Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15. Puder

Do sali wkroczyła szybkim krokiem nieznana mi dziewczyna.

Jej długie, platynowe włosy kołysały się niespokojnie, kiedy szarżowała w swoich niebotycznych szpilkach prosto na mnie.

Na pierwszy rzut oka zdawała się być pospolitą, przesłodzoną dietetycznym słodzikiem szprychą, jednak gdy przyjrzałam się jej lepiej, okazała się być po prostu sierotką, która założyła przypadkowo znalezione szmatki.

Mniej więcej w momencie, gdy zamyśliłam się nad głupotą zakładania sztruksowej mini do jedwabnej koszuli, nieznajoma objęła mnie mocno, a raczej zacisnęła w niedźwiedzim uścisku.

Mimo całego zażenowania tą sytuacją, próbowałam grzecznie wyswobodzić się i oddalić na bezpieczną odległość.

Bezskutecznie.

Jej długie paznokcie momentalnie wpiły się w moje ramiona.

- To ja, Star. Nie martw się.

Jej ciepły, spokojny głos mnie uspokoił.

Choć, prawdę mówiąc, nie miałam pojęcia, w co ona właśnie mnie ładuje.

- Och, kochana! Tak bardzo się cieszę, że wreszcie się gdzieś ruszymy. Już mi się zaczynało nudzić w tym ponurym zamku, a tu proszę. Wyprawa na poszukiwanie psiapsióły!

Tym razem jej głosik stał się nieco teatralny, piskliwy i przesadnie emocjonalny.

Wtedy zorientowałam się, o co chodziło.

Obecnie istniały dwie, no, przynajmniej dwie Star.

Jedna, moja najlepsza przyjaciółka, która najprawdopodobniej zwariowała, zresztą-nie byłoby to nic nowego.

I druga, moja "kochana psiapsiółeczka", stworzona na potrzeby bliżej nieznanego mi planu tej pierwszej.

Wersja "pocieszny plasticzek" odchrząknęła znacząco.

- Bo zamierzasz mnie wziąć ze sobą, prawda?

Przez chwilę obie Star z wyczekiwaniem mierzyły mnie wzrokiem.

Zastanawiałam się, czy to naprawdę był dobry pomysł.

Ale cóż, nie miałam chyba wyboru.

Nawet najgorszy pomysł trzeba wcielić w życie dla zdesperowanej przyjaciółki.

- Ależ oczywiście, złotko! Koniecznie musisz jechać z nami.

Jej twarz rozjaśnił ciepły, serdeczny uśmiech.

Nagle jednak zreflektowała się, że nie byłyśmy tu same i odwróciła się w stronę pozostałych.

Przygryzła nerwowo wargę i rzuciła mi znaczące spojrzenie.

Teraz była moja kolej, aby naściemniać własnemu narzeczonemu i byłemu-przyszłemu kumpeli z rozdwojeniem jaźni.

- Och, zapomniałam was przedstawić. Marco, Tom, to jest moja przyjaciółka...

Zamyśliłam się na moment nad odpowiednim imieniem dla tak niezwykłej osobistości.

Wreszcie odparłam, nieco rozbawiona własną kreatywnością.

- ...Andżelika.

Po chwili dodałam, upewniając samą siebie widokiem zażenowanej Star, że mój wybór był wręcz doskonały.

- Tak, Andżela. Znamy się już od bardzo dawna i chciałabym, aby nam towarzyszyła. W końcu potrzebna nam każda pomoc, prawda?

Ukradkiem rzuciłam Tomowi błagalne spojrzenie.

Ten zmarszczył brwi, kompletnie zdumiony tą nietypową sytuacją, by po chwili zaśmiać się pod nosem i pokiwać lekko głową.

Nie miał najmniejszego pojęcia, co tu właśnie miało miejsce, ale ufał mi bezgranicznie i był gotowy brnąć dla mnie w nawet najbardziej szalony plan.

- Dobrze, masz rację. Każda para rąk jest potrzebna.

Spojrzał na mnie znaczącym, drwiącym wzrokiem.

- Dziwię się tylko, że wcześniej nie zapoznałaś mnie ze swoją koleżanką, którą przetrzymywałaś ukradkiem w naszym zamku. No, ale rozumiem, że to miała być niespodzianka.

Zwrócił się w stronę swojego przyjaciela.

- A ty, Diaz? Zgadzasz się?

Biedny Marco.

Nie miał nawet wyboru.

Westchnął i wzruszył ramionami, po czym opamiętał się i posłał przepraszający uśmiech naszej "Andżeli".

- Nie mam nic przeciwko.

Star klasnęła w dłonie i podskoczyła do góry.

- Wspaniale! Wyruszamy natychmiast!

Ale po chwili zerknęła na swój nietypowy strój i zaśmiała się lekko.

- No, po tym, jak się przebiorę. Wybaczcie mój strój, od razu, gdy podsłu..., to znaczy, przypadkiem usłyszałam o wyprawie, włożyłam pierwsze lepsze ciuchy i pobiegłam do was.

Zobaczyłam, jak jej ręka sięgnęła po różdżkę, i na moment zamarłam.

Na szczęście, ona również zmieniła swój wygląd i przypominała teraz kruchutki, chudy patyczek.

Star musiała chyba czytać w moich myślach, bo dostrzegła zdziwione twarze naszych kolegów i pospieszyła z tłumaczeniami.

- To tylko szajs z QuestBuy, kupiony na wyprzedaży za kilka groszy. Nie jest zbyt potężna, ale nadaje się do szybkich metamorfoz.

Mówiąc to, puściła do nich oko i wypowiedziała krótkie zaklęcie, które napełniło pokój oślepiającym światłem.

Kiedy blask lekko przygasł, zobaczyli zupełnie nową osobę, która wynurzyła się z fali złocistych motyli.

Ledwo powstrzymałam się, by nie wybuchnąć śmiechem na widok oczarowanych niezwykłym widokiem mężczyzn.

Choć, muszę przyznać, Star przeszła samą siebie.

Najpierw ze złotej poświaty wynurzyły się jej włosy-już nie tandetnie platynowe kłaki, ale delikatne, pastelowe fale, spięte częściowo z tyłu głowy.

Potem zobaczyłam pudrowo różowe, koronkowe rękawy rozkloszowanej sukienki z głęboko wyciętymi plecami, odsłaniającej jej długie nogi.

W której, jak zaznaczę, ta pinda śmiała wyglądać lepiej ode mnie, oddanej zwolenniczki różu i romantycznej koronki.

Wreszcie zobaczyłam jej buty, które skurczyły się do wysokości balerinek, białe i eleganckie.

Krótko mówiąc, było się na co gapić.

I było o co robić awanturę dziewczynie, która najwyraźniej postanowiła zabawić się w słodką księżniczkę.

Przewróciłam oczami, dając jej do zrozumienia, co o tym sądzę.

Nie, żeby ona sobie coś z tego robiła.

Zaśmiała się cicho i klasnęła w ręce.

- No, może być od biedy.

Spojrzała z teatralnym wzruszeniem na naszych chłopców, którzy jeszcze nie zdążyli pozbierać swoich szczęk z podłogi.

- Wszystko w porządku?

W zdziwieniu zdołali wydusić z siebie tylko urywane jąkanie.

Star, chociaż starała się tego nie pokazywać, była bardzo usatysfakcjonowana i patrzyła na facetów z politowaniem.

Cóż, chyba sama muszę zakończyć tą szopkę.

- Ekhem, Sta...To znaczy, Annie, może pokażę ci twoją sypialnię? Chyba wszyscy potrzebujemy trochę wypocząć przed podróżą, tak?

Star zmarszczyła brwi i zaśmiała się lekko, zupełnie nie podejrzewając moich intencji.

- Nie, im szybciej wyruszymy, tym le-

Posłałam jej mordercze spojrzenie i zasyczałam przez zęby.

- SYPIALNIA, Angie. SY-PIAL-NIA.

Przewróciła oczami i ruszyła w moją stronę.

Po chwili otrząsnął się również Tom, który zwrócił się do Marco.

- Yyy...Tak, myślę że...Chodź, pokażę ci twój pokój.

Złapał za ramię biednego, zahipnotyzowanego ślicznotką chłopaka i ruszył w stronę wyjścia.

Ja również uczyniłam to samo i pociągnęłam Star w stronę drugiego skrzydła sypialnego.

Zdążyła jeszcze obrócić się i puścić oczko do Marco, przez co biedak całkowicie się zarumienił.

- Dobrej nocy, kochani! Nie zaśpijcie mi tylko!

***

Dzień dobry z powrotem, kochani!

Jak wam się podobało?

Polubiliście może pannę Andżelę? ;)

Buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro