mogłabym zaprosić do mieszkania Sherlocka Holmesa i Watsona
Podjąwszy decyzje wykręciłam numer telefonu. Już po pierwszym sygnale odebrał telefon
- Jesteś mi potrzebny – powiedziałam i się rozłączyłam. Nie byłam w stanie już dłużej udawać. Zaczęłam niekontrolowanie szlochać. Nie mogłam pozbyć się bólu z serca, żalu wspomnień i tej przeklętej piosenki z mojej głowy, przy której pocałowaliśmy się po raz pierwszy.
........................................................................
Takumi pojawił się u mnie po 15 minutach. Ewidentnie ściągnęłam go z pracy, ale nawet o tym nie wspomniał. Domyśliłam się po licznych telefonach, które ignorował. Gdy tylko pojawił się w drzwiach sypialni i zobaczył moją rozsypkę podbiegł i objął mnie mocno.
Wypłakiwałam mu się w rękaw z jakąś godzinę, a on milczał, przytulając mnie tylko do siebie i gładząc delikatnie po głowie. Wiedział, że skoro zadzwoniłam po niego, potrzebuję tylko zrozumienia i ciepła, a nie mam ochoty do zwierzeń.
- Lepiej ci? – zapytał, gdy wreszcie poczułam, że całkiem się odwodniłam i przestalam na chwilę płakać
Pokiwałam tylko twierdząco głową.
- To dobrze, bo myślałem że za chwile zaziębię się od tych łez – powiedział a ja lekko się zaśmiałam. Zawsze w ciężkich chwilach próbował mnie rozbawiać.
- A teraz wytrzyj nosek – podał mi chusteczkę – a ja zamówię ci coś do jedzenia. Wyglądasz jakbyś nie jadła od tygodnia – zawyrokował i zaczął szukać numeru do mojej ulubionej tajskiej restauracji.
Czułam, że może nie zapomnę dzisiaj o krzywdach ostatniej nocy, ale będzie mi zdecydowanie lżej z takim przyjacielem u boku, jakim był Takumi...
Wiem, że rozdział może trochę przegadany i „nudny", ale musiałam to opisać do następnych wydarzeń... jakbym przeszła od razu do rzeczy Sora dałaby mi popalić XD
Kocham i buziaczkuje :*
Twoja/Wasza
Juri
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro